czwartek, 30 lipca 2015

Anielsko po Polsce...

Wybaczcie brak bardziej treściwego posta, jednak jestem już praktycznie na walizkach, przygotowując się do podboju Japonii. Ostatnie półtora miesiąca spędziłam na podróżach po Polsce, namiętnie fotografując różne dziwne rzeczy na czele z aniołami i te właśnie chciałabym Wam dzisiaj pokazać. Podróżujcie z Cathią, nie ruszając się sprzed ekranu :)


Anioły z bramy prowadzącej do sanktuarium w Świętej Lipce.
 
 Anioł na Bramie Zielonej w Gdańsku.
 
Kościół Mariacki w Gdańsku.

Katedra oliwska. Drugie zdjęcie zrobione, rzecz jasna, ze względu na Gabrysia.

 Herb Torunia w ratuszu miasta.



Bazylika na Jasnej Górze.

 

wtorek, 14 lipca 2015

"We're not the Loosechesters..." czyli po panelu SPNowym na Comic Conie

Comic Con rujnuje nas wszystkich, przede wszystkim emocjonalnie. Ta grafika, krążąca po Tumblrze i Facebooku w pełni oddaje wszystko, co mam do powiedzenia na ten temat. Zwłaszcza gdy kilku moich znajomych jest właśnie w San Diego i wrzuca fotki! Prawie czuję, co chcecie mi powiedzieć o tym płonięciu na suficie. Nie o tym jednak dzisiaj chciałam...

Właśnie o tym mówię...

Obejrzałam panel supernaturalowy i nasunęło mi się kilka myśli, mniej lub bardziej uczesanych, mniej lub bardziej pozbieranych. Ilustracje w sepii lub klasycznej czerni i bieli, ponieważ mój dotychczas niezawodny program do cięcia screenów zrobił mi potworną sieczkę i jedyne, co można było z tym zrobić, to przekonwertować na klasykę.

 Wszyscy na panelu...

Myśl numer jeden to Dlaczego Rob Benedict i Richard Speight Jr. jeszcze nie mają własnego komediowego spin-offa?  Jest to tak bardzo niesłuszne! Domagam się przygód Boga i Gabrysia zanim jeszcze obaj pizgnęli wszystkim w cholerę! Zawsze wiedziałam, że chłopaki mają olbrzymi potencjał komediowy, w końcu nie po to się ogląda te wszystkie filmy z paneli tudzież na nie chodzi, ale to, co się działo na Comic Conie, przerosło moje oczekiwania!



Jeśli w 11 sezonie pojawi się ponownie Olivette w postaci Chomika, nie będę w stanie zachować powagi, nie ma takiej możliwości. Zawsze będę już słyszała skrzeczącego Richarda podkładającego głos pod pluszaka, przy okazji nadając mu włoski akcent! I cóż, jak to ujął Mark Sheppard, chomik był „najlepszym i najbardziej uprzejmym aktorem, z którym kiedykolwiek pracował w ciągu ostatnich dziesięciu sezonów.”

Przeraża mnie to, że Jeremy Carver nadal uważa, że sezon 10 był dobry. Jasne, teoretycznie nie może powiedzieć czegokolwiek innego, ale zważywszy na to, ile ja widzę konstruktywnej krytyki naprawdę oddanych fanów wszędzie, a jestem ostatnio bardzo w rozjazdach, od razu i w ogóle musiało i musi być jej zdecydowanie więcej. Naprawdę, fani Was bardzo kochają i nie przestaną, jeśli powiecie, że nie do końca wszystko wyszło tak, jak chcieliście. Więcej – będą Was za to jeszcze bardziej cenić!

Reakcja na występ Chomika.
A widać, że wiecie, że nie jest dobrze, bo przynajmniej teoretycznie wyciągnęliście wnioski. Dostaliśmy bowiem informację, że sezon 11 będzie ponownie skoncentrowany na epickim dużym wątku i znowu dostaniemy wielkiego złego. Oczywiście, oczyma duszy mojej widzę możliwość, że tym wielkim złym będzie Rowena i boli mnie ząb mądrości na samą myśl, natomiast cieszę się, że po tym ogólnie rozrzuconym sezonie bez motywu przewodniego dostaniemy coś więcej. Miejmy nadzieję. Lekcję wyciągnięto również w kwestii braci, jako że po raz pierwszy od niepamiętnych eonów chłopcy mają współpracować i nie boczyć się na siebie. W sumie, gdybym nie wiedziała, jak działają zapowiedzi twórców, to może bym się bardziej cieszyła, teraz mam wrażenie, że to będzie tak samo jak z Demon!Deanem czy Godstielem. Trzy odcinki i znajdą powód, by się pokłócić.

 King of Hell, at your service.

Moje okolice internetów zawrzały na powtarzające się wypowiedzi Marka Shepparda – „I’m dead.” Ja się jednak specjalnie nie przejmuję, jako że to Sheppard, który jest trollem. To raz. Dwa, mówimy o człowieku, który nienawidzi jakichkolwiek spoilerów, usuwa swoje nazwisko z napisów, by tylko nie wydać niespodzianki w fabule i którego na moich osobistych oczach trafił szlag, jak się dowiedział, że jego postać pojawiła się w zapowiedzi ostatniego sezonu Warehouse 13. Poza tym, nie da się ukryć, że oni wszyscy mówią prawdę z pewnego punktu widzenia – potem oglądasz serial i się okazuje, że ktoś miał sen albo wszystko będzie rozwiązane nieco inaczej. Mark też mówi prawdę – Crowley JEST martwy, jest demonem, na litość bogów! Nie przywiązywałabym do tego zbyt dużej uwagi, zwłaszcza biorąc pod uwagę, co powiedział trochę później.

„I showed up as a guest star, kissing the tall guy under the bridge and then, few seasons later, I’m still here. To be honest, if I knew what’s gonna happen, I wouldn’t tell you, because it’s so much fun.”

I pozamiatane. Jasne, możliwe jest, że się mylę i faktycznie zginie w pierwszym odcinku. Szczerze? Jeśli jego storyline miałby wyglądać tak samo jak w 10, przyjmę to z wielką ulgą.

Wzruszyłam się niemal do łez przy okazji zapalenia tych malutkich świeczuszek z hasłem #AlwaysKeepFighting. I nie tylko ja, wyraźnie widać było, że Jared ma łzy w oczach, przez dłuższą chwilę naprawdę nie mógł z siebie głosu wydobyć. Chwila, kiedy wszyscy uświadomili sobie, co oznaczają światełka na widowni... Zważywszy na to, że Supernaturalowa Rodzina składa się z wielu osób, które mają problemy ze sobą, me included, doskonale rozumiemy potrzebę wsparcia. Akcje Mishy są fajne i Random Acts jest godne wsparcia, radośnie przelewaliśmy kasę na Saint Jude Hospital, ale to akcja Jareda trafiła dokładnie w nasze serca. Większość z nas była tam, część jest, części się to wszystko wraca. I naprawdę, świadomość, że inni o nas myślą, jest pomocna. Zwłaszcza, że wiemy, że Jared również jest jednym z nas.


 Zwróćcie uwagę nie tylko na minę Jareda, ale jak oni wszyscy są poważni...

Cieszy mnie też, że aktorzy mają świadomość, że nasz fandom jest w pewien sposób unikalny. Jared powiedział, że nie istnieliby bez nas, Rob Benedict wprost oznajmił, że ten fandom jest niewiarygodny. Jesteśmy rodziną, nic dodać, nic ująć. 

A to chyba najważniejsze. 

PS: Figurki Crowleya postawione przed każdym aktorem rozczuliły mnie do łez. Wyciągnięto wnioski z zeszłego roku!


PPS: Carver przyznał, że Charlie miała być postacią na raz. I dlaczego, pytam, dlaczego taką nie została? 

PPPS: W tym sezonie mają się pojawić starzy fan favorites. Nie wiem, czy naprawdę tego chcę.

PPPPS: Odcinek 4 sezonu ma być meta. 

PPPPPS: To już niejako postcomicconowo, ale dzisiaj na Twitterze Jim Michaels napisał, że Richard Speight Jr. wyreżyseruje jeden z odcinków.

sobota, 11 lipca 2015

The Road So Far, czyli ukochanych momentów tego sezonu część druga

Jeżdżę sobie po Polsce i strasznie ciężko mi wygospodarować w podróży nawet jedną chwilę, w której mogę coś napisać, ale już się poprawiam! Choćby zestawieniowo! W czasie przerwy śródsezonowej wypisywałam sobie moje ulubione momenty w pierwszej połowie sezonu 10. Sezon się skończył, warto byłoby chyba napisać kontynuację tego wpisu, czyż nie? Bo nawet najgorsze odcinki miały swoje chwile. Jak zawsze, kolejność chronologiczna.

Rozmowa Sama i Deana (Hunter Games)

Jak wiadomo, brak Angstu w tym serialu należałoby na ścianie złotymi zgłoskami zapisywać, a jeśli jeszcze jest to rozmowa Winchesterów naprawdę ciekawa i głęboka, można dorzucić platynę. Obaj bracia w tym jednym przypadku są szczerzy do bólu, grają w otwarte karty. I o ile pamiętam, miałam nadzieję w tym przypadku na motyw „Two against the world”. No niestety. Szybko wzięło to w łeb.


Odmłodzony Dean wchodzi do motelu i planuje zrobić porządek z wiedźmami (About a Boy)

Jak już wiecie, cały ten odcinek uważam za po prostu genialny i ciężko w sumie wybrać najlepsze momenty. Jednak skoro już sobie takie niemożliwe zadanie wyznaczyłam, do dzieła! Po głębszym zastanowieniu wychodzi mi, że najbardziej spłakałam się ze śmiechu przy scenie, kiedy młody Dean wparowuje do pokoju, zaczyna kompletować broń i prowadzi długi monolog, a zaskoczony Łoś patrzy na niego jak cielę na malowane wrota. Mistrzostwo świata.


Kain pojawia się w więzieniu (The Executioner’s Song)

Choć początek wprowadzenia do tego odcinka nie wyglądał specjalnie ciekawie - ot więzienie, strażnik i morderca, tak już po kilku minutach coś się zaczyna dziać. I to jak bardzo! Uwielbiam tę chwilę, kiedy Kain wolno idzie w stronę celi swojego potomka... Przy okazji, naprawdę tylko ten jeden w bloku śmierci pochodził z linii kainowej? Plus, zdjęcia są absoutnie przepiękne.


Castiel i Kain rozmawiają (The Executioner’s Song)

Jak już to kiedyś ktoś zauważył na Tumblrze, tylko fani Supernaturala są w stanie zachwycać się scenerią masowego pochówku. Jeśli jeszcze przy okazji sceneria stanowi tło dla jednej z najładniej rozegranych rozmów w tym sezonie... Proszę o więcej. Może być bez misia.


Walka Kaina i Deana (The Executioner’s Song)

Od momentu, kiedy Dean bierze w dłoń Pierwsze Ostrze, wiadomo, że nie będzie to klasyczne rozprawianie się z Potworem Tygodnia i naprawdę nie rozumiem, dlaczego ta walka nie była chociażby walką finału sezonu, bo miała w sobie więcej napięcia niż ostatni odcinek (tak, wiem, o to nietrudno). Zdesperowany Dean, szalony Kain... Aaaaa, za to kocham ten serial!


Niebo Bobby’ego (Inside Man)

Nic na to nie poradzę, Bobby Singer nadal plasuje się wybitnie wysoko na mojej liście ukochanych SPNowych postaci. Uważam, że zabicie go (a potem uduszenie!) było jednym z błędów kardynalnych serialu i za każdym razem rozklejam się, kiedy go widzę. Tym razem rozkleiłam się jeszcze bardziej, bo Niebo Bobby’ego, przeżywanie tych najszczęśliwszych chwil w jego życiu, to czytanie autobiografii Tori Spelling, słuchanie Kenny’ego Rogersa, popijanie whisky i rzucanie okiem na zdjęcie z chłopakami... Szlocham...


Wygnanie Roweny z Piekieł (Inside Man)

Nie znoszę Roweny i bardzo chciałam, żeby zniknęła z serialu (wiem, ja naiwna), tak więc miałam wielką przyjemność podczas oglądania, jak wkurzony Crowley wynosi mamusię z Piekieł na kopach. Przez jedną krótką chwilę nawet czułam w tym wszystkim starego dobrego Króla Piekła. Dobra, to jest ten moment, kiedy muszę pójść po alkohol...


Pojawienie się rodziny Styne’ów (Book of the Damned)

Tak, wiem, że koniec końców ten wątek okazał się być po prostu beznadziejny, a  geneza rodzinki przyprawiła mnie o serię facepalmów, jednak ich wejście na scenę w tym odcinku było po prostu śliczne. I ta ich broń!



Poświęcenie Sama (The Werther Project)

Od dawna wiadomo, że Winchesterowie są mistrzami świata w poświęcaniu się nawzajem, by tylko ten drugi przeżył, zatem pod tym względem ten odcinek to nic nowego. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę tę desperację Sama, tę walkę, by dostarczyć wiedźmie to, co może uwolnić Deana... Oj, jak mi bardzo Łosia było żal...



Rowena i Charlie w jednym stały domu (Dark Dynasty)

Nie znoszę Roweny, nie znoszę Charlie, a jednak ich interakcja sprawiła, że miałam wielkiego banana na twarzy. Czyli można! Nawet tym skrajnie irytującym postaciom można napisać dialog w taki sposób, by sprawił fanowi przyjemność...



Powrót Crowleya (niestety, na krótko) (The Prisoner)

Nie dość, że badass, nie dość, że zamiótł Łosiem podłogę, to jeszcze jest to pierwszy moment, kiedy to oczy MARKA SHEPPARDA zabłysnęły na czerwono... Fangirl moment. Li i jedynie.



Walka Deana i Casa (The Prisoner)

Wreszcie! Bogini, czekałam na ten moment od tylu sezonów! Wreszcie Cas i Dean walczą jak równy z równym i to nie Anioł Pana zamiata przeciwnikiem podłogę... Do szczęścia brakowało mi tylko wypalonych skrzydeł na podłodze, ale nie można mieć wszystkiego.



Honorowo miejsce dla odcinka wcześniejszego... :) ze specjalną dedykacją  dla Maryboo...

Snobistyczna rodzinka (Ask Jeeves)

Powiedzmy sobie szczerze, jeśli nie śmiejemy się z Sama i Deana, to czasami ciężko w SPNie znaleźć powód do śmiechu. Nie tym razem... Nie zabił wprawdzie ani kamerdyner, ani członkowie rodzinki, ale obserwowanie ich wzajemnych relacji oraz próby rodzinnych MILFów, by zaciągnąć do łoża Łosia (jak ja to rozumiem!) przyprawiły mnie miejscami o spazmy i ból brzucha :)



BTW, czy wiecie, że to 50 wpis na tym blogu? :) Dobrze, że poszłam po ten alkohol...