SPOILERY!!!
Zobaczyłam wczoraj zdjęcia promocyjne do pierwszego odcinka
nowej serii. Pomyślałam sobie wiele, większość z tego nie nadaje się do druku,
po przespaniu się z problemem jestem jednak w stanie wylać z siebie żale w sposób
nieco mniej cenzuralny.
Powrót Mary Winchester to pomysł wyciągnięty z odwłoka. Jej
śmierć w płomieniach była tym punktem startu naszych braci, czymś, co
zdefiniowało ich życie na zawsze. Jej pakt z Żółtookim sprawił, że John został
najgorszym ojcem świata i łowcą w jednym, młody Dean musiał zmagać się m.in. ze
strzygą i poczuciem winy, a Sam zasilił szeregi Wybranych Dzieci. Jasne, można
było bawić się jej ewentualnym przetrwaniem w wizjach spowodowanych przez dżina,
ale tylko to. Wiem, to Supernatural,
ale dotychczas można było pewnym być jednego – Mary Winchester nie żyje. Howgh.
Nie wiadomo wprawdzie, gdzie jest, bo Ash wspominał, że nie może Winchesterów
seniorów w Niebie odnaleźć, ale na pewno nie ma jej wśród żywych… Jednakowoż
wystarczyło cukierkowe zakończenie Sezonu 11, by wyciągnąć i Mary. Jakkolwiek
nie ma to żadnego sensu.
Potrzebny był plot twist, jasne. Cliffhanger, jasne.
Pojechano w tym jednak przypadku jakby nieco za daleko… W dodatku naprawdę nie
rozumiem, po co. Już poprzedni sezon zajął się skuteczną destrukcją postaci
ikonicznych w SPNie (Lucyfer w wykonaniu Mishy!), teraz już tylko ciągniemy ten
wózeczek dalej.
Patrząc na te zdjęcia nie mogę się też oprzeć wrażeniu, że
Dabb, podobnie jak Carver, czyta niewłaściwe blogi na Tumblrze. Niejednokrotnie
spotykałam się z zarzucaniem serialowi, że brakuje w nim silnych kobiecych
postaci i za każdym razem zastanawiałam się, co biorą autorzy tych opinii i czy
aby na pewno oglądamy to samo. Silne postaci kobiece towarzyszą Supernaturalowi od samego początku –
jasne, nierzadko giną, ale to samo dzieje się z postaciami posiadającymi
chromosom Y. Bela, Ruby, Jo i Ellen, Jody, Donna, pani Tran, Krissy Chambers… Niech będzie nawet ta cholerna Claire Novak.
Nie wspominając już o pojedynczych odcinkach – i zawsze w pamięci pozostaje mi
choćby Andrea Barr. Tym razem dostajemy zatem kolejną silną postać żeńską. I to
nie jedną.
Krytykowałam już wcześniej idiotyczny pomysł nagłego
wprowadzenia na scenę londyńskiego oddziału Ludzi Pisma, ponieważ straszliwie
nie lubię motywu Deus ex machina i
byłabym w stanie to nawet kupić, gdyby ich istnienie było jakkolwiek
zasugerowane w trakcie sezonu. Niestety, Lady Antonia wywołała u mnie li i
jedynie zgrzytanie zębami. Jak jednak widać, sama Lady Antonia to za mało, by
doprowadzić sprawę do końca, dostanie zatem Babę od Czarnej Roboty. W
obowiązkowej czerni. Walę głową w ścianę.
Nie jestem w stanie nawet jakkolwiek się przejąć tym, że
stoi nad Samem z palnikiem i złymi zamiarami. To już było, całkiem niedawno.
Cole też chciał zrobić Samowi kuku. Nie używa się tych samych trików tak
często, moi drodzy scenarzyści. Przejęłabym się, gdyby Panie Pisma odrobiły
lekcje i stanęły z palnikiem na przykład nad Jody – wszak postaci drugoplanowe
giną tu jak muchy. Sam Winchester musi przeżyć.
Jasne, może będzie
z tego jakiś nieoczekiwany zwrot akcji. Na przykład Mary wraca z zaświatów ze
zwichrowaną psychiką – ot, taki malusi Smętarz
dla zwieżaków i nasi panowie muszą z tym zrobić porządek, a jest to –
przypominam – ich mać. Obawiam się jednak, że wymagam zbyt wiele…