Dwie sieroty
muszą opuścić dotychczasowy dom i udać się na drugi koniec kraju/świata, do
najbliższego krewnego/krewnej, który się nimi zaopiekuje. Oczywiście, niełatwo
im się dostosować, powoli uczą się nowych reguł, poznają innych ludzi, ale
zakończenie okaże się dla wszystkich szczęśliwe… Znacie to? Myślę, że każdy z
nas zetknął się z tym schematem czy to w literaturze, czy na ekranie.
W Piekielnej
głębinie Lindsay Galvin też poznajemy dwie siostry, Aster i Poppy, lecące
do swojej ciotki Iony, ich opiekunki po śmierci mamy. Po długiej i męczącej
podróży z Anglii do Nowej Zelandii pragną już tylko odpocząć, ale ciotka
zaskakuje – wynajęła swoje mieszkanie, więc zaprasza siostrzenice do
ekologicznej wioski, w której prowadzi badania. Nie są tam osamotnione –przebywają
tam także studenci, uczący się rozmaitych technik przetrwania, również będący
obiektem nieokreślonego eksperymentu: specjalne zastrzyki, opaski do
monitorowania snu… Siostry stają się też świadkiem nieprzyjemnej sceny między dwoma
badaczami. Dzieje się coś dziwnego… ale co? W końcu Aster budzi się na
bezludnej wyspie. Zależy jej tylko na jednym: odnalezieniu Poppy.
Mają jednak to
szczęście, że ktoś będzie ich szukał. Tym kimś jest towarzysz ostatniego
lotu, Sam, który znajduje pewne wskazówki dotyczące losu dziewcząt. Kontaktuje
się z lekarzem, próbującym uleczyć chorego na raka dziadka i choć ma pewne
wątpliwości, postanawia z nim współpracować – wszystko, by tylko upewnić się,
że Poppy i Aster są bezpieczne…
Przyznam, że na
początku czytałam Piekielną głębinę z pewnym protekcjonalnym
uśmieszkiem, z góry zakładając, co się stanie. W końcu miałam do czynienia nie
dość, że ze schematami narracyjnymi starymi jak świat, to jeszcze dość szybko
naszkicowanymi postaciami… Niezadługo przekonałam się, jak bardzo się mylę - wcale
nie potrzebowałam długich i skomplikowanych charakterystyk bohaterów i
okoliczności przyrody, bo też i nie o to chodzi w tej książce. To powieść dla
młodzieży, której wcale nie zależy na długim wprowadzeniu, bo i tak zainteresuje
się tym, co rozgrywa się wokół Aster, zwłaszcza że opowieść poprowadzona jest w
pierwszej osobie, w zrozumiały sposób ograniczając wiedzę narratora. Co
więcej – mamy do czynienia z fantastyką, a to także zapowiada pewne wyłamanie się
poza ramy zasugerowane na początku.
Fantastyką w
większości naukową, wszak mowa o nauce w jej najbardziej klasycznym wydaniu: badaczami,
lekarzami, eksperymentami – w końcu upragnionym efektem wszystkich starań ma być
lekarstwo na plagę trapiącą całą ludzkość (nie, nie jest to koronawirus…). Co
prawda, czytelnik starszy musi w pewnym momencie mocno upewnić się, że zawieszenie
niewiary rzeczywiście znajduje się na haczyku tuż za nim, ale nie przeszkadza
to bardziej niż w innych powieściach dla młodego czytelnika.
Nie da się ukryć,
że powieść jest nieco naiwna, zwłaszcza na końcu, jednak droga prowadząca do
takiego właśnie rozwiązania w miarę rozwoju sytuacji komplikuje się, są ofiary
oraz mniejsze i większe tragedie. Zło zostaje wprawdzie ukarane (bardzo podobało mi
się tutaj poszerzenie definicji osoby złej), ale pozostaje nam pytanie: czy w
imię większego dobra można robić pewne rzeczy? Gdzie znajduje się granica,
której przekroczyć nie wolno? Mimo lekkiego w gruncie rzeczy tonu opowieści,
schematyczności i dość niesamowitych rozwiązań, autorka stawia pytania etyczne
i powiem szczerze, że zmusza do zastanowienia się. Doskonale.
To wszystko
sprawia, że prosta na początku historia okazuje się nieco bardziej zawiła, a rozwiązanie zagadki skłania
do refleksji. Czyni to Piekielną głębinę naprawdę dobrą pozycją dla młodego
czytelnika, tym bardziej, że główni bohaterowie są bardzo sympatyczni, a i
sceneria ich przygód – rzekłabym, że dosyć wakacyjna – pozwala na chwilę uciec
od rzeczywistości. Lekko, przyjemnie, ale nie do końca łatwo. I dobrze, w końcu
tak być powinno.
Lindsay Galvin, Piekielna
głębina, tłum. Agnieszka i Karol Stefańczykowie, wyd. YA!, Warszawa 2020.
Dziękuję
wydawnictwu za egzemplarz recenzencki!