Całkiem spora znana mi część fandomu supernaturalowego to
również członkowie tworu określającego się jako SuperWhoLock, a więc, jak łatwo
się domyślić, dodatkowo fani Doctora Who i Sherlocka, nic zatem dziwnego,
że tytuł odcinka – Reichenbach – przyprawiał wszystkich o palpitacje.
Spotkałam się z wieloma spekulacjami i obawami, podsycanymi zwłaszcza przez
trailer.
Wszyscy byli wprawdzie realistami, nikt nie spodziewał się
zamordowania brata przez brata, ale zapowiadała sie przynajmniej spora
rozwałka, coś, co spowoduje ostateczny upadek Deana Winchestera. A cóż mogłoby
się do tego bardziej nadawać niż skrzywdzenie tej jedynej osoby, na której mu
najbardziej w życiu zależy/zależało?
Obawy były jednak nieuzasadnione, bo od początku odcinka
Demoniczny Dean postępuje po staremu, spełniając sny swojego ludzkiego ja. Dean
oglądający striptease to nie pierwszyzna, wybór piosenki był również
przeuroczym ukłonem w stronę fanów, jednak wszystko późniejsze to po prostu
pokazanie, że jak dupkiem był, tak dupkiem pozostał. Dotykanie tancerek i
spranie na kwaśne jabłko ochroniarza było tak złe jak przeciętny wieczór na
Pradze... Tłumy ziewają.
OK, zło objawiające się dotykaniem striptizerek... Dobijcie mnie.
Niestety, ziewają również przy każdej próbie zmiany
scenerii. Dostajemy nareszcie wyjaśnienie motywacji Cole’a, komandosa
podążającego śladem Deana. Podoba mi się wykorzystanie motywu zemsty, nie
przeszkadza mi również to, że cała sprawa ukazuje starszego Winchestera w
bardzo złym świetle – to tylko woda na mój młyn. Dean już nie raz udowodnił, że
nie interesuje go wpływ, jaki jego czyny mają na ewentualne rodziny ofiar –
pamiętacie The Girl Next Door? Dodatkowo, widzimy, że jako człowiek jest dokładnie
taki sam jak jego demon. Ale wracając do naszych baranów... Rozumiem, Cole chce
się zemścić, rozpuścił wici, jest zmotywowany i przygotowany... ale te jego
źródła są co najmniej dziwne – wyłapały fragment nagrania znajdującego się w
posiadaniu policji, ale przegapiły całą nagonkę na Winchesterów kilka lat temu,
w Slash Fiction. Pobawmy się jednak w adwokata diabła i załóżmy, że komandos
był wtedy na jednej ze swoich rozlicznych misji wojskowych. Dalej – jak na
osobę z obsesją zemsty na Deanie, wie o nim naprawdę bardzo mało. Mocno
zdziwiłam się, gdy okazało się, że nie ma pojęcia o istnieniu potworów i czym
tak naprawdę są łowcy. Trochę to wszystko niekonsekwentne. Odrobinę napięcia
czułam podczas sceny przesłuchania, licząc na to, że jednak Sammy złamie się i
zaproponuje współpracę, co mogłoby być naprawdę ciekawe. Niestety. Wybrano
rozwiązanie nieco inne.
Niekoniecznie młody, ale zdecydowanie mroczny.
I tak dochodzimy do punktu, który mnie osobiście mocno
irytuje. Cała sprawa z puszczeniem Sama wolno jest grubymi nićmi szyta. Po
pierwsze, Sammy ucieka sobie spacerkiem, dzwoniąc jednocześnie do Casa, a jako
swój środek transportu wybiera starego rzęcha (no dobrze, z drugiej strony
takiego grata nikt nie będzie szukał). Rewelacyjny wybór, jeśli potrzebujesz
się szybko przemieścić i w dodatku uciec wyszkolonemu komandosowi. To raz. Dwa,
scenarzyści znowu robią z młodszego Winchestera idiotę. Nie wierzę, po prostu
nie wierzę, żeby osoba wychowana i żyjąca w taki sposób jak Sam nie zauważyła
ogona. Cole to może i komandos, ale przeciez nie super agent specjalny. Drażni
mnie to niemożebnie, ponieważ z Sama od kilkudziesięciu odcinków robi się
konsekwentnie bałwana, między innymi w taki właśnie sposób.
Jak wiadomo, jak się ucieka przed szkolonym zabójcą, idzie się wolno i dzwoni do wszystkich świętych.
Chwalić bogów, że prowadzi to do jednego z nielicznych
momentów w odcinku, które były naprawdę znakomite. Pojedynek Cole’a i Deana
miał niesamowity klimat, był pojedynkiem raczej psychologicznym aniżeli
fizycznym i całkowicie to kupiłam. Faktycznie, na początku miałam wrażenie, że
znowu coś jest nie tak – zamiast wsadzić Cole’owi Ostrze pod żebro, Dean bawi
się nim jak kot myszą, po chwili jednak puknęłam się w czoło, przeklęłam własną
głupotę i podziwiałam to, jak Dean, w którym wreszcie widzę chociaż odrobinę
demonizmu, łamie swojego przeciwnika krok po kroku. Majstersztyk! Scena bez
wątpienia jest najjaśniejszym punktem odcinka, bo przecież ciężko tak nazwać
łzawy dialog między braćmi w barze, choć i ta miała swój moment. Kiedy Dean
wyznaje bratu, że powstrzymuje się wszystkimi siłami, by nie przegryźć mu
gardła, ciary przeszły mi po kręgosłupie. Tak, to jest to, na co czekałam,
szkoda tylko, że przejawiające się w kilku zaledwie dialogach i... tak szybko
się kończące.
Wreszcie coś się dzieje, ale długo się nie podziało.
Podobnie szybko skończyło się rumakowa... wycie do księżyca,
które obiecywał Crowley Deanowi. Tak sądziłam, ha, miałam nadzieję, że
szlajanie się po barach nie potrwa długo, jednak nie spodziewałam się takiego
rozwiązania. Po prostu jakoś nie chce mi się wierzyć, żeby Crowley nie oczekiwał
tego, że Deana nie będzie można kontrolować, sam pamięta przecież to, co
mówiono o Kainie. Podobało mi się, jak próbował go przynajmniej zaprząc do
jakiejkolwiek roboty, do której mógłby się nadawać, jednak jestem zaskoczona,
że zdziwiła go spektakularna klęska Winchestera. To był moment, w którym czekałam
na wyciągnięcie jakiegoś asa z rękawa, próby szantażu etc., tymczasem...
Tymczasem Crowley pozwala Deanowi odejść, w dodatku pozwala, by przy życiu
pozostali świadkowie tej, zdecydowanie podważającej jego autorytet, sceny.
Argh! Szczęśliwie, zawierając taki a nie inny układ z Łosiem, teraz to on jest
posiadaczem Pierwszego Ostrza, a w obecnej chwili to jedyna rzecz, której Dean
pragnie – o czym dowiedzieliśmy się już w poprzednim sezonie. Liczę jednak na
to, że to zamknie dosyć żenującą historię szlajania się Króla Piekieł po barach
i udawania najlepszego przyjaciela Winchestera (po tym, jak zobaczyłam preview następnego
odcinka, jest szansa, że moja nadzieja się spełni). I chociaż długie tęskne
spojrzenie rzucone zdjęciu na iPhonie nie napawa mnie optymizmem, najwyższy
czas, byśmy dostali znowu genialnego kombinatora.
Po cichu łudzę się, że ma
jeszcze coś w zanadrzu. Jeśli jednak awansowanie Marka Shepparda do stałej
obsady ma oznaczać rozmienienie Crowleya na drobne, to chyba nie jest to
najlepszy krok. W dwóch pierwszych odcinkach naprawdę dobra scena z Crowley’em
to jedynie ta, kiedy młody asystent tłumaczy mu swój genialny pomysł na przyspieszenie
tempa konwersji demonów o 0,03%. Mina Króla jest absolutnie bezcenna, jego
hasło „Zabijcie mnie” w pełni zrozumiałe i jednocześnie sygnalizujące tę drobną
zmianę, jaka w nim zaszła pod wpływem ludzkiej krwi lub przebywania z Deanem,
wszak to Crowley specjalizował się w kruczkach, zawiłościach i sztuczkach tego
rodzaju. Nie wierzę jednak, by była to zmiana na tyle duża, żeby demon
zatęsknił do owego sztucznego braterstwa, które próbował zbudować.
Będę się starała zapomnieć to zdjęcie do końca mojego życia.
Dobrze, ozdoba drinka Crowleya mnie szczerze rozbawiła.
Na koniec zostawiam wątek anielski, bo tak naprawdę niewiele
jest do powiedzenia. Jedyne, co było w nim naprawdę zacne, to rozmowa Casa i
Metatrona, który, swoją ścieżką, mógłby zrobić karierę jako psychoterapeuta.
Tysiąclecia poznawania ludzkich opowieści dały mu naprawdę solidny wgląd w
ludzką (i najwyraźniej anielską) psychikę, który wykorzystuje jak mistrz.
Jestem dziwnie pewna, że ten motyw będzie jeszcze kontynuowany, szkoda tylko,
że oczyma duszy widzę jak Hannah płaci w końcu wyznaczoną cenę za to, by
uratować Castiela. Bardzo, ale bardzo podobało mi się jednak to, że Cas
rzeczywiście jest pogodzony z losem i teraz chciałabym tylko, żeby przestał się
szlajać po ekranie bez sensu, a zajął się czymś, co ma ręce i nogi. Ot, choćby
urządzaniem Nieba na nowo, bo bajzel tam mają nieziemski. Tyle czasu minęło już
od ostatniego przewrotu, a więzienie nadal w ruinie. Nie najlepiej świadczy to o
totalnie zbiurokraciałych skrzydlatych. I gdzie, na bogów, gdzie są strażnicy?
A tak wyglądała Cathia, oglądając ten odcinek.
Co więcej mogę powiedzieć? Jest... średnio. Szczęśliwie, w
przeciwieństwie do pierwszego odcinka, ten ma swoje momenty i przynajmniej dwa
razy rzeczywiście uwierzyłam w przemianę Deana (ten drugi raz to kiedy nazwał
Impalę „tylko samochodem”). Bracia w duecie mają dobrą dynamikę, liczę więc na
ładną następną historię, podczas której Sam wreszcie nie okaże się totalnym
debilem (buahahaha). Niestety, nie łudzę się już, że Demoniczny Dean przetrwa w
serialu dłużej, zresztą, przykro mi to pisać, ale w obecnej chwili mi już na
tym nie zależy. Nie w tej formie, jaką dostajemy.
Cole może być ciekawym dodatkiem, jeśli rzeczywiście się nieco dokształci, w
końcu Gordon urozmaicił nieco życie chłopców w trzecim sezonie. Bezwarunkowo
żądam powrotu Króla Piekieł w jego pełnej krasie. Pytanie tylko, czy nie pragnę
zbyt wiele...
Supernatural, 10x02 Reichenbach,
scen. A. Dabb, reż. T. J. Wright, wyst. J. Padalecki, J. Ackles, M. Collins, M.
Sheppard i inni.
Skasowało mi komentarz, więc skrótowo:
OdpowiedzUsuń- Metatron robiący "buu", widełki w drinku i demon-analityk na tak;
- bardzo proszę, aby Cas wreszcie dostał porządną oś fabularną w której będzie mógł zaprezentować (nawet mimo braku łaski) swojego wewnętrznego BAMFa; aha, i niech ktoś zamorduje Hannę
- proszę też o skończenie wątku "Crowley - trzynastolatka po zerwaniu ze swoją sympatią" i zaprzestanie rzucania królem o podłogę (czy ktoś tu jeszcze pamięta, że Dean obchodził Crowleya o tyle, o ile mógł mu się do czegoś przysłużyć i ani trochę więcej?)
- po przeczytaniu spojlerów zaczynam się obawiać, iż mój scenariusz dotyczący demon!Deana który zamieściłam przed premierą sezonu okaże się być jak najbardziej kanoniczny; w takim układzie nie przetrwam na trzeźwo do końca dziesiątki...
Maryboo
Bogini, Maryboo, kocham Cię za to porównanie! Dokładnie tak - Crowley zachowuje się jak nastolatka...
UsuńCo do Sama i robienia z niego bałwana, całkowicie się zgadzam.
OdpowiedzUsuńłamie swojego przeciwnika krok po kroku - i arogancko zostawia za sobą żywego wroga...Ale cytat z "Narzeczonej księcia" słodki.
Mnie się podobało ujęcie śpiącego Castiela.Tak, jestem dziwna.Hanna jest nieznośna.
Tak, to Zdjęcie bolało...
Co robi facet,którego właśnie stłukł demon? Idzie do psychiatry ? Do księdza może? Nie,do biblioteki, jak Hermiona...
Chomik
Może czytał synowi Harry'ego Pottera? :D
UsuńSwoją drogą,jakby Cole wleciał do mojej rejonówki i zażądał książek o demonach, mógłby się nieco zdziwić..
UsuńChomik
Dostałby Grzędowicza :D
UsuńDobre!!!!
UsuńChomik
Czy tylko ja myślę, że "rozmiękły" Crowley to jakaś część genialnego planu, którego nawet nie podejrzewamy? Scenarzyści nie popełniliby takiego błędu. Zły i manipulujący Crowley zawsze będzie bardziej lubiany, tylko dlatego, że pokażą jego dobrą stronę raz na jakiś czas.
OdpowiedzUsuńOsobiście nie kupuję Deana jako mającego wątpliwości do tego kim jest. Parę taktów, które wygrał na fortepianie okazuje się być "Hey Jude" czyli kołysanką śpiewaną przez jego matkę. Chociaż fragment w którym mówi, że Impala to tylko samochód złamał mi serce.
Z resztą Twojego artykułu zgadzam się całym sercem.
Uwierz mi, modlę się o to, by była to część planu :) całą duszą modlę się o złowrogi plan Króla Piekieł... cholera, chyba zaprzedałam duszę!
UsuńJest w tym sens. Pamiętam, jak Sheppard uświadamiał mi podczas rozmowy, że Crowley kradnący cukierki grał biednego misia, żeby Winchesterowie go uznali za niegroźnego.
Też nie kupuję Deana z wątpliwościami...
"Rozmiękły" Crowley jest diabelnie irytujący, jeśli po to trafił do głównej obsady, to nie wiem... I obawiam się, że owszem, to jest błąd scenarzystów. Ale. Poczekamy, zobaczymy.
OdpowiedzUsuńTęsknię za twardym i interesującym Samem z poprzednich sezonów. Może ręka daje się aktorowi we znaki i przez to nie dostaje zbyt wiele do grania?
Zaczynam tęsknić za braćmi, wspólnie prowadzącymi sprawy i żyjącymi w przyjaźni ze sobą, bez angstu.
A te zapowiadane "ciekawe postaci kobiece" - to chyba nie były Ann-Marie i Hanna...
Odcinek nie najgorszy, ale czekamy na dużo lepsze!
Karmena
Dajcie mi Sama, a zrobię z niego mężczyznę :D Oh wait, zabrzmiało to chyba co najmniej dwuznacznie ;)
UsuńA może ta ciekawa i niestandardowa postać kobieca to babeczka od pomocy drogowej? :)
ale czekamy na dużo lepsze!
UsuńCytując Shreka: to se poczekamy..Chociaż ten tron...
Chomik
Tron trzyma mnie przy życiu!!!
UsuńJuż jutro się dowiemy, co i jak.
Ha, czyli to moje wielkie WTF kiedy Dean pozamiatał Crowley'em podłogę było słuszne, nie wynikało z nieznajomości kanonu (tak, oglądam 10 sezon nie obejrzawszy sezonów 2-4 i 6-9)! Bo byłam mocno zdziwiona, że Dean to przeżył. I asystenci też. Aż szukałam informacji, czy Crowley przypadkiem nie stracił mocy i tego nie ukrywa.
OdpowiedzUsuńAle "Pick a bloody side!" było cudowne!
To gapienie się w komórkę to chyba specjalnie dla piszących fanfiki było?
No cóż, wiemy, że Znamię daje większą moc niż mają przeciętne demony, a Crowley startował z pozycji przeciętnego demona. Fakt, te wszystkie dusze w Piekle dają mu dodatkową moc, ale chyba nie odważyłby się stanąć w szranki ze spadkobiercą Kaina, który dodatkowo dzierży Ostrze.
UsuńSwoją ścieżką, dzisiaj dowiedziałam się, że już jest nazwa dla shipu Crowleya i Deana. Jak dobrze, że ja shippuję jedynie Crowleya i jego fartuszek.
Boję się, ale i tak zadam to pytanie- jak się nazywa ten ship?
UsuńCałkiem ładnie - Crowlean :)
Usuń