Chociaż seriale zajmują już od lat poczytną pozycję w
ogólnopojętej fantastyce i prelekcje im poświęcone są coraz częściej
umieszczane w programach konwentów, nie da się ukryć, że wszystko zależy od
popularności danego odcinkowca. Powiedzmy sobie szczerze – niemal zawsze w
harmonogramie znajdzie się coś poświęcone
Doktorowi
Who,
Supernaturalowi czy innych
fantastycznym produkcjom, jednak trochę gorzej z czymś, co powstało kilka,
kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu. Nie jest to zaskakujące – w końcu
zważywszy na to, że część konwentów zaczęło aspirować do miana festiwali (dwa
już rzeczywiście nimi są), organizatorzy próbują zorganizować wszystko tak, by
jak największa część przybyłej publiki miała co robić. A jaka jest szansa, że
wśród tych kilku tysięcy osób znajdzie się z 50 fanów serialu powstałego w
czasach, kiedy dinozaury dostrzegły ten wielki płonący kamień na niebie?
Osobiście obstawiam, że dosyć duża, jednak sale i programy nie
są z gumy, rozumiem więc decyzje, które sprawiają, że o obecności takich dzieł
jak Battlestar Galactica (stara
wersja), Babylon 5, The Outer Limits czy choćby startrekowy
TOS można raczej tylko sobie pomarzyć. Oczywiście, prelekcje zgłaszają ludzie,
więc można założyć, że nikt tego tematu nie porusza, jednak skłaniam się raczej
ku temu, że są odrzucane, zwłaszcza na takich konwentach, gdzie ludzi naprawdę
sporo. A już na pewno nie dziwi mnie fakt nieobecności seriali nijak z
fantastyką nie związanych, choć na festiwale powoli przedostają się tylną
furtką – to tematy bardzo popularne.
Szczęśliwie, istnieje konwent poświęcony li i jedynie serialom,
więc można liczyć na to, że znajdziemy na nim dużo dobra ogólnoserialowego. To
oczywiście Serialkon, którego druga edycja odbyła się w ubiegły weekend.
Pamiętam, jak po jego debiucie wszyscy prosili bogów o to, by następna odsłona
była co najmniej dwudniowa. Modły zostały wysłuchane! Tym razem do dyspozycji
były aż dwa dni, po brzegi wypełnione propozycjami, które mogły zadowolić najbardziej
wybrednego wielbiciela seriali.
Kiedy ma się blisko 17 lat jeżdżenia na konwenty na karku,
trudno tak naprawdę znaleźć coś, czego się jeszcze nie słyszało (no chyba, że
dotyczy absolutnej nowości), zazwyczaj spędzam więc czas na swoich własnych
prelekcjach oraz na spotkaniach ze znajomymi (tudzież na stoisku z kartkami,
choć to raczej na ogół przypadek Pyrkonu). Nie na Serialkonie! Tutaj patrząc na
rozpiskę człowiek rozpaczliwie szuka zmieniacza czasu albo błaga Doktora, by
wpadł z wizytą i wypożyczył nam TARDIS.
Tym razem równocześnie odbywało się siedem ścieżek programowych,
podobnie jak w ubiegłym roku zarówno w budynku Biblioteki Wojewódzkiej, jak i w
Artetece. Szczęśliwie tym razem Akwarium, czyli sala na 2 piętrze Arteteki
przeznaczona została głównie na konkursy, ponieważ komfortowo może w niej
przebywać chyba 20 osób, nie więcej. Na pierwszym piętrze znalazło się miejsce
na panele oraz wystawców. Tych ostatnich było znacznie więcej niż w ubiegłym
roku, choć najlepszą sprzedaż nie bez powodu miały stoiska oferujące rzeczy
najsilniej związane z serialami – koszulki, gadżety, biżuteria. Wybitnie złe
miejsca. Panele odbywały się nie w sali, a na otwartej przestrzeni, co
umożliwiało tłumom wbicie się na wybrany punkt, obstawianie ścian i schodów…
Dobra opcja, zwłaszcza że akurat ten blok był dosyć popularny, zważywszy na
mnogość tematów i znanych rozmówców. II wojna światowa, Hannibal, telewizyjne adaptacje literatury, space opera, sposób
pisania o popkulturze, wzorce meskości w serialach… Naprawdę, dla każdego coś
miłego. Był to zarazem jedyny blok transmitowany na żywo na YT, więc jeśli ktoś
nie mógł się na dyskusji zjawić tudzież w ogóle nie mógł przybyć na Serialkon,
mógł nadrobić.
Nowością był blok tylko i wyłącznie anglojęzyczny, w którym wzięło
udział kilku zaproszonych zagranicznych gości: Andrew Ellard, Rowan Ellis i
Gavia Baker-Whitelaw, ale udzielały się na nim również i znane z polskiej
blogosfery twarze. Dodatkowym atutem tego bloku była jego lokalizacja – w salce
wydzielonej z kawiarni na dole Arteteki, co umożliwiało delektowanie się strawą
duchową na równi z tą fizyczną.
Kolejkon teoretycznie wyglądał przerażająco, ale rozładowano go błyskawicznie.
Konwent rozpoczął się w sobotę rano, zanim jednak zaczęliśmy
szturmować jego bramy i formować kolejkon, postanowiliśmy uczcić spotkanie z
kilkoma znajomymi śniadaniem i tak załamaliśmy obsługę, zjawiwszy się tuż po
otwarciu drzwi knajpy. Jedzenie było smaczne, towarzystwo znakomite, tematy
rozmów więcej niż zacne, Daleki obecne, więc nic dziwnego, że udaliśmy się na
sąsiednią ulice w nastrojach mocno szampańskich. Zanim tam dotarliśmy, doszły
nas słuchy, że zamiast siedzieć i delektować się pysznym jedzonkiem, powinniśmy
raczej stać w kolejce, bo już się uformowała. Nie było jednak tak źle!
Akredytacja działała więcej niż sprawnie, zdecydowanie pomaga brak opłaty za
konwent! Tegoroczne plakietki były bardzo porządne, program również wydrukowany
bardzo ładnie, już samo to pokazuje, jak długą drogę przeszedł Seriakon od
ubiegłego roku (nie, żebym narzekała na poprzednią edycję, piekielnie mi się
podobała!), w gratisie było również CD
Action i Fantasy Komiks,
gdzieniegdzie można było znaleźć kolorowankę od Stabilo. Pakiet niemalże
VIPowski, który dostałam, dodatkowo zawierał kilka cienkopisów, książkę,
przypinkę i klasycznie już ulotki. Bycie gościem zawsze na propsie, zdarzyło
się po raz pierwszy od wielu lat. I nadal nie pojmuję, dlaczego ;)
Konwent
de facto
otwierałam i zamykałam, ponieważ pierwszą prelekcję miałam w sobotę o 12,
ostatnią w niedzielę o 16. Pierwszą był
Supernaturalowy
flirt z popkulturą w sali-widmo, do której podobnież ciężko było trafić.
Mnie pokierowano właściwie, jednak z tego, co wiem, liczne osoby miały problemy
z trafieniem do odpowiedniej windy i to rodziło problemy. Sale jednak były
ładnie oznaczone, więc koniec końców dawało się trafić niemalże wszędzie, tyle
że czasem można było stracić początek prelekcji. W sali zakochałam się miłością
szczerą i prawdziwą, miała doskonały sprzęt i nagłośnienie, mnóstwo miejsca
oraz działało wi-fi (czy ja przypadkiem nie sprzedałam gdzieś duszy?). Rzadko
się zdarza, żebym nie musiała wyciągać mojego laptopa, więc doceniam każdą taką
sytuację – wszystko działa i nie muszę się martwić! Ha, lubię to! Tłumy dzikie,
już mnie to nie dziwi, Supernaturalowa Rodzina jest naprawdę sporym fandomem, w
tym jedna sztuka przebrana za Demon!Deana z pierwszorzędnie wykonanym Pierwszym
Ostrzem… Miałam sobie zrobić z nią zdjęcie, ale, niestety, skleroza nie boli,
ucieczka na najbliższe punkty programu również… Myślę, że było całkiem
sympatycznie, w końcu przegląd popkulturalnych tropów w naszym ukochanym
serialu to temat rzeka i w dodatku bardzo przyjemny!
Cathia gadająca. Jak zwykle. Ale tym razem stała w miejscu!
Zdjęcie autorstwa Chomika.
Potem mój wybór stał się nieco bardziej skomplikowany. W końcu
zdecydowałam się udać do Arteteki, spojrzeć na wystawców, co okazało się
błędem. Wielkim błędem. Uprzejmości Beaty z Biżuteria tematyczna zawdzięczam
to, że nie zbankrutowałam, jako że udostępniła mi na godzinkę kawałek swojego
stoiska na moje kartki. Mogłam szaleć… Na pogaduszkach, śmichach i dealowaniu
zeszły mi najbliższe dwie godziny i musiałam biec na swoje panele.
Zdjęcie panelowe.
Fotka: Konwenty Południowe.
Pierwszy poświęcony był serialowym geniuszom, a dyskusję miałam
okazję prowadzić z Anną „Myszą” Piotrowską i Piotrem „Ramzesem” Mrowcem, a
także Katarzyną „Katlą” Bajką jako prowadzącą. Rozmowa była bardzo przyjemna,
przelecieliśmy przez bardzo wiele seriali, a wniosek jeden – należy obejrzeć Limitless, którym zachwyca się Mysza.
Mysza poleca dobre rzeczy, więc była to pierwsza z pozycji wpisanych w ciągu
Serialkonu na listę. Zaraz później wraz z Agnieszką „Aeth” Jędrzejczyk,
Marcinem „Sejim” Segitem i Simonem Zackiem oraz prowadzącym – Radkiem Polańskim
rozpoczęliśmy znęcanie się nad space operami. Temat po prostu znakomity,
wszyscy rozmówcy zaprzyjaźnieni ze sobą nie od dziś, więc była to absolutnie
przemiło spędzona godzina i gdyby nie mikrofony, pewnie nie pamiętałabym, że
znajdujemy się na panelu, obstawiałabym raczej knajpę.
Potem pobiegłam na dół, do kawiarni, posłuchać Myszy i jej
prelekcji o „Penny Dreadful on gender,
orientation and sexuality”. Była absolutnie znakomita! Najpierw
dowiedzieliśmy się co nieco o podziale ról i obyczajowości starej dobrej
wiktoriańskiej Anglii, a później prowadząca odniosła się do tego w serialu. Słuchało
się bardzo przyjemnie, dowiedziałam się całego mnóstwa ciekawostek, żałuję
tylko, że nie mogłam zostać do końca, bo zaraz była moja prelekcja o BSG, a
trzeba było zmienić budynek.
Mysza mówi, tłumy słuchają...
Batllestar Galactica
okazała się być tematem wybitnie kameralnym, co sprawiło, że przyjemnie od
czasu do czasu dyskutowało się z tymi osobami, które postanowiły się zjawić.
Byłam okrutna i zniszczyłam psychikę co poniektórych osób, uświadamiając im
rozmiar klęski, jaką była Galactica 1980,
jednak nie da się, niestety, od tego uciec.
Właściwie to miał być koniec tego dnia konwentowego, ale
nieoczekiwanie Aeth i Seji powiedzieli, że teraz będzie quiz popkulturalny…
Poszliśmy. Sformowaliśmy drużynę o jakże znamienitej nazwie „Big Damn Heroes”
i… Powyliśmy do księżyca. Prowadząca konkurs Joanna Kucharska zrobiła naprawdę
dobrą robotę, przygotowując sto pytań odnoszących się do seriali bardziej i
mniej znanych (zwłaszcza tych mniej!), w dodatku pytań wybitnie szczegółowych.
Każda drużyna dostała do ręki arkusz, gdzie należało wpisywać odpowiedzi i
bardzo mało czasu na jej udzielenie, można było zatem swobodnie założyć, że
nikt nie próbował wyszukiwać podpowiedzi w sieci. Kategorii było pięć –
Sci Fi, Komedie i sitcomy, Dramy, Oldiesy i
pytania związane z produkcją i nie wstydzę się powiedzieć, że strzelaliśmy w
niektórych przypadkach straszliwie. Dodam też, że straszne z nas skamieliny,
jako że najlepiej poszła nam kategoria
Oldies.
No cóż, można nie pamiętać serialu
Haven,
ale wszyscy doskonale wiedzą, jak nazywała się pierwsza żona Blake’a
Carringtona. Szczerze ubawił mnie też moment, kiedy Aśka oznajmiła, iż prosi
teraz Cathię o zachowanie spokoju, bo pytanie dotyczy Marka Shepparda.
I am a fangirl, I don’t do calm! Do
dzisiaj nie wiem, jakim cudem wygraliśmy, bo był to najcięższy konkurs, na
jakimkolwiek byłam (w efekcie zostaliśmy okrzyknięci totalnymi nołlajfami :D),
a nagrody były… Ojej, cudne. Wielką torbę gadżetów z różnych produkcji
ufundowała Aśka i cieszyłam się tylko, że wracam samochodem, nie autobusem czy
pociągiem, bo moja jedna czwarta łupu była i tak olbrzymia!
Drużyna zanim jeszcze dowiedzieliśmy się o wynikach. Jak widać, humor i tak dopisywał :)
Z częścią łupów. Naprawdę nieliczną częścią.
Wieczór spędziliśmy klasycznie – piwo, pizza i Polaków rozmowy.
Pozostało się cieszyć, że wyspałyśmy się z Olą z piątku na sobotę, ponieważ
gadałyśmy tym razem do trzeciej nad ranem. Ranek był ciężki, choć zaczął się,
podobnie jak sobota, od genialnego śniadania w znakomitym towarzystwie.
Niedziela była dla mnie dniem uczestniczenia w prelekcjach i
były to rzeczy naprawdę dobre. Rozpoczęliśmy od prelekcji Myszy i Katarzyny
Czajki – „Zwierza Popkulturalnego” o tym, jaki sposób oglądania seriali jest
lepszy – maraton czy trucht. Zarówno Mysza, jak i Zwierz są absolutnie cudnie
zakręcone, mówią o wszystkim z niesamowitą pasją i tak naprawdę są jedną duszą
w dwóch ciałach, więc argumentów przemawiających za oboma metodami słuchało się
wybitnie dobrze, gdzieniegdzie kiwając głową z absolutnym zrozumieniem.
Problemy jednej fangirl są problemami wszystkich, więc nie da się ukryć, że
znamy ból towarzyszący nie tylko czekaniu na rozstrzygnięcie cliffhangera w
przypadku oglądania zgodnie z zamysłem twórców podczas sezonu, ale i gdy
skończymy maraton i więcej nie ma… Zło.
Potem planowaliśmy zostać na wykładzie poświęconym kawie w
serialach, jednak był to jeden z (nielicznych) przypadków, kiedy prelegent nie
dotarł, więc po 20 minutach oczekiwania przenieśliśmy się piętro niżej,
posłuchać o przedstawieniu fandomów w naszych ulubionych produkcjach.
Zdążyliśmy się załapać na Sherlocka i
Supernaturala, więc nie wyszło źle,
choć nie lubię wbijać się na salę komuś w połowie prelekcji. Przycupnęliśmy
sobie z tyłu i posłuchaliśmy opowieści Joanny Milanowskiej o tym, co Moffat
zrobił fandomowi w The Empty Hearse i
jak wiele tego, co pojawiło się na ekranie, było przedmiotem rozważań fanów w
rzeczywistości. Potem oczywiście mowa była o Becky Rosen, konwencie
supernaturalowym i shipperkach. Słuchało się bardzo przyjemnie, choć krótko –
również z naszej winy. Prowadząca przyznała się potem, że było to jej pierwsze
wystąpienie, więc chciałabym jej ponownie pogratulować – trema jej nie zjadła!
Oby tak dalej!
Zostałam już w tej sali na najbliższe trzy godziny, bardzo
kameralne, jak się okazało. Postanowiłam pozwolić zrobić sobie krzywdę, a
mianowicie posłuchać Aeth opowiadającej o najnowszych i niedawnych propozycjach
stacji SyFy. Moja lista rzeczy, które chcę obejrzeć, niebezpiecznie się
wydłużyła! Potem pałeczkę przejął Simon, przybliżający publice fenomen
Robina z Sherwood. Prelekcja zamieniła
się w festiwal wspomnień (dla mnie również z tego powodu, że byliśmy z
prowadzącym w Nottingham na wymianie szkolnej równo 20 lat temu), ponieważ
każdy, kto przyszedł, kochał ten serial w dzieciństwie. Bardzo mile spędzona
godzina, uwielbiam takie punkty programu! Najbardziej żałuję, że nie dane mi
było zostać na całej prelekcji Sejiego, przeglądowi starych seriali (i to
naprawdę starych!). Znowu okazało się być to przyjemną wyprawą w przeszłość, bo
Seji nie tylko mówił o takich klasykach jak
The
Outer Limits, Star Trek czy
BSG,
ale także o takich fenomenach jak
Drużyna
A czy
Tajemnicze złote miasta. Niestety,
musiałam uciekać na swoją prelekcję, ale Chomik mówi, że o
B5 oraz
Firefly też było…
I nie tylko!
Prelekcja o Robinie była przecudowną nostalgiczną wyprawą w przeszłość.
Tymczasem poszłam zamykać konwent prelekcją o tym, jak zostać
łowcą, czyli zwariowanym przeglądem najważniejszych rzeczy w życiu każdego, kto
chce poświęcić się walce z nienazwanym. Była to akurat powtórka prelekcji
pyrkonowej, ponieważ kiedy zostałam poproszona o przygotowanie jeszcze jednego
punktu programu, nie miałam już czasu na nic, jednak chyba nikt z obecnych nie
był w Poznaniu, mam wrażenie, że bawili się równie dobrze jak ja. Trochę
dziwnie czułam się, proponując takie zupełnie fanowskie punkty programu na
Serialkonie, którego siłą jest wręcz akademickie podejście do tematu, a
prelegenci nierzadko mają odpowiednie skróty przed nazwiskiem, ale patrząc na
frekwencję – chyba jest na to zapotrzebowanie :) Pozdrawiam również serdecznie
członków cathiowego fandomu – chyba czas na koszulki! :)
Z małą reprezentacją Fandomu ;)
Zdjęcie: Monika Kujawa.
Zakończyliśmy konwent tak samo jak w poprzedni dzień –
posiedzeniem w bardzo sympatycznej włoskiej knajpce i poczuliśmy, jak dopada
nas con blues. Jeszcze tylko
pogaduszki po spakowaniu się i trzeba było powoli kończyć znakomity weekend…
Serialkon się rozrósł i bardzo mnie to cieszy. Jest to, póki co,
jedyny znany mi konwent, na którym znajdzie się miejsce i dla seriali bardzo
popularnych, jak i dla tych, które żyją już tylko w pamięci starszych fanów i
czasami na paśmie powtórkowym. Organizacja na piątkę z plusem, nie mogę sobie
przypomnieć żadnej wpadki i bardzo się cieszę, bo świadczy to o poważnym
podejściu orgów do tematu i daje nadzieję na jeszcze lepszą przyszłoroczną
edycję! Już się nie mogę doczekać!
Co: Serialkon
Organizator: Krakowskie
Smoki i Pulpozaur.pl
Kiedy: 21-22 listopada 2015
Gdzie: Kraków