piątek, 29 kwietnia 2016

Jak w porządnym horrorze!

Kiedy zorientowałam się, że ten odcinek nie będzie kontynuował wątku głównego, miałam cholernie mieszane uczucia (ten blog powinien się właściwie tak nazywać!). Z jednej strony MOTW są więcej niż znakomite i pokazują, gdzie leży siła Supernaturala, z drugiej jesteśmy już prawie na końcu sezonu, więc wypadałoby coś w tym temacie ruszyć, a nie na chybcika domykać wątki w jednym, góra dwóch odcinkach. Ale cóż, westchnęłam i zaczęłam oglądać… I wiecie co? I jestem dziko zachwycona!


I niby klasycznie, a jednak nie do końca. I Kandyse McClure jako szeryf!!!

Jakiś czas temu wspominałam o tym, że strasznie lubię, kiedy na scenie pojawiają się inni łowcy, bo to umieszcza Winchesterów w jakieś większej grupie, o czym dało się pamiętać, kiedy żył Bobby (chlip), ale ostatnimi czasy temat ten pojawia się raczej dosyć sporadycznie. Ucieszyła mnie więc sugestia w zajawce i nie powiem złego słowa o wykonaniu. Cesar i Jesse są absolutnie genialnie napisanymi postaciami, nieco przerysowanymi, ale w tej konwencji mi to nie przeszkadza. Przyznam też, że do końca miałam wrażenie, że z nimi jest coś nie tak i że okaże się, że mają coś wspólnego z potworami, no bo przecież jak to – po prostu tak o łowcy pojawiają się na scenie i są dobrzy, i współpracują z Winchesterami? Hej, to się tylko nazywa paranoja, jeśli nie da się tego udowodnić! Szkoda też, że już ich raczej nie zobaczymy, ale z drugiej strony – ci to przynajmniej wiedzą, kiedy ze sceny zejść…


A wiecie, że jestem tępa i niemal do końca nie załapałam, kim były te dzieciaki...

Przeszkadzała mi jedna rzecz: grubymi nićmi szyte analogie do Winchesterów. Te charakterystyczne spojrzenia, kiedy mowa była o braciach, poświęcaniu się, o tym, jak to człowieka niszczy zemsta… Trochę to wszystko było za bardzo kawę na ławę wyłożone, jak na mój gust. Oczywiście, nie obyło się bez sceny potencjalnie zabawnej, czyli „coming outu” nowych łowców w barze, kiedy to okazuje się, że dożera sobie nie tylko rodzeństwo, ale i małżeństwo. Woda na młyn dla fanów Wincestu, kolejna pozycja na liście scenarzystów odhaczona. Podobnie jak pozycja „LGBT”, której ostatnio sporo :) ale w absolutnie fajnych kontekstach i absolutnie uroczo, więc owszem, zauważam, ale strasznie się cieszę (bo wiemy, co się dzieje, jak scenarzyści robią coś na siłę).


Cudna scena. I już się łudziłam, że Winchesterowie dobiorą sobie sidekicków!

Do rzeczy jednak! Reżyser, będący współtwórcą The Blair Witch Project trochę mnie przestraszył, bo nie lubię tego filmu, jakkolwiek wiem, że jest przełomowy, dobry i co nie tylko. Nieoczekiwanie jednak przekonałam się, że klimat był, acz z zupełnie innej bajki, jeśli chodzi o historie – jak z opowiadań Stephena Kinga! Małe miasteczko w głębi lasu, zagadka, tajemnicze zniknięcia co kilkadziesiąt lat… Mamo, ja chcę więcej! W dodatku kolory związane z naszymi potworami bardzo przypominały mi pewną rzecz, która zapadła mi w pamięć jako nastolatce – jeden z odcinków Archiwum X, ten ze świecącymi się robaczkami, wysysającymi z ludzi całą wilgoć. Pamiętacie? Klimat był dość podobny i nie ukrywam, że dla mnie to jeden z najlepszych i najstraszniejszych odcinków w ciągu tych kilku sezonów. Główka ma szalona sama sobie powiązała fakty i potem już chłonęła zagadkę jak gąbka. I to, co mi się najbardziej podobało – fakt, że praktycznie nie widzieliśmy za dużo tych stworzeń, bo przecież łatwo to było schrzanić… Klaustrofobiczny klimat jak z Wendigo (kopalnia!) – naprawdę chcę więcej tego typu odcinków! Nawet jeśli samych potworów jest tam stosunkowo niewiele.


Powiem Wam, że jak dla mnie, to Supernatural naprawdę mógłby mieć tylko takie MOTW raz na tydzień. Mnie naprawdę niepotrzebny jest wielki storyline, Bóg, jego Siostra, whatevah. Ja chcę dobrej historii. A tu ją dostałam!

PS: Nie wiem, kiedy będę oglądać kolejne odcinki (praktycznie cały finał sezonu), bo wyjeżdżam jutro, a jak wracam, to zaczynam pracować, czyli jestem w rozjazdach. Między innymi dlatego ten dzisiejszy wpis jest raczej krótki – muszę ogarnąć jeszcze kilka rzeczy przed wylotem. Obiecuję jednak w tak zwanym międzyczasie – o ile będę miała dobry dostęp do netu – sprawozdanie z Doctor Who Experience w Cardiff i foty z Asylum… tak, możecie już przygotowywać sufit do rytualnego zjarania niżej podpisanej…


Supernatural 11x19 The Chitters, scen. N. Won, reż. E. Sanchez, wyst. J. Padalecki, J. Ackles, L. Rumohr, H. Ateo i inni.


A na zakończenie hasło dnia: DO YOUR RESEARCH.

4 komentarze:

  1. Hm, ja jednak zostałam z mieszanymi uczuciami po tym odcinku. Chyba za dużo się spodziewałam po reżyserze "Blair Witch Project". Co prawda, w tamtym filmie najbardziej podobała mi się końcówka, tak jak i tutaj...
    Nudziłam się przez połowę, druga połowa mi się podobała. Potwory ohydne, łowcy spoko.
    W ogóle przeszło mi już największe zainteresowanie serialem. Sam i Dean mało mnie już obchodzą, głównie działają na nerwy.

    Karmena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie Ty jedna... :( i to jest tak cholernie przykre.

      Usuń
  2. Na początku się zdziwiłam: zielone oczy i orgie? Serio? Ale było fajne!
    Blair Witch mi się nie podobała,chyba się za dużo spodziewałam.Też mi się zdawało,ze coś z tymi łowcami jeszcze wyskoczy,ale fajnie,ze nie.Dobry odcinek.
    A ja z mężem oglądam pierwszy sezon! Ale fajnie!

    Myśl moja już nie spocznie w boju,
    Nie uśnie miecz w uścisku rąk,
    Póki nie stanie Jeruzalem
    W Anglii zielonej, kraju łąk.

    Już kupiłam kanister na Twój sufit!!!

    Chomik

    OdpowiedzUsuń