Nadrabiam powoli zaległości, nie mam jednak czasu na pisanie
bardzo długich notek, więc z góry przepraszam za krótsze opinie na temat
ostatnich odcinków. Może i to w sumie lepiej, że nie będą zbyt długie, bo
właśnie trafił mnie… no dobra, nie szlag. Lekki piorunik podszyty pewną
goryczą.
Historia w Ladies
Drink Free na pewno nie była wybitna, więc próbowano nam ją urozmaicić na
dwa sposoby, niestety, takie, które mi wyjątkowo nie leżą. Pierwszy – Claire
Novak. Drugi – Mick Davies, czyli facet pt. A
już myślałam, że niczyja twarz mnie tak nie wkurza jak Castiela. Możliwe
też, że jestem okrutna, bo po prostu nie lubię wilkołaków, ale przecież da się
z nimi napisać dobre odcinki, jak chociażby Heart
czy Sharp Teeth.
Jak sprawić, by Cathia bardzo chciała końca odcinka...
Nie kupuję zupełnie tego, że chłopcy nadal współpracują z
Mickiem po tym, co wydarzyło się w szpitalu, że w ogóle dają mu drugą szansę.
Jasne, jego wiedza pomogła ocalić Claire (o tym za chwilę), ale postępowanie
Anglika to kwintesencja tego, co w tym serialu dotychczas serwują nam brytyjscy
Ludzie Pisma: kłamiemy na potęgę i wmawiamy wam, że to dla waszego dobra. No
niespecjalnie. Przykra krótkowzroczność w wydaniu chłopaków, bo jeśli raz
skłamał w takiej sprawie, w jakiej skłamie później?
Zdenerwuję się nieco, jeśli Mick nagle przeżyje duchowe
oświecenie w towarzystwie Winchesterów i nagle porzuci zdrożne drogi Ludzi
Pisma i stanie się wzorowym pomocnikiem łowców, a może jeszcze zamieszka w
Bunkrze? Wierzcie mi lub nie, bardzo liczyłam na to, że mikstura podana Claire
będzie tak naprawdę trucizną – przecież wiadomym było, iż może nie zadziałać.
Zbrodnia idealna. I dla mnie Davies powinien właśnie tak postąpić… Chyba naprawdę
zaczynam tęsknić za postacią naprawdę złą i wyrachowaną, skoro odebrano mi
takiego Crowleya, a Lucyfer po początkowej rozkrętce siedzi u stóp obecnego
Króla Piekła… Jedyną szansę upatruję w tym, że ze strony Micka może być to
zaledwie gra. Oby!
Marna to jednak pociecha, jako że serial zdecydowanie
odszedł od swoich pierwotnych założeń, które mówiły, iż każdy może w nim
umrzeć, w końcu zeszło się nawet wielokrotnie bohaterom. Sprawiały, iż widz
wcale nie był pewien, co się tak naprawdę stanie w tym lub innym odcinku i do
dzisiaj pamiętam, jak zdenerwowana byłam przed obejrzeniem The Sacrifice, bo na tym etapie wszyscy ginęli – nawet Bobby i
Rufus, chlip chlip. Oczywiście, postaci nadal giną, ale te główne nagle
otrzymały coś, co bardzo boli – Tarczę Fabuły spreparowaną przez Imperatyw
Narracyjny. I choć przez chwilę miałam nadzieję na zejście Claire, to jednak
nie. Już nie. Może sobie odjechać w nieznane, wyposażona do łowieckiego życia
jak trzeba – w końcu ma już koszulę w kratę i szrot ze złomowiska, podstawy
bycia pogromcą potworów. Jasne, nigdy jej nie lubiłam, odetchnę z ulgą, kiedy
nam wreszcie zejdzie z ekranu, ale myślę, że nie tylko ja odczułam
rozczarowanie, kiedy wątek skończył się tęczą i szczeniaczkami.
Kupowałam polowania w wykonaniu Jo... Claire... już nie bardzo.
Było w tym odcinku kilka dobrych momentów – chociażby odwołanie
do Hogwartu czy Downton Abbey, ale
ogólnie oglądałam go bez większych wzruszeń. Szkoda. Zobaczymy, co dalej… Może
do niedzieli nadrobię…
Supernatural 12x16 Ladies Drink Free, scen.
M. Glynn, reż. A. Kaderali, wyst. J. Padalecki, J. Ackles, A. Fergus, K.
Newton i inni.
Mnie się tylko podobało,jak próbowali dbać o jej posiłki i namówić,żeby zadzwoniła do Jody.
OdpowiedzUsuńChomik
Winchesterowie - twoi doradcy rodzinni od 2005 :D
UsuńJa bym ich nawet umieściła w rodzinnej sypialni...:)
OdpowiedzUsuńChomik
Koniecznie :D i wyrzuciła męża :D
Usuń