Jak najlepiej zdefiniować Marysię Sójkę? To postać najczęściej kobieca, kompletnie pozbawiona wad (a te nieliczne, które ma, są postrzegane przez otoczenie jako zalety), wszyscy ją uwielbiają, posiada rozmaite nadzwyczajne moce, przyćmiewa urodą wszystkich dookoła (niekoniecznie od razu), a cokolwiek zrobi, jest nadzwyczaj słuszne. Brzmi znajomo? Wprawdzie samo zjawisko wywodzi się z fanfika, ale wygląda na to, że mocno przeniknęło do książek i filmów o teoretycznie lepszej renomie.
Dlaczego o tym wspominam? Ponieważ określenie
to przyszło mi do głowy praktycznie chyba na 20 stronie powieści Katarzyny
Miszczuk Ja, diablica. Jej bohaterka, przeciętna studentka Wiktoria
Biankowska, po swojej nieoczekiwanie przedwczesnej śmierci trafia prosto do
piekła, gdzie dowiaduje się, że jest wystarczająco dobra, by otrzymać pozycję
pracy jako diablica (śmiertelniczki rzadko spotyka podobny zaszczyt – Wiktoria
jest drugą w historii ludzkości). Co wchodzi w zakres jej obowiązków? Nic
nadzwyczajnego, zaledwie targi o dusze po zejściu danego delikwenta. Ale zaraz…
przecież to niemoralne, potępieni smażą się w kotłach… Ano nie w tej wersji –
tutaj generalnie panuje luz blues, pełna impreza, każdy robi co chce i co mu
najbardziej odpowiada – w efekcie w piekle doskonale odnajduje się nawet typowy
moherowy beret, pani Anna Kowalska (i wcale nie tak jak myślicie!).
No dobrze, lecimy dalej. Chałupka naszej
Wiktorii w Los Diablos może nie dorównuje obecnej rezydencji księcia Harry’ego
i Meghan Markle, ale też jest niczego sobie, nie wspominając już o spektakularnej
zawartości szafy. Zresztą, jak się coś nie podoba, zawsze samą myślą można
stworzyć kompletnie inną, dla chcącego nic trudnego. Opiekunem Wiki zostaje
zabójczo przystojny Beleth, w pobliżu kręci się jeszcze Azazel, a na kumpelę
kreuje się niejaka Kleo. Znaczy Kleopatra – ach, ten nosek! Jakby tego było
mało, od początku wiemy, że coś nie do końca się zgadza z tą śmiercią panny
Biankowskiej…
W efekcie otrzymujemy wyjątkowo lekką (miejscami
aż za) pozycję flirtującą z urban fantasy. Nie powiem, książka okraszona
jest sporą dozą humoru różnego (Anna Kowalska moją faworytką), stanowi
sympatyczną pozycję na wieczór, kiedy potrzebujemy się po prostu odmóżdżyć i
zapomnieć o problemach dnia codziennego. Oczywiście, jeśli będziemy w stanie
wytrzymać opkowość fabuły i głównej bohaterki. To idealna książka na raz, bo choć
po przeczytaniu pozostaje wrażenie miłej lektury, tak jednak kilka dni później
można mieć pewne kłopoty z przypomnieniem sobie poszczególnych szczegółów
książki. Jak widać jednak, istnieje całkiem spore zapotrzebowanie na tego typu
literaturę, bo Ja, diablica doczekała się kontynuacji (i to nie tylko
jednego tomu). Miłe, lekkie, do zapomnienia. W sumie dobre na jesienne
wieczory.
Ale cichaczem szepnę, że bez specjalnego wstrętu
sięgnę po część drugą – co teraz wymyśli dla tej naszej Wiki autorka?
Katarzyna Berenika Miszczuk, Ja, diablica, wydawnictwo
w.a.b., Warszawa 2020.
Dziękuję za egzemplarz recenzencki.
Na Obrończyniach kanonu to kiedyś analizowano i były to analizy fajne.Tekst robił wrażenie naiwnego,ale pewnie czytać się da.Dzięki za recenzję.
OdpowiedzUsuńChomik
O, chyba poczytam :D ciekawe, czy takie same wnioski...
Usuń