Komu kiedykolwiek przeszkadzał Pałac Kultury? Łapa w górę! Wyobraźcie sobie zatem, że pewnego pięknego dnia Pekin zamienia się w… wieżę maga. Siriożnie. Ot, wali grom z jasnego nieba, w ślad za gromem do Torciku Stalina wstępuje mag i jego smok. Warszawiacy mogą się poczuć zaszczyceni, gdyż wybrał tenże szarobury brzydki gród na swoją siedzibę. Zaszczyt, czyż nie?
Na razie jednak warszawiacy wieją gdzie
popadnie, bo smok – jak to smoki mają – postanawia zaanektować tunele metra na
swoje lochy. Na miejscu pojawiają się służby rozmaite, a wśród zgromadzonych
gapiów nie wszyscy planują jedynie patrzeć. Ot, taki chociażby Maciej Jeżewski,
informatyk, pełniący rolę „gościa od kabelków” w Urzędzie Miasta, przypadkowo
nadział się na próbę negocjacji z oczekującym czarodziejem. W imieniu władcy,
rzecz jasna, który jakoś tak niespecjalnie chętnie pragnie się zapoznać z
przybyszem – zapewne można doń już pisać na Berdyczów czy inną Rumunię.
Szczęśliwie dla Maćka, nasz informatyk bardzo lubi literaturę fantasy,
co sprawia, że całkiem nieźle idzie mu tłumaczenie niedzisiejszemu nieco
gościowi naszej rzeczywistości. Ba, awansuje wręcz na pazia wraz z
nieoczekiwanym towarzyszem z rzeczonych służb, Krzyśkiem Zielińskim. Cni
paziowie eksplorują zatem dar Stalina, korzystając ze świetnej pamięci Maćka,
który zaplątał się kiedyś do pałacu na jednej z wycieczek, co zdecydowanie
poprawia jakość życia pałacowych kotów – w końcu smok smokiem, a kuwety się
same nie opróżnią. A przydałoby się jeszcze gdzieś odnaleźć resztki po grupach
uderzeniowych, mających załatwić problem maga raz na zawsze!
Jednocześnie z przygodami imć paziów w książce
rozwija się drugi wątek – tym razem już stricte rodem z Magii i miecza. Poznajemy
losy niejakiego Wędrowca/Wybrańca, jego osobistego demona amaremona znanego
również jako Kot, a także szychy alońskich służb specjalnych oraz pewną hardą
rewolucjonistkę. Wszyscy pragną pozyskać tajemnicze artefakty znane jako
Świętości, znajdujące się pośrodku tajemniczej Wyspy, w tajemniczej Wieży,
strzeżone przez tajemniczego Strażnika… Oczywiście, oba wątki w końcu się
splatają i przyznam tutaj szczerze, że dzieje się to w sposób absolutnie dla
mnie niespodziewany. Pomysł jest rewelacyjny i więcej pary z dzioba nie
puszczę, żeby niczego Wam nie zepsuć.
Jednak pomijając już naprawdę wciągającą
fabułę, niesamowicie istotną i mocną stroną książki są jej bohaterowie. Maciek
i Krzysiek to postaci z krwi i kości, ze wszystkimi swoimi wadami i zaletami –
namacalni dla każdego czytelnika, w końcu któż z nas nie zastanawiałby się co
by było gdyby i jeszcze, jak zachowałby się w sytuacji rodem z fanfików
albo urban fantasy. Ale teoretycznie nie ma w tym nic dziwnego – w końcu
pochodzą z naszych czasów. Jednak równie realni są bohaterowie ze świata
magicznego, ze świetnie zarysowanymi charakterami i motywacjami – może czasami nawet
aż za współcześni. Zwłaszcza Borosar i Morah, służby specjalne zawsze lojalne,
wydają się jakby żywcem wyjęci z kolejnej opowieści o braterstwie broni.
Zaskakująco, to jednak nie wada. Największą
chyba zaletą Minas Warsaw jest właśnie doskonałe pokazanie owej więzi
łączącej osoby walczące ramię w ramię, jak wspólna, potencjalnie i realnie
traumatyczna sytuacja potrafi ukształtować pewne zachowania, jak wpłynąć na
wzajemne zaufanie i to niezależnie od tego, czy mowa o kilku dniach spędzonych
razem czy o wieloletniej służbie. Połączenie doświadczeń autorki odbywającej
przecież tury w Afganistanie i Kuwejcie oraz jej talentu zaowocowało hołdem dla
współtowarzyszy, dla wszystkich, którzy w jakiś sposób postanawiają poświęcić
się bądź to dla ważniejszych wartości, bądź to po prostu w imię osobistych
relacji. Fantastyczne didaskalia to zaledwie dekoracje, ale jak fantastycznie
zrobione!
Jeśli właśnie przestraszyliście się wątków
bogoojczyźnianych i stwierdziliście, że sobie odpuścicie, bo nie do końca
jesteście pewni, jak to zagra z magiem zajmującym Pałac Kultury i Nauki – zapewniam:
jedno drugiemu nie przeszkadza. Minas Warsaw jest fenomenalnie rozegraną
opowieścią – nazwijmy to – fantasy, ale jednocześnie przemyca inną tematykę:
czy to właśnie wartości służby, czy niespełnione aspiracje, czy wreszcie taką
trochę meta kwestię tworzenia książkowej rzeczywistości… Nade wszystko jednak
to świetna powieść czytana jednym tchem. Ach, i ma jeszcze naprawdę rewelacyjne
ilustracje! Bardzo bardzo polecam!
Magdalena Kozak, Minas Warsaw, wyd.
Fabryka Słów, Lublin 2020.