Marcin Mortka jest bez wątpienia tytanem pracy. Co kilka miesięcy wychodzą kolejne odsłony jego cykli fantasy, a do tego przecież jeszcze tłumaczy! Jako autor od lat eksperymentuje z różnymi gatunkami i tak, dowiedziałam się dość nieoczekiwanie, że ma w swoim literackim dorobku również horror, a konkretnie nawet dwie powieści, tworzące całość: Miasteczko Nonstead oraz Hellware. Już nieraz wspominałam tutaj, że opowieści straszliwe po prostu uwielbiam, dlatego też – pamiętając, iż powieści Mortki całkiem lubię – już na starcie byłam nastawiona całkiem optymistycznie.
Bohaterem Miasteczka Nonstead jest Nathaniel McCarnish, przybywający do tytułowej miejscowości pozornie bez celu, ot tak – wszak przeżył tam kilka najlepszych dni swojego życia wraz ze swoją dziewczyną, Fioną. Fiona od niego jednak odeszła, więc nasz młody Anglik postanawia powrócić do Nonstead, by przywołać tamte wspomnienia. Ucieka też niejako przed swoim agentem, który nachalnie próbuje zmusić go do napisania drugiej części wielkiego bestselleru, Szeptów, antologii opowiadań grozy. Nathan nie do końca potrafi przed sobą przyznać, dlaczego właściwie tak broni się przed kolejną książką, ale jedno jest pewne – w miasteczku nie zabraknie mu roboty, jeśli chce się skoncentrować na czymś innym. Zaprzyjaźnia się z lokalnym drwalem Skinnerem oraz Anną, miejscową nauczycielką, i już wkrótce przekonuje się, że czasami rzeczywistość przerasta każdą fikcję. Czy jednak rozmaite rzeczy w Nonstead i w okolicy dzieją się same z siebie, czy ktoś nimi steruje?
I tak, Nathanowi i Skinnerowi może się wydawać, że poznali
odpowiedzi na swoje pytania i rozwiązali swoje osobiste zagadki, jednak gdy
pisarz nagle odzyskuje pamięć i kontrolę nad sobą, stojąc za barem w obskurnym
barze pośrodku niczego, oczywistym staje się, że nic tu nie gra. Coś wpłynęło
na jego umysł, otumaniło, „zaprogramowało” fałszywe wspomnienia. Wszystkie
tropy wydają się znowu prowadzić do Nonstead, więc ponowna wycieczka do małego
miasta wydaje się kolejnym oczywistym posunięciem. Pomijając już to, że zna
rozmaite lokalne układy, przecież ma tam przyjaciół! Jednak nawet Skinner
wydaje się co najmniej dziwny, a i inni mieszkańcy czasem robią coś totalnie
sprzecznego ze zdrowym rozsądkiem. Dojście do sedna sprawy nie będzie zatem
łatwe... ale czy da się to w ogóle rozplątać?
Olbrzymim atutem Miasteczka Nonstead jest klimat – to niesamowity obraz codzienności, w którą wkraczają elementy nadprzyrodzone, a ich rola i zamiary wcale nie są takie oczywiste. Bohaterowie wydają się kręcić bez celu w poszukiwaniu odpowiedzi, będących tak naprawdę w zasięgu ręki – a może to tylko czytelnikowi się tak wydaje? Wszyscy mają swoje sensowne motywacje, wszyscy odgrywają swoje role w dramacie, którego sprawca i autor obserwuje ich z nieukrywaną, sadystyczną przyjemnością.
Nie inaczej jest w przypadku Hellware, choć szczerze mówiąc, pierwsza część mogłaby spokojnie obyć się bez dopowiedzenia, pozostając zamkniętą całością, bo mimo iż główny wątek kontynuacji bardzo naturalnie wynika z poprzedniej powieści, to jednak ma kompletnie inny klimat. Tu już źródło zagrożenia nie jest zagadką, problemem staje się unieszkodliwienie go tak, by nie skrzywdzić żadnej niewinnej, zaplątanej w to wszystko istoty. Przy okazji, Hellware jest kolejną odsłoną motywu autora tworzącego coś więcej niż tylko własny świat, a ja nie przypadam za tym poziomem "meta". Napisano to jednak bardzo solidnie i czyta się dobrze.
Sięgając po horror w wykonaniu Marcina Mortki wiedziałam, że istnieje duża szansa, iż się nie zawiodę, i rzeczywiście, obie książki to solidna porcja grozy, tej mniej krwawej, subtelniejszej, a przecież nie mniej przez to straszne. Jeśli macie ochotę na taką literaturę - zdecydowanie polecam!
Marcin Mortka, Miasteczko Nonstead, wyd. Videograf, Chorzów 2019.
Marcin Mortka, Hellware, wyd. Videograf, Chorzów 2019.