Od razu przepraszam za opóźnienie w publikacji tej recenzji!
Serial przeniesiono na środowy wieczór, więc obejrzeć można go było dopiero w
czwartek, od piątku byłam wyjechana, a obiecane wi-fi w hostelu należało do
kategorii „Science Fiction piętro wyżej”... Przy okazji – w związku z tą środą
pewnie przeniosę już recki na soboty, lubię mieć czas na przemyślenie
wszystkiego.
Poszukiwania trwają.
Wbrew moim przewidywaniom, po przerwie nie dostaliśmy
odcinka związanego z głównym wątkiem, ale typowy MOTW. Zważywszy na jakość tych
odcinków, jestem z tego naprawdę zadowolona, bo i ten nie zawiódł. Naprawdę, Supernatural ma przyszłość, jeśli tylko
skupi się na tym, a nie na wydumanym głównym wątku.
Oczywiście, nie jest tak, że temat zniknął całkowicie i to naprawdę
spory plus. Często ostatnio bywało, że w pojedynczych epizodach nie było
najmniejszej wzmianki o głównym problemie sezonu i niezmiennie mnie to
irytowało, bo gdzie te czasy, gdzie najmniejszy fragment dialogu odnosił się do
całości (moim ulubionym przykładem pozostaje tu niezmiennie owo „I’m sorry” Mary Winchester w Home). Tutaj widzimy, że Sam nie
odpuszcza, próbuje znaleźć rozwiązanie kainowego problemu, choć zabiera się za
to, moim zdaniem, nieco idiotycznie. Siedzi w końcu w największej bibliotece
nadprzyrodzonego, jaka istnieje, a rozwiązania szuka w Internecie... taaaaak...
Nie mogę jednak pojąć, dlaczego te poszukiwania prowadzi w tak wielkim sekrecie
przed Deanem, przecież to oczywiste, że żaden z nich nie odpuści, każdy na swój
sposób – Sam będzie grzebał w źródłach, Dean będzie walczył z ciężarem, jaki na
niego spadł. Choć możliwe, że rodzajowa scenka w czytelni Bunkra była potrzebna
głównie po to, by rzucić dawno niesłyszany sytuacyjny dowcip pornosowy. I
jakkolwiek by to nie zabrzmiało, stęskniłam się za tymi sucharami.
Biedny Dean znowu nie dostał ciasta, ale przynajmniej skosztował krem. Strasznie mi się podobało, jak niewinnie wsadzał palec do paszczy, wychodząc z biura szeryfa.
Dowcipy rzuca oczywiście Dean i powiem szczerze, prowadzony
w ten sposób, jak w tym odcinku, szalenie mi się podoba. Widać, że Znamię na
nim ciąży, widać, że walczy ze sobą. Scena na początku, kiedy naciska na Sama,
by ruszali już zaraz, za 10 minut, przypomina mi jednak tę niecierpliwość,
którą wykazywał na końcu sezonu 9, która była znakiem tego, że Znamię
definitywnie przejmuje nad nim kontrolę. Wtedy Dean właśnie zabił Abaddon,
tutaj jesteśmy tuż po zabiciu Kaina, które chyba ma zdecydowanie większy ciężar
gatunkowy, więc obawiam się, że starszy Winchester jest na granicy. W
przeciwieństwie jednak do ostatniego sezonu walczy, by utrzymać pion, nie
zamierza się poddawać. Widać to chociażby w rozmowie z Cole’em, stanie się
potworem oznacza ostateczną rezygnację. A powiedzmy sobie szczerze, tego żaden
z Winchesterów nie ma we krwi.
Przyznam bez bicia, była to dla mnie jedna z najcięższych scen w SPNie.
Dlatego szczerze obawiam się tego, co zrobi Sam. Od drugiego
sezonu doskonale wiemy, co bracia są w stanie zrobić dla siebie, a Znamię
Kainowe to wyrok, chyba nawet gorszy niż wyrok śmierci. Bo jeśli Dean zostanie
zabity, zmieni się w demona; jeśli będzie żył, prawdopodobnie – jak w przypadku
Kaina – stanie się wiecznym wędrowcem, więc i tak utraci brata, rodzinę, to,
dla czego obecnie walczy. Mam wrażenie, że Sam doskonale zdaje sobie z tego
sprawę i dlatego nie odpuści, będzie przeszukiwał wszelkie dostępne źródła, bo
może w końcu natrafi na jakiś najmniejszy fragment informacji, która pomoże mu
ocalić brata. Co jednak... jeśli takiego nie ma? Bardzo nie podobała mi się
dziwna mina Sama na samym końcu odcinka... co on kombinuje? W promo odcinków
pohiatusowych słyszałam crowleyowe „I’ve
got the Winchesters where I want them.” I jakkolwiek obecny Crowley to cień
starego, może tak naprawdę ma Plan, mimo tego, że Winchesterowie zrobili go,
mówiąc kolokwialnie, w konia. Może jesteśmy w punkcie, w którym dotrze do Sama
i zaproponuje rozwiązanie? Winchester na sprzedaż duszy na pewno nie pójdzie,
ale jest tyle rzeczy, które może dać w zamian... Pewnie przekombinowuję, ale
nie moge się pozbyć wrażenia, że coś jest na rzeczy. Mam przynajmniej taką
nadzieję, bo inne rozwiązanie jest definitywnie zbyt przerażające...
TA mina Sama. Już się boję.
Niezmiennie pozostaje nim pytanie, które zadano nam na
początku sezonu – „Who’s the real
monster?” W kontekście tego odcinka odpowiedź nie jest taka prosta, bo
poruszono go na kilka sposobów. Choćby kwestia tego, kiedy człowiek staje się
potworem. Czy wtedy, kiedy zostaje w pewien sposób „zarażony” czy wtedy, gdy
poddaje się temu pragnieniu? Co jeśli się poddaje? Czy tak naprawdę jest
potworem, czy jest ofiarą potwora? Co z tymi, którzy stali się potworami, by w
jakiś sposób pomóc komuś, na kim im zależało? Te wszystkie problemy zostały
poruszone w tym odcinku, nie tylko przez Cole’a i Deana i tak naprawdę nie ma
na nie prostej i czytelnej odpowiedzi. Podobnie jak Jack Montgomery w Metamorphosis, tak i tutaj głęboko
współczułam Kitowi, który się starał jak mógł, by nie skrzywdzić nikogo, a
zwłaszcza swojej żony, jednak nie był w stanie przezwyciężyć potwora ukrytego w
sobie, a mówimy o zaprawionym w bojach wojskowym!
Nie do końca jednak rozumiem, dlaczego akurat krew miałaby ostatecznie zaspokoić pragnienie...
Tak naprawdę sam był ofiarą,
on nie wybrał tej drogi jak wiele innych potworów, które w Supernaturalu poznaliśmy. Był zdecydowanie słabszy niż Cole czy po
prostu miał tego pecha, że Winchesterowie stanęli na jego drodze później, kiedy
już pogrążył się w szaleństwie? Ten odcinek, podobnie jak kilka innych w tym
sezonie, nie daje łatwych odpowiedzi, bo tak naprawdę ich nie ma. Nie ułatwia
też odniesienie do sytuacji braci Winchesterów, bo choć na dotychczasowe
standardy to Dean, posiadacz/nosiciel Znamienia, jest potworem, jego brat zaś człowiekiem,
to jednak Dean wykazuje więcej ludzkich odruchów niż Sam, to jemu zależy na
tym, by znaleźć jakiekolwiek rozwiązanie i to on wykazuje się cierpliwością. To
on odmawia kontynuacji elektrowstrząsów, bo może to kosztować Cole’a życie, a
przecież musi istnieć rozwiązanie tej sytuacji, każdy ma słaby punkt. Sam
pragnie załatwić sprawę i prawdopodobnie powrócić do swoich, bezowocnych
przecież, poszukiwań. Kto zatem jest prawdziwym potworem?
Cierpliwość Deana w tym odcinku... Bogini, jak mi go strasznie żal.
Podoba mi się, że wrócono do postaci Cole’a i to w dodatku w
takim kontekście. Wiemy, że chłopcy przekonali go co do zasadności poczynań
Deana te x lat temu, jednak „uwierzyć” a „wiedzieć” to dwie różne rzeczy. Cole
już wie, co to znaczy stać się potworem, choć się nie poddał i postanowił
walczyć dalej. Nie byłam specjalną fanką tej postaci, jednak ładnie nadano jej
głębię i pozwolono na prawdziwe zrozumienie problemu. Pamiętam, że
zastanawialiśmy się wszyscy, czy Cole zostanie łowcą, w kontekście tego odcinka
mam wrażenie, że niekoniecznie. On zdecydowanie docenia znaczenie rodziny,
docenia fakt jej posiadania i doskonale orientuje się, jak niewdzięczna jest
praca łowcy. Za nią nie dostaje się medali, za nią dostaje się większą szansę
na przyspieszone zejście z tego świata, konflikt z prawem, ból i rozpacz. I tak
dzień w dzień, tydzień w tydzień, miesiąc w miesiąc, kiedy jest się łowcą, nie
ma co liczyć na chwilę wolnego, chwilę oddechu. Przecież dla wszystkich,
których Winchesterowie spotykają, taka sytuacja jest czymś mocno nadzwyczajnym,
dla nich – dzień jak co dzień, może być co najwyżej nieco bardziej zwariowany.
Śliczne ujęcie. I jakkolwiek Cole mnie wcześniej wkurzał, w tym odcinku był rewelacyjny.
Ten odcinek całkiem ładnie pokazał też pewną bezradność
łowców, jeśli stają w obliczu czegoś nowego, zupełnie nieznanego. Owszem, na
piewszy rzut oka mieli do czynienia z robalem khan, jednym z bardziej
przerażających twórów Matki Wszechrzeczy (Rufus! *szlocha w kąciku*), jednak
zmutowaną jego odmianą. Proces rozwiązywania zagadki i wynajdywania słabych
punktów przeciwnika wydaje się jedną z najtrudniejszych rzeczy, z którą łowcy
mają do czynienia. Tutaj nie było tak ciężko, w końcu potwór pochodził z okolic
pustynnych i wchłaniał wszelkie płyny z ciała nosiciela, jednak zapewne nie raz
i nie dwa łowcy trafiają na coś nieznanego. Mimowolnie człowiek zaczyna się
zastanawiać, jakimi ofiarami okupione były te wszystkie słabe punkty potworów,
które poznaliśmy od pierwszego sezonu. Świat potworów zmienia się bowiem bez
końca, jak widzimy chociażby w tym przypadku, mutują bez ustanku, w zależności
od otoczenia i warunków, w jakich przyszło im przybywać. Bardzo ładne
uzupełnienie mitologii.
A na zakończenie Domek w Głębi Lasu :)
To był naprawdę dobry odcinek, prowokujący do namysłu.
Podoba mi się również to, że od jakiegoś czasu dostajemy postaci wracające nie
tylko po to, by malowniczo rozbryzgnąć się na ścianie, ale by coś zrobić. Nie
jestem fanką Charlie, ale miło, że nie dzieli ona, przynajmniej chwilowo losu
Sarah Blake, cieszy mnie również to, że Cole pojawił się i przeżył, bo zaczyna
ewoluować w naprawdę interesującą jednostkę. Oby tak dalej!
Supernatural, 10x15 The
Things They Carried, scen. J. Klein, reż. J. Badham, wyst. J. Padalecki, J.
Ackles, T.A. Wade i inni.
Przyjemny odcinek, niby nic specjalnego i raczej taki zapychacz, ale niezły. No i Cole bardzo pozytywnie mnie tu zaskoczył, może jednak będzie z niego jakaś interesująca postać, mógłby się jeszcze czasem pojawić. ^^
OdpowiedzUsuńZapychacze w tym sezonie są znacznie lepsze niż główny wątek :D
UsuńSiedzi w końcu w największej bibliotece nadprzyrodzonego, jaka istnieje, a rozwiązania szuka w Internecie...
OdpowiedzUsuńSam w Internecie. A (na ogół do przesady kreowany na analfabetę) Dean szukał właśnie w tej bibliotece. Co się dzieje... :D
Nie mogę jednak pojąć, dlaczego te poszukiwania prowadzi w tak wielkim sekrecie przed Deanem
Bo w każdym sezonie musi być Straszliwa Atmosfera Sekretu i czajenie się jeden przed drugim. Jak mnie to wnerwia...
Nadal nie rozumiem, dlaczego Sam tak panicznie odmawiał ciacha. Przecież nawet jeszcze nie wiedzieli, że okolica jest robaczywa, a choćby nawet...?
Co jednak... jeśli takiego nie ma?
*khem* Meanwhile, Metatron? Może by się z nim umówić na kolejną randkę? Jeśli Dean chce, może się przez cały czas krzywić jak przy Cole'u. Ale coś czuję, że to będzie kolejny wątek przepadły po wieki w nieodkurzanych zaułkach kanonu...
Winchester na sprzedaż duszy na pewno nie pójdzie, ale jest tyle rzeczy, które może dać w zamian...
"Mam tu jedną upierdliwą czarownicę, wy macie czterogwiazdkowy loch, osobiście testowałem. Deal?" :D
Choćby kwestia tego, kiedy człowiek staje się potworem.
I dlatego ten odcinek uważam za jeden z lepszych.
Nie do końca jednak rozumiem, dlaczego akurat krew miałaby ostatecznie zaspokoić pragnienie...
No ja też, szczególnie, ze wcale jej aż tyle nie wypił, więcej rozpaprał po okolicy. A potem i tak szukał kolejnych ofiar do rozpaprania.
Był zdecydowanie słabszy niż Cole czy po prostu miał tego pecha, że Winchesterowie stanęli na jego drodze później, kiedy już pogrążył się w szaleństwie?
Stawiam na to drugie. Gdyby udało się go potrzymać w saunie przez parę godzin, dlaczego też nie miałoby pomóc?
Podoba mi się, że wrócono do postaci Cole’a i to w dodatku w takim kontekście.
Jakaś postać (męska) wraca w tym sezonie i jej nie psują! Musi cud. Z tym zastrzeżeniem, że cała ewolucja jego poglądów wydaje mi się strasznie sztucznie pędzona - ledwo zrezygnował z zemsty (też za szybko), a już chce Winchesterom medale dawać, chociaż w sumie nie zna 99% ich historii.
[offtopowy spam mode on] W razie gdyby ktoś tutaj naprawdę nie miał nic lepszego do roboty, informuję, że popełniłam metę, z obrazkami: Dressed Up Dean. [/mode off]
Chłopaki zamieniają się miejscami ostatnimi czasy :) Dean wykazuje zrozumienie, Sam pociąga za spust...
UsuńMnie też Straszliwe Sekrety ciężko wkurzają... Ale przynajmniej nie ma Angstu!!!
O, patrz, zapomniałam o Metatronie :D ja po prostu wyrzucam z pamięci wszystko, co ma coś wspólnego z głównym wątkiem :D
Tekst o czarownicy, testach i lochu sprawił, że zaczęłam mieć skojarzenia :D będzie mi się śniło :)
Cole nie zna dużo ich historii, ale domyślny jest, nie da się ukryć...
Oooo, jakie cudo!!!
Cole, choć go nie lubiłam, to jednak jest lepszy niż te wszystkie Roweny i Claire razem wzięte. Fajnie, że okazał tyle rozsądku i powiedział kilka miłych słów Winchesterom, doceniając ich bardzo niewdzięczną pracę. Tak, oni za ratowanie świata nawet nie dostają podziękowań, a co dopiero mówić o pieniądzach, zaszczytach i medalach -.-
OdpowiedzUsuńOdcinek w porządku, przyjemnie się oglądało. choć nie jest z tych bardzo zapadających w pamięć.
Szczerze mówiąc, po tym odcinku mam dobre przeczucia co do Deana :) Myślę, że wkrótce znajdą dla niego lekarstwo, bo "każdy ma swój słaby punkt" ^^ I bardzo ładnie zachowywał się w tym odcinku wobec Cole'a i w ogóle, podczas śledztwa.
Choć kompletnie nie rozumiem, czemu nie chce, żeby Sam przeczesywał internet. Chyba tylko po to, żeby mogła się odbyć kolejna Dramatyczna Rozmowa w Impali -.-
Bardzo liczę na pomysłowe rozwiązanie sprawy Piętna Kaina :)
Karmena
Jeśli znajdą lekarstwo dla Deana, to mnie strzeli... Kain szukał tak długo...
UsuńJa mam problem z aktorem grającym Cole'a - facet ewidentnie mi kogoś przypomina, ale pojęcia nie mam, kogo. Ot, taka dygresja, ale męczy mnie to od pierwszego odcinka tego sezonu ;)
OdpowiedzUsuńMaryboo
Maryboo,bardzo przepraszam, że zaczepiam,ale bardzo lubiłam Wasze analizy,będą jeszcze kiedyś jakieś?Ja cały czas zaglądam na "Lokatora" .Pozdrawiam.
UsuńChomik
Obecnie analizujemy serię "Rywalki" Kiery Cass. Skończyłyśmy pierwszy tom i zabieramy się za drugi, "Elitę": http://ksiazedowziecia.blogspot.com/
UsuńMaryboo
O,dziękuję!!! Cieszę się.
UsuńChomik
Mi przypomina Jeremy'ego Rennera :).
UsuńA wiesz, że to całkiem dobry trop? Tylko mnie on się chyba zlewa w mieszankę Rennera i LaBeoufa :D
UsuńMaryboo
O, fakt, Renner :D
UsuńSłowa Cole'a były fajne,naturalne i mówione z przekonaniem.Reszta to jakieś takie odgrzewane kotlety...
OdpowiedzUsuńChomik
Ale lepsze niż główny wątek :D
UsuńPrzyznaję, że mnie nie zachwyciło, ale ja bardzo nie lubię jak po epickiej bitwie w ostatnim odcinku przed przerwą, dostajemy konkurs pieczenia ciast.
OdpowiedzUsuńFajnie, że Cole wrócił, chociaż nadal mnie nie przekonuje jego zakumplowanie z braćmi. I to "tak, rozumiem, że tata był potworem. Nie pokazaliście mi żadnych dowodów, ale co tam. Obcy zawsze najwięcej wiedzą o członkach rodziny, czyż nie?". Ale lubię go jako postać, więc miło że był i przeżył.
Bardzo mnie ciekawi, co Sam kombinuje. Może zamiast szukać lekarstwa, będzie chciał załatwić sobie nieśmiertelność? Żeby Dean wieczny tułacz nie stracił rodziny?
Podpisuję się pod akapitem o Cole'u...
UsuńKonkurs pieczenia ciast jest lepszy niż kolejne przekomarzanki Crowleya z mamusią...
UsuńSam i nieśmiertelność :D mam wizję - sprzedać duszę za nieśmiertelność :D dodge this, Crowley :)
Hm, czy Ty nie powinnaś Crowleyowi ułatwiać, nie utrudniać XD?
UsuńOstatnio to mam ochotę go palnąć raz a dobrze :D
UsuńJakby co, popraw mu z drugiej strony ode mnie. Patelnią ;).
UsuńTą z tego odcinka kreskówkowego?
UsuńA tak swoją drogą, monolog Cole'a o tym, jak to bracia codziennie stykają się z potworami z koszmarów sennych nasunął mi na myśl pomysł na kolejny odcinek meta: ofiary (rzecz jasna te, które przeżyły) wszystkich najdziwniejszych odcinków MOtW u psychologa :D. Wyobraźcie sobie na przykład tę dziewczynkę z odcinka o studni, opowiadającą z pełną powagą, że jej miś chciał się zabić, ale przyszło do niej dwóch panów, którzy obiecali jej, że uleczą misia i nazwali się lizakowymi lekarzami. Aha, i rodziców nie było wtedy w domu...
OdpowiedzUsuńMaryboo
Ooooooooooooooooooo TAK :D Tak bardzo bym oglądała :D
Usuń