Wybaczcie, nie będzie to klasyczna recenzja, jako że cały czas przebywam w pięknym mieście nad Tamizą i wręcz dosłownie nie mam czasu na nic... Ale udało mi się obejrzeć wiadomy ocinek i obie z Tenel, czyli moją przyjaciółką, mamy takie wielkie znaki zapytania w oczach. Jak w kreskówkach. Co to właściwie było?
1. Wielka Ciemność i te sprawy.
Co za idiota wprowadza taką zmianę w mitologii na tym etapie? Rozumiem, w niejednych wierzeniach pojawia się motyw chaosu, tego złego, i boga, który ten chaos uporządkowuje. Jednym z elementów stworzenia było oddzielenie światła od ciemności. Przyjmuję wszystko, jasne. Tylko warto było o tym wspomnieć gdzieś w tak zwanym międzyczasie, a nie wyskakiwać z tym z czterech liter na końcu sezonu (dziesiątego, dodaje ponuro Tenel). Nope. Nie podoba mi się pomysł, iż to właśnie Ciemność skorumpowała Lucyfera, bo to odbiera wiarygodność i niezależność jego buntowi. Jeśli Bóg pragnął, by jego archanioł strzegł tego klucza, zapewne przejąłby się próbą przekazania go i zainterweniował. NIE. To się kupy nie trzyma.
2. Śmierć Śmierci?
Jakim cudem Dean zabił Śmierć? (To nie może być Śmierć, zawodzi Tenel). Jasne, rozumiem, że Sierp podarowany Deanowi w sezonie piątym miał tę unikalną zdolność. Ale nagle mamy Kosę, za pomocą której Dean sprzedał kosę pod żebra ostatniemu Jeźdźcowi Apokalipsy. Najpotężniejszemu. Temu, któremu przyjdzie zabić kiedyś Boga. I nagle okazuje się, że może go zabić Dean. Ot, tak z nienacka. Ponadto, przemowa Śmierci nie brzmiała jak słowa tego Śmierci, Zaklęcie, i owszem, było tym zaklęciem, które zawsze naszego ponurego przyjaciela przywoływało... ale czy tylko nam coś tutaj nie gra? Zgodnie z tym, co widzimy na Internetach, nie tylko nam.
3. Zbrodnia to niesłychana, Dean zabija Sama... or does he?
Sam sobie zasłużył. W tym sezonie zasłużyli na bolesną śmierć wszyscy (i wielokrotną, dodaje złowieszczo Tenel). Jednak sytuacja, w której Dean najpierw informuje Sama, że to pożegnanie, a potem okazuje się, że pożegnanie to i owszem, ale Sama z tym światem, jest co najmniej dziwna. Prawda - Sam nie spocznie. Ale cała ta akcja - najpierw przekonujemy, by umarł, potem spuszczamy mu manto, a potem jak już jest na kolanach i chce umrzeć, nagle wykonujemy zamach i... nie zabijamy... WTF??? Nie rozumiem tego toku myślenia. Jeśli był to super duper plan Deana, to zgubił nas i najwyraźniej również Sama kompletnie. Chyba, że był to zwyczajny zapychacz odcinka, podobnie jak pseudokryminalna sprawa rozwiązywana przez Winchestera z randomowym łowcą.
4. Crowley cierpi na sklerozę.
Zaledwie tydzień temu Król Piekła oznajmił, że będzie tak zły, iż Cruella DeMon to przy nim pikuś. Pan Pikuś. Teraz jednak wystarcza, iż Castiel pojawia się na Rozdrożach i robi minę szczeniaczka, ewentualnie kpiąco powtórzy tytuł mojego Pana i Władcy i Crowley leci jak na skrzydłach zbierać unikalne składniki zaklęcia. Kiedy już je zbierze, pojawia się w kryjówce Roweny, której zapowiedział brutalną i nagłą śmierć, po czym stoi jak ten idiota, pozwalając, by jego knująca jak zawsze mać wystrychnęła ich wszystkich na dudka. Jeśli to nie sprawka tego Niemca, co to wszystko chowa przed starszymi obywatelami, to Crowley cierpi na galopującą schizofrenię.
5. Cliffhanger, który nikogo nie wzrusza.
Wyciągnięta z odwłoka Wielka Ciemność, nagłe supermoce Roweny (nie musi używać hexbagów i rzuca zaklęcie na anioła, nie wspominając o unieruchomieniu Crowleya), kłęby dymu spadające na ziemię niczym onegdaj lewiatany w Czyśćcu, szturm Casa na Crowleya to nieco za dużo do przełknięcia dla fana, który oczekiwał tylko rozwiązania beznadziejnego głównego sezonowego wątku. Brzmi to jak bardzo kiepskie opko. Szczerze mówiąc, poczułam jak Carver obraża moją inteligencję (a Tenel mamrocze, że nie po raz pierwszy - nie jest fanką Carvera). Najgorsze jest to, że bez motywu Ciemności przyjęłabym ten odcinek jako zakończenie serialu - nadal dziurawe, ale zakończenie, będące w dodatku paralelą do Pilota, kiedy to Dean ratował brata, a tu po prostu by go zabił i odszedł. W tej chwili nie jestem w stanie przejąć się losem bohaterów, a poziom napięcia dorównuje tragicznej śmierci Hanki Mostowiak. I tylko tak strasznie mi żal, bo ten sezon w pewnym momencie zaczynał odzyskiwać potencjał... (a Tenel chichocze ponuro: Potencjał? Jaki potencjał?).
Ja po przeczytaniu streszczenia finałowego odcinka (nie, nie dotrwałam nawet do finału i nie mam z tego powodów żadnych wyrzutów sumienia) byłam przekonana, że pan recenzent okrutnie sobie ze mnie zakpił i wymyślił to wszystko na poczekaniu. Ale nie, jednak nie. Go home, Carver, you are drunk.
OdpowiedzUsuńJedyną pociechą jest dla mnie fakt, że jak zwykle, Cathio, rozumiesz mój ból, albowiem tak się jakoś w życiu złożyło, że w przypadku SPN boli nas zazwyczaj to samo i nie inaczej jest tym razem.
Jako, że późna pora, przekleję (i rozwinę) moją wypowiedź z foruma:
Ja jednakże będę trzymać się teorii, że cokolwiek naćpany scenarzysta zadzwonił nocą do Carvera i, chichocząc głupio, wypalił: "Tyyy, Jeremy, a jakby tak zabić Śmierć w finale? Kumasz czaczę? Zabić ŚMIERĆ! Hue, hue, hue", na co wkurzony z powodu nagłej pobudki showrunner wymruczał niewyraźnie: "Chłopie, pisz co chcesz, tylko daj mi się k*** wyspać", po czym odpłynął z powrotem w objęcia Morfeusza.
Aha - wszystkim odpowiedzialnym za stworzenie aberracji zwanej Ciemność tudzież inny Mrok serdecznie gratuluję, nie ma to jak wprowadzić na scenę deus ex machinę dokumentnie podważającą dotychczasową myśl przewodnią sezonu. Nie, żebyśmy, nieprawda, w sezonie 4 i 5 (który, że tak tylko przypomnę, miał zamknąć serial) skupiali się na znaczeniu wolnej woli i wpływie, jaki ma ona na nasze losy. Nie, żeby SPN od zawsze czerpał z i kreatywnie bawił się mitami i religiami (wszak upadek Lucyfera jest niemalże skopiowany z islamu, gdzie szatan odmówił pokłonienia się przed człowiekiem). Nie, wuj z tym wszystkim; to Magiczna Moc z Rzyci kazała Lucusiowi być niedobrym. Gdyby nie ona, to Lucuś robiłby wianki z kwiatów i przeprowadzał staruszki przez jezdnię i nigdy, ale to nigdy nie zbuntowałby się przeciw tatusiowi. No bez jaj...
No i jeszcze jedno - ja wiem, że Castiel mnie więcej od sezonu ósmego regularnie ulega coraz większemu udupieniu ze strony producentów, showrunnera, scenarzystów i nawet kostiumologów, ale na wszystko, co święte: głupia czarownica? Kto weźmie go sobie pod pantofel w następnym sezonie - pani Krysia, kiedy w sklepie wykaże się nietaktem i kupi gumę balonową, płacąc banknotem studolarowym?
Polać Ci, kobieto...
UsuńA wizja Lucusia plecącego wianki i wrzucającego je do płynącej wody zrobiła mi dzięń. No więc właśnie! Biedny nieszczęsny Lucyfer... Jak, pytam, JAK można było to zrobić?
Co do podpakowanej czarownicy, nawet się nie wypowiadam... Crowley ma moc miliardów dusz w Piekle...
Nie podoba mi się pomysł, iż to właśnie Ciemność skorumpowała Lucyfera, bo to odbiera wiarygodność i niezależność jego buntowi.
OdpowiedzUsuńThis.
Jakim cudem Dean zabił Śmierć? (...) Ponadto, przemowa Śmierci nie brzmiała jak słowa tego Śmierci
THIIIIIIS. (To nie był Śmierć. Ktoś się pod niego podszył. Gabriel. To było bardzo Gabrysiowe, namawianie Deana i w ogóle. Śmierć nigdy do niczego nie namawia, daje tylko wybór z miną "mnie wszystko jedno, marnujesz mój czas". Że Gabryś nie żyje, to detal. That's my story and I'm sticking to it, lalaaa.)
Jednak sytuacja, w której Dean najpierw informuje Sama, że to pożegnanie, a potem okazuje się, że pożegnanie to i owszem, ale Sama z tym światem, jest co najmniej dziwna.
Dean w ogóle przez cały odcinek robił wrażenie, jakby co rusz zmieniał zdanie, a do tego zachowywał się jak soulless!Sam, tylko z przełącznikiem, który miał randomowe zwarcia w te i nazad.
A inne wtfności już wypisałam już u siebie (KLIK), to co się będę powtarzać...
Teraz tylko chcę wiedzieć, czy będą konsekwentni (ha ha...) i w następnym sezonie problemem (rozwiązanym oczywiście najdalej w trzecim odcinku :P ) będzie brak Śmierci (więc i śmierci) w uniwersum. To by było interesujące i miało potencjał, więc albo A. tego nie będzie, albo B. będzie, ale pożałuję, że chciałam.
PS, zapomniałam, na pocieszenie widzieliście już to, co od trzech dni ogląda pół Internetu, od Hillywood? ;)
UsuńJeżeli zlekceważą brak Śmierci i nie dostaniemy zombie apokalipsy, albo przynajmniej Bóg nie zainterweniuje, strzelam focha. Po prostu. Albo, wzorem sezonu siódmego, nagle okaże się, że to jest kwestia jednego odcinka.
UsuńHillywood rządzi do tego stopnia, że to jest dla mnie finał tego sezonu... Demons gonna hate, hate, hate...
Plot twist, Siewca Wiatru, Antykreator xD
OdpowiedzUsuńŻal, apatia, smutek.
~ji.
Myślisz, że Carver lekturuje Kossakowską i miał do czynienia z ostatnim tomem? Winchesterowie przyniosą planecie dar od Boga - miłość... *rechocze szyderczo*
Usuń(Jeszcze nie widziałam bo gram w Wiedźmina i chyba dobrze, że się nie oderwałam od gry) Rację zatem mają wszystkie autorki opków, że Castiel+Crowley=Wielka Miłość i panowie nie są w stanie sobie odmówić niczego.
OdpowiedzUsuńA odcinek obejrzę jak zakupię whisky by mieć czym się pocieszać ;).
#IbelievedinyouCrowley
#Istilldo
Jedno whisky to może być za mało...
UsuńA ja shippuję Crowleya i jego fartuszek i co???? I mój ship poszedł na dno...
#IStillBelieveInCrowley
Pełna, całkowita zgoda Cathio. Polać Tobie i Tenel, którą świetnie rozumiem, jako że też nie jestem fanką Carvera ^^
OdpowiedzUsuńKarmena
To ja skoczę do baru i się napiję... profilaktycznie.
UsuńJa też nie jestem.Wygnać go z miasta, najpierw smoła i pierzem obtoczywszy.
OdpowiedzUsuńZabicie Śmierci,co za bzdura jakaś! Ten pomysł z Mrokiem to już w ogóle...
Melodramę miedzy braćmi przewijałam, bo mi się patrzeć nie chciało.
Wątek z wdzięcznością Roweny i Oscarem..bo ja wiem.
Tyle, że na Crowleya przyjemnie było popatrzeć.Chociaż nie na końcu.
Beznadzieja.
Chomik
Będziemy mieli zombie apokalipsę...
UsuńRowena i wdzięczność... yeah, right.
Jeśli melodramę przewija się jak Frodo i Sama, jest źle.