Mam trochę zaległości, wiem o tym, alem w rozjazdach i kiedy po zostawieniu turystów po kolacji docieram do swojego hotelu, chcę już tylko zalec w łóżku i się wyspać. Nie wspominając już o jakości wifi w niektórych hotelach!!! Tym razem jednak wrzucam zaległą relację z londyńskiego koncertu :)
Nie da się ukryć, że muzyka filmowa jest jednym z moich
ulubionych gatunków muzyki w ogóle. To wszystko bez wątpienia wina Johna
Williamsa, a później było już tylko gorzej. Dosyć często zdarza mi się zatem
zapomnieć już o filmie lub serialu, jednak słuchać od czasu do czasu
soundtracka, a jeśli w trakcie oglądanej przygody zdarzy mi się zasłyszeć coś
ciekawego, tym gorzej dla mnie. Czepia się i zostaje na zawsze.
Na początek oficjalne zdjęcie z wydarzenia, bo moje takie dobre nie są :)
Jedną z takich ścieżek dźwiękowych jest bez wątpienia ta
napisana do nowego Doctora Who,
autorstwa Murraya Golda. Choć sam główny temat został raptem poddany pewnej
kosmetyce (świetny artykuł o ewolucji czołówki znajdziecie tutaj...),
tak niemal wszyskie główne utwory danych sezonów mocno trzymają się mojej mp3
(na czele z I’m the Doctor). Nic
zatem dziwnego, że kiedy moja przyjaciółka (tu na scenę ponownie wchodzi Tenel)
zapytała, czy bym się nie wybrała na Doctor
Who Symphonic Spectacular, za skromne 25 funtów, odpowiedź mogła być tylko
jedna. Na tani bilet do Londynu zawsze się zarobi (w końcu tanią linią lotniczą
okazał się LOT, a bagaż podręczny mieści zaskakująco wiele).
Oczywiście, nasze bilety po 25 funtów to miejscówka nie z
gatunku tych najlepszych (nie pytajcie, ile kosztowały te najlepsze), ale widok
był naprawdę przyzwoity, natomiast SSE Wembley Arena do koncertów jest więcej
niż przystosowana. Problem pojawia się, jeśli pacjent cierpi na lęk wysokości,
bo co jak co, ale stromo to tam naprawdę było.
Myślę, że stromość na zdjęciu została oddana :)
Tłumy dzikie! W dodatku bardzo zróżnicowane wiekowo.
Oczywiście, całe mnóstwo dzieciaków radośnie wymachiwało sonicznymi
śrubokrętami i batutami z TARDIS na końcu, jednak kolejne rzędy zapełniały
osoby w wieku od nastoletniego po 60, 70 i wszyscy bawili się równie cudnie.
Przy okazji mogłam się napatrzyć na wybór koszulek doktorowych, bo pomijając te
sprzedawane na miejscu, chyba nie było dwóch takich samych (łącznie z tym, że
na kimś wypatrzyłam nową koszulkę jaredowo/jensenową Moose and Squirrel Always Keep Fighting). Mój Doctor Pooh robił wielką furorę, mam nadzieję, że OtherTees jeszcze
będzie ją kiedyś miał, bo dużo osób się zapaliło do regularnego sprawdzania
strony. Było też całkiem sporo cosplayerów, niektórzy naprawdę rewelacyjni!
Tradycją już jest, że kolejne koncerty są prowadzone przez aktorów związanych z serialem i choć poprzednio był to Mark Sheppard (nie tym razem, chlip chlip), i tak nie byłam specjalnie pokrzywdzona, ponieważ tę odsłonę poprowadził Peter Davison, czyli nie kto inny jak Piąty Doktor. I to poprowadził w znakomitym stylu! Dyżurnym żartem stały się jego stosunki z Colinem Bakerem, który miał jakoby czyhać na robotę prowadzącego i czekać w pogotowiu, jeśli Peter by się nie sprawdził.
“And so Colin texted me: Break a leg. You know,
it’s like a theatrical expression of good luck. But then he added: I mean –
really break a leg.”
Absolutnie cudowna była interakcja Petera z dyrygentem,
Benem Fosterem, który równie radośnie uczestniczył w komedii gagów i żartów, a
w momencie kiedy Davison wyciągnął z TARDIS swoją marynarkę i wręczył ją
dyrygentowi, sala płakała nie tylko ze śmiechu.
Autor scenariusza koncertu musiał się w ogóle nieźle bawić i
być zagorzałym fanem. Tematem przewodnim miały być potwory i choć kolejne
utwory nie były w większości z nimi związane, tak w odpowiednich momentach na
scenę i na widownię wkraczali kolejni przeciwnicy Doktora, przy czym największe
wrażenie robiła Mumia z Mummy on the
Orient Express, która usiłowała pomiziać niektórych widzów po ramieniu.
Absolutnie cudowne były Daleki, które najpierw chciały eksterminować wszystkich
zgromadzonych, później otoczyły Bena Fostera i zagroziły mu, że jeśli nie zagra
natychmiast Evolution of the Daleks,
cała historia może skończyć się nieciekawie. Oczywiście, tylko głupiec
zlekceważyłby żądania Daleków! Oprócz Mumii i Daleków mogliśmy podziwiać też chociażby
Ood, Cybermenów i the Silence.
Przy odrobinie dobrej woli można coś niecoś dojrzeć :)
Sam jednak Ben Foster i Peter Davison nie byliby w stanie
wyczarować tego, co stanowiło esencję wydarzenia: muzyki. Za to odpowiedzialni
byli BBC National Orchestra i Chorus of Wales, z absolutnie powalającą
solistką, Elin Manahan Thomas. Pozwólcie mi tylko powiedzieć, że bardzo żałuję,
że nie było mnie stać na płytę z muzyką z koncertu – było to naprawdę cudowne
przeżycie.
Znalezienie TARDIS w sklepie też było przeżyciem!!!
Nie dane mi było jednak choćby zamknąć oczu i rozkoszować
się dźwiękami, jako że równocześnie na ekranach wyświetlały się klipy z
doskonale zmontowanymi scenami z konkretnych odcinków (nawet sezon 8 wyglądał
na tych filmikach naprawdę nieźle!). Żeby podkręcić atmosferę, umiejętnie
posłużono się reflektorami - jeśli na ekranach bohaterowie byli przykładowo
skąpani w niebieskim świetle, podobne zalewało widownię.
Wśród utworów znajdowały się takie kawałki jak A Good Man?, The Companions, Last Christmas
Suite czy The Impossible Girl,
jednak na mnie największe wrażenie wywarły The
Pandorica Suite oraz Abigail’s Song, które
zresztą stanowią moje ulubione fragmenty doktorowej ścieżki dźwiękowej. Nie
wstydzę się przyznać, że przy Abigail’s
Song (która w wykonaniu Thomas brzmiała zdecydowanie lepiej niż w przypadku
Katherine Jenkins) popłynęły mi łezki, ale tak już mam akurat z tym Christmas specialem. Jest po prostu w
mojej opinii najlepszy i mogę go oglądać tysiące razy.
Cały koncert był punktem kulminacyjnym mojej londyńskiej
wizyty i muszę powiedzieć, że nie spodziewałam się, że będzie aż takim
przeżyciem. Lubię Doktora, choć jak
to się mówi – bez szału, jednak wykonanie i ogólna atmosfera była naprawdę
niesamowita. To, że przy okazji spotkałyśmy koleżankę z naszego
międzynarodowego teamu gishowego, było tylko wisienką na torcie. Chcę więcej!!!
Co: Koncert Doctor
Who Symphonic Spectacular
Gdzie: SEE
Wembley Arena, Londyn
Kiedy: 23 maja 2015 r.
Tyle opcji, ale Disqusa niet, jak akurat człowiek założył... Czym by się tu zalogować...
OdpowiedzUsuńJuż wiem, o co chodziło na Serialkonie z paleniem Cię na suficie... Symphonic Spectacular! Z Orkiestrą! Fosterem! Davisonem!
Do "I am the Doctor" fajnie się biegnie na autobus. Nie ma bata, trzeba zdążyć :D
Davison ma ponoć dyżurne żarty dotyczące wszystkiego, co związane z Doktorem, w tym swojego zięcia ;)
Dlaczego wokół TARDIS nie zgromadziły się tłumy (i ochrona)? Ja bym się dobijała!
Wszyscy mnie spalą zbiorowo :D tylko Stannisa i Melissandre brakuje :D
UsuńOj trzeba, trzeba :D
Z Tennanta też darł łacha, ale jakby mniej :D
W ogóle ten sklep, w którym TARDIS stało był jakiś taki pustawy...
Ale musiało być super!! To tanio było, my za wejściówkę na Worldcon z koncertem daliśmy 40 funtów od łebka.
OdpowiedzUsuńAle miałaś fajnie!!! A Tenel jest urocza.
Ja ciągle mam tego "Doktora Who" w kolejce..
Czepia się i zostaje na zawsze -też tak mam!
Chomik
Tanio, tanio, jeno miejsca cholernie daleko... plus tenel dorwała je w przedsprzedaży :)
Usuń