Urban fantasy robi
się popularne, co mnie bardzo cieszy, bo znajduje się bardzo wysoko na liście
moich ulubionych (pod)gatunków literackich i filmowych. Zaroiło się w
księgarniach od kolejnych pozycji, niektórych wprawdzie ewidentnie
przeznaczonych dla pokolenia jakby młodszego, ale jest też trochę takich, które
konkretnie kopią tyłki i pomysłami, i wykonaniem. Mamy też już w Polsce trochę
naszych rodzimych klimatów, czy to w wykonaniu wspomnianej tu już kiedyś Anety Jadowskiej, Kuby Ćwieka, Michała Studniarka czy Marty Kisiel i
jeszcze kilku autorów. Nowością na rynku wydawniczym jest Projekt Mefisto Marcina Mortki, którego książki całkiem lubię. Bez
specjalnego wahania wysupłałam zatem trochę waluty, by sprawić sobie prezent
gwiazdkowy – w akcie jasnowidzenia, bez wątpienia, bo znowu nie dostałam pół
książki, a tuszami do rzęs mogę sobie ściany malować… To jakaś sugestia czy co?
Do rzeczy jednak. Głównym bohaterem Projektu jest diabeł Zygmunt, wysłany przez korporacyjne Piekło, by
siać chaos i pozyskać dusze. Niby nieco bardziej nowoczesnymi sposobami, bo
nasz czort wspomina szkolenia, jako żywo podobne do tych bezużytecznych
badziewi, które zna każdy, kto choć na chwilę pracował w korporacji, dodatkowo
ma laptopa, będącego szczytem diabelnej techniki (bez wątpienia znakomitym
pomysłem jest udostępnienie tajnej bazy danych przez przyciśnięcie klawiszy
podczas bootowania kompa…), frustometr, komóreczkę… Ma też jednak coś, co jest
już nieco bardziej klasyczne: przekaz, czyli piekielną sugestię, która
odpowiednio skierowana, czyni cuda, skłaniając ludzi do czegoś, czego
teoretycznie robić nie powinni. Pechowo dla naszego czorta, zostaje skierowany
na totalne zadupie, do niejakich Wyplut, które od początku są… jakieś takie
podejrzane. Ktoś go obserwuje, przekaz nie działa, a góra nie widzi jego
znakomitych akcji, nakierowanych – rzecz jasna – na wyniki. Co takiego jest nie
tak?
Przyznam, że odpowiedź na to pytanie miło mnie zaskoczyła,
jako że zamiast standardowych aniołów, których się spodziewałam, dostaliśmy
różne stworzenia ze słowiańskiej mitologii. Ba, oprócz nich pojawia się też i nasz
stary znajomy, Rokita, siedzący zresztą w dziupli drzewa, co rozczuliło mnie
ponad miarę. Są też oczywiście dresy, menele i dyskoteka wiejska, odmalowane
może w nieco przesadzony sposób, ale za to niezwykle barwnie. I to chyba
stanowi najlepszy element tej książki.
Akcja jest bowiem całkowicie nijaka. Główna zagadka rozmywa
się między kolejnymi spotkaniami czorta ze słowiańskim towarzystwem, w pewnym
momencie właściwie zaczęłam się zastawiać, o co tutaj tak naprawdę chodziło, a
końcowe starcie jest jeszcze bardziej bez napięcia. Działania Zygmunta są tak
bardzo chaotyczne, że nie mogę się w nich doszukać żadnego sensu, a próba
wczucia się w problemy wilkołaka Łukasza i wiedźmy Natalii kończy się
gwałtownym ziewaniem. Nie miałam przy tej lekturze żadnego poczucia, że muszę
coś już natychmiast wiedzieć, bo inaczej… Nie. Bez problemu odłożyłam książkę,
by wrócić (tak, przeczytać po raz drugi!) do kilku innych pozycji, a potem bez
napięcia ją skończyłam. Szkoda, bo potencjał był całkiem fajny, a wyszło
nudnawo.
Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że napisano tę książkę tylko
po to, by załapać się właśnie na falę popularności urban fantasy, a okładkę zaprojektowano dla fanów tak znienawidzonego przeze mnie Lucyfera. A
wielka szkoda, bo pomysł miał naprawdę dobry potencjał, tylko wszystko się
rozmyło. Może odchudzenie książki o jakieś sto stron wyszłoby jej na dobre i
wycięło zbędne sceny, naprawdę nic niewnoszące?
Marcin Mortka, Projekt
Mefisto, wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2016.
O,to szkoda,ale skoro czytało się bez bólu...Ja dostałam na Gwiazdkę kolejnego "Lucyfera",fajny,ale pierwsze tomy chyba były lepsze.
OdpowiedzUsuńChomik
A chcesz poczytać? To Ci przywiozę.
UsuńBrr, Jadowskiej nie znoszę, wystarczyło mi poczytać trochę jej tom 1 w bibliotece, żeby całkowicie odeszła mnie chęć na jej pisaninę.
OdpowiedzUsuńAle też mnie cieszy, że urban fantasy jest modne, bardzo lubię te klimaty, choć niewiele dotąd czytałam. Rozglądam się właśnie za czymś nowym z tego gatunku, teraz już wiem, co ominąć xD
Karmena
A czytałaś, kochana, Harry'ego Dresdena? Bo to jest mistrzostwo świata. Polecam też cykl o Nightside, choć po polsku wyszły raptem pierwsze trzy tomy.
Usuń