Nie miałam specjalnych oczekiwań w stosunku do tego filmu, w
związku z tym nawet mnie specjalnie nie bolało to, że obejrzę go grubo po
premierze. Reakcje facebookowe były mi obojętne, od jakiegoś czasu widzę
bowiem, że gust mam z lekka rozbieżny z większością znajomych. Kiedy wreszcie
udało mi się dotrzeć do kina, usiadłam po prostu w fotelu i...
Wstałam te dwie godziny później zachwycona. Han Solo jako
film zawiera bowiem klimat wszystkich powieści o młodym szmuglerze, zarówno
tych A.C. Crispin, jak i Briana Daleya. Spin-off nie rości sobie pretensji do
bycia częścią starwarsowego monomitu, to po prostu kino rozrywkowe i to w
starym dobrym stylu Kina Nowej Przygody. Mamy pościgi, napady, knowania
mniejsze i większe. Dostajemy także fantastycznych bohaterów, i tak,
niespodziewanie okazało się, że Hanem Solo może być dla mnie również ktoś inny
niż Harrison Ford, choć wydawało się to wcześniej niemożliwe. Solo stanowi
bowiem opowieść o postaciach i one są jego najsilniejszą stroną, niezależnie od
tego, kto je gra. I bardzo dobrze, bo choć jako postać Qi’ra sprawdza się po
prostu znakomicie, tak Emilia Clarke po raz kolejny udowadnia, że aktorką jest
w najlepszym razie przeciętną. A postaci nakreślone są rewelacyjnie – ba, na
ich tle Solo wypada dosyć przeciętnie. Tobias Beckett to cudownie wręcz
napisany i zagrany najemnik, Vos stanowi śmiercionośną niezrównoważoną zagadkę,
a Lando... Lando kradnie każdą scenę – jest tak fantastyczny i uwodzicielski
jak Billy Dee Williams. Przyznam Wam się też w tajemnicy, że jakkolwiek mam
dość sceptyczne podejście do postaci kobiecych pod rządami Kennedy i Disneya,
tak tutaj kupuję wszystkie, bez wyjątku – są wyjątkowo wiarygodne, każda na
swój sposób.
Wcielenie uroku osobistego. Nie ma lepiej odmłodzonej postaci w ostatnich latach.
Nie obyło się, rzecz jasna, i bez wpadek. Do takich zaliczam
pojawienie się Maula – dla mnie w ogóle jego przeżycie upadku w Mrocznym widmie
mija się z celem. I jeszcze ten miecz świetlny... jakby ktoś go nie poznał. Jest
to dla mnie spory problem już od czasu Wojen klonów, ponieważ przeżycie tego
Sitha naprawdę mija się z kanonem – Zawsze
jest ich dwóch, pamiętacie? Czyżby Palpatine był na tyle słaby w Mocy, by
nie wyczuć obecności swojego ucznia? Jasne, już wcześniej zakładałam że Dooku
został skuszony przez Sidiousa znacznie przed wydarzeniami Epizodu I, ale może
niekoniecznie był prowadzony równolegle z Maulem. Czy nie moglibyśmy dać tej
postaci już odpocząć? Tak, wiem, sprzedała sporo stuffu przy Epizodzie I (przy
okazji stanowiąc jeden z największych spoilerów dla tego filmu – kwestia podwójnego
miecza świetlnego), więc może sprawdzi się i teraz? Ale nie, poczekajcie,
przecież to miała być niespodzianka na sam koniec historii... To po co? Nie
mogłaby to być zamaskowana postać? Żeby człowiek sobie dośpiewywał resztę?
Pobawił się w zgadywanie? Nie, wrzućmy tutaj jak najwięcej charakterystycznych
starwarsowych postaci, będzie fun. No i przecież żaden film SW nie może obyć
się bez miecza świetlnego... A ja głupia narzekałam na Artoo i Threepio w Rogue
One...
Spin-offom udaje się pokazać kino bardziej dla dorosłych. I to jest właśnie to, na co czeka ten starszy fan, dostający na widok wszechobecnych porgów po prostu spazmów. Tak, wiem, to inny target. Ergo - nie jestem targetem sequeli. Zgadza się.
Największym jednak problemem pozostaje dla mnie kwestia nazwiska
Hana... Zostało... wymyślone przez imperialnego urzędasa? Ale... dlaczego?
Przecież Han miał ojca, więc...? Pozostaje mi tylko tłumaczyć scenarzystów i
założyć, że może było to nazwisko osoby poszukiwanej... a może chłopak sobie
rodzinę po prostu wymyślił? Wydaje mi się to wyjątkowo słabe.
Cieszą mnie smaczki – te duże i te maleńkie. Po raz pierwszy
na ekranie pojawia się przecież „YT-1300”, mamy też wreszcie sabacca. I choć ta
historyczna już partyjka sabacca, w wyniku której „Sokół Millenium” zmienił
swojego właściciela, nie do końca przebiegała tak, jakbym chciała (Lando
naprawdę nie musiał być oszustem), miło wreszcie ją zobaczyć. Jeśli zajrzy się
do jednego z wydawnictw albumowych towarzyszących premierze, można również
odnaleźć kolejny element starego świata SW wprowadzonego do nowego kanonu –
Exara Kuna. Gwarantuję Wam, że niewiele jest osób równie szczęśliwych z tego
powodu jak ja.
Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że spin-offy oddają
starwarsowego ducha znacznie lepiej niż kiedykolwiek zrobią to kolejne epizody.
Eksplorują stary ukochany przez fanów świat, sięgając po przebogate uniwersum
Legend i eksperymentują! Sięgają po nowe dla SW formy, tak jak Rogue One, są
czymś nowym, nie tylko odgrzewaniem starego dania. Będę więc czekała na kolejne
z niecierpliwością znacznie większą niż na następne Epizody.
Han Solo: Gwiezdne wojny - historie. reż. R. Howard, wyst. A. Ehrenreich, D. Glover, W. Harrelson, E. Clarke i inni. USA 2018.
Tekst jest rozbudowaną wersją opinii napisanej na potrzeby portalu Star Wars Extreme.
O, ciekawe, to może i ja obejrzę Hana Solo.
OdpowiedzUsuńJakoś mi nieśpieszno na ten film, w sumie nie wiem czemu, może dlatego, że Han nie należał nigdy do moich ulubieńców. Zresztą, teraz wolałabym obejrzeć dalsze losy Kylo i Rey.
Co do postaci kobiecych to się nie zgodzę, bo uwielbiam Jyn, bardzo lubię też Holdo, Rey i Connix. No, Rey mogłaby mieć ciekawszą osobowość, ale uwielbiam Daisy Ridley, więc mogę być nieobiektywna ^^
Szkoda tylko, że film kiepsko sobie radzi w kinach, martwię się trochę, jak to wpłynie na kolejne filmy. Mam nadzieję, że jednak pozostaną przy nowym filmie każdego roku.