Co stanowi
największą wadę i zarazem zaletę zbiorów opowiadań, o których wiemy, że nie są
ze sobą powiązane? Odpowiedź jest prosta i dosyć oczywista: różnorodność. To
sprawia, że za każdym razem, kiedy rozpoczynamy nowy tekst, mamy nadzieję na
nowy świat, nowych bohaterów, nowe kłopoty i nowe doświadczenia.
Błogosławieństwo i zarazem klątwa, bo kiedy kogoś pokochamy i chcemy poznać
jego przygody, dostajemy coś nowego. Ruszamy na kolejną przygodę, tym bardziej,
jeśli po zbiór nie sięgnęliśmy przypadkowo, a zachęciło nas do tego nazwisko
autora.
Dokładnie tak
jest w przypadku Pierwszego słowa
Marty Kisiel. Z racji zeszłorocznej nieobecności na Falkonie i późniejszego
wyjazdu wakacyjnego, mogłam na nim położyć łapki z lekkim opóźnieniem, co
napełniało mnie olbrzymim żalem. Dotychczasowe doświadczenie mola książkowego
nauczyło mnie bowiem, że pochłonę wszystko, cokolwiek wyszło spod palców
Ałtorki i jeszcze poproszę o więcej. Doskonały styl i zbliżone do mojego
pokręcone poczucie humoru, cudowni – sympatyczni bądź nie – bohaterowie i
przede wszystkim niesamowite, fantastyczne pomysły sprawiają, że każda wyprawa
do jej świata to czysta przyjemność.
Nie wszystkie
opowieści zawarte w zbiorze Pierwsze
słowo są nowe. Blisko połowa została już wcześniej opublikowana, ale w
niczym to nie przeszkadza, bo przyznam szczerze, że znałam może ze trzy.
Umieszczenie ich w książce umożliwia zatem zapoznanie się nie tylko z nowymi
tekstami, ale i tymi starszymi, sięgającymi do 2006 r. Pozwala to też w pewien
sposób na docenienie sposobu, w jaki rozwijało się pisarstwo Marty. Niech mi
będzie wolno powiedzieć, że w tym zbiorze nie ma słabych opowiadań – są lepsze
i gorsze, ale na pewno nie słabe.
Podobnie jak
różnorodne są motyle i liście ozdabiające czaszkę na okładce książki (zresztą
absolutnie fantastycznej i przykuwającej oko), tak różnorodna jest tematyka
tekstów. Wielbiciele lekkiego pióra Ałtorki znajdą tutaj miłe i zabawne
opowiadanka, przy których można się po prostu dobrze pośmiać (Rozmowa dyskwalifikacyjna czy cudowne Nawiedziny). Pojawiają się i znani
czytelnikom bohaterowie, bo podle i niecnie zamieszczono tutaj także Dożywocie (tak, to jest podstępnie
doskonałe posunięcie marketingowe – nie da się tego przeczytać i dowiedziawszy
się, że istnieje ciąg dalszy, nie iść grzecznie do księgarni i nie nabyć go drogą
kupna), a także nawiązującą do niego Szaławiłę,
za którą zresztą Marta otrzymała zeszłoroczną Nagrodę Zajdla. Są i opowiadania,
które czasem określam po prostu jako „miła fabułka” (Jadeit, Miasto motyli i mgły), czasami cudownie nawiązujące wręcz
do klasyki (W zamku tej nocy). Nie da
się jednak określić Pierwszego słowa lekturą
łatwą, lekką i przyjemną. O nie. Po przeczytaniu niektórych człowiek musi
pomyśleć, zastanowić się, a najlepiej odłożyć książkę chwilowo na bok. Przeżycie Stanisława Kozika (swoją
drogą, cudownie przewrotny tytuł!) może wydawać się zabawne, ale jeśli miało
się kiedykolwiek styczność z pewną przerażającą kulturą pracy obowiązującą w
korporacjach, śmieszne już nie jest. To już nie wyścig szczurów, to coś
kompletnie innego, co pojawia się zresztą obecnie i w naszym codziennym życiu,
niemal na każdym kroku. Cały świat Dawida
napełnił mnie po prostu głębokim smutkiem – zaskakująco, jak wiele i
niewiele potrzebujemy, by uszczęśliwić cały nasz mały „świat”, całe nasze
otoczenie. Tonący chwyta się brzytwy, a my, małe szaraczki… wszystkiego,
zapewne. A wszystko zaczyna się od maleńkiego kroczku. Ale tak naprawdę to
tytułowe, choć zamieszczone na samym końcu zbioru Pierwsze słowo mnie po prostu zamurowało. Jest… piękne, okrutne i
zmusza do refleksji i zadania pytania: czym właściwie jest miłość, czym jest
miłość matczyna. Czasami nie spodziewamy się odpowiedzi. Czasami wręcz nie
chcemy jej poznać, bo może się okazać przerażająca.
Przyznam, że nie
spodziewałam się takiego tekstu w książce Marty Kisiel, która nawet o sprawach
życia i śmierci potrafi pisać w swoisty „lekkawy” sposób. Po dłuższym
zastanowieniu muszę jednak powiedzieć, że stanowi jego idealne uzupełnienie,
idealne domknięcie zbioru opowiadań. Bo Pierwsze
słowo jako całość jest zabawne, urozmaicone, ale także przerażające i
bardzo prawdziwe. Pod pięknem świata, radosną lekkością przygód skrywa się to
drugie dno, pod motylami i liśćmi skrywa się ludzka czaszka, śmierć, ciemna strona
życia. Niewiele zbiorów opowiadań potrafi to pokazać w tak doskonały sposób.
Marta Kisiel, Pierwsze słowo, wyd. Uroboros, Warszawa
2018.
Mam to w kolejce!
OdpowiedzUsuńChomik
KO-NIECZ-NIE!!!
Usuń