Wczesne książki
Stephena Kinga należą do moich ulubionych i mają swoje stałe miejsce na półkach.
Uwielbiam opowieści o nienazwanym, tajemniczym, pojawiającym się w życiu
bohaterów zupełnie znienacka, niezależnie od ich woli. Na pewno nie jestem
jedyna, skoro rekordy popularności bije chociażby Stranger things, nic
zatem dziwnego, że książek w tym klimacie powstaje całkiem sporo.
Jedną z nich jest
Skrzynia ofiarna Stewarta Martina, która wkrótce ukaże się nakładem
wydawnictwa YA! (premiera 18 września). Opowiada o losach paczki nastolatków,
przypadkowo połączonych podczas nudnego lata na ich wyspie i o tym, czego mieli
nieszczęście dotknąć. To tytułowa skrzynia, pojawiająca się nagle w lesie,
obdarzona czymś na kształt własnej woli i mocy magicznej – potrafi wszak
przekazać swoją „instrukcję obsługi” we śnie… Ze skrzynią postępuje się bardzo
prosto: należy złożyć w jej przepadzistym wnętrzu swój „skarb”, czy może raczej
„ofiarę”, a następnie przestrzegać trzech reguł.
Nigdy nie
wracaj do skrzyni samotnie.
Nigdy nie
otwieraj jej po zmroku.
Nigdy nie
zabieraj z niej swojej ofiary.
Kilka lat później
wychodzi na jaw, że ktoś z grupy złamał zasady gry. Nagle zaczynają dziać się
rzeczy straszne, ale powiązane w pewien sposób ze znaczeniem złożonych do
skrzyni przedmiotów. Początkowo nieufni względem siebie nastolatkowie
rozpoczynają śledztwo, szybko przeradzające się w walkę o przetrwanie.
Jak łatwo się
jednak domyślić, oprócz „tajemnicy” będziemy mieli także do czynienia z
problemami nastolatków, ich codziennymi zmaganiami nie tylko przecież z
nienazwanym, ale i szkolnymi prześladowcami czy codziennymi obowiązkami. Te
fragmenty książki nie są wprawdzie zbyt obszerne, ale umiejętnie i szybko
nakreślają konflikt „kujon vs. reszta klasy” (tylko taki… trochę
niewykorzystany)… Jednocześnie przekonujemy się, że nic nie jest po prostu
czarno-białe, że przynależność do szkolnej paczki takiej czy innej
niekoniecznie może być spowodowana chęcią zaimponowania czy prostym „byciem tym
złym”. Dobre obserwacje i nic dziwnego, skoro autor także należy do radosnego
grona „noszących oświaty kaganiec”…
W "Skrzyni ofiarnej" będzie też lisek... Niestety.
Szkoda tylko, że
właśnie to obyczajowe tło stanowi najsilniejszą część książki – psychika
nastolatków rozpisana ze znajomością tematu, odpowiedzialność lub jej brak, codzienne
problemy i utrapienia… I nie, nie byłoby to w żadnym przypadku wadą powieści,
gdyby… właśnie, gdybyśmy mieli do czynienia z kolejną obyczajówką (które też
lubię). Ale tutaj tematy obyczajowe splatają się z wątkiem horrorowym, a ten
drugi… zwyczajnie nie daje rady.
Chociaż na
początku książki wydaje się, że klimat rzeczywiście przypomina wczesnego Kinga,
tak jednak po jakimś czasie przechodzi raczej w Clive’a Barkera. Wiem, że nastoletni
czytelnik (a to raczej do niego skierowana jest ta pozycja) lubi sceny krwawe,
ale w pewnym momencie wszystko sprowadza się właściwie do nagromadzenia
monstrów i kolejnych makabrycznych opisów (mimo wszystko chyba jednak za
ostrych dla tej grupy wiekowej), a nie do zagadki i próby jej rozwiązania.
Zresztą, sposób na powstrzymanie rozprzestrzeniających się po wyspie stworów podano
dosyć bezpośrednio, co też rozczarowuje i trąci lekko dydaktyką (co znowu nie
dziwi, znając zawód autora).
Mam ze Skrzynią
ofiarną pewien problem, który czasem określam na tym blogu jako Dylemat
Teściowa-Nowy samochód-Rzeka: mieszane uczucia. Nastawiłam się na horror z
elementami obyczajowymi i teoretycznie to dostałam, tylko podane w inny sposób
niż można się tego spodziewać po opisie na okładce. Daleko tej pozycji do
subtelnych horrorów Kinga, a szkoda, bo potencjał był. Podejrzewam jednak, że
młodszemu czytelnikowi może się spodobać, co więcej, łatwo będzie mu się
utożsamić z którymkolwiek z głównych bohaterów – są zarysowani w taki sposób,
że wiemy o nich tylko najważniejsze, resztę możemy sobie dośpiewać, co czyni
ich łatwiejszymi do zrozumienia dla nastolatków (i nie jest to zarzut, a
komplement!). Jednak jeśli czytelnik szuka drugiego dna, czegoś więcej, tutaj
tego nie znajdzie, bo morał podany jest wprost. Znowu, dla jednych może to być
zaleta, dla innych wada.
W pewnym sensie
mam wrażenie, że wrześniowa premiera książki jest w jakiś sposób spóźniona, bo Skrzynia
ofiarna to raczej lektura na wakacje – czy to dla młodego, czy dla
starszego czytelnika. A wszyscy wiemy, że do książek w naszej walizce mamy
nieco inne nastawienie… Zazwyczaj są czytadełkiem, sposobem na miłe spędzenie
czasu, a chyba tak najłatwiej określić tę pozycję. Ciekawa jestem, czy Wam się
spodoba…
Stewart Martin, Skrzynia
ofiarna, tłum. H. Skowron, wyd. YA!, Warszawa 2019.
Dziękuję wydawnictwu za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz