Podtytuł Niedyskretnika
informuje, że książka przekaże wszystko, „co dama wiedzieć powinna”. Dodajmy,
że mowa o damie dziewiętnastowiecznej, a więc powędrujemy sobie w przeszłość,
odkrywając powszedni dzień kobiety, której wygląd niejedną obecną białogłowę
przyprawia o szybsze bicie serca, tworzenie krynoliny czy wbijanie się w
gorset. Przyznam, że pozycję nabyłam, zaintrygowana tymi „dziewiętnastowiecznymi
sprawami wstydliwymi, tematami nieskromnymi, nieprzyzwoitymi i wprowadzającymi
kobiety dwudziestego pierwszego wieku w zdumienie.” Nie ukrywajmy, zawsze
człowieka intrygowało, jak one dawały sobie radę w tych obfitych sukniach nawet
z podstawowymi potrzebami fizjologicznymi… Znaczy w sumie domyślałam się –
podobnie jak obecne panny młode… z pomocą i użyciem wiadra… Jak ja się cieszę,
że miałam bardzo prostą suknię ślubną…
Dzięki Therese
Oneill będziemy miały okazję poznać realia dawnej epoki – choć w dosyć
zawężonym zakresie, bo autorka porusza zagadnienia związane z codziennym życiem
w XIX w., ale tylko tymi dotyczącymi bogatszych dam. Bez wątpienia trzeba było
jakoś ograniczyć poruszane tematy, jest to zatem jakiś konkretny wyznacznik.
Dowiemy się zatem, z ilu i jakich warstw składał się ubiór, jak załatwiano
codzienne potrzeby, jak często i w jakich warunkach brano kąpiel, co działo się
„w tych dniach”, jak wyglądał ówczesny ideał urody (a także, co pomagało w jego
osiągnięciu i nie, połykanie jaj tasiemca to wcale nie jest nowoczesny
idiotyzm)… Zapoznamy się też z regułami dotyczącymi trudnej sztuki zalotów i
małżeństwa oraz seksu (a zwłaszcza pierwszej nocy), sposobami antykoncepcji,
zarządzaniem służbą czy problemami zdrowotnymi – cały rozdział poświęcono temu,
co dziewiętnastowieczni medycy uważali za histerię i jak też ją leczono.
Powiem jedno – po
zapoznaniu się z tą książką można dojść do wniosku, że jesteśmy nieziemskimi
szczęściarami, żyjąc w czasach obecnych. Oczywiście, większość z nas ma
świadomość, że romantyzm Tary i piękne kreacje Scarlett i Melanii to raczej
wyjątek niż reguła, ale jeśli jakimś cudem nie specjalizujemy się w tamtej
rzeczywistości, nie dociera do nas, jak wielki wyjątek. Oczywiście, mamy posmak
biedniejszego życia nawet w Przeminęło z wiatrem, ale realiom bliżej
raczej do Taboo. Romantyczna wizja pani w krynolinie kończy się wraz z
wyjściem na ulicę i zanurzeniu po kostki (żeby tylko!) w gnoju... nie tylko
końskim…
A wachlarz orientalny, bo jak szaleć to szaleć!
Książkę czyta się
jak fascynującą powieść… do pewnego momentu. Utrzymana w lekkiej i zabawnej
stylistyce narracja przedstawia nam kolejne metody i fakty, związane z życiem
codziennym, tymi elementami najbliższymi ciału (ubiór, toaleta, dbanie o urodę
i zdrowie). Jest to opowieść, ale podparta cytatami z dzieł pisanych w epoce,
równowaga między jednym a drugim zostaje jednak całkowicie zachowana. Sytuacja
zmienia się jednak w drugiej części książki, kiedy cytatów robi się trochę
więcej i po chwili zaczyna (przynajmniej mi) to przeszkadzać. Tym bardziej, że
bezproblemowo dałoby się je przerobić podobnie jak w pierwszej połowie Niedyskretnika.
Miałam po prostu wrażenie, że autorka stara się nam pokazać, iloma źródłami się
posiłkowała i jaki zrobiła research. Nie jest to oczywiście złem samo w sobie,
ale jakoś zgrzyta w porównaniu z lżejszym tonem wcześniejszych rozdziałów.
Jest… jakby nierównomierne. Oczywiście, może być spowodowane tym, że tematyka
się zmienia – dotyczy już pozycji kobiety w społeczeństwie i małżeństwie, a
także jak patrzono na jej zdrowie przez pryzmat macicy i histerii. I tak, to
opowieść w jakiś sposób przerażająca… tym bardziej, że przecież łatwo
przypomnieć sobie, że takie podejście wcale nie zmieniło się tylko dlatego, że
mamy XXI w. Nie, wystarczy przecież opuścić cywilizowane miejsca na
którymkolwiek kontynencie, by przekonać się, że kobieta to przedmiot do
rodzenia dzieci, nie zasługuje na własne przyjemności, a prawo ma jedno… do
znalezienia sobie właściciela. Zresztą, jakie „sobie”… Właściwie jakie „prawo”…
I to wywołuje nieprzyjemne ciary na karku… w zakończeniu znalazłam bardzo mądre
zdanie – „I choć może kobiety były traktowane jak damy, ale odbywało się to
ich kosztem - zapomniano, że należałoby je traktować także jak kobiety.” Może
nawet zamiast drugiej „kobiety” użyłabym słowa „człowiek”… Bo dopiero po takiej
lekturze wiemy, co tak naprawdę zawdzięczamy feministkom (i nie, nie uważam przykładowo
eliminowania ładnych dziewczyn z męskiego sportu za podstawowy problem społeczności
feministycznej, tym bardziej w sytuacji, kiedy tak wiele kobiet na całym
świecie nadal pozbawiona jest podstawowych praw).
Jeśli chodzi o
wydanie książki, nie mam nic do zarzucenia. Wprawdzie róż na okładce trochę
kojarzy mi się z obecnymi poradnikami, którymi karmiła się choćby Bridget
Jones, ale myślę, że taki właśnie był zamiar. W środku znajdują się liczne
ilustracji - grafiki z epoki, a także wczesne fotografie, co zdecydowanie
ubogaca i uprzyjemnia lekturę. Zabawne są także podpisy pod ilustracjami, choć
miejscami zdecydowanie niestosowne i trochę kontrastują z lekko oburzonym tonem
(nikt nie mówił, że Niedyskretnik jest obiektywny!), w jakim utrzymano
narrację w drugiej części.
Jeśli jesteście w
jakikolwiek sposób zainteresowane tematyką „kobiecą” – czy to raptem modą, czy
zmianami w sposobie postrzegania naturalnych procesów i psychiki, zdecydowanie
polecam! Przyznam, że kupiłam tę pozycję głównie po to, by poczytać sobie
„smaczne” kąski historyczne (uwielbiam anegdotki!), nieoczekiwanie jednak
dostałam coś znacznie więcej. Dobre! Naprawdę dobre!
Therese Oneill, Niedyskretnik.
Co dama wiedzieć powinna, tłum. Jolanta Sawicka, wyd. Muza, Warszawa 2018.
O, bardzo lubię wszystkie takie książki traktujące o prozaicznych aspektach przeszłości - niedawno na tej samej zasadzie pochłonęłam "Służące do wszystkiego". Chętnie przeczytam!
OdpowiedzUsuńO, a jak "Służące..."? Słyszałam dosyć rozbieżne opinie.
UsuńMoim zdaniem świetne; bardzo dokładny research, mamy zarówno historie konkretnych kobiet, jak i zarys służby jako takiej na przełomie XIX i XX wieku. Sporo zdjęć, cytatów z ówczesnej prasy. Ja mogę być nieobiektywna, bo strasznie lubię książki, które skupiają się na historycznych drobiazgach w stylu: jak wyglądało wejście na klatkę dla państwa, a jak dla kuchty i jak prezentował się grafik tygodniowych prac pokojówki, ale byłam bardzo usatysfakcjonowana lekturą.
UsuńO, to znacznie lepiej niż w przypadku "Niedyskretnika"! Tutaj są raczej takie "co pikantniejsze szczegóły".
Usuń