Lubimy rzeczy,
które znamy, prawda? Nie jestem wyjątkiem. Lubię opowieści, zwłaszcza kryminalne,
osadzone w naszej, polskiej swojskiej rzeczywistości. Oczywiście, sięgam chociażby
po PRLowskie serie z kluczykiem lub jamnikiem, a za Jerzego Edigeya i Zygmunta
Zeydlera-Zborowskiego i majora Downara jestem gotowa dać się po prostu
posiekać. Lubię też jednak książki nieco bardziej współczesne, rozgrywające się
w tej Warszawie, którą całkiem nieźle znam. W łapy moje wpadł ostatnio całkiem
obiecujący kryminał (a może raczej thriller?).
Zaczyna się
klasycznie, od trzęsienia ziemi, a potem już tylko lepiej. Trzęsieniem ziemi
jest wprawdzie „zaledwie” wypadek samochodowy, za to na zjeździe z Trasy
Toruńskiej. Niby zwyczajny wypadek, kolejny zwariowany kierowca w świetnym
samochodzie, nie dostosował prędkości do warunków na drodze, nie zahamował, nie
zdążył… Oczywiście, pikanterii dodaje nieco fakt, że tenże kierowca to popularny
aktor, gospodarz jednego z telewizyjnych programów dla dzieci. Nic dziwnego, że
takie wydarzenie szybko dostaje się na karty lub główne strony tabloidów, dla
których rzeczy świętych nie ma: im bardziej sensacyjnie, tym lepiej. Nie
ukrywajmy, również dzięki swoim czytelnikom, zaglądającym do nich nie po to, by
czytać subtelne analizy wierszy. Julita, dziennikarka pracująca w jednej z
takich redakcji, zamierza zdecydowanie skorzystać z szansy danej jej przez los.
Tymczasem obiecujący trop powoli zaczyna się zmieniać w tor przeszkód, wkrótce
prowadzący do najgorszych chwil w jej życiu – po trochę na własne życzenie.
Julita koniecznie pragnie jednak wyjaśnić tajemnicę śmierci Ryszarda Buczka, a
kolejne wydarzenia tylko ją w tym utwierdzają, bo to już sprawa osobista. Szczęśliwie
okazuje się, że może liczyć na sprzymierzeńców, w tym na specjalistę od
cyberbezpieczeństwa, Janka Trana (scena pierwszego spotkania bohaterów jest po
prostu kwikogenna).
O
cyberbezpieczeństwo będzie wszak chodzić. Po przeczytaniu Cokolwiek
wybierzesz człowiek naprawdę zaczyna sobie uświadamiać, jak wiele informacji
na swój temat pozostawia w sieci i jak wiele z drobnych, przypadkowych danych
można się dowiedzieć. Oczywiście, gdzieś tam w tyle głowy pozostaje świadomość,
że nikt w sieci nie jest anonimowy, że należy o tym zawsze pamiętać, ale rzadko
kiedy zdajemy sobie sprawę z tego, jak wiele można zrobić zaledwie
wykorzystując to, co sami udostępniamy. No dobrze, przyznam się szczerze, że w
jednym przypadku zrobiłam fejspalma, jeśli chodzi o „ostrożność” naszej
dziennikarki, ale ja w sumie wolę poczytać Niebezpiecznika zamiast Pudelka. Co
więcej, nawet nie zdajemy sobie sprawę, w którą stronę idzie nasza technologia,
co już jest możliwe, a co jeszcze nie i tu przydaje się informacja zamieszczona
w przedsłowiu – „To nie jest powieść science-fiction.” Może nawet nie
tyle co przydaje, co raczej przeraża.
Jednak powieść
Szamałka to nie tylko opowieść o rozwoju technologii i naszym braku
ostrożności. W tle rysuje się również potężna afera, zahaczająca także o
Antypody. Kryminalna warstwa powieści jest mocno związana z internetem i
możliwościami, jakie daje. Pewnie, na ogół fajnymi, bo można w czasie rzeczywistym
podyskutować z całym światem, niektóre dyskusje nie są jednak takie niewinne. A
elektronicznie można przesłać sobie nie tylko focie z weekendowego szaleństwa.
Wszystko zależy od użytkowników i ich intencji. A te – od Adama i Ewy –
potrafią być różne.
Wszystkie wątki od
samego początku są wyjątkowo umiejętnie splatane i jeden wynika z drugiego, co
daje przyjemne wrażenie ciągłości, a także sprawia, że czyta się ją jednym
tchem. Nawet techniczne objaśnienia pochłania się łapczywie, żeby tylko
dowiedzieć się, co dalej. Nie jest to tylko zaledwie czytadło, bo po odłożeniu
książki czytelnik pozostaje z kilkoma tematami do przemyślenia. Co więcej, żadna
z postaci nie jest specjalnie sympatyczna i nie nadaje się na modelowego
bohatera (no dobrze, może najbardziej Leon) – wszyscy mają swoje powody, swoje
wady i zalety, a obrana metoda wymierzenia sprawiedliwości może pozostawiać
wątpliwości i pytanie, czy ofiara powinna być równie bezwzględna, co kat. Czy
zbrodnia usprawiedliwia pewne metody?
Nie da się Cokolwiek
wybierzesz przeczytać ot tak i po prostu odłożyć na półkę. To kawał dobrej
literatury, zmuszającej nawet najbardziej niechętnego czytelnika do przemyśleń
i już wiem, że choć dwa tygodnie temu jeszcze nie słyszałam o Jakubie Szamałku,
teraz będę łapać za wszystko, co wyjdzie spod jego klawiatury. Bardzo dobra
książka! A takich nam przecież potrzeba w coraz dłuższe wieczory…
Jakub Szamałek, Cokolwiek
wybierzesz, wyd. w.a.b., Warszawa 2019.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz