Pamiętacie Danny’ego Moona i jego ekipę przyjaciół? W życiu chłopaka niewiele się zmieniło: laba w polskim gimnazjum dobiegła końca, wrócił do rodziców i teraz szlaja się od Kairu po Saharę. Polska przygoda zapewniła mu jednak koniec z wszędobylskimi guwernantkami, a także przyjaciół, z którymi może się podzielić niedolą życia w obozie paleontologicznym. Przyjaciół i dziewczynę, bo o ile sobie przypominacie, Danny i licząca sobie ponad tysiąc lat Dobromira wyjątkowo przypadli sobie do gustu. Szczęśliwie dla obojga, stała się już nieco bardziej materialna, a i kwestie finansowe nie spędzają jej snu z powiek. Gdzie jednak nadal tkwi problem? Ano w tym, że Danny siedzi na pustyni, Mira tkwi w Londynie, a Aneta zakuwa w Warszawie. Szczęśliwie jednak rodzice Danny’ego dostrzegli dobry wpływ, jaki miała na niego socjalizacja i zaproponowali mu interesujące wakacje. Niestety, interesujące zapewne tylko z ich punktu widzenia, bo przecież jaki nastolatek chciałby pojechać na obóz letni w Stanach Zjednoczonych, gdzie wprawdzie znajdzie się i kilku równolatków, ale w większości będą to smarkacze niegodni zaszczycenia choćby spojrzeniem. Dobra, dobra, nie pchać mi się tutaj! Danny w każdym razie jechać nie chce, dopóki nie dociera do niego, że przy odrobinie kombinowania może ściągnąć na miejsce i Mirę, a rodzice zapewnili mu dodatkowe, bardzo pożądane towarzystwo. No i zapewne istnieje szansa, że na miejscu też znajdzie się ktoś sensowny.
Oczywiście okazuje się, że sam obóz da się
przeżyć, przy odrobinie wysiłku i dobrej woli można obejść najbardziej
upierdliwe punkty regulaminu, a szlachetną akcję łamania przepisów uwieńczyć
nocną wycieczką do opuszczonego domu po drugiej stronie jeziora. Jednak
lekkomyślne śpiewanie oldschoolowych szlagierów okazuje się nie najlepiej kończyć
dla osób, które mają powiązania ze światem paranormalnym... i nie tylko.
Przyznam, że bardzo miło było powrócić do
świata Danny’ego Moona i jego przyjaciół, choć oczywiście sam główny bohater
nie przestaje irytować czytelnika swoją zajebistością, a w Bandzie szalonych
obozowiczów dzielnie sekunduje mu Mira, której chciałoby się wielokrotnie
albo przywalić, albo po prostu nogę podłożyć. Jak jednak wspominałam już
poprzednim razem,
może to mieć wiele wspólnego z faktem, że nie jestem grupą docelową i cool
młodzież nieco mnie irytuje. Szczęśliwie poza Mirą i Dannym są też inni
bohaterowie i niezmiennie podoba mi się Aneta, która – choć nieco mniej przebojowa
niż kuzyn i jego duszna dziewczyna – również została przedstawiona bardzo
ciekawie i pozytywnie. Świetnie wyszedł również Spencer i inne dzieciaki z
obozu – odmalowane bardzo wiernie i realistycznie. Szkoda tylko, że świat
dorosłych wydaje się dziwnie czarno-biały, na zasadzie „Kto nie z nami, ten
przeciwko nam”. Ale taka już poetyka niektórych powieści dla młodzieży,
podobnie zresztą jak pewien marysuizm głównych bohaterów i to, że większość rzeczy
przychodzi im dziwnie łatwo (np. Mira, duch urodzony w piastowskiej Polsce, bez
problemu znajdujący składniki swych średniowiecznych mikstur na innym
kontynencie). Jednak jeśli przymknąć oko na takie drobiazgi, książkę czyta się bardzo
przyjemnie i jednym tchem, nawet w wieku nieco starszym od tego zamierzonego
odbiorcy. Jeśli zatem podobała Wam się Banda niematerialnych szaleńców, to
i Obozowiczami się nie zawiedziecie. Dobre!
Maria Krasowska, Banda szalonych obozowiczów,
wyd. SQN, Kraków 2021.
Brzmi bardzo miło.
OdpowiedzUsuńChomik
Bo to bardzo sympatyczna seria, zasługuje na reklamę.
Usuń