Jestem trochę jak inżynier Mamoń, lubię to, co już znam, najbardziej „bezpiecznie” mi zatem w gronie znanych autorów i czytania pewnych rzeczy po raz n-ty. Jednak Wojtek Sedeńko, wystawiający się m.in. na lubelskim StarFeście, ma potężne skille reklamowe i zaproponował mi trochę urban fantasy ukraińskiej, a konkretnie Lazarusa Switłany Taratorinej. W sumie czemu nie, pomyślałam, i tak oto niedawno zabrałam się za książkę, której akcja rozgrywa się w alternatywnym Kijowie 1913 r.
Oto doświadczony detektyw Oleksandr Petrowycz Tiuryn,
bawiący przypadkiem w mieście, zostaje zaproszony przez miejskie władze do rozwiązania
zagadki kryminalnej, mającej potencjał tej zapałki, od której staną w ogniu
nawarstwiające przez lata, a może i stulecia skomplikowane stosunki
ludzko-infernalne. Mieszkający pośród wodników chłopiec zostaje znaleziony z rozprutym
brzuchem, a teren, gdzie znajdowało się ciało, zamieszkują jedynie odmieńcy.
Nic jednak nie jest tak oczywiste, jakby się wydawało, a przygoda na Wyspie
Truchanowskiej poważnie wpłynie na dalszy los Tiuryna. Choć nienawidził Kijowa
ze względów rodzinnych, nagle musi w nim pozostać, gdyż tylko tutaj mieszka
lekarz mogący wykonywać niezbędne dla jego życia zabiegi. Kolejne szalone
wydarzenia wstrząsające miastem prowadzą detektywa nie tylko do odkrycia
szalonych wyznawców bóstwa infernalnych, Żmija, ale i do pewnych tajemnic jego
ojca, który porzucił rodzinę dla nieludzi, kiedy Oleksandr był jeszcze młody.
Bardzo lubię książki, których akcja rozgrywa się w carskiej Rosji, mają jakiś ten swój nieuchwytny urok. Od lat wielbię przygody Erasta Piotrowicza Fandorina, tym bardziej iż wątek kryminalny powieści Akunina jest doprawdyż pierwszorzędny. Chyba właśnie to przekonało mnie ostatecznie do kupienia Lazarusa i, szczerze pisząc, szalenie mnie to cieszy. Switłana Taratorina wykreowała bowiem świat iście fantastyczny, w którym co prawda mamy setting typowy dla urban fantasy, jednak istoty magiczne w jej powieści, infernalni, to przede wszystkim stworzenia inspirowane mitologią i opowieściami słowiańskimi, a to znowu nie zdarzało się jeszcze niedawno tak często. Warstwie kryminalnej również nie mogę niczego zarzucić, kolejne sprawy są wprawdzie teoretycznie samodzielnymi zagadkami, konsekwentnie prowadzą jednak ku tematowi przewodniemu całej powieści, a rozwiązanie problemów trapiących mieszkańców Kijowa nie jest wyciągnięte z kapelusza i bardzo mnie satysfakcjonuje.
I wreszcie bohaterowie! Są z krwi i kości, ludzcy i
(nie)ludzcy, dobrzy i źli. Każdy ma wiarygodną motywację, każdy konsekwentnie dąży
do wytyczonego celu. Nie mam tam postaci bladych, jednowymiarowych (no dobrze, poza
panną Ives, zbyt doskonałą, by pozyskać moją sympatię), razem tworzą
fascynujący świat alternatywnego Kijowa. Świat, który pewnie za chwilę ulegnie przekształceniu
ze względu na odległe Bałkany. Świat, do którego bardzo chętnie powrócę.
Switłana Taratorina, Lazarus, tłum. Iwona Czapla, wyd. Stalker Books, Olsztyn 2023.
Oooo!! Dobrze wiedzieć! Fandorina też lubiłam.Chomik
OdpowiedzUsuńKurczaki, mogłam Ci wziąć do Lublina. Ale co się odwlecze...
Usuń