Tragedia, która wydarzyła się w nocy z 1/2
lutego 1959 r. u stóp góry Chołatczachl na północnym Uralu niezmiennie pozostaje
wodą na młyn wielbicieli teorii spiskowych. Dziewięcioro uczestników
studenckiej wyprawy poniosło śmierć w niewyjaśnionych ostatecznie do dziś
okolicznościach. Na cześć przywódcy wyprawy, Igora Diatłowa, przełęcz, gdzie
doszło do tragedii, nazwano Przełęczą Diatłowa. Jako że ciała ofiar nosiły ślady
różnych obrażeń, stało się to przyczyną nie zawsze ortodoksyjnych prób szukania
odpowiedzi nie tylko przez rodziny, przekonane, iż władze sowieckie ukrywają
prawdę, ale także przez wielu innych całe dziesięciolecia później.
Niedawno z tematem postanowiła zmierzyć się
rosyjska pisarka, Anna Matwiejewa, jednak nie robiąc tego w sposób klasyczny,
popularno-naukowy, wybierając formę powieści. Jej główną bohaterką jest Anna,
również pisarka, zapewne alter ego
autorki, która przypadkowo znajduje się w posiadaniu dokumentów (również
sądowych) dotyczących zagadki diatłowowców. Choć specjalizuje się raczej w innym
rodzaju literatury, postanawia zająć się tematem, jednocześnie odkrywając, że
coś wymykającego się bezpośredniemu określeniu wydaje się sprzyjać jej decyzji.
W tle poznajemy jej perypetie z byłym mężem, pijanym sąsiadem i namolnym
wydawcą…
Zważywszy na to, że już na okładce
przeczytamy, iż „Anna próbuje dociec
prawdy”, czytelnik nastawia się na książkę detektywistyczną, a może nawet i
sensacyjną. W końcu wystarczy przeczytać cztery strony w internecie, by poznać co
najmniej dziesięć możliwych powodów śmierci grupki turystów, niektóre bardziej,
niektóre mniej fantastyczne, a wszystkie bez wątpienia dość fascynujące.
Tymczasem… tymczasem dostajemy kompletne niewiadomoco
– bo ciężko nazwać Przełęcz Diatłowa
nawet porządną powieścią obyczajową. Tak, tam gdzieś w tle przewija się
codzienne życie Anny, były mąż, kot, zapoznana przypadkowo Swieta (niespodzianka,
również interesująca się zagadką), ale to są po prostu takie „obrazki
obyczajowe”, wklejone ot tak, bo życie Anny po prostu się toczy i żaden wątek
nie ulegnie zakończeniu. Zważywszy, ze autorka urodziła się i mieszka w
Jekaterynburgu (dawnym Swierdłowsku), jej bohaterka zawita również na cmentarz,
na którym pochowano nieszczęsnych turystów, pojawi się nawet Jura Judin
(mężczyzna odłączył się przed tragedią od reszty diatłowowców ze względów
zdrowotnych, jako jedyny wrócił do domu), ale wbrew egzaltowanym słowom
opisującym stan ducha Anny, u czytelnika nie wywołuje to żadnej emocji, ot
znowu mamy po prostu naszkicowane jakieś tło. Przyznam, że w pewnym momencie
spodziewałam się pewnego wątku sensacyjnego związanego z sąsiadem (naprawdę,
prosiło się!), ale niestety, ten temat to po prostu tło codziennego życia
naszej pisarki. Mam wrażenie, że Matwiejewa kompletnie nie wiedziała, co ma ze
swoją powieścią w ogóle zrobić, bo pojawiają się gdzieniegdzie elementy - powiedzmy
– nadnaturalne (i nie chodzi o samą próbę wyjaśnienia tajemnicy diatłowowców,
bo przy wielu teoriach aż prosi się o foliową czapeczkę). Jest specjalistką od
realizmu magicznego, uznała zapewne, że kilka niezwykłych elementów doskonale ubogaci
fabułę. Tylko że nie.
Scenki z życia pisarki przeplatane są
fragmentami akt dotyczących diatłowowców, przytoczonych toczka w toczkę,
zajmujących zapewne co najmniej połowę książki. Pojawia się też próba
podsumowania, przedstawienia teorii próbujących wyjaśnić zaginięcie turystów,
jakby ściągnięte żywcem z internetu (chociaż przyznam, że tej o karłach
telepatach nie znałam). Koniec końców autorka podaje nam też „swoje”
wyjaśnienie sprawy, choć zważywszy na sposób, w jaki to robi, nie mam wrażenia,
że się z tym specjalnie zgadza, po prostu wszystko trzeba było jakoś
podsumować.
W efekcie czytelnik dostaje pozycję wyjątkowo
chaotyczną, jakby nabazgrane w pośpiechu scenki rodzajowe i przeklejone
dokumenty. Jeśli liczy na jakiekolwiek SENSOWNE podsumowanie albo i chociaż
rozwiązanie akcji fabularnej, rozczaruje się bardzo. Jeśli jesteście
zainteresowani samym tematem, lepiej sięgnąć po niektóre internetowe podcasty,
wgryzające się w sprawę bardziej szczegółowo i prezentujące wyjaśnienia
najbardziej prawdopodobne (tak zdecydowanie popieram teorię podcięcia pokrywy
śnieżno-lodowej) – gorąco polecam Z Arpiwum X (filmik poniżej). Książka Matwiejewej jest po
prostu straszliwie mierna, zarówno pod względem literackim, jak i sposobu
prezentacji faktów. Czujcie się ostrzeżeni!
Anna Matwiejewa, Przełęcz Diatłowa. Tajemnica dziewięciorga, tłum. M.
Dolińska-Rydzek, wyd. Kobiece, Białystok 2020.
O,szkoda! Temat ciekawy.
OdpowiedzUsuńChomik
No na szczęście na ten temat można znaleźć całkiem sporo opracowań, więc człowiek nie jest skazany na TO COŚ.
Usuń