Wiecie, co to są mieszane uczucia? Spoglądać, jak
nieznośna teściowa spada w przepaść twoim nowym samochodem. Ja dorzucilłabym do
tego jeszcze jedną definicję – to oglądanie pierwszego odcinka dziesiątego
sezonu. Z jednej strony jestem szczęśliwa, bo zaczęliśmy nowy sezon SPNa, a z
drugiej... Ale może po kolei.
Fanki szaleją - Dean bez koszuli. Bez spodni w sumie też, ale osobiście uważam, że ta scena była żenująca.
Demoniczny Dean to moja największa obawa tego
sezonu, o czym już wcześniej wspominałam. Jak się okazuje, nie bez powodu.
Ostatnie sześć tygodni starszy Winchester spędził w barze, chlejąc na umór,
sypiając z kelnereczką i biorąc udział w karaoke. Ach, zapomniałam o
okazjonalnym zabijaniu zwolenników Abaddon, nie do końca zadowolonych z
odejścia swojej potencjalnej Królowej. Kiedy porówna się jednak to, jak Dean
najchętniej spędzał czas z tym, co robi obecnie, nie mogę się oprzeć wrażeniu,
że tak naprawdę nic się nie zmieniło. Jeśli jego najgorszym wyczynem jest to,
że dał po gębie zdradzonemu chłopakowi swojej podrywki tudzież nazwał ją samą puszczalską,
to wybaczcie mi, ale coś chyba jest tu nie tak. Dean był definitywnie bardziej
mroczny w ostatnich odcinkach sezonu 9, kiedy Znamię powodowało u niego
niesłychaną wręcz agresję. Dobrze, rozumiem, obecnie Znamię jest kojone
śmiercią kolejnych podpuszczonych demonów, ale nadal coś mi tu nie pasuje.
Jeśli demoniczność objawia się brakiem skrupułów u Deana, to... może niech już tak zostanie?
Średnio przekonujące jest również pokazanie nam,
czym stał się Dean, poprzez odmowę ratowania Sama z rąk porywacza. Scenarzyści
chcieli nam pokazać, że Deanowi nie zależy na bracie, ale jednocześnie
pokazali, że jemu na nim jak najbardziej zależy! Oczywiście, nie pojawi się u
progu szantażysty natychmiast, ale obiecuje mu zemstę później. Pamiętacie, co
Dean obiecał Samuelowi w szóśtym sezonie i co zrobiłby, gdyby nie powstrzymał
go Sam? No właśnie. Dean to nadal Dean. Taka reakcja nie dziwi również w
kontekście rozmów w poprzednim sezonie, już tyle razy poruszano kwestię tego,
że Sam nie życzy sobie być ratowanym... Ja wiem, sytuacja może nie jest do
końca identyczna, ale chodzi o zasadę!
Dla mnie zupełnie naturalnym jest to, że Deanowi na
bracie zależy, bo to od zawsze jest esencja jego osoby, jego postaci. Jego
duszy. Duszy, która nie została zmieniona w demona podczas tortur w Piekle, ale
poprzez nieokreślony wpływ Znamienia, więc zakładam, że ten Dean, którego
znamy, nadal gdzieś tam jest. Co tam zakładam! Ja to przecież wiem, widzę na
każdym kroku w tym odcinku. Słabą stroną Deana był zawsze Sam, więc naturalną
reakcją takiego człowieka/demona bez skrupułów byłoby uwięzienie młodszego
brata, posiadanie go pod kontrolą tak, by nikt nie mógł wykorzystać go
przeciwko niemu.
Zwłaszcza że przecież doskonale wiemy, kto w
najbliższym obecnie otoczeniu Deana jest wielkim manipulatorem. Jasne, przez
ostatni sezon Crowley pokazywany był głównie jak dobry wujek, który poda
pomocną dłoń, gdy będzie to potrzebne, jednak przecież sam finał potwierdził
to, co wiemy od chwili jego pojawienia się – Crowley zawsze ma plan. Jeśli go
nie ma, patrz punkt pierwszy. Obecnie jest kumplem, który cierpliwie
(aczkolwiek do czasu) znosi wybryki swojego najnowszego podopiecznego, jednak
już widać, że cała sytuacja go irytuje.
Niezmiennie mam nadzieję, że za odezwanie się doń kelnereczki per "skarbie", Crowley ma już dla niej przygotowany krąg w Piekle.
Sześć tygodni, podczas których musiał
siedzieć w barze, słuchać fałszującego Deana i robić z siebie idiotę to
zdecydowanie za długo dla naszego Króla Piekieł, zwłaszcza po tym, jak przejął
Piekło na nowo po swojej naprawdę długiej nieobecności. Wiemy już, że Crowley
knuje za kulisami, że znalazł sobie doskonały sposób na pozbycie się ostatnich
lojalistów Abaddon rękoma Deana, jednocześnie dając mu pożywkę dla demoniczności,
ale przecież oczywistym jest również to, że to Crowley stał za cudownie
znalezionym na stacji benzynowej telefonem i to on doprowadził do sytuacji, w
którym Sam wie, gdzie ich szukać i w której starszy Winchester musi się
określić. Oczywiście, zaskakuje nieco, że Król Piekieł jest zdziwiony zachowaniem
Deana, ponieważ od tylu lat musiał już zauważyć, że Dean nader niechętnie
podporządkuje się wszelkim autorytetom (chyba że autorytety nazywają się John
Winchester). Gdzie mój demon, który jest przede wszystkim genialnym strategiem?
Naprawdę mam nadzieję, że to jedynie część gry.
Naprawdę? Rozsądne argumenty mają trafić do Deana?
Pamiętacie, miałam również wątpliwości co do tego,
co stanie się z Samem. Słynna kwestia „Kto jest prawdziwym potworem” i początek
odcinka pchnęły moje spekulacje na zupełnie inne tory. Tymczasem Sam szuka
brata wręcz na oślep, sprawiając wrażenie bycia bezbronnym szczeniaczkiem,
ślepym i głuchym na wszystko inne poza próbą dotarcia do reszty rodziny.
Owszem, rozpuszcza wici i to mi sie strasznie podobało, lubię wszelkie
przypomnienia odnośnie tego, że bracia nie działają w próżni, że są jeszcze
inni łowcy, jednak cały czas pamiętam tę maszynę, w którą zmienił się Sam w
trzecim sezonie po tym, jak za sprawą Trickstera stracił brata na ponad pół
roku. Tak, wiem, serialowo było to naprawdę dawno temu, jednak akurat to się w
stosunku braci w ogóle nie zmieniło. Oni nadal bezsensownie poświęcają się
jeden za drugiego, nadal ratują się wręcz irracjonalnie. Nie widzę możliwości,
by zdesperowany Sam zrezygnował z pomocy anioła, może i niezupełnie w formie,
ale zawsze dysponującego znacznie większą potęgą niż on sam. Nie widzę
możliwości, by Sam Winchester dał się tak zaskoczyć, jak stało się na tej
ciemnej drodze. Drodzy scenarzyści, nie róbcie z niego ofermy, ten chłopak to
łowca i to naprawdę dobry!
Łoś na smyczy. Dramat w trzech aktach autorstwa Crowleya.
Właśnie, co do zaskoczenia na poboczu drogi.
Wprowadzona nagle postać renegata, chcącego zemsty na Deanie, miała
zaintrygować i swoją rolę spełniła. Jestem ciekawa, czy to łowca, czy demon czy
może raczej zdradzony mąż – w tej kwestii nie wiemy nic. Zastanawiałam się też
przez chwilę, czy to nie ktoś z kręgu Kubricka i Gordona, jednak oni polowali
raczej na Sama, z wiadomych przyczyn. Interesuje mnie jego historia, i owszem,
ale nie czuję najmniejszego napięcia związanego z porwaniem Sama i tym, co się
właściwie teraz stanie. Naprawdę, dość oczywistym jest, że przecież nie zabije
Sama, więc co? Nagle go uwolni i pożegnają się na zawsze? Tak, wiem, potrzebny
był cliffhanger, ale taki cliffhanger nie spełnia swojej roli ani trochę.
Demoniczny Dean naprawdę niczym, ale to niczym nie różni się od człowieka.
Zupełnie nie wiem też, po co wprowadzano do odcinka na
siłę wątek anielski. Chyba tylko po to, by każdy z czterech aktorów
stanowiących regularną obsadę serialu dostał swój czas antenowy, naprawdę. Cała
wycieczka tropem dwóch zbuntowanych aniołów była jednym wielkim
nieporozumieniem (poza tym na całe Niebo naprawdę tylko dwóch????). Nie wniosła
naprawdę niczego nowego, bo tego, że w Niebiosach na nowo zapanuje pełna
biurokracja, byłam pewna. Teraz pytanie brzmi tylko, kto zostanie nowym
przywódcą, jako że „anioły potrzebują kogoś, kto by nimi dowodził.” Skrzydlaci
zabijający innych skrzydlatych – tę sytuację już mieliśmy przez cały ubiegły
sezon. Męczy też niekonsekwencja w przedstawianiu Castiela – na początku
widzimy go niemalże w roli gruźlika w ostatnim stadium choroby, potem już
działa praktycznie na autopilocie.
Wątek anielski, zamiast napięcia, wywołuje u mnie ziewanie.
Nie wiem, naprawdę nie wiem, do czego twórcy
zmierzają tym pierwszym odcinkiem. Gdyby jego autorem nie był Jeremy Carver,
uznałabym, że po prostu dano się pobawić komuś nowemu, kto nie do końca czuje
klimat serialu, aczkolwiek zna go od podszewki. Bardzo mnie bowiem ucieszyły
nawiązania do klasyki, zwłaszcza poszukiwania anomalii klimatycznych i
okaleczonego bydła (ach, te pierwsze sezony) jako oznak działalności demonów.
Rozbawiła mnie również nowa aranżacja kultowego dialogu „Bitch! Jerk!”, choć –
jak już wspomniałam – nie do końca pasuje mi nowa rola, w którą wcielił się
Crowley. No cóż, przynajmniej na jego teksty zawsze można liczyć, zdecydowanie
pożądam koszulki „The misadventures of Crowley and Squirrel”! Nowa karta
tytułowa też jest absolutnie przepiękna.
Ciekawe, czy rzeczywiście wątkiem przewodnim sezonu będzie demoniczność Deana i zanikająca łaska Casa, co można wywnioskować z karty tytułowej.
Podejrzewam, że mój problem z początkiem tego sezonu
wynika z tego, że oczekuję wielkiego pie&%(#&cia, takiego na miarę
ostatniego finału, tymczasem dostaję po prostu zawiązanie akcji. Chciałabym
jednak, żeby to zawiązanie akcji miało choć odrobinę więcej sensu, a nie było
tylko zbiorem luźno związanych scen. Jeremy Carver ma u mnie kredyt zaufania,
więc już oczekuję następnego odcinka, jednak mam szczerą nadzieję, że tym razem
otrzymamy jakieś konkrety.
Supernatural, 10x01 Black, scen. J. Carver, reż. R. Singer, wyst. J. Padalecki, J. Ackles, M. Collins, M. Sheppard i inni.
Bardzo słusznie. Żądamy przywrócenia demonicznego Crowleya i inteligentnego Sama! Castiel też na początku wydawał się groźniejszy i majestatyczny,
OdpowiedzUsuń(w końcu zagroził Deanowi,a ten sie grzecznie zamknął). A teraz snują się po ekranie, Cas się krztusi,Sam nie myśli,Crowley gra w piłkarzyki...Mnie się te piłkarzyki będą śniły...
Chomik
Nie jesteś w tym osamotniona...
UsuńCathio, jam Ci już skomciała na forum, więc chcę tylko powiedzieć, że od dzisiaj jestem Twoją wierną czytelniczką. O.
OdpowiedzUsuńMaryboo
Polecam się :)
UsuńTo jak tu już sami swoi,to mam taką malutką propozycję: Magda, napisz tekst pt "Moich 10 ulubionych scen".
OdpowiedzUsuńChomik
Ciekawe, dlaczego połowa będzie z Crowley'em, a druga z Gabrysiem? :)
UsuńJak tylko będzie hiatus, obiecuję taki tekst.