Z Domenicem Jordanem zapoznałam się w 2005 r., jeszcze za sprawą Fabryki Słów. To był jeszcze ten okres, w
którym w ciemno kupowałam wszystko wydane przez to wydawnictwo, ani razu się
nie rozczarowałam. Z wielką ciekawością sięgnęłam zatem po Diabła na wieży,
bo książka wyglądała na rozgrywającą się w klimacie płaszcza i szpady, a ja to
po prostu uwielbiam! Nie zawiodłam się – fascynujące przygody młodego medyka
wciągały niczym chodzenie po bagnach, pisane ze swadą i lekko, równie łatwo się
je czytało. Z radością przyjęłam zatem tom II, Zabawki diabła i z
niecierpliwością czekałam na trzecią odsłonę opowieści o Domenicu. Trochę
poczekałam, ale oto jest – tym razem cała trylogia zawitała do księgarń za
sprawą wydawnictwa Powergraph (zakładam zatem, że problemem były prawa do dwóch
do pierwszych tomów i Fabryka Słów – nie po raz pierwszy, jak głoszą plotki w
naszym małym fantastycznym światku). Najnowsza książka z cyklu nosi tytuł Diabeł
w maszynie.
Kim w ogóle jest
Domenic Jordan? Szlachcic posiadający wykształcenie medyczne, ale również zafascynowany
tematyką magiczną detektyw, często pracujący na zlecenie wysoko postawionego
biskupa Alestry. Interesują go przypadki związane (choć nie zawsze) z czarami,
demonami i mrocznymi zakątkami duszy ludzkiej. Jednocześnie ciężko nazwać go
przyjaznym, pragnącym pomóc. Nie. Jordan pragnie wiedzieć, a co zrobi z tą
wiedzą, to już zupełnie inna bajka. Jordan nie lubi ludzi, choć miewa słabość
do niektórych, wykazujących się nieco większą inteligencją lub oryginalnością
niż cała reszta. Ot, mam wrażenie, że czasami można go porównać do Sherlocka z
wiadomego brytyjskiego serialu.
Niemniej sceneria
przygód Jordana jest nieco ciekawsza niż szarobure chmury i ulice Londynu.
Oczywiście, jego świat to kraina fantasy, jednak bardzo silnie inspirowana
starą Hiszpanią, co widać już od pierwszej strony. Anna Kańtoch, wyczarowując
Okcytanię i sąsiadujące z nią królestwa, zrobiła to wręcz magicznie, doskonale
odnajduje się też w klimacie płaszcza i szpady, pojedynków, schadzek i
zasadzek. Magia i ambicje ludzkie dodają tylko tym nowym krainom pikanterii.
Diabeł w
maszynie zawiera pięć
tekstów, z czego pierwszy pojawił się drukiem już wcześniej, w zbiorze
opowiadań autorki, Światy Dantego. Jest to zarazem jeden ze słabszych w Diable…,
owszem, akcja rozwija się całkiem nieźle, niemniej kończy się… kompletnie
nijako. Niestety, podobnie dla mnie wygląda sytuacja z opowiadaniem W
ciemności. Choć jest ono bardzo klimatyczne, na chwilę rzeczywiście
przenosi czytelnika w labirynt katakumb, tak jednak sam klimat nie czyni
całości. Niestety, jestem człowiekiem lubiącym teksty zamknięte, w których
pojawia się konkretne rozwiązanie – tak, lubię wiedzieć, kto zabił i dlaczego.
Nie wykluczam jednak, że jeśli ktoś ma nieco inne wymagania, opowiadanie bardzo
mu się spodoba. Tak naprawdę kilka odpowiedzi na postawione w nim pytania doczekamy
się w kolejnych historiach: Anatomii cudu i Diable w maszynie, co
więcej, poznamy tło jednej z zagadek z poprzedniego tomu. Jestem absolutnie
zachwycona Anatomią cudu – duszny klimat, tytułowe cuda i niewyjaśnione
zabójstwa. To jest właśnie to! Tytułowy tekst oferuje nam z kolei przygodę, będącą
zarazem opowieścią szpiegowską i detektywistyczną, a jednocześnie daje okazję
na ponowne spotkanie z jedną z bohaterek Anatomii cudu, interesującą
Julią. Absolutną rewelacją okazało się opowiadanie ostatnie, Majstersztyk.
Czy sztuczka magiczna jest zaledwie typowym trikiem cyrkowym? Czy kryje się za
nią coś jeszcze? Odpowiedź na to pytanie prowadzi do obecnej w cyklu jordanowym
problemu sprawiedliwości i zemsty. Często okazuje się, że sprawiedliwość
istnieje tylko w przypadku lepiej urodzonych, natomiast motłoch powinien być
wdzięczny za parodię i pozory. Czasami Domenic próbuje przywrócić równowagę…
czasami mu się udaje, ale czasami…
Zdecydowanie mogę
powiedzieć o Diable w maszynie, iż jest książką wielce klimatyczną,
przenoszącą czytelnika kompletnie do zupełnie innego świata, sprawiającą, że na
czas lektury bezsprzecznie uwierzy w magię czy sprawcze siły świętych.
Poczujemy (niestety) smród rzeki, usłyszymy grom odbijający się od stromych
gór… Poziom opowiadań wydaje mi się trochę nierówny, ale – jak pisałam – może
to wynikać z moich upodobań. Trochę brakuje mi takiej „jednostrzałowości” z
poprzednich tomów, kiedy to większość tekstów stanowiło zamkniętą całość. Generalnie
jednak oceniam tę odsłonę przygód señora Jordana jako satysfakcjonującą i
polecam zapoznać się z całością serii!
Anna Kańtoch, Diabeł
w maszynie, wyd. Powergraph, Warszawa 2019.