Pamiętacie ostatnie wakacje Bożka? Bardzo ważne wakacje, bo przecież czekała na niego JUŻ czwarta klasa, a przecież w czwartej klasie to człowiek jest praktycznie dorosły. Normalne przedmioty, inni nauczyciele od wszystkiego, same ważne zmiany w życiu każdego chłopca, nie tylko pół-gluta. Wakacje minęły, a Bożek wraz Witkiem i Tomkiem rozpoczynają nowy rok szkolny.
Początki są trudne, gdyż nowemu wychowawcy
daleko do poprzedniej wyrozumiałej, miłej i zaprzyjaźnionej nauczycielki. Jest
mrukliwy, nieprzyjemny, nalega na wyjście z bąbelka komfortu, a co gorsza...
uczy matmy! Gorszy od tego mógł być tylko język niemiecki. Jednak to nie
największy problem Bożka i ekipy – nowy matematyk (o swojskiej ksywie Cebulon)
oddziaływuje na tę nadnaturalną część natury chłopca, co wcale nie sprawia, że
na lekcje Bożek rusza z wielką radością...
Choć nie wszystko wydaje się tam takie złe. W
trakcie roku szkolnego do klasy dołącza Zmyłka, Zuzanna Myłka, która przez
Cebulona zostaje posadzona dokładnie koło Bożka! Mało matmy, mało glutowatości,
to jeszcze teraz do kompletu dziewczyna-z-którą-trzeba-siedzieć-w-ławce! Po
prostu dramat. Okazuje się jednak, że Zmyłka nie dość, że odznacza się dużą
bystrością, to jeszcze szybko adaptuje się do dziwnych rzeczy wydających się
otaczać nowych znajomych... A ktoś taki będzie im bardzo potrzebny, bo w szkole
powoli zaczyna coś się czaić... ale co? I na kogo?
Powrót do przeuroczego świata Licha i Bożka
wydaje się tak naprawdę wizytą u starych przyjaciół, za którymi się bardzo już
stęskniliśmy. Nie inaczej jest i tym razem – cieszy każda znajoma twarz (nawet
Tsadkiel zaczyna w końcu mówić ludzkim głosem i czuje się doceniany), a kolejne
nowe znajomości zawieramy z wielką ochotą i radością, jak zawsze ciekawi, kto
tym razem znajdzie schronienie pod Konradowym dachem i zdecydowanie się nie
zawiedziemy – w końcu pewne istoty nie tylko pod grzybami mają budki, a
wsparciem są zdecydowanie wspaniałym, choć zazwyczaj mocno niedocenianym.
Małe Licho i babskie sprawki sięga tym razem do problematyki nieobcej dzieciom nieco starszym, do
tych pierwszych szkolnych zmian, do tych pierwszych sukcesów i rozczarowań,
które najczęściej się wtedy nasilają, a także tych najbardziej drażniących
spraw – damsko-męskich. Wprawdzie wbrew tytułowi nie jest to (przynajmniej dla
mnie) główny temat książki, ale już powoli się rysuje. Widać tę nieporadność,
widać tę pewną rozczulającą (nas – dorosłych!) nieśmiałość przeradzającą się w
niechęć, powoli nasila się też potrzeba całkowitej prywatności, którą czasem
pomylić można z czymś innym. Jednak dużą część książki zajmują problemy dopiero
teraz bardziej namacalne, a będące wielkim problemem, szczególnie ostatnio –
wyobcowanie, problemy psychiczne i wszystko, co z tym związane. Jak zwykle u
Marty Kisiel, nie mamy gotowego rozwiązania problemu, ale dostajemy sugestię,
co z tym zrobić należy, jak żyć, jak zachowywać się właściwie. I przypominajkę,
że nawet w najczarniejszej chwili pomóc może kakałko.
Czwarta odsłona przygód Bożka i Małego Licha
(trochę zepchniętego na margines) wydaje się nieco słabsza od części
poprzednich, ale nie znaczy to wcale, że jest gorsza czy też zła. Bożek robi
się coraz starszy, powoli dojrzewa, ale nie zabraknie mu okazji do wykazania
się w przypadkach doprawdyż nadnaturalnych, choć wydawałoby się, że wiek może
sprawić, iż ciężko będzie mu pogodzić swoją nietypową naturę i codzienność.
Jednak codzienność pod dachem wuja Konrada jest tak magiczna, że nie mamy co
się martwić - ta magia się nie ulotni. Wszak przed tym chroni Licho, Krakers,
zachwyceni nad-realnością przyjaciele i wreszcie romantyczny glut ojciec,
pojawiający się od czasu do czasu w najmniej spodziewanych momentach.
Marta Kisiel, Małe Licho i babskie sprawki,
il. Paulina Wyrt, wyd. Wilga, Warszawa 2021.