Niełatwo jest napisać dobry horror – trzymający w napięciu, nieprzesadzony, odpowiednio wyważony, by nie wyszła z tego opowieść gore. Jeszcze trudniej napisać dobre opowiadanie w tym klimacie – autor dysponuje wszak mniejszą liczbą znaków i trzeba talentu, by wszystko zaczęło się odpowiednio układać. Z ciekawością podeszłam zatem do Żertwy – antologii słowiańskiego horroru, piątej odsłony projektu pod tym samym tytułem. Tematyka słowiańska jest ostatnio bardzo popularna, pisałam tu choćby o zeszłorocznej Nawii, a wszystkie nasze pradawne stwory więcej niż zachęcają do potraktowania ich jako zagrożenia i źródła grozy.
W zbiorze znajdziemy szesnaście opowiadań, niektórzy autorzy zdecydowanie są znani polskim fanom fantastyki, o kilku jeszcze nie słyszałam, ale sądzę, że nieraz usłyszę – i bardzo dobrze (największym odkryciem są dla mnie Agnieszka Kwiatkowska i Jakub Bielawski). Każdy z nich podjął nieco inną tematykę, zahaczając w nieco odrębny sposób o tę naszą tytułową żertwę – ofiarę. I tak Anna Maria Wybraniec w Czerwonej grządce, białych kurczątkach wykorzystuje wątek przemiany, kobiet, chorób i wierzeń ludowych, ciekawie ubarwionych cytatami z Zagadek ludowych Glogera, nadających tekstowi swojskiego kolorytu. Jednak już Bartłomiej Fitas, choć także pozostający w obrębie zamkniętej, klaustrofobicznej społeczności, sięga po tropy bardziej uniwersalne, przywołując tak popularny w naszym kręgu kulturowym motyw Pani Śmierć, aczkolwiek w wydaniu słowiańskim. Lalunia Michała Stonawskiego rozgrywa się z kolei w Krakowie, a zatem wędrujemy do wielkiego miasta, z jego patologiami i sposobami na rozwiązywanie problemów. A także do ich przyczyn – czasami ukrytych pod wieloma wiekami nowej tradycji. Dawid Kain w swoim Monumencie odwołuje się do bardzo znanego motywu, osadzonego w bliskich nam dekoracjach międzyblokowych, ale Jakub Bielawski wraca do klimatów wiejskich, w dodatku nieco czasowo odległych (choć nie tak bardzo). Na zażar to typowa opowieść o przybyszu odkrywającym pewne rzeczy, które przyszły za ludźmi, i zastawiającym się, kto jest właściwie groźniejszy. Mam wrażenie, że Opętusy Tomasza Krzywika także nawiązują do podobnych wątków i stworzeń żywiących się ludzką energią, a wrażenie to potęguje fakt, że teksty są umieszczone tuż po sobie. Pani piękna jak księżyc Dagmary Adwentowskiej przenosi nas do odległej przeszłości, kiedy to chrześcijaństwo jest czymś nowym i bawi się odwiecznym motywem kobiecej zazdrości, ubarwionym nutą grozy.
Do naszego stulecia powracamy w Panience z okienka Agnieszki Kwiatkowskiej, opowieści o osadzie zagubionej wśród lasu, gdzie trzeba się nauczyć żyć ze stale wiszącym nad głową zagrożeniem. Pielgrzym Radosława Jarosińskirgo przedstawia spotkanie z nieznanym w samym środku normalnej egzystencji, krótkiego, acz odmieniającego życie na zawsze. Prawdziwe powołanie Kazimierza Kyrcza Jra i Macieja Szymczaka to już jednak tekst o długotrwałym wpływie, o odwiecznej walce tradycji i konflikcie wiar. Maciej Kaźmierczak w swoim Świat się zmienia wspomina o prawdziwej żertwie w alternatywnej rzeczywistości i poświęceniu, nadającym wartość każdej ofierze. Tylko trzy noce Piotra Borowca to powrót do tych małych miejscowości, gdzie klątwy nadal mają znaczenie, a wyrządzone zło może zostać pomszczone zza grobu. Wojciech Gunia zajął się motywem odmienności. W dół rzeki nawiązuje do pewnych baśniowych motywów i jednocześnie do tego, jak bardzo ludzie boją się nieznanego. Zawżdy zwycięży Marka Zychli to blokowe urban fantasy z przywoływaniem pradawnych bogów i ofiarami (ze zwierzaków – trigger warning). Brnąc przez kosodrzewinę Artura Grzelaka przywołuje klimat fantasy, a Gdybym tylko mogła latać Mariusza Wojteczka stanowi bardzo zgrabną klamrę zamykającą tom, bo podobnie jak pierwszy tekst, dotyczy zmiany, kobiet i dawnych wierzeń, nadal żywych w małym środowisku wiejskim.
Po raz kolejny nie odkryję
Ameryki, jeśli napiszę, że niektóre opowiadania nie należą do najlepszych
(choćby Pielgrzym), sprawiają wrażenie umieszczonych w zbiorze, bo
zostały nadesłane i są w miarę na temat. Prawdziwą słowiańskość czuć w stosunkowo
niewielu – ten klimat najbardziej zachwycił mnie w Pani pięknej jak księżyc czy
Tylko trzech nocach lub Panience z okienka. Najbardziej
rozczarowało mnie opowiadanie Michała Stonawskiego, autora chyba najbardziej mi
znanego, które jest mocne – i owszem, ale moim zdaniem pewne brutalne sceny zostały
tam umieszczone głównie ze względu na ich wartość szokującą, a cała słowiańskość
została dodana akurat, by pasowała do tematyki tomu. Epilog wydaje się
kompletnie z czterech liter i na siłę, a szkoda, bo to warsztatowo dobry tekst.
Znacznie lepszy klimat czuć choćby w Kondukcie chorych dusz Fitasa,
równie dobrym pod względem pisarskim.
Najbardziej drażni mnie jednak to,
że część tekstów to bardziej fantastyka niż horror. Horror ma przecież wywołać
uczucie grozy, niepokoju, ale też może szok czy obrzydzenie. I tu kompletnie
nie pasuje mi chociaż Brnąc przez kosodrzewinę, będące raczej typowym fantasy,
podobnie zresztą jak W dół rzeki czy Pani piękna jak księżyc. Wspomniana
już przeze mnie Laleczka to bardziej urban fantasy, identyczne
wrażenie mam przy Zawżdy zwycięży (choć to dość płynna granica). Prawdziwą
grozę czuję tylko przy kilku opowiadaniach – i tutaj właśnie pojawiaja się po
raz kolejny Panienka z okienka i Tylko trzy noce czy Na zażar.
Oczywiście, to kwestia bardzo indywidualna, ale gdyby na okładce widniał podtytuł
Antologia słowiańskiej fantastyki, nie miałabym tutaj uwag.
Myślę jednak, że mimo wszystko
warto zajrzeć do tej pozycji, bo są tam teksty, które zostają z czytelnikiem na
dłużej, niezłe pomysły i ciekawe nazwiska. A kto wie, może następna część
będzie już bardziej przerażająca?
Żertwa. Antologia polskiego
horroru, Wydawnictwo IX, Kraków 2021.