Kurczę, śledzenie niektórych aktorów na Twitterze nie zawsze
wychodzi człowiekowi na dobre – zamieszczają zdjęcia, które są takimi
strasznymi spoilerami i już wiesz, że na którymś etapie tego sezonu szeryf Jody
Mills i szeryf Donna Hanscum się spotkają! Jako że jednak kocham obie te
supernaturalowe kobietki, ostrzyłam sobie zęby na ten odcinek (cholera, w
kontekście MOTW to nie jest najlepsze sformułowanie). No i faktycznie, cudeńko.
Chociaż gdyby nie nasze panie, byłoby słabiutko… Ach, od razu uprzedzam – nie
wdaję się w rozważania na temat feminizmu i SPNa. NIE.
Te miny bawią mnie za każdym razem...
I tak, o tym zdjęciu mówię :)
Od momentu, kiedy Jody pojawiła się w Supernaturalu, wiadomo było, że dziewczyna ma jaja i szybko awansowała
na jedną z moich ulubionych postaci. Nie zdołano jej zabić ani zepchnąć do
ozdoby odcinka i jakkolwiek nie zastąpi niezapomnianych Ellen i Jo, tak jeśli
chodzi o silne postaci kobiece w tym serialu, szeryf Mills twardo kontynuuje
tradycję. Utrata rodziny w tak koszmarny sposób, jak w przypadku wielu innych
łowców skłoniła ją do poznania rzeczy, które znajdują się w mroku i przede
wszystkim sposobów zgłębienia tego, jak się ich pozbyć. Jednocześnie, pozostaje
stróżem prawa, co daje jej pewne przywileje. Jednak w głębi duszy Jody nadal
przeżywa żałobę, co widać chociażby po tym, jak zawiesiła się po uwadze Donny
(inna rzecz, że wybitnie chamskiej, ale skąd dziewczyna miała wiedzieć). Jody,
jak chłopcy, potrzebuje rodziny i choć miała przez krótką chwilę nadzieję na
stworzenie jej z Bobby’m (a skończyło się na znalezieniu środka chociaż trochę
uszkadzającego lewiatany), po kilku latach odnalazła ją w osobie Alex,
dziewczyny swojego czasu zaadoptowanej przez gniazdo wampirów. Po kilku latach
znowu stoi na pozycji matki, od razu przeskakując zresztą do matki nastolatki,
a niewiele rzeczy może być bardziej przerażających. Do problemów z przestępcami
czy potworami dochodzi jeszcze przybrana córka paląca trawkę… A jednak Jody się
trzyma, choć nie starcza jej sił na grę pozorów. Jest twarda i do rzeczy, choć
ma się wrażenie, że w głębi ducha pragnie czyjegoś towarzystwa czy przyjaźni.
Uśmiechnięta Jody to rzadki widok. Szkoda, ona ma taki piękny uśmiech!
Trudno o bardziej kontrastową do Jody postać niż szeryf Donna
Hanscum. Pogodna mimo wszystkich przeciwności losu, uśmiechnięta i wygadana,
jednak to wszystko wydaje się być właśnie takie „na pokaz”. W gruncie rzeczy
Donna jest, podobnie mimo wszystko jak Jody, bardzo samotna. Mini-bar i
oglądanie telewizji? Donna zapewne spędza tak większość wieczorów, w dodatku
zajadając smutki, co wiemy z The Purge.
Cały czas nie przeszła jeszcze do porządku dziennego nad swoim rozwodem, a mimo
swojej pogody i siły ducha, nie jest w stanie nijak zareagować na naprawdę
chamskie zachowanie swojego eks. Jednocześnie jednak jest to równie twarda
kobietka co Jody, nie przestraszy jej paskudnie okaleczony trup, a choć
pierwsza reakcja na kły wampira jest cudownie naturalna (kto, no kto by się tak
nie zachował? ja jeszcze uciekłabym z krzykiem, co by umożliwiło wąpierzowi
złapanie podglądacza – Donna jest lepsza), to przyjmuje istnienie potworów do
świadomości bez specjalnych problemów. Jej komentarz – „Świat stał się jakby większy, ale i mroczniejszy” jest chyba
najlepszym zdaniem opisującym nienazwane.
Twarda Donna jest twarda. Nawet jak panikuje.
Wydawać by się mogło, że zderzenie takich dwóch postaci to
doskonały materiał na komedię, szczęśliwie jednak twórcy nie poszli tak łatwym
tropem i skupili się na tym, czego nie widać na pierwszy rzut oka. Jody
wyraźnie nie rozumie Donny, zwłaszcza jej zachowania wobec Douga, dla Donny
Jody jest ewidentnie spięta i źle wychowana. Donna należy do tych ludzi, którzy
z każdej sytuacji próbują choćby spróbować wyciągnąć coś dobrego, bawi ją gra
słów i nudne zapewne odczyty na zjeździe – wszyscy znamy przynajmniej jedną
taką osobę. Są straszliwie męczące i nic dziwnego, że Jody oddałaby duszę za
to, by się jej pozbyć. Jednak skoro miłe są złego początki, to niemiłe są
początki dobrego i ta nić porozumienia między nimi zostaje zawiązana, a
finalnie cała sytuacja prowadzi do początków przyjaźni. I to mi się bardzo podoba,
jest bardziej prawdopodobne – nie widzę zresztą możliwości, by tak różne
babeczki od razu przypadły sobie do gustu.
Ach, ten moment, kiedy Jody jednak nie doczekuje się ataku paniki ze strony Donny...
Obserwowanie tej interakcji to zresztą największa przyjemność
tego odcinka, bo nic innego tak naprawdę nie zostaje. Mamy zjazd szeryfów, w
tle pojawia się mnóstwo facetów w mundurach – swoją ścieżką, jakie one
koszmarnie nietwarzowe! – co tak naprawdę nie ma żadnego znaczenia fabularnego,
może poza okazją do dowcipu „Który z
panów to szeryf?” oraz pretekstem do spotkania Jody i Donny. Powiedzmy
sobie szczerze, gdyby nie przymus, te postaci nie zamieniłyby ze sobą ani
jednego zdania poza „Dzień dobry”. Oczywiście, daje to też pretekst do
seksistowskich uwag na części targowej zjazdu, ale to już tak oklepany
standard, że cieszę się, że w sumie Jody zbyła to jedną złośliwą uwagą.
Zjazd szeryfów to chyba w ogóle ta sama lokacja co konwentu supernaturalowego w The Real Ghostbusters.
Na pewno atrakcją odcinka nie są bracia Winchesterowie. Robią za
tło dla obu naszych zabójczych dziewczyn, trochę tak jak w odcinku Bloodlines. Po raz kolejny miałam też
okazję wykonać solidnego facepalma na widok pokonanego Sama. Kurczę, czy na tumblrze,
którym chyba ostatnio inspirują się scenarzyści, rzeczywiście jest tylu
fetyszystów sponiewieranego Sammy’ego? Przecież mój blog to za mało! *gwiżdże
niewinnie* Swoją ścieżką, maja chłopcy tupet, wpakować się jako agenci FBI w
sam środek zjazdu stróżów prawa! Niespecjalnie ciekawe wyszły również wampiry,
choć z drugiej strony, ja należę do obozu, który uważa te stworzenia za
straszliwie nudne (no, może poza Alfą, ale to pewnie moja wielka sympatia do
Ricka Worthy’ego). Przyznam jednak, że zostałam zdrowo zaskoczona tym, że to
właśnie one były MOTW tego odcinka… Solidnie zmyliło mnie pożarte w tak dużej
części ciało ofiary – jednak wampiry zazwyczaj zadowalały się wyssaniem krwi,
na pewno przy okazji nie wyżerały wątroby, jelit i innych takich drobiazgów.
Jednak i to ma swoje uzasadnienie w ciągu dalszym, a ja odetchnęłam z ulgą, że
scenarzyści, wykorzystując tak ładnie jeden element supernaturalowej mitologii,
nie zapominają o innym.
Pokoje motelowe mnie cieszą, ale Bunkier to naprawdę ładny plan.
Przynależność do gniazda okazuje się, tradycyjnie, być
najsilniejszą częścią instynktu wampirycznego i bardzo mi się podoba to, że
każde gniazdo jest jakby odrębnym bytem, odrębną rodziną. Pamiętamy gniazdo
Luthera z Dead Man’s Blood, gniazdo
Lena to w ogóle coś wyjątkowego. Nie tylko pożrą wszystko, co do pożarcia się
nadaje, wykorzystają również rzeczy należące do ofiary – czy to przykuwający
uwagę pasek czy portfel. Ciekawe, zwłaszcza z punktu widzenia serialowej
mitologii, czy pożarcie niemal całej ofiary dawało im jakieś większe korzyści
energetyczne… Podoba mi się to, że gniazdo jest obsesyjnie wręcz przywiązane do
swojego twórcy i jeśli ten je opuści, będą go szukać do utraty tchu. W sumie
żal mi Lena, wampir o przebudzonym sumieniu nie ma łatwego życia, podobało mi
się jednak to, że po raz kolejny mamy przedstawionego potwora, który próbuje
być człowiekiem… Po raz kolejny nasuwa się pytanie – kto jest prawdziwym potworem? Na pewno nie jest nim Len, nie teraz,
on tylko takiego potwora stworzył. Bo Starr, mimo swojego niewinnego wyglądu,
jest bezwzględną morderczynią i mimo całej więzi gniazda, w dodatku zdolną do
zamordowania swojego twórcy.
Jak mnie ta panienka irytowała, chyba sposobem mówienia - trochę podobnie mam z Meg 2.0.
Tym, co jednak najbardziej przykuło moją uwagę w tym odcinku, oczywiście,
poza postaciami Donny i Jody, była stale obecna, sygnalizowana na samym
początku, sprawa Znamienia Kainowego. Winchesterowie szukają rozwiązań, a łatwo
nie będzie, zważywszy na to, że niewiele na ten temat można znaleźć w bogatej
bibliotece Men of Letters. Oczywiście, dopóki nie będzie to clou programu i
fabuły (jak chociażby informacja o sposobie ekstrakcji anielskiej łaski z
byłego nosiciela… naprawdę?). Znamię jednak podnosi łeb cały czas, a Dean ma
wreszcie na tyle odwagi, by to przyznać. I choć na końcu odcinka powiedział, że
to był pierwszy przypadek, kiedy Znamię go w jakiś sposób nie popychało do
czynu, nie wierzę mu za grosz. Przecież zaraz potem ściska ramię dokładnie w
miejscu, gdzie ono się znajduje. Niestety, widziałam też promo następnego
odcinka. Nie tylko boskie superbronie powinny mieć ostrzeżenia na etykietce!
Oj, kłamiesz, Winchester... kłamiesz jak... Dean Winchester... yyyy... jak... demony?... yyyy....
Nie był to odcinek specjalnie wybitny, ale oglądało się go
naprawdę przyjemnie – dzięki powrotowi dwóch naprawdę znakomitych postaci. Mam
tylko nadzieję, że Jody i Donna zawitają w serialu jeszcze niejeden raz, bo –
po pierwsze kopią tyłki i to z jakim wdziękiem, po drugie
– jak miło mieć w Supernaturalu
jeszcze jakieś żyjące postaci drugoplanowe. Główny wątek był wprawdzie nieco
nudnawy, jednak przynajmniej dostaliśmy kilka naprawdę fajnych scen i
bezbłędnych odzywek, takich jak „Kocham
zapach pergaminu o poranku” czy „Pieprz
się, Winchester!” Tak wiem, to drugie nie było specjalnie dojrzałe lub
zabawne, ale sam fakt, że to Jody zgasiła w ten sposób Sama, to miód na me
serduszko. Obejrzałam, uśmiechnęłam się, a teraz szykuję się na solidną dramę.
A na koniec Impala. Bo to piękny samochód jest!
Supernatural, 10x08 Hibbing 911, scen. J. Klein i P.
Sgriccia, reż. T. Andrew, wyst. J. Padalecki,
J. Ackles, K. Rhodes, B. Buckmaster i inni.
Shut the f...front door! <3
OdpowiedzUsuńTeż Cię kocham, darling <3
UsuńNo i faktycznie, cudeńko. Chociaż gdyby nie nasze panie, byłoby słabiutko…
OdpowiedzUsuńI to w zasadzie zamiata sprawę i podsumowuje moje wrażenia. Jody! ♥ Ona się robi coraz lepsza. ^^
Ach, od razu uprzedzam – nie wdaję się w rozważania na temat feminizmu i SPNa.
Ja się mogę wdać jednym zdaniem i na tym kończę: w SPN to wcale nie kobiety pojawiają się po to żeby zginąć, tylko wampiry z sumieniem. ;) Serio, przeżył do tej pory choć jeden?
Do problemów z przestępcami czy potworami dochodzi jeszcze przybrana córka paląca trawkę…
Heh, swoją drogą świetne, że w gruncie rzeczy ta nastolatka była dla niej trudniejszym zgryzem niż jakieś tam wampiry, brane z marszu...
dla Donny Jody jest ewidentnie spięta i źle wychowana
Grr, ta akcja w kostnicy była obrzydliwa. "Left her manners back in Sioux Falls." ...??? Tak, bo jeśli w pracy się nie zachowujesz jak w kolejce do fryzjera z psiapsiółkami, to nie jesteś godna przyjęcia do Szacownego Grona, jasne.
wszyscy znamy przynajmniej jedną taką osobę. Są straszliwie męczące i nic dziwnego, że Jody oddałaby duszę za to, by się jej pozbyć. Jednak skoro miłe są złego początki, to niemiłe są początki dobrego i ta nić porozumienia między nimi zostaje zawiązana
Ojeżumalusieńki, jak bardzo TAK. Cierpiałam z Jody solidarnie, ale też Donna zdobyła jej pełny szacunek dopiero po akcji z wampirami. Mam nadzieję, że ich (a Jody szczególnie) teraz co nie zje za piętnaście odcinków...
w tle pojawia się mnóstwo facetów w mundurach – swoją ścieżką, jakie one koszmarnie nietwarzowe!
No nie? Na szeryfach i szeryfkach bez różnicy. To nie mówi "Prawo i Porządek", to mówi "Jestem skautem, czy mogę zaproponować ciasteczko?" Chociaż kurtka Jody jest całkiem OK, może przez kożuchowy kołnierz. Ale jak ją zdejmuje, to wygląda jak w piżamie...
Po raz kolejny miałam też okazję wykonać solidnego facepalma na widok pokonanego Sama.
Ty też? A przecież nawet ostrzeżenie dostał... Do końca sezonu wstrząsu mózgu dostanę od tych facepalmów.
Swoją ścieżką, maja chłopcy tupet, wpakować się jako agenci FBI w sam środek zjazdu stróżów prawa!
Choćby z litości, żeby podnieść średnią jakości umundurowania na sali. :D
ja należę do obozu, który uważa te stworzenia za straszliwie nudne
Dołączam... Osobiście najbardziej polubiłam chyba feniksa, tak pod kątem potwornej fajności.
Jak mnie ta panienka irytowała, chyba sposobem mówienia - trochę podobnie mam z Meg 2.0.
Znów dołączam. Mam do niej pretensje właściwie wyłącznie o to, że nie jest Meg 1.0.
„Pieprz się, Winchester!” Tak wiem, to drugie nie było specjalnie dojrzałe lub zabawne, ale sam fakt, że to Jody zgasiła w ten sposób Sama, to miód na me serduszko.
♥!
Jody jest absolutnie i bezwarunkowo cudowna i okupuje piąte miejsce w mojej topce, dzieląc ją z Kainem :D
UsuńOj, fakt. Biedne wampiry z sumieniem!!! Najbardziej mi było żal Lenore, zły zły Cas.
Donna jest cholernie przerysowana, szczęśliwie nie poszli w kierunku blondynki, co to będzie ewentualnie piszczeć w co bardziej kluczowych momentach! Jak najpierw wyjęła miarkę, potem rozwaliła to szkiełko.... oh my babe...
Piżama!!!! Dokładnie tak!!! Doskonale ujęłaś to, co mi chodziło po głowie, a nie potrafiło się sprecyzować... Matko Boska Sheppardowska, to nawet te dresiarskie mundury naszej policji są jakby lepsze... Jakby...
Irytuje mnie robienia z Sama sieroty, chyba dla stworzenia kontrastu z superduperłowcą Deanem. Przecież doskonale wiemy, jak Sam zachowuje się, kiedy poluje samotnie - kopie tyłki, li i jedynie. No cóż, nie w tym sezonie. Samsell in distress powraca...
Feniks był świetny, w dodatku ja też podzielam ten atawistyczny strach przed ogniem, więc chyba najbardziej do mnie "przemawiał" jako potwór... Heh, przypomina mi się to dziewczę z Serialkonu, co to mówiła o tym konkretnym per "cham". Bogini, jak ja w końcu nasmaruję tę relację, to ją chyba obsmaruję gorzej od Ciebie... Ale z tego, co widzę, nikomu się nie podobała ta prelekcja... poza kółkiem wzajemnej adoracji...
A nie, to ja wolę meatsuit Meg 2.0, ale ten koszmarny sposób mówienia - wieczna pretensja... Brrrr...
"Screw you, Winchester" pozostaje koło "I'm not sentimental" i "Not bad" ulubionym tekstem tego sezonu. Póki co.
Na mojej topce nawet nie próbuję obstawiać szczegółowej kolejki miejsc, Bobby trzyma #1, a potem reszta stoi wymieszana. :D Team Free Will zajmuje osobną półkę "Nie wiem czy was bardziej lubię, czy bardziej mnie wnerwiacie".
UsuńDonna jest cholernie przerysowana
Tablica z programem zjazdu, argh. Chyba jej te pudrowane pączki nie tylko w tyłek idą. Owszem, cieszę się, że jednak w ostatecznym rachunku z niej zrobili twardą słodką glinę, zamiast słodko-słodkiej gliny.
Piżama!!!! Dokładnie tak!!!
Jeśli taka fajna laska jak Jody wygląda jakby miała tyłek na brzuchu, to znaczy, że ilekolwiek wziął krawiec, został przepłacony.. -.-
chyba dla stworzenia kontrastu z superduperłowcą Deanem
To podkreślanie kontrastów w ogóle jest przerysowane, bo przecież i Dean, jak co do czego, nie jest analfabetą ani nieczułym terminatorem. Wiemy, że mają różne specjalizacje i jeden jest bardziej "akcyjno-przywódczy" a drugi "refleksyjno-intelektualny", ale bardziej mi się podoba, gdy pokazują to raczej jako "ciążenie w stronę". Po diabła robić komediową parę Mózgowca i Jaskiniowca...
Heh, przypomina mi się to dziewczę z Serialkonu, co to mówiła o tym konkretnym per "cham".
O to to. Oburzyło mnie, bo jak dla mnie był akurat jednym z tych potworów, którym można kibicować, chociaż trochę. Nawet widownia jej wytknęła, że nikogo za niewinność nie usmażył. W ogóle, jak pisałam relację, to mi trochę głupio było, pierwszy konwent i wybrzydzam, jakbym nie wiedzieć ile objeździła i widziała. Ale jak teraz czytam opinie innych, to widzę, że delikatna byłam... Kółko adoracji, mówisz? Jeszcze nie natrafiłam, chyba pójdę poszukać. :) W sumie nawet nie to, żebym po niej jakoś strasznie chciała jeździć - temat miała fajny, wykonanie nie do końca przemyślane, przebieg wystąpienia niefortunny, psiapsiółki dołożyły swoje do "luźnej" atmosfery... Może wyciągnie wnioski i piętnasta prelekcja już jej wyjdzie świetna. Na początek może poćwiczyć mieszczenie się w czasie.
A nie, to ja wolę meatsuit Meg 2.0, ale ten koszmarny sposób mówienia - wieczna pretensja... Brrrr...
Ja wolałam całokształt pierwszej, jak dla mnie robiła mocniejsze wrażenie niż Abaddon(a), która składała się głównie z jaskrawego opakowania i nudy w środku. Mam wrażenie, że aktorka Meg 2.0 próbowała dopasować się do poprzedniczki (czego już na przykład nie bardzo widać u Genevieve z jej Ruby) i doceniam to, jako myśl i wysiłek, ale nie efekt - co się sprawdzało u tamtej, już nie grało tak fajnie u drugiej. IMHO.
"Screw you, Winchester" pozostaje koło "I'm not sentimental" i "Not bad" ulubionym tekstem tego sezonu. Póki co.
Powiedziała to tak czule, że Sama praktycznie zaszczyt kopnął, aww. Ależ przecież jeszcze jest "Kill me" w reakcji na gienialny byznesplan wzmożenia demonizacji o 0,013%!!! :)))
Team Free Will się u mnie nawet do pierwszej piątki nie łapie :D
UsuńOni w sumie naprawdę potrafią napisać dobrą kobiecą postać, tylko im się nie chce... :/ łatwiej lecieć po stereotypach... -.-
Wiesz, zwłaszcza że te kontrasty to nijak wyraźne nie są... Dean też nie jest takim niewrażliwcem i jaskiniowcem, na jakiego się go kreuje... heh... nie wiem, irytuje mnie to straszliwie - jestem Sam!Girl...
Abaddon - oh yes, dokładnie. Nuuuuudy i właściwie jechanie na stereotypie "ognista ruda"... jedyny ciekawy motyw to tworzenie armii demonów poprzez odbieranie dusz...
Och tak - zapomniałam o "Kill me". Jak sądzę w rewanżu dostanę dwie kolejne kolejki do obrobienia...
Oni w sumie naprawdę potrafią napisać dobrą kobiecą postać, tylko im się nie chce... :/ łatwiej lecieć po stereotypach... -.-
UsuńCzy ja wiem, ja tam byłam raczej zaskoczona, porównując to, co widać "z zewnątrz" (plakaty, fanarty, przypadkowe wzmianki składające się na mgliste ogólne wrażenie - wszędzie sami faceci) i popularne opinie ("SPN jest mizoginistyczny!!1!") z realiami, czyli faktycznym kanonem - stopniowo zaczęłam sobie zdawać sprawę, że kurczę, jak to, przecież ja tu oglądam mnóstwo fajnych dziewczyn, nieraz nawet w pojedynczych odcinkach (lubię na przykład policjantkę z "Usual Suspects"). Teraz często mnie irytują nagonki na twórców, bo fandom się domaga kobiet, a ledwo zauważa już istniejące. Można oczywiście stwierdzić, że i tak twórców wina, bo kobiety giną, ale taki Gabryś aktualnie nie jest bardziej żywy ani nie dostał więcej kanonu od Beli Talbot, która przecież jedną ręką od niechcenia kradła ekran Winchesterom. A weź znajdź ficów i artów z Belą w liczbie bodaj setnej części tego co z Gabrielem. :P
Dean też nie jest takim niewrażliwcem i jaskiniowcem, na jakiego się go kreuje...
I lubię te momenty, kiedy widać, że nie jest.
nie wiem, irytuje mnie to straszliwie - jestem Sam!Girl...
Ja ewentualnie jestem Jensen!Girl, trochę. Jak Dean mnie nieraz wnerwia, tak odkryłam, że całkiem lubię Jensena.
Z fandomem i kobietami mam o tyle problem, że jak się już jakieś pojawią, to fandom żądny jest krwi - patrz Bela, przeze mnie zdecydowanie nieodżałowana. Ile było też psioczenia na Jo, a jak zginęła... Niektórzy sami nie wiedzą, czego chcą :)
UsuńOj, tak... Deannie Boy potrafi być absolutnie słodki.
Jensen jest fenomenalnym aktorem.
This, po stokroć. (Nie lubię Jo, uwielbiam Ellen. *ucieka*) (Czy my tu już się wdajemy w rozważania na temat feminizmu i SPN? Przepraszam, to niechcący, przecież to nawet nie jest mój ulubiony temat. Tylko mi czasem ciśnienie skacze i coś się wyrwie... ^^' )
UsuńOwszem, do ligi Oscarowej trochę mu brakuje wszechstronności, moim zdaniem, ale bardzo lubię takie jego najdrobniejsze komediowe momenty. I jak na konwentach coś pokazuje opowiadając. W ogóle, jak mu się przyglądać przez dłuższy czas, to widać, że się nie opiera tylko na wyględności, ale inwestuje w technikę. Uwielbiam artystów z podejściem "sztuka sztuką, ale zaczyna się od rzemiosła". To jest kawał solidnego rzemieślnika i to było dla mnie chyba najbardziej niespodziewane odkrycie w serialu. (Który przecież wszyscy oglądają dla fabuły. ;)
Obejrzałam, szczęśliwa że znowu widzę Jody, ale odcinek to taka typowa zapchajdziura w środku sezonu.
OdpowiedzUsuńPanie szeryfki były przeurocze, bardzo ucieszyło mnie że ze sobą współpracowały. A reakcja Donny na wampira była taka... bardzo ludzka. Przy okazji wyszło czemu lepiej być krótkowidzem, ja z tej odległości ząbków bym nie dostrzegła ;).
Panowie W... bez zmian. Dean kłamie, że mu lepiej żeby ochronić Sama i ciekawe, kiedy go to w dupę ugryzie (z zapowiedzi kolejnego odcinka wynika, że zaraz).
Swoją drogą, Dean mnie zawsze zadziwia swoim oczytaniem.
No nie dostrzegłabyś ząbków i wlazłabyś prosto na szeryfa :D swoją ścieżką, przecież Donna nosi okulary... Dalekowidzka?
UsuńTajemnice gryzą w dupę zaraz ;)
Jeśli SPN jednak musi mieć spin-offa, to ja poproszę o takiego z Donną i Jody w rolach głównych. Bezwzględnie.
OdpowiedzUsuńMaryboo
Ja też, ja też, ja też... A drugiego z Crowley'em!!!
UsuńKurde, wolę, żeby twórcy nie inspirowali się tumblrem, co tam zaglądam, to łapię się za głowę...
OdpowiedzUsuńZgodzę się, że w SPN było mnóstwo fajnych kobiet (i prawie nic z nich nie zostało), ale strasznie chciałabym poznać nowe, ciekawe postacie kobiece, nie takie jak Abaddon czy Rowena, bardziej właśnie jak Meg, Jody czy Jo :)
Spinoff z Jody i Donną? W sumie... ale pod warunkiem, że jednak przyłożyliby się bardziej :)
Karmena
Jak chyba w każdym fandomie... :D ja musiałam poblogować pewne tagi, bo ludzie mnie przerażają :D
UsuńMnie też się bardzo podobały panie szeryf,obie dobrze zagrane i fajne.Sam i Dean stanowczo za łatwo zostali pokonani.Dobry odcinek,bez cudów, ale dobry.
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej.
Chomik
I to mi wystarczy na poziomie fillera :)
Usuń