Krążąc sobie po temacie,
dotarliśmy wreszcie do ostatniego, ale wcale nie najmniej ważnego powodu, dla
którego Supernaturala nie da się po
prostu nie kochać (tak, to ta część, która zawiera znienawidzony przez obecnych
na prelekcji slajd). Jest nim wspominana tu już kilkakrotnie Supernaturalowa
Rodzina, czyli – dla niewtajemniczonych – fandom serialu. Unikalnym zjawiskiem
jest jednak to, że częścią Supernaturalowej Rodziny otwarcie nazywają siebie
również aktorzy, nawet jeśli występowali zaledwie w jednym odcinku. Ba, niektórzy
z nich, jak Osric Chau, stają się naprawdę aktywną częścią fandomu, biorąc
udział w wielu akcjach, łącznie z GISHWHES, o którym mowa będzie za chwilę.
Tak, to właśnie zdjęcie z tej części prelekcji. Czujecie te ognie piekielne?
Fotka autorstwa Alethei.
Fotka autorstwa Alethei.
Jak bardzo prawdziwe są to deklaracje, przekonaliśmy się chociażby tydzień temu, podczas anonimowych ataków na członków Supernaturalowej Rodziny, o których pisałam tutaj. Dla tych, którym czytać się nie chce, krótkie streszczenie. Tumblrowe blogi fanów Supernaturala, których autorzy kiedykolwiek napisali o swoich problemach z brakiem akceptacji lub zmaganiem się z depresją, zostały zaatakowane przez anonimowych spamerów, którzy w niewybrednych słowach radzili im, co powinni zrobić, by nie być dłużej takimi nieudacznikami i ciężarem dla świata. Skończyło się śmiercią jednej osoby, która nie potrafiła sobie z takim hejtem poradzić, kilka zostało hospitalizowanych. Niemal każdy z aktorów, którzy utrzymują jakikolwiek kontakt z fanami, zamieścił na Twitterze słowa wsparcia dla atakowanych członków fandomu, a już Mark Sheppard rozczulił mnie do łez, pisząc o tym, że 25 lat temu sam znajdował się w podobnej sytuacji, co atakowani i że chciałby teraz przytulić każdego.
Gdybym nie była oddaną fanką tego człowieka, pokochałabym go i tak od tego dnia.
Nie jest to jednak jedyna sytuacja, w której przekonałam
się, że supernaturalowi aktorzy to naprawdę znakomici ludzie również w
bezpośrednim kontakcie z czasami dosyć męczącym przecież fandomem i
rzeczywiście czują się z nami związani. Tak, to jest ten moment, w którym
wszyscy życzą mi spłonięcia na suficie niczym mać Winchesterów, ale muszę to
napisać! Wiem o tym, bo miałam okazję kilku z nich spotkać osobiście,
poobserwować, a nawet zamienić kilka słów.
Byłam na dwóch konwentach supernaturalowych, których
atrakcją, poza aktorami, są głównie kolejki. Tak, stoi się wszędzie – do
wejścia do sali panelowej, do zdjęć, do autografów, do kolejki po vouchery,
kolejkon akredytacyjny zawstydza warszawski Polcon, a by skorzystać z toalety,
trzeba się uzbroić w cierpliwość, bo kolejka do damskiego wucetu jest
przynajmniej dwukrotnie dłuższa niż zwykle. W efekcie, kiedy zdarzy się, że
koło kolejki przechodzi Mark Sheppard, nieodmiennie uśmiecha się sadystycznie i
oznajmia „Witamy w Piekle”. Ale to
taka luźna dygresja... O czym ja to... A! Kolejka! Tegoroczny konwent majowy
był o tyle trudny, że w ten weekend panowała tempreratura zdecydowanie nie
brytyjska i nie wiosenna, obstawiałabym raczej tropiki, a klimatyzacja hotelowa
padła. Wyobraźcie sobie teraz te setki ludzi stojących w ciasnych korytarzach,
praktycznie bez wody, bo do najbliższego sklepu pół świata, a hiltonowy sklepik
nie dość, że ceny miał paskarskie, to jeszcze nie przewidział popytu i świecił
pustymi półkami. O złe samopoczucie nietrudno i zdarzyło się, że jedna
dziewczyna nie wytrzymała i usiadła w kąciku, próbując dojść do siebie. Traf
chciał, że przechodził tamtędy Jared, dostrzegł ją ze swojej łosiowej wysokości
i natychmiast przysiadł obok, chcąc dowiedzieć się, co zaszło. Oczywiście,
dziewczyna o mało nie zemdlała już z emocji, ale powiedziała, że się po prostu
źle czuje, bo gorąco i w ogóle. Jared stwierdził, że nie może jej tak zostawić,
posłał Clifa Kostermana (czyli swojego ochroniarza) po wodę i nie odszedł,
dopóki nie był pewien, że wszystko OK. Moja przygoda była z kolei mniej
drastyczna i zdecydowanie bardziej fangirlowa, ale zdecydowanie sympatyczna.
Kiedy wraz z moimi towarzyszkami weekendu wyszłyśmy wreszcie z kilometrowej
kolejki po odbiór zdjęć, postanowiłyśmy pójść do baru i się napić, bo w pewnym
momencie człowiek nie ma już siły na nic. Nawet na panel Amandy Tapping.
Idziemy plątaniną korytarzy, a tu znienacka przechodzi Jared... Jedynym, co
wyrwało nam się zza zagrody zębów naszych było mało inteligentne „Hi Jared”.
Nie czarujmy się, tekst, jaki słyszał miliardy razy (drugim tekstem, który
słyszał biliardy razy, popisałam się na fotoopce *facepalm*). Jego reakcja była
jednak przeurocza – przystanął, obdarzył nas szczerym padaleckim uśmiechem i
przesłał nam całusa. *łup* Tak, o mało nas nie zbierali z tego korytarza.
Tym, co naprawdę unikalne, jest jednak to, że aktorzy
doskonale wiedzą, jakiej Rodziny są częścią, doskonale zdają sobie sprawę z
tego, do czego my – fani jesteśmy zdolni i potrafią tę niesamowitą energię
ukierunkować we właściwym kierunku. Kiedy Gen i Jared spodziewali się
pierwszego dziecka, poprosili, by nie przesyłać im różnych podarków, ale
wesprzeć finansowo szpital dziecięcy St. Jude, zajmujący się badaniami raka u
najmłodszych, obiecali też, że wpłacą drugie tyle. Zebrano 40 tysięcy dolarów,
a Padaleccy rzeczywiście tę kwotę podwoili. Zresztą, fani do dzisiaj wysyłają
do szpitala rozmaite zabawki, mające umilić małym pacjentom pobyt, niezmiennie
z dopiskiem „From the Supernatural Family”. Mark Sheppard bardzo niedawno
sprzedawał koszulki, z których dochód był wsparciem organizacji DCES,
organizującej obóz dla dzieci z cukrzycą typu pierwszego, na którą chory jest
młodszy syn Marka, Will.
Nieustannie działalność charytatywną prowadzi Misha Collins,
założyciel fundacji Random Acts. Działa ona jakby na dwóch frontach, zarówno na
mniejszą skalę, zachęcając sympatyków organizacji do wykonywania drobnych
gestów przyjaźni i uprzejmości, które mogą pomóc zmienić świat, jak i na nieco
większą, zbierając pieniądze w projekcie „Hope2Haiti” wspierającą przede
wszystkim biedne organizacje dziecięce, mające kłopot z działaniem po
trzęsieniu ziemi, która dotknęło wyspę w 2010 r. Zebrano dość pieniędzy, by
pomóc w odbudowie sierocińca, zaangażowano się w to również niejako czynnie,
ponieważ odbyły się dwie wyprawy na wyspę, mające na celu pomoc w budowie.
Koszty były w całości opłacone przez uczestników. Innym przejawem działalności
fundacji jest GISHWHES. Co to takiego? Jest to coś zwane scavenger
hunt, podczas którego publikowana jest lista punktowanych zadań,
wykonywanych według swoich możliwości i uznania przez piętnastoosobowe drużyny,
bardzo często złożone z ludzi rozsianych po całym świecie. Ludzie robią to dla
zabawy, ale jest to impreza charytatywna. Udział w szaleństwie kosztuje,
najmniejsza opłata to 20 dolarów, pieniądze zebrane w ten sposób idą na Random
Acts. Nie ukrywajmy jednak, że chodzi również o nagrodę główną. Jest nią
spotkanie z aktorem w nietypowych okolicznościach przyrody, czy to w
nawiedzonym zamku w Szkocji, czy na jachcie w Chorwacji. Dla fanów gratka nie z
tej ziemi! Kolejne edycje GISHWHES biją rekordy Guinessa i daje to powód do
dumy. Jedna z edycji pobiła dwa za największą tego typu zabawę (ponad 140 tys.
uczestników z 69 państw) oraz za największą zadeklarowaną ilość dobrych
uczynków (random acts of kindness). Szkoda tylko, że
ostatnimi czasy część zadań jest możliwa do wykonania, jeśli zna się kogoś
wpływowego, ewentualnie mieszka w Stanach lub Kanadzie... Niemniej, tym, co
daje GISHWHES, są również nowe przyjaźnie, jako że drużyny często dobierają się
przez sieć i przez moją również przewinęło się całe mnóstwo osób, z którymi
cały czas jestem w kontakcie, a niektóre spokojnie mogę nazywać przyjaciółmi.
My, członkowie Supernaturalowej Rodziny, jesteśmy zdolni do
największego szaleństwa. Podczas kręcenia serialu w 2011, ochroniarz Jareda i
Jensena zamieścił na Twitterze takie oto zdjęcie i apel o przysyłanie kaczuszek
z całego świata.
Fani zareagowali szybko – w sumie na plan Supernaturala dotarło ponad 4 tysiące gumowych
zabawek. Jedna z nich pojawiła się nawet na ekranie. Tym, co jednak niezmiennie
mnie zaskakuje jest to, jak wielkie jest wśród fanów poczucie wspólnoty.
Pierwszy przykład z brzegu to sytuacja z lotniska przed supernaturalowym
konwentem. Siedziałyśmy z Martą padnięte jak ścięte lilie, jako że na Okęciu
musiałyśmy być o 5 rano, lot przegadałyśmy, przesiadka we Frankfurcie trochę
trwała... Kiedy w końcu runęłyśmy na miejsca przed bramką, wydawało się, że nic
i nikt nie jest nas w stanie poderwać z miejsca. Siedziałyśmy w milczeniu,
kiedy z tyłu padły słowa klucze „Mark Sheppard”. Odwróciłyśmy się, za nami
siedziała grupka osób dyskutujących o serialu... Zadałyśmy tylko jedno pytanie
– „Czy wy też lecicie na A12?”
Odpowiedź twierdząca spowodowała niewątpliwy przypływ pobożności wśród
współpasażerów. Jako że natychmiast zaczęłyśmy gadać w bardzo ożywiony sposób,
śmiać się i ogólnie zachowywać się jak grupa doskonałych dawno niewidzianych
przyjaciół, wszyscy bez wątpienia modlili się o to, byśmy tylko nie siedziały
razem. Nie siedziałyśmy, zdobyłyśmy za to po części doskonałych towarzyszy na cały
weekend, do dzisiaj zresztą pozostajemy w kontakcie. Na tymże zresztą konwencie
miałam wrażenie, że otaczają mnie najmilsi ludzie świata. Ktoś stał w kolejce,
mówiąc że mu słabo z głodu, jako że hotelowe śniadanie nie miało nic dla
bezglutenowców, natychmiast druga osoba wyciągała z plecaka coś, co mogłoby się
nadać, chociażby banana. Ludzie z Random
Acts rozdawali wodę, kiedy tylko zorientowali się, jaka jest sytuacja z
klimatyzacją. Mnie samej, po rzuconej żartobliwej uwadze na widok kogoś z
jedzeniem, przyniesiono i wciśnięto muffinkę oraz żelki, bo „przecież gżdaczujesz i nie możesz stąd się
ruszyć.” Ktoś wylosował bilet na spotkanie z aktorem, a nie był akurat dla
niego na tym konwencie, oddawał możliwość takiego spotkania komuś, kto o tym
marzył. Nie chciałam autografu od jednej osoby, oddałam go jego zagorzałym
fankom w dłuuuugiej kolejce doń stojącej. Naprawdę, takiej wszechogarniającej
życzliwości nie doznałam w wielu miejscach poza tym fandomem.
Czasami są to niesamowicie życzliwe gesty od ludzi, których
nigdy się na żywo nie spotkało. Parę lat temu zaprzyjaźniłam się poprzed
Facebooka z inną fanką Marka Shepparda ze Stanów. Doskonale nam się rozmawia, o
wszystkim, nie tylko o Supernaturalu czy
Marku, wysyłamy do siebie normalne listy i kartki... W najśmielszych snach nie
spodziewałam się jednak takiej niespodzianki, jaką otrzymałam. Było to ze trzy
lata temu, Leslie zwierzyła mi się, że jedzie na kolejny konwent
supernaturalowy i już nie może się doczekać. Zazgrzytałam zębami z zazdrości,
wypytałam o szczegóły i jacy ci nasi aktorzy są w realu, pogadałyśmy luźno i tyle.
Kilka miesięcy później ona oznajmia mi, że wróciła, opowiedziała, podzieliła
się zdjęciami, a później wspomniała, że wysyła mi pewien drobiazg, taką
pamiątkę z konu. Drobiazg przyszedł, ja otworzyłam kopertę i... zdębiałam. W
środku znajdowało się moje ówczesne profilowe zdjęcie, wydrukowane w formacie
A4 na papierze fotograficznym, a na nim... autograf Marka Shepparda. Na
dołączonej karteczce widniały słowa: „a dołączonej karteczce widniały słowa: „You may
not seen Mark yet, but he has now seen you.” Przyznam się bez
bicia, łzy mi pociekły, zwłaszcza jak się dowiedziałam, że w spisku była
również moja najlepsza przyjaciółka, która Leslie to zdjęcie w dobrej jakości
dostarczyła i trzymała język za zębami przez cztery miesiące. Bogini droga!
A teraz wyobraźcie sobie, że mam na ścianie swoje zdjęcie z gryzmołem... Tak, te zawieszone spojrzenia osób, które nie wiedzą, o co chodzi...
Nie była to jedyna taka sytuacja. W październiku tego roku
odbywał się kolejny konwent, na który jednak nie pojechałam ze względów
finansowych (nie pytajcie, ile taki wyjazd kosztuje w sumie). Przed nim
skontaktowała się ze mną jedna z zapoznanych na wcześniejszych imprezach
koleżanka i zapytała, czy chciałabym jakiś autograf od osób obecnych na tej
edycji. Odpowiedziałam, ze i owszem, chciałabym, ale nie mam pieniędzy, więc nie
ma o czym mówić. W następnej
wiadomości mogłam przeczytać: „I’m not
asking if you have the money, I’m asking whose autographs you want.” Nie
mylicie się. Dostałam je w prezencie urodzinowo-bożonarodzeniowym.
I jak tu nie kochać takiego fandomu? A idąc za ciosem, jak
tu nie kochać serialu, z którego to wszystko się wywodzi, którego istotą jest
Rodzina, nie tworzona tylko przez więzy krwi. Jestem członkiem fandomu SF&F
od dobrych 16 lat i spotkałam naprawdę wielu cudownych ludzi, ale największe
ich stężenie znajduje się właśnie pośród fanów Supernaturala. Mamy nawet swój hymn, oficjalnie uznany w serialu.
I to by było na tyle... Wiele tych powodów, dla których
warto kochać jeden serial, cieszę się jednak, że wszystkie istnieją. Bo moje
życie byłoby bardzo inne gdyby nie ta miłość...
Czujecie te ognie piekielne?
OdpowiedzUsuńNie. Masz tam pełno aniołów... :D
Uprzejmie donoszę, że to nie są wszystkie zdjęcia, które posiadam... :D
Uprzejmie zapewniam, że tu siedzę i czekam. Także na przyszłe. :)
(Od jakiegoś czasu zbieram po Necie co lepsze photo opy... Tak tylko mówię. ^^)
by skorzystać z toalety, trzeba się uzbroić w cierpliwość
Niedawno w "Fangasmie" (książka taka, no) czytałam, że na panelu ComicConowym dają przepustki do kibelka. Znaczy, jak się chce wstać z krzesła, do którego człowiek jest przyspawany od świtu.
hiltonowy sklepik nie dość, że ceny miał paskarskie, to jeszcze nie przewidział popytu i świecił pustymi półkami
Któryś manager powinien polecieć ze stołka. Taki biznes im przeszedł...
Ta część jest chyba najfajniejsza. :)
Fakt, sporo tam janiołów :)
UsuńRównie uprzejmie zapewniam, że nie są tak cudowne jak niektóre, które na sieci widziałam :) brakuje mi najwyraźniej śmiałości, by o pewne rzeczy poprosić :)
ComicCon... to tłumaczy wszystko. Myślę, że kolejki na panele zaczną się niedługo formować na Pyrkonie :)
A dziękuję :)
Niewiele mam w gruncie rzeczy styczności z polskim fandomem, poza spotkaniami na konwentach, więc niewiele mogę o nim powiedzieć :)
OdpowiedzUsuńLubię te Twoje opowieści, nawet jak je znam, urocze są. Zachowanie aktorów uważam za bardzo ładne, w końcu dla nich mogłaby być to tylko praca.
OdpowiedzUsuńPolski fandom - z tego co ja widziałam - jest młody i rozchichotany..
Chomik
Chomik zapewne odnosi się do widocznego na konwentach fandomu, który rzeczywiście jest młody :) nie tylko duchem :)
UsuńWśród osób, które znam, rozpiętość wieku jest nieziemska - od 15 do 70 :)
UsuńTe osoby, które widziałam na prelekcjach wyglądały na plus minus 20.
OdpowiedzUsuńMówisz może o stronie supernatural.com.pl? Ładna akcja z tymi zwierzakami.
Chomik
Bardzo zacna akcja i tylko potwierdza to, co sądzę o Supernaturalowej Rodzinie - to najlepszy fandom świata :)
OdpowiedzUsuńGratuluję niedługiego już jubileuszu :)
Dwa lata w tę, dwa lata w tamtą... :) myślę, że będą jeszcze ze dwa sezony, więc jubileusz będzie :)
OdpowiedzUsuńWiem, o co Ci chodzi :)
OdpowiedzUsuńJa z kolei kocham serial całą duszą, a jednak mam nadzieję, że już mu bliżej niż dalej... bo powoli obniża loty, a ja nie chcę się rozczarować :) I niech bracia odejdą z pie......em!
Cześc
OdpowiedzUsuńdopiero trafiłam na Twojego bloga, jestem fanką Supernatural od lat, ale nigdy dotychczas nie byłam aktywna społecznościowo typu facebook itp., bardzo chciałabym nawiązac kontakt z jakąs polską fanką, by pogadac z kimś kto rozumie dzikie uwielbienie do naszych supernaturalnych bohaterów i aktorów, a także myślę o udziale w gishwhes, żeby otworzyc się na ludzi i w ogóle Mishalove, ale samej trochę ciężko,
odezwij się proszę to mój kontakt na facebook https://www.facebook.com/profile.php?id=100011686088086&ref=bookmarks mój mail lucymorningstar17@gmail.com
Hej. Czekaj na maila.
UsuńZazdroszczę ci mnie nigdy raczej nie bedzie mnie stać aby pojechać na zlot ale teraz w Wawie ma być zjazd. Może mi sie uda pojechać.
OdpowiedzUsuńZjazdy fanowskie są równie cudowne i trzymam macki, by Ci sie udało pojechać :)
Usuń