Mam takie dziwne wrażenie, że Jeremy Carver i cała pisząca
spółka naczytała się ostatnimi czasy życzeń i postów fanów na obojętnie której
platformie społecznościowej (obstawiam Tumblra!). Jeszcze nie tak dawno
większość fandomu narzekała na to, że brakuje nam odcinków MOTW, a nawiązań do
poprzednich sezonów można ze świecą szukać. A jednak! Przed odcinkiem
jubileuszowym mieliśmy wilkołaki, potem bogini, a teraz dostaliśmy
zmiennokształtnego. I to w jakim stylu!
Winchesterowie i Tajemnica Dziedziczki... Bogini, mam pomysł na fanfik!
Należę do licznego zapewne grona fanów starych dobrych
kryminałów Agatki Christie, więc dochodzenia w sprawie morderstwa w starych
angielskich posiadłościach tudzież hotelach przeznaczonych dla ludzi z tzw.
„towarzystwa” to dla mnie czysta, niczym nieskrępowana przyjemność. Już po
zapowiedziach było wiadomo, że coś fajnego może z tego wyjść i rzeczywiście!
Klasyczna snobistyczna rodzinka...
Początkowy setting odcinka namiętnie przywoływał w mojej
głowie Agatę. Kamerdyner, pokojówki, perły i tajemnica... Ale to przecież Supernatural, więc już wkrótce jedna z pokojówek ginie, zamordowana
przez ducha. No dobrze, TEGO nie zrobił kamerdyner. Czy jednak aby na pewno?
Powiedzmy sobie szczerze, moment, w którym kilka osób znajduje się w miejscu
morderstwa... i następnego... i następnego... to motyw bardzo klasyczny, jednak
jeśli dodamy do tego element nadnaturalny, robi się naprawdę ciekawie. W
dodatku wiemy, że wszystko to ma coś wspólnego z potworami, co zapowiadają już
rozmaite aluzje zamieszczone na samym początku odcinka po planszy „Then”. Do
standardowego „mordercą może być każdy z nas”, dochodzi „każdy z nas może być
zmiennokształtnym” i już naprawdę niewiadomo, czego szukać. Przyznam, że
początkowo nie podejrzewałam słodkiej przerażonej Olivii o nic, w dodatku
zupełnie zagiął mnie fakt, że wszyscy obecni nie reagowali na srebro. Które
okazuje się tym srebrem w najmniej dogodnym momencie nie być i wszystko staje
się jasne. Scenarzyści trzymali tutaj zdecydowanie karty przy orderach i był to
twist zupełnie nieoczekiwany, dosyć jasno w tym momencie wskazujący na sprawcę.
No właśnie, sprawcę czy ofiarę?
Słodka buzia skrywa mniej słodką tajemnicę...
Olivia jest bowiem w gruncie rzeczy ofiarą własnej,
potwornej natury. Od maleńkości uwięziona na poddaszu, znająca jedynie matkę i
kamerdynera, automatycznie wzbudza u widza współczucie. Zagadką pozostaje też,
kiedy właściwie dowiedziała się swojej historii rodzinnej i w jaki sposób
zostało jej to przekazane, bo nie ukrywam, że taka historia krwawych morderstw
może każdemu spaczyć charakter. I moje ostateczne pytanie – czy Olivia znała
treść testamentu i czy wiedziała, co takiego zostanie przekazane Bobby’emu
Singerowi. Bo jeśli tak, to ja się jej naprawdę nie dziwię. W ogóle jest to dla
mnie nieco dziwne zagranie. Zostawić córce wszystko – jasne, to logiczne, w
końcu to córka, a rodzinkę, zachłanną jak diabli, zostawi ć na lodzie. Jaki
jednak sens ma przekazanie w tymże samym dokumencie Bobby’emu kluczyka do
tajnego przejścia na poddasze? Czy miał to być sygnał „Ja już nie żyję, rób, co
chcesz z dziewczyną”, czy raczej „Uważaj na nią”? Nie mam zielonego pojęcia jak
rozstrzygnąć tę zagadkę, bo przecież gdyby kochająca matka chciała dziecko
uwolnić na zawsze, na pewno nie dałaby znać łowcy, że dzieciątko grasuje sobie
radośnie na wolności. Wiemy też, że dziewczynę z litości uwolnił Philip,
kamerdyner. I w tym momencie przyznam, że mam już w głowie totalny mętlik –
wychodzi na to, że Bunny tak naprawdę chciała się nacieszyć dzieckiem, póki
żyła, zmarła, Bobby dostaje informację, że można Olivię sprzątnąć z tego
świata. Ale po co w takim razie zostawiać dziewczynie cały majątek? Szczerze
mówiąc, nie pojmuję tego wszystkiego, wiem tylko, że jeśli Olivia wiedziała, że
matka przekazała kluczyk do jej więzienia łowcy, który już kiedyś chciał ją
zabić, to wcale się nie dziwię, że obudziło to w niej potwora. Nie do końca
rozumiem tylko, dlaczego w takim razie mordowała idiotycznie i bez opamiętania,
zwłaszcza jeśli wiedziała, że spadkobiercy Bobby’ego Singera są na miejscu i
można mieć jakieś podejrzenia, że znają się na tym samym fachu. Coś mi się ta
zagadka kryminalna tutaj plącze w szczegółach. Oczywiście, istnieje też opcja
taka, że po prostu chciała się zemścić, a przemyślenie tej zemsty nie
znajdowało się specjalnie wysoko na jej liście priorytetów.
A tak przy okazji - czy Dean specjalnie zakrywa Kainowe Znamię?
Szczęśliwie jednak są w tym odcinku elementy, które
sprawiają, że sens i logika odchodzą na drugi plan. Mówię tutaj o cudownych
nawiązaniach do klasycznych pierwszych sezonów. Po pierwsze, straszliwie
podobał mi się sposób, w jaki bracia zostali uwikłani w całą przygodę. Już
stosunkowo dawno nie było najmniejszej wręcz wzmianki o tym, że łowcy
profilaktycznie posiadają po kilka telefonów, a uczynienie z Bobby'ego osoby
zaangażowanej w całą sprawę wywołało u mnie drgania serduszka (nie wspominając
o tekście „Bobby miał wiele sekretów.”)
Drugi raz w ciągu tego sezonu zawyłam zresztą z radości, widząc Deana
reperującego Impalę i to znowu pod jakimś przypadkowym motelem. Nie zrozumcie
mnie źle, ja naprawdę uwielbiam Bunkier, acz naprawdę stęskniłam już się za
chłopcami na drodze i mam szczerą nadzieję, że ten stan potrwa zdecydowanie
dłużej niż tylko dwa odcinki. Równie
wielką przyjemność sprawiły mi także słowa Sama o wyszukiwaniu informacji czy
potencjalnych spraw na policyjnej częstotliwości, nareszcie!!! Dziękuję Wam,
twórcy, za odhaczenie kolejnej pozycji na mojej wishliście.
Sam Winchester - król życia i MILFów...
Autorzy odcinka odrobili też lekcję, jeśli chodzi o potwory
i ich umiejętności. Jedną z rzeczy, które doprowadziły mnie do szewskiej pasji
w Bloodlines, był zmiennokształtny,
który zmieniał swoją postać między jednym krokiem a drugim, ot tak, zupełnie
bez wysiłku. Nie tylko ja klęłam wtedy w żywy kamień, wspominając pierwszy
sezon i Skin, tak przerażający i
obrzydliwy w tej zmiennokształtnej transformacji. Jasne, Alfa zmieniał postać
dokładnie w ten sposób, ale to był Alfa! O ile dobrze pamiętam Two and a Half Man, nawet mały potomek
Alfy zrzucał z siebie skórę przy przemianie. Tutaj na szczęście wracamy do
klasyki, choć trochę mnie boli fakt, że Olivia zrzuciła skórę tak błyskawicznie.
Może to kwestia wprawy, a może dział efektów specjalnych tak bardzo nie miał
funduszy... :)
Samsell in Distress, czyli jedna z moich najukochańszych odsłon Sama Winchestera.
Odcinek był
teoretycznie zabawny, zwłaszcza jeśli wspomni się zakusy jednej z pań na
naszego młodszego Winchestera – kto jeszcze pamięta tę bardzo niezręczną
sytuację, w jakiej postawiono Sama w Red
Sky in the Morning? Najwyraźniej Łoś ma w sobie coś, co przykuwa uwagę pań
w wieku balzakowskim. Jednak tak naprawdę pośmialiśmy się trochę, ale pod sam
koniec odcinka znowu dostaliśmy młotem między oczy. Dean zabił po raz pierwszy
od momentu, w którym został uleczony i był to klasyczny przypadek „overkilla”,
bo jak inaczej można nazwać władowanie kilku kulek w martwe już ciało
przeciwnika?
Mówcie, co chcecie, to spojrzenie jest przerażające...
W dodatku wyraz twarzy, jaki miał w tym momencie, bez wątpliwości
przywodzi mi na myśl jego zachowanie pod wpływem Znamienia Kainowego (chociażby
zabicie wampira w Annie Alex Alexis Ann).
Polała się pierwsza krew od czasu uleczenia... czy tylko ja obawiam się, że to
oznacza kłopoty? I to naprawdę spore! Na pewno myśli podobnie Sam, który
próbuje poruszyć ten temat w Impali (w końcu był przerażony zachowaniem swojego
brata, było to widać na jego twarzy), jednak zostaje zbyty. A tak się cieszyłam
na ich dialogi i porozumienie dwa odcinki temu! Będzie źle. Może też
nadinterpretowuję pewne rzeczy, ale to spoglądanie Deana, byłego Rycerza
Piekła, w głąb zbroi, w dodatku uchwycone pod takim kątem, że widzimy go od
środka wygląda trochę jak szturchanie bolącego zęba. A może raczej jest to
ilustracja cytatu „Gdy długo spoglądamy w
otchłań, otchłań spogląda również w nas”?
Były Rycerz Piekła spogląda do środka zbroi...
Ogólnie jednak muszę powiedzieć, że odcinek był całkiem
przyjemny. Może niespecjalnie odkrywczy, jeśli chodzi o mitologię serialu, ale
nie każdy taki musi być. W dodatku nieoczekiwaną przyjemność sprawił mi fakt,
że Olivię grała Iza Miko i wbrew moim przewidywaniom, nie stała się Pierwszą
Ofiarą Odcinka, a Złym Tygodnia. Nie jestem specjalną fanką tzw. „polskich
tropów”, ale dziewczyna jest sympatyczna, niech robi karierę i oby jej się Supernatural przysłużył. Ja tymczasem
czekam na następny epizod – Król Piekła nadciąga (tak, uprzedzałam, że na tym
blogu będą spoilery!).
Supernatural, 10x06, Ask
Jeeves, scen. E. Charmelo i N. Snyder, reż. J. MacCarthy, wyst. J.
Padalecki, J. Ackles, I. Miko, K. McNulty i inni.
Moja osobista perła odcinka: 'Did we pass?' :D Ale ja w ogóle uwielbiam wszelakie literackie i filmowe rodziny składające się z dogryzających sobie indywiduów.
OdpowiedzUsuńMaryboo
Bo to jest rewelacyjny materiał :)
UsuńTo się jakaś pseudokomedia robi,straszne...Jakieś wątki z przeszłości Bobby'ego-to naciągane trochę. Martwi mnie szczerze przyszłość serialu.
OdpowiedzUsuńBogini, mam pomysł na fanfik! - i co i tak nie pokażesz...
Chomik
Nie pokazuję swoich fanfików, bo byś straciła o mnie dobre zdanie :D
UsuńA mam dobre? :) :):)
UsuńChomik
A nie wiem :) zakładam, że nie takie najgorsze :D
UsuńJak czytam głupie fanfiki o 3 rano,sama osobie mam średnie zdanie...
UsuńChomik
Ja co prawda nie o ostatnim odcinku (który był bez szału choć całkiem przyjemny ^^), ale o Serialkonie chciałam napomknąć. Miałam okazje wysłuchać wczoraj pierwszy raz jakiejkolwiek twojej prelekcji i muszę przyznać, że z wszystkich na których byłam zrobiła na mnie największe wrażenie. Niewątpliwie ma to związek z tym, że z fandomem Supernatural czuję się najbardziej związana, jednakże była to też zdecydowanie zasługa ogromnej dawki pozytywnej energii z twojej strony jak i w ogóle słuchających :) To było dokładnie jak "You're all here because you love Supernatural" i mimo że już dawno miałam świadomość że SPNFamily to fandom wyjątkowy, to tam jeszcze bardziej to poczułam. Także bardzo dziękuje ci za tą prelekcje i mam nadzieję że będę miała okazję wysłuchać jeszcze nie raz jak mówisz o Supernatural ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Bardzo bardzo się cieszę :D Ja z kolei byłam pod absolutnym wrażeniem publiki, czułam wspólnotę dusz (i ten hejt przy pewnym slajdzie) :D
UsuńTwoje prelekcje są fajne,bo :
Usuń1) pełne entuzjazmu,którym można się zarazić
2) przygotowane
3) Zawsze ma się wrażenie, ze mogłyby trwać jeszcze godzinę i wcale nie byłoby za długo
4) są swobodne, ale luz nie jest wymuszony (jak u prelegentki,która o Zwiastowaniu mówiła luźno : you are pregnant,girl!)
Chomik
*wychyla się zza krzaka* Bry. :)
OdpowiedzUsuńUkłony za świetną prelekcję na Serialkonie! Wybrałaś same fajne klipy, dzięki też za opowieści konwentowe. I podzielam, między innymi, Twoją opinię o Kainie - jego retelling to jeden z najlepszych pomysłów w całym SPN.
Też lubię whodunity w klasycznym stylu, ale w tym odcinku chyba przeważyła u mnie ulga, że nareszcie angst spada do w miarę higienicznego poziomu i wracają Winchesterowie z pierwszych sezonów, uff. Zresztą tak szczerze mówiąc, błyskawicznie machnęłam ręką na oglądanie tego jako kryminału i oglądałam raczej jako kryminalny sztafaż. Właśnie te wszystkie dziury, o których piszesz...
w dodatku zupełnie zagiął mnie fakt, że wszyscy obecni nie reagowali na srebro.
Ja już od paru odcinków powtarzam, starzejecie się, chłopaki... Łowcy z takim doświadczeniem nie rozpoznają (nie)srebra, którego w dodatku nie trzeba maczać w podejrzanych odczynnikach, tylko ma napisane "stal nierdzewna"? >_< Ratuje ich tylko tłumaczenie typu "no cóż, uwierzyli dziewczynie" (choć jako doświadczeni itede nie powinni).
Też uważam, że Olivia nie zasłużyła na takie potraktowanie - przynajmniej za pierwszym razem, po urodzeniu... I też mi się nie podoba ten testament i zagranie z kluczem.
Zagadką pozostaje też, kiedy właściwie dowiedziała się swojej historii rodzinnej i w jaki sposób zostało jej to przekazane
Zaczęła pewnie od odkrycia, że jest zmiennokształtna, a jej matka nie. Dziecko w szóstym sezonie zmieniało skórę zanim jeszcze stanęło na nogi, więc pewnie i w przypadku Olivii trudno byłoby to ukryć.
Jedną z rzeczy, które doprowadziły mnie do szewskiej pasji w Bloodlines, był zmiennokształtny, który zmieniał swoją postać między jednym krokiem a drugim, ot tak, zupełnie bez wysiłku.
Ooch tak, this. Jakkolwiek polubiłam go jako postać, wkurza mnie zawsze, gdy kanon potyka się o własny ogon i nie wie gdzie idzie. (Wkurzało mnie to już przy Alfie shifterów, no ale OK, przełknęłam, Alfiom wolno cuda.)
kto jeszcze pamięta tę bardzo niezręczną sytuację, w jakiej postawiono Sama w Red Sky in the Morning?
*podnosi łapę* I nie tylko balzakowskim, że tak wspomnę Becky... Ale naprawdę wkurzało mnie to tylko przy Pameli - tam to już przekraczało granicę między żartem kosztem Sama a obleśną napaścią na niego. :P
[bezczelny spam mode on]Moje trzy grosze o odcinku.[/ mode off]
Becky jakoś przełknęłam - to była fangirl, pewnie zachowałabym się podobnie na widok Sama :D ale Pamela to było nieporozumienie... brrrr, do dzisiaj mnie otrząsa na samą myśl.
UsuńChłopcy nie tyle co się starzeją, co głupieją z odcinka na odcinek, zwłaszcza Sammy! Przecież to znakomity łowca jest, a robią z niego jakiegoś niepozbieranego młodziana... Słabo mi za każdym razem, jak widzę, jak nim rzucają albo musi go ratować Dean. "Kill me", że tak zacytuję mego pana i władcę.
Zgadzam się z Twoimi trzema groszami :D