Lubię supernaturalowe odcinki „okazyjne”, bo potrafią tak
pięknie wpisać się w całość sezonu, jednocześnie opowiadając swoją „świąteczną”
opowieść. Do moich ukochanych należy chyba My
Bloody Valentine, w którym chłopcy rozprawili się z Głodem, choć dużą
sympatią darzę również A Very
Supernatural Christmas (Winchesterowie fałszujący Cichą noc są w okresie świątecznym moim dzwonkiem na komórce). Tym
razem mamy również do czynienia z odcinkiem walentynkowym, ale jak to w naszym
serialu bywa – brak szczeniaczków i tęczy.
Idealny sposób na spędzenie Walentynek - oglądanie horroru. Chyba jutro dooglądam hammerowe Frankensteiny, bo pewnie nie wiecie, ale ostatnio powrócił mi odpał na Petera Cushinga.
Zawiązanie akcji, czyli mąż romansujący z opiekunką do
dziecka to motyw szalenie popularny, więc tu zaskoczenia nie było. Wkrótce
jednak twórcy rekwizytów mogli zapożyczyć serduszko z rekwizytorni Gry o Tron (choć tamto żelatynowe Emilia
Clarke chyba jednak skonsumowała), bo sytuacja się rozwinęła, a my dostaliśmy
nowego potwora. Choć przyznam, że bardzo liczyłam na to, że będziemy mieli
zagadkę najbardziej klasyczną z klasycznych czyli zmiennokształtnego. No
dobrze, Qareen też w sumie w jakiś sposób był/było zmiennokształtne. Znowu
pojawiła się wiedźma i jednak prawda jest taka, że kupuję każdą, która tylko
nie jest Roweną. Diaboliczny pomysł sprzedawania śmiertelnej klątwy jako
sposobu na rozwiązanie problemów miłosnych mnie zachwycił, bo to takie…
cudownie wiedźmowate. Żadnego blebrania o solidarności jajników, jak walimy, to
po całości. Mniam.
Odcinek był tak bardzo klasyczny, jak tylko się dało i nie
da się ukryć, że za takim serialem tęsknię. Chłopcy w motelu, jedynym źródłem
informacji pozostał Internet i święty laptop Sama, były ładne ujęcia Impali,
była również dama w opałach. Więcej, panowie grali w papier-nożyczki-kamień i
Dean wygrał po raz pierwszy w historii! I wprawdzie przypomina mi się, jak
obstawialiśmy listę rzeczy, którą scenarzyści odhaczają, to jednak było bardzo
przyjemne. Taka formuła nadal się broni i to całkiem nieźle, więc nie rozumiem
brnięcia w coraz to bardziej zakręcone wątki fabularne.
Bohaterem odcinka był, oczywiście, Dean, bo Walentynki
zawsze były jego świętem. Ubawił mnie serdecznie, kiedy pojawił się taki
schetany jak koń po westernie z malinką na szyi i wyglądał na mocno zużytego.
Przynajmniej w tej kwestii wrócił do normy (no i w kwestii fast foodu, jak
wiemy). Rozmowa z niewiernym mężem również mi się podobała – Dean był tam
starym dobrym Deanem, puszczającym oczka w kwestiach damsko-męskich i nie
cierpiący za miliony. W pełni rozumiem Deana, który odciąga klątwę od ofiary,
bo ma większą szansę na przeżycie. To też standardowy Dean. Czy już mówiłam, że
ten serial broni się bez głupich pomysłów fabularnych? I Kartagina też powinna
być zniszczona?
Niestety, żeby nie było nam za dobrze, wrzucono tutaj
„skrywane pożądanie” i musiała się pojawić totalnie z odwłoka wyciągnięta
Amara. Tak, coś ich łączy, wiemy. Tyle że to Dean mógłby się pokazać Amarze, a
nie Amara Deanowi. Znowu mamy sytuację, w której scenarzyści próbują takim a
nie innym posunięciem zasugerować coś, czego absolutnie nigdzie indziej nie
widać. Dean na Amarę nie leci i żadne tam gadanie o tym, że ma nad nim władzę,
tego nie zmieni. Łączy ich Znamię Kainowe. Łączy ich to, że Winchesterowie
uwolnili Ciemność. Łączy ich to, że Amara wybrała sobie ewidentnie Deana na
championa. Tylko tyle. I aż tyle. Nawet pseudotango, odtańczone przez nich w
piwnicy, nie zmusi mnie do myślenia o Deanie i Amarze jako parze. O, nie czuję
jak rymuję.
Sam za to może znowu wsiąść na tego swojego wysokiego konia
i mianować się rycerzem ludzkości, bo skoro brat jest w jakiś sposób związany z
Amarą, to jemu przypadnie jej zniszczenie lub ponowne uwięzienie. Wyczuwam falę
Angstu, bo przecież Dean nie będzie się chciał pogodzić z tym, że brat
wystawiony jest na strzał.
No cóż, zobaczymy. Następny odcinek jest głównowątkowy,
fanki Crowleya szaleją, bo dostaliśmy przebłysk tego, co się z nim w Piekle
dzieje – ku memu zdziwieniu wcale mnie to nie rusza i nie uważam, że jest to
out of character, ale jeśli rzeczywiście będzie tak za tydzień, to wtedy się o
tym rozpiszę. A na razie obejrzę sobie Love
Hurts po raz kolejny, bo bardzo klasyczny to odcinek, a Walentynki się
zbliżają. Idziemy z małżem na Deadpoola,
zastrzelili nas kampanią promocyjną.
Supernatural 11x13 Love Hurts, scen. E. Charmelo i N. Snyder, reż. P. Sgriccia, wyst. J. Padalecki, J.
Ackles, M. Harper, V. Terzo i inni.
Jakiś ten odcinek nudnawy mi się wydał..Tamten o Walentynkach był naprawdę mocny.
OdpowiedzUsuńUjęcia Impali piękne.Dean na początku totalnie nieapetyczny,fuj,jak oni mogą.Wątek Amary tak erotyczny jak 50 twarzy Greya,co je właśnie na Canale puścili.
A ja się przyczepię jednego:dlaczego Dean ma w kółko te same buty? Znaczy, nie,no mi się podobają,ale przez 13 lat te same?
Chomik
Odcinek solidny, ale chwilami też mnie nudził. Był trochę rozciągnięty, jakby trzeba było jakoś wypełnić te 41 minut odcinka. Stąd to bardzo długie łażenie po zakładzie fryzjerskim, długie ujęcie na Sama na końcu i z jakiegoś powodu, na pusty pokój XD
OdpowiedzUsuńWątek Amary jest drętwy.
Fajnie, że na końcu Dean opowiedział bratu o tym, jak Ciemność na niego wpływa. I że Sam już dawno się tego domyślił. Okropne, że Dean nie chce nic do niej czuć, ale nie ma nad tym władzy. Przykre to. Pozbądźcie się jej szybko.
Sama nie wiem. Od jakiegoś czasu obaj Winchesterowie działają mi na nerwy. Chyba już nie jestem taką fanką jak kiedyś ; /
Karmena
Bo to nie jest taki serial jak kiedyś.
OdpowiedzUsuńZgadzam się,dobrze,ze wreszcie bracia są szczerzy ze sobą.
A ja oglądam Archiwum X,a tu nagle dość młody Bobby albo Lucyfer!
Chomik
Miał dłużyzny, to prawda, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Cholera, nie przeszkadzają mi dłużyzny, a przeszkadza mi główny zły, chyba coś poszło nie tak, jak w "Przebudzeniu Mocy".
OdpowiedzUsuńNo chyba nikt nie jest specjalnie zainteresowany Ciemnością. Gdzie, do cholery, to apokaliptyczne zagrożenie? W d.. przy sezonie piątym coś się przynajmniej działo na poziomie wiosek, tak jak choćby ten wątek z Nierządnicą Babilońską.
Ja mam wrażenie, że wszyscy przestaliśmy być tak intensywnymi fanami jak kiedyś. Co nie dziwne, cholera, ale szkoda, tak bardzo szkoda.
Ja robiłam re-watch XFajli chyba dwa lata temu :) najbardziej ujęła mnie młodziutka Jewel Staite.
O,to ona tam gra?
OdpowiedzUsuńChomik
Gra, gra, ale ledwo ją rozpoznałam :D
UsuńNo, Snoke w nowych SW faktycznie nieciekawy, ale może jeszcze się rozkręci.
OdpowiedzUsuńIMHO seriale powinny mieć jakąś datę ważności. Po iluś tam sezonach wszystko wydaje się takie wtórne.
Tez nie kojarzę Jewel Staite w X Files. Za to bardzo podobał mi się odcinek z Markiem Pellegrino :)
W ogóle nawet sporo aktorów grało w tych dwóch serialach XD
Karmena
Oby się to wszystko rozkręciło, bo inaczej będę oglądała tylko i wyłącznie "Nową nadzieję" i "Imperium kontratakuje".
UsuńPowinny, powinny. Można ich żałować, ale lepiej, by odeszły w glorii i chwale.
Jak tak patrzę, to w sumie ci sami aktorzy pojawiają się wszędzie :)
No,fajnie jest tak znajome twarze wyłapywać.Pellegrino taki młody! No a dziadek Winchesterów gra dowódcę Muldera przecież.
OdpowiedzUsuńchomik
Dla mnie to było: "O matko, dyrektor Skinner jest dziadkiem Winchesterów"!!!
Usuń