Od momentu pojawienia się Amary na naszych ekranach i
wyjaśnienia jej skomplikowanych zależności rodzinnych, radośnie utożsamiliśmy
ją i Boga z licznymi w mitologiach parami boskich rodzeństw, które się
wzajemnie uzupełniają, często reprezentując zupełnie inne aspekty czy elementy
(żeby daleko nie szukać – Apollo – bóg słońca i Artemida – bogini księżyca).
Bóg jako wcielenie Jasności i Amara jako wcielenie Ciemności to dosyć oczywiste
zestawienie, zaakceptowane przez nas z całym dobrodziejstwem inwentarza. Czy
jednak aby na pewno mamy do czynienia z takim przypadkiem?
Nigdzie nie jest wspomniane, kto tak właściwie jest tutaj
starszy, kto młodszy… Nigdzie nie zostało powiedziane, dlaczego Amara została
uwięziona przed eonami przez jej braciszka… Wiemy, że rzeczywistość została
stworzona przez niego, podobnież jak anioły, czy jednak możemy założyć, że Bóg
to wcielone dobro? Patrząc na anioły, niekoniecznie. Patrząc na Stary
Testament, bardzo niekoniecznie. Starotestamentowy Pan zdecydowanie dorównuje
pogańskim panteonom, jeśli chodzi o stopień żywienia urazy i to, jak ją
okazuje. Elementy Ciemności wprawdzie sprawiały, że zombie ludziom zombie, ale
tak naprawdę wątek skończył się zdecydowanie za wcześnie, by coś o tym
konkretniej powiedzieć. Wiemy, że Ciemność może przemodelować świat, zakładamy,
że źle, bo musi być zła, ale… czy na pewno? I tak, kiedy sobie przeszukiwałam
różne materiały przed pyrkonową prelekcją, w moje łapki wpadły sobie zwoje z
Nag Hammadi, a konkretnie księga O początku
świata.
Można z niej się dowiedzieć, iż wcale nie musiało być tak,
jak to można w licznych mitologiach przeczytać. Wszyscy znamy pierwsze słowa
dzieła Parandowskiego – Na początku był
Chaos. Otóż według autora tej księgi, by powstał Chaos, by powstała
Ciemność, musiało istnieć coś, z czego przeciwieństwo owo się wzięło – Porządek
i Jasność. Jasność to również Nieskończony, w domyśle Bóg, z którego domeny,
domeny bytów nieśmiertelnych, wypłynęła postać, którą nazwano Pistis Sophia.
Ona to stwarza niebo na wzór doskonałej Jasności, którą zna, oddzielające byty
nieśmiertelne od ludzi, od tych, których później stworzono. Jasność rzucając
cień, tworzy niniejszym Chaos, z którego wyrastają inni bogowie, tacy chociażby
jak Zazdrość. W chaosie zrodziła się również materia i trzeba było ją
uporządkować. Tu ponownie na scenę wkroczyła Sophia, kreując z niej postać,
która miała nad tą materią zapanować, androgynicznego archonta imieniem
Jaldabaoth. Tworzy ją jedynie za pomocą słowa, brzmi aż nadto znajomo?
Jaldabaoth nie zna swojej Stwórczyni, widział tylko jej oblicze. Jednak kiedy
on powstał, ona wróciła do Jasności, a Jaldabaoth rozpoczął swoją działalność –
tworzenie nieba i ziemi, oraz synów, dla których stworzył siedem niebios i
istoty, mające im służyć – anioły i archanioły…
Prawda, że ciekawa koncepcja? Znając (dawną jednakże)
przewrotność scenarzystów Supernaturala,
nie zdziwiłabym się, gdyby okazało się, że Ciemność to nie jest właściwie to
zło, którego powinniśmy się obawiać, że prawdziwym czarnym charakterem jest
Bóg… To dopiero byłby twist…
Nie licz na to! Bardzo ciekawe,ale i tak żałuję,że nie na żywo..
OdpowiedzUsuńChomik
Umiesz liczyć - licz na siebie i pisz fanfiki!
UsuńMi się wydawało już wcześniej, że Ciemność nie musi być zła... Raczej obojętna wobec świata, a np. dusze pochłaniała, bo było to jej potrzebne do życia, a nie dlatego, że chce wszystko zniszczyć.
OdpowiedzUsuńAle jakoś nie czuję sympatii do niej, więc nie podoba mi się pomysł, że to ona miałaby być tą lepszą z rodzeństwa :P
Karmena
Nie da się do niej czuć sympatii, bo jest absolutnie obojętnie przedstawiana w serialu. Chyba najlepszy jej występ był w tym kościele, kiedy desperacko usiłowała dotrzeć do Boga... tam było jakiekolwiek uczucie!
Usuń