Kiedy przyglądam
się netflixowym serialom, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że obecnie stały się
bardzo modne dwa tematy: zjawiska nadnaturalne oraz opowieści o odizolowanej w
dowolny sposób społeczności danego miasteczka/wioski/okolicy. Realizuje się te
dwa tematy ze zdumiewającą wręcz częstotliwością i czasem wychodzi z tego coś
niestrawnego, czasem źle nie jest.
Oczywiście,
czasem bywa, że oba te tematy są łączone. I tak natknęłam się ostatnio
przypadkowo na serial Ghost Wars (Blacklist mi się chwilowo skończył), a
potrzebowałam czegoś do „lecenia w tle”. Historyjka jest prosta jak konstrukcja
cepa – mieszkańców Port Moore, małego miasteczka na Alasce zaczynają
prześladować duchy. Jak łatwo się jednak domyślić, nie są to przyjazne
Kacperki, a byty poważnie wpływające na losy i życie mieszkańców. Jako że nie
jest to Supernatural, przyczyna
pojawiania się upiornych gości nie zostanie wyjaśniona w jednym odcinku,
Winchesterowie nie wyrżną kogo trzeba i nie udadzą się w stronę zachodzącego
słońca, tutaj będzie nieco bardziej skomplikowanie. Przede wszystkim – poprzez
oddziaływanie halucynogenne, a czasami nieco poltergeistowate, duchy poważnie
przyczyniają się do zredukowania populacji miasteczka. Jak wspomniałam
wcześniej, istotnym elementem takiej opowieści jest również izolacja miejsca
dotkniętego katastrofą – czasem bywa to kopuła obcego pochodzenia, a czasem
dosłownie nie ma się jak z niego wydostać, bo jedyna sensowna droga – most
łączący nowo powstałe więzienie naszych bohaterów ze stałym lądem, zostaje za
sprawą duchów odcięta. Oczywiście, mieszkańcy posiadają i łodzie, ale
poirytowane duchy nie zamierzają pozwolić nikomu się wydostać tak czy siak.
Opcją byłby helikopter, ale ten posiada jedynie Zua i Eksperymentująca
Korporacja, dla której cała sytuacja jest wymarzonym poletkiem do eksperymentów.
Lubię głównych
bohaterów tego serialu, bo są… ludzcy. Taki jest przede wszystkim Roman Mercer,
obdarzony talentem tudzież przekleństwem możliwości widzenia duchów i mogący
się z nimi komunikować. Zresztą, z tego też powodu zamierza opuścić Port Moore,
ale nie będzie mu to dane. Staje się kluczową postacią dla ocalenia
mieszkańców, ale wcale nie oznacza to, że przez nich kochaną. Wręcz przeciwnie,
na samym początku serialu grozi mu niemalże lincz. Romanowi towarzyszy całkiem
sensowna duszyca, Maggie, ale na równorzędną mu postać wyrasta tak naprawdę
pracownica korporacji, Dr Landis (grana przez Kandyse McClure, do której mam
słabość od czasów Battlestar Galactica),
domyślająca się, że eksperymenty z akceleratorem posiadanym przez Lambdę
przyczyniły się jakoś do zaistniałej sytuacji. Poza tym mamy bohaterów
drugoplanowych, z których większość jest naprawdę dobrze napisana i zagrana:
pastor z kryzysem wiary i pewnym poważnym Sekretem (koniecznie przez duże S),
zrozpaczona matka małego dziecka, opętanego przez duchy, zdesperowany ojciec
Maggie, lokalna barmanka uwikłana bardzo mocno w to, czego chce Nienazwane czy
wreszcie świetnie zagrany szeryf, próbujący ocalić coś, co dla niego pozostaje
w jakiś sposób ludzkie.
I jakkolwiek
postaci te brzmią mocno archetypicznie – musimy mieć tego, tego i tego, by
opowieść trzymała się kupy i wywoływała jakiekolwiek emocje, tak w tym
przypadku sprawdza się całkiem nieźle. Scenarzyści są w stanie rozegrać tę
historię w sposób wciągający, aż szkoda, że dorzucili do koktajlu nienazwanego,
odizolowania i złej korporacji również wątek przedziwnej roślinoistoty,
właściwie bogowie tylko wiedzą czego chcącej. Tutaj mam wrażenie, że nadmiernie
zainspirowali się Pod kopułą. O ten
jeden grzyb w barszczu za dużo – sama korporacja ze swoimi eksperymentami
wystarczyłaby aż nadto, zwłaszcza że w pewnym momencie sytuacja bardzo mocno
przypomina mi jeden z moich najukochańszych seriali, Flash Forward. Tym bardziej, że motywacja szefowej korporacji
zdecydowanie trzyma się kupy i całość składa się w naprawdę ciekawą układankę.
Dotychczas
wypuszczono raptem pierwszy sezon, ogląda się go szybko, bo ma zaledwie 13
odcinków. Zakończenie jest dosyć otwarte (i zaskakuje!), drugi sezon jak
najbardziej miałby rację bytu i chyba chcę, by go nakręcono, ale tylko, jeśli
coś zacznie się wyjaśniać. W pewnym momencie spiętrzenie tajemnic naprawdę
zaczyna przeszkadzać. Podoba mi się jednak to, że nie dysponując specjalnie
dużymi środkami, jak to zwykle bywa w przypadku produkcji Syfy, postawiono raczej na relacje
międzyludzkie i tego naprawdę powinno się trzymać. Jednym słowem – warto. Nie
jest to serial w jakikolwiek sposób odkrywczy, ale też nie do końca wtórny,
bawiący się pewnymi motywami, przetwarzając je w przystępny sposób.
Ghost Wars, twórca: Simon Barry, w rolach głównych: Avan
Jogia, Kim Coates, Luvia Petersen, Kandyse McClure, Meat Loaf, Kristin Lehman i
inni, Syfy 2017.
Brzmi nieźle.
OdpowiedzUsuńChomik