Dla wielu Polaków
historia II wojny światowej jest nadal żywa, również poprzez rozmaite opowieści
i przeżycia rodzinne. W szkole też temat ten porusza się całkiem często,
zwłaszcza na zajęciach z literatury polskiej, bo dojście do czasów współczesnych
na historii stanowiło wyzwanie dla niejednego nauczyciela. W każdej bibliotece
stoi mnóstwo pozycji, do których można zajrzeć – mniejszych i większych,
literatury faktu, wspomnień, opracowań… Kiedyś jedną z moich ulubionych pozycji
stanowiła Historia dłuższa niż wojna Ryszarda
Liskowackiego, obejmująca 10 lat opowieść o grupie warszawskich nastolatków.
Przedstawiono w niej codzienne życie w czasie okupacji, próby oporu, walkę,
powstanie i mozolne próby powrotu do normalnego życia. Inną taką książką było Pokolenie Teresy Elżbiety
Jackiewiczowej, próba zbeletryzowania autentycznych przeżyć z czasów wojny.
Niektóre sceny, obrazy, problemy pozostały ze mną na zawsze, tym bardziej, że
zostały przedstawione z perspektywy młodej dziewczyny. Jestem osobą zdecydowanie
historyczną, mam więc za sobą i inne rzeczy. Nigdy jednak nie sądziłam, że
przyjdzie mi kiedykolwiek zapoznać się z baśnią o wojnie. Baśnią o zagładzie, o
honorze i magii. Taką książką jest Lalkarz
z Krakowa autorstwa R. M. Romero.
Akcja toczy się
oczywiście w Krakowie, zarówno tym przedwojennym, jak i okupacyjnym. Głównym
bohaterem jest Cyryl Brzezik, wytwórca przepięknych zabawek, z pochodzenia
częściowo Niemiec, ale z serca i nazwiska Polak. Spod jego rąk wychodzą
prawdziwe cuda, w tym niezwykła lalka Karolina, żywa lalka Karolina. Jej dusza
pochodzi z Krainy Lalek, z której przyniósł ją dobry, ciepły wiatr. Dlaczego
jednak wiatr był dobry, a ona znalazła się w naszym świecie? Magiczny kraj zaatakowały
Szczury, obrzydliwe stworzenia wykorzystujące do cna zasoby podbitych miejsc,
nie wahający się przed zgładzeniem tych, którzy stawiali im opór, palący lalki
na stosach. Znalezienie się w Krakowie to dla Karoliny ucieczka i próba uwolnienia
się od nieszczęść i tragedii. Zostaje towarzyszką niezwykle utalentowanego, ale
samotnego człowieka i właśnie za jej sprawą Lalkarz zaczyna się zmieniać. Nie
tylko uświadamia sobie swój magiczny dar, ale i poznaje ludzi, którzy staną się
dla niego niezwykle ważni. Ci ludzie to mieszkający na Kazimierzu muzyk Józef
Trzmiel i jego córka Rena. Tak, mieszkający na przedwojennym Kazimierzu.
Trzmielowie to krakowscy Żydzi.
Niestety, radość
Karoliny nie trwa wiecznie. Kiedy rozpoczyna się okupacja i niemieckie
prześladowania znajomość z Trzmielami nabierze dodatkowego charakteru. Lalkarz
zrobi wszystko, by pomóc swoim przyjaciołom, przede wszystkim materialnie.
Dowie się jednak także, że walka z wrogiem toczy się na niejednym froncie,
również tym magicznym, niematerialnym. Żywe legendy również starają się pomóc,
a działalność Niemców niszczy nie tylko naród, ale i jego duszę, żyjącą nadal w
podaniach czy legendach. Dowie się również, że nie jest jedynym człowiekiem
dysponującym magią, a wśród przeciwników są również źli czarownicy. Wśród przeciwników,
do których sam będzie się musiał przyznać. Ze względu na swoje pochodzenie
Cyryl Brzezik jest intensywnie namawiany do podpisania volkslisty. Początkowo
stawia opór, później jednak się godzi – otrzyma w ten sposób bowiem dodatkowe
przydziały żywności, które może przekazać głodującym przyjaciołom. Jednak
nadejdzie ten straszny czas, kiedy zostaną przeniesieni do miejsca, „gdzie wszystko zdawało się być ulepione z
cierpienia”, na Podgórze, do getta. Wtedy pomóc będzie mógł już tylko w
jeden jedyny, bardzo ryzykowny sposób.
Brzezik zdecyduje
się na ten krok, z potrzeby serca i dzięki towarzystwu Karoliny, potrafiącej
dodać mu otuchy, napełnić przekonaniem, że czyni słusznie. Zaryzykuje, bo tak
trzeba, bo to jest ludzkie i właściwe. Magia Lalkarza stanie się ocaleniem dla
Reny Trzmiel i innych dzieci, choć cena, którą za to zapłaci, będzie niezwykle
wysoka. Jednak „tak trzeba”.
„Nawet jeśli pomożemy tylko jednej osobie, już to
jest czymś wspaniałym.” To
cytat z książki, przywodzący na myśl inne, bardzo znane słowa: „Kto ratuje jedno życie – ratuje cały
świat.” Tak, Lalkarz z Krakowa
mimo swojej pięknej, baśniowej okładki to jednak opowieść o Zagładzie. Magiczna
opowieść o Zagładzie, ale przeniesie nas do getta, do obozu… Nie zbagatelizuje
tym samym jednak tematu, wręcz przeciwnie, nada mu dodatkowego znaczenia i
głębi. Bo w książce znajdziemy nie tylko ból, rozpacz, cierpienie i śmierć,
znajdziemy tam prawdziwy sens człowieka i – co równie ważne – nadzieję.
Nawet w
najgorszym położeniu, nawet w najgorszych czasach istnieje ta malutka, leżąca na
dnie pustej puszki Pandory nadzieja. Na lepsze jutro, na wiarę w człowieka. Na
to, że przyjdzie zmiana. Wydaje się ona jeszcze ważniejsza w kontekście tego,
co widzimy codziennie w mediach, słyszymy, czytamy. Bo tak naprawdę wszystko
zależy od człowieka, od jego chęci do zmiany, od jego serca. Jest to największe
przesłanie tej książki, tej pięknej, choć niezwykle smutnej opowieści, która
przyprawi Was bez wątpienia o łzy. Prawdziwa Nadzieja i Prawdziwa Zmiana są
czymś, czego potrzebujemy i teraz, a z czego nie do końca zdajemy sobie czasem
sprawę, szczególnie zaplątani w mowy i knowania polityków. Dlatego bardzo się
cieszę, że widziałam Lalkarza nie
tylko w księgarniach, ale też i w Muzeum Historycznym Miasta Krakowa. To
pozycja, z którą powinno się zapoznać każde dziecko, a mówiąc szczerze, nie
tylko dziecko, ale i każdy dorosły, na tyle jeszcze dziecinny, by zaakceptować
magię.
R. M. Romero, Lalkarz z Krakowa, tłum. Marta
Duda-Gryc, wyd. Galeria Książki, Kraków 2018.
To musi być bardo piękne.Okładka też klimatyczna.Wzruszajaco napisałaś.
OdpowiedzUsuńJa czytam taki cykl "Dziewczyny z..." teraz czytam "Dziewczyny z powstania".
Chomik
Bardzo chętnie Ci pożyczę. Nie tylko okładka piękna, w środku też śliczna szata graficzna. Cykl "Dziewczyny..." znam, bardzo ciekawy.
Usuń