Kto z nas nie
chciał powrócić w okolice, gdzie czuliśmy się najlepiej, przeżywaliśmy cudowne
przygody i za którymi w końcu najzwyczajniej w świecie się stęskniliśmy? Krótką
wycieczkę w okolice Lichotki odbyliśmy w opowiadaniu Szaławiła, za które Marta Kisiel otrzymała Nagrodę Zajdla, ale to
znowu tak mało, chcemy więcej, jak najwięcej! I doczekaliśmy się, za sprawą Oczu urocznych, kontynuacji… która wcale
kontynuacją nie jest.
W Szaławile poznaliśmy Odę Kręciszewską, z
natury postrzeloną wiłę, organizującą sobie na nowo życie w urocz(n)ym zakątku,
stawiając dom z Allegro. Jednak w pewnych miejscach nikt nie pozostaje sam na
długo i już wkrótce serce Ody zdobywa mała suczka Kuleczka, co raz zagląda do
niej po sąsiedzku płanetnik Roch Kusy (zbieżność nazwisk zdecydowanie
nieprzypadkowa), a w piwnicy otwiera się brama Piekieł… Wprawdzie wychodzi z
niej zaledwie uroczy Bazylek, diablątko zgoła nieletnie, ale w ślad za nim kopytko
wystawia jego tatuś, bydlę iście szatańskie. Szczęśliwie tatusiowi rogi
przytrzeć się udało, więc cóż innego nam zostaje jak tylko wyczekiwać dalszego ciągu
przygód dobrych i wywołujących uśmiech… W końcu Oda znalazła swoje miejsce,
teraz dowiemy się, że zaczęła pracować w lokalnej przychodni…
A taka chała, moi
drodzy! Ten, kto otwierając Oczy uroczne,
spodziewa się lekkiej opowieści na kształt Dożywocia,
ciężko się pomyli. Oczywiście, mamy do czynienia z prozą Marty, miejscami można
wręcz wyć ze śmiechu, dławiąc się czymś, co aktualnie jemy i pijemy (niniejszym
pozdrawiam pomarańczę, która zapałała nadmierną miłością do moich dróg
oddechowych w sekundę po tym jak przeczytałam o sosnach mogących szpiegować dla Białej Czarownicy)! To także niezmiennie świat, gdzie spotkamy przeuroczych
ludzi, takich choćby jak szef Ody, Krzyś (ciekawe, czy cudowne „Tak, Kssysiu” jest odwołaniem do mojej
kochanej Montgomery?), zajadający stres spowodowany małymi dziećmi toną
słodyczy. Pojawi się szalony nieco Michałko, bez specjalnej spiny najmujący się
za goat-sittera, przyjmujący do wiadomości prawdziwą naturę Bazylka… Powinno
być mnóstwo okazji do śmiechu.
Śliczna ta okładka, w pełni oddaje to, co czułam przy lekturze książki...
Ale nie jest. I
nawet zbliżające się święta Bożego Narodzenia nie przywołują u naszych
bohaterów tego standardowego świątecznego klimatu, tego nerwowego ganiania za
prezentami, gotowania tony jedzenia (Bazylek pożerający 24 placki się nie
liczy! poza tym to 17 mu zaszkodził!), światełek w każdym zakątku… Zresztą, jak
zaopatrzyć się w światełka, skoro prądu nie ma? Są baterie, świece… i magiczny
ogień, który należy zapalić, bo Boże Narodzenie może i jest radosne, ale zimowe
przesilenie, najdłuższa noc roku i okres ją otaczający ciężko nazwać cudownym i
nastrojowym. Bo przecież kiedy mamy do czynienia ze światem mar, wił,
płanetników i istot nadnaturalnych, należy się spodziewać kompletnie innych
tradycji. Dom zabezpieczyć należy w tradycyjny sposób, a pułapki zastawiać przy
pomocy starego żelaza. Zimowe przesilenie przyciąga zło, a istoty i czary
chroniące okolicę zniknęły razem z Lichotką…
Nie będą to zaledwie
demony (zwłaszcza nie te częstowane świątecznym piernikiem przekładanym
powidłami), bardziej przeraża to, co budzą one w sercach i umysłach ludzi. Jak
wystarczy jedna iskra, by rozpętać pełne szaleństwo… I niestety, szaleństwo
widziane przez nas wszystkich na co dzień, zwłaszcza jeśli czasami masochistycznie
wczytujemy się w internetowe dyskusje. U Marty Kisiel to podszepty demona, wytwory
skołatanego umysłu… Czytam, czytam i mam, niestety, świadomość, że te słabsze
umysły w naszej, nazwijmy ją „prawdziwą”, rzeczywistości także łykają różne głupie
pomysły jak żaba muchy. A to tylko jeden z wątków powieści… Innym jest
samotność i tę samotność poszczególnych postaci bardzo się czuje. Bohaterowie
popełniają błędy i czasem po prostu w nie brną, a my zadajemy sobie pytanie,
czy zdołają sobie wyjaśnić, co takiego źle zrozumieli czy czego nie zdołali powiedzieć.
Bo czasami naprawdę nie wystarczy lizaczek, by nagle wszystko stało się tęczowe
i pachnące kwiatami.
Jakby mało było
innych kłopotów, Oda musi odnaleźć siebie i swoją tożsamość. Tak naprawdę nie
wie przecież, kim tak naprawdę jest, zarówno jeśli chodzi o świat rzeczywisty,
jak i ten bardziej nadnaturalny. To nigdy nie są łatwe rzeczy, a jeśli jeszcze
w okolicy plączą się demony, staje się prawie niemożliwe. I chociaż na końcu
nie tylko Bazylek pozna mamuffię, to
jednak książkę zamykałam nie do końca z lekkim sercem…
Nie mogę Oczu… nazwać tak po prostu przygnębiającymi,
bo przecież uśmiechnęłam się niejeden raz. Uśmiechnęłam się na koniec z
satysfakcją. Z radością patrzyłam na to, co zrobili wówczas bohaterowie. I tak,
tego się spodziewałam. Ale zaskoczyło mnie, że po odłożeniu musiałam pomyśleć,
musiałam znaleźć przyczynę, dla której nie jest mi tak „po prostu dobrze”, jak działo
się w przypadku chociażby Dożywocia.
Atmosfera Oczu to bardziej cykl
wrocławski czy Siła niższa, uśmiejemy
się, ale i pomyślimy, i zrobi nam się przykro. Zaczniemy też się obawiać o tych
wszystkich, których już zdążymy polubić. Dobrze. O to wszak chodzi w
literaturze - ma wzbudzać nawet te nieoczekiwane odczucia…
Marta Kisiel, Oczy uroczne, wyd. Uroboros, Warszawa
2019.
Dziękuję wydawnictwu za egzemplarz recenzencki!
Poznajcie Pchełkę, stojącą na straży dóbr od wydawnictwa. Tak, Magdę Kubasiewicz też będę czytać :)
Recenzja ładna,jak zwykle.Ja tak średnio lubię Szaławiłę,za dużo tam było problemów z mamusią,rozwiązanych jak na mój gust niezręcznie.Ale "Oczy" muszę przeczytać.Dzięki!
OdpowiedzUsuńChomik
"Oczy" czyta się bardzo przyjemnie, gorąco polecam. Nie wiem, czy lubiłaś "Siłę niższą", przypomina ją klimatem.
UsuńMoże kiedyś sprawdzę tę autorkę. Ciekawa jestem Kubasiewicz, opis książki mnie zainteresował, ale nie wiem, czy to nie jest kolejna przereklamowana pozycja, jakich dużo.
OdpowiedzUsuńAle Twój kot! CUDO! :)
Kubasiewicz czytało się... ciekawie. Zresztą, wrzuciłam właśnie recenzję. Na pewno warto do niej zajrzeć.
UsuńKoteł jest piękny, zwany od czasu do czasu Jej Futrzastością.
"Szaławiła" mi się spodobała. "Dożywocie" jakby trochę mniej, być może dlatego, bo dużo w niej było...jak to nazwać...no chyba jak na mój gust, troszkę za dużo było wszystkiego. Z uwagi na "Szaławiłę" sięgnę kiedyś po następne przygody Ody.
OdpowiedzUsuńTo myślę, że spodobają Ci się przygody Ody :)
Usuń