Jaki kraj kojarzy się bardziej z elfami i starymi rodami arystokratycznymi niż Wielka Brytania? To w końcu tam mieszka najbardziej znana rodzina królewska na świecie i wydają się obowiązywać te dziwne, archaiczne zasady, które niektórych śmieszą, a innych intrygują. Rozległe wrzosowiska, tajemnicze puszcze i kamienie, a nawet miasta, istniejące od początku naszej ery... a przecież doskonale wiemy, że rozmaite ludy mieszkały tam już wcześniej. Wszystko to czasami ukryte jest w nieprzeniknionej mgle... Nic dziwnego, że Brytania i Londyn wydają się najlepszą miejscówką, jaką można by sobie wyobrazić na opowieść o zdradzie, nadziei i walkach o wpływy między starymi rodami.
A te były niegdyś wyjątkowo zaciekłe. Doprowadziło to do drastycznego
zmniejszenia populacji młodych elfów i konieczności zawierania wymuszonych
sojuszy, gdyż inaczej rasa mogłaby wymrzeć. Nie pomaga fakt, że ludzie
spoglądają na szpiczastouchych z niechęcia i brakiem zaufania – w końcu nikt
nie lubi, by mu przypominano o własnej śmiertelności i braku pewnych
przywilejów. Napięcia tylko stale narastają, a każda luźno rzucona uwaga może
doprowadzić do zamieszek – zdawałoby się, że niepożądanych, a przecież są i
tacy, którzy mogliby na nich coś ugrać.
Między rasowymi napięciami i zakulisowymi starciami trzeba lawirować wyjątkowo umiejętnie. Nic zatem dziwnego, że służby specjalne nie wybierają do rozbrojenia tej sytuacji byle kogo – choć czasami wybory te mogą wydawać się nieco kontrowersyjne. Młoda Arianrhod wydaje się jednak kandydatką idealną – nie motywuje jej poświęcenie dla kraju i korony, ale chęć zemsty i pokazania, ile jest warta. Choć ze względu na powiązania rodzinne nie powinna się angażować w tak skomplikowane układy, paradoksalnie okazuje się, że to właśnie one przemawiają na jej korzyść i mogą jej dać tę rzadką okazję na zrealizowanie własnych pragnień. Jednak przeciwnicy nie są w ciemię bici i doskonale wiedzą, że coś tutaj nie do końca pasuje. Czy Arianrhod uda się osiągnąć swoje cele? A co ważniejsze – czy przetrwa?
Powiem Wam szczerze: niewiele mnie to interesuje. Dawno się
tak nie umęczyłam przy czytaniu pozycji urban fantasy. A przecież punkt
wyjścia naprawdę wydawał mi się bardzo obiecujący! Owszem, czytelnik zostaje od
razu rzucony na głęboką wodę spisków i koligacji rodzinnych, ale to dość częsty
przypadek – zwłaszcza w tym gatunku. Przecież potem wszystko się wyjaśni... No
właśnie... tylko że nie. W Elfach Londynu rozmaite powiązania i niektóre
zasady funkcjonowania świata pozostają niejasne prawie do ostatniej strony (a
może mi się tylko tak wydaje, bo kompletnie mnie nie interesują). Postaci są
tak nudne i bezbarwne (z bardzo nielicznymi wyjątkami), że myliły mi się do
samego końca, a sprawy nie ułatwiał fakt, że niektóre nazwy i imiona są do siebie
podobne. Owszem, na początku książki zamieszczono drzewo genealogiczne i
niewielki spis bohaterów, jednak kiedy musisz się do niego odwoływać już pod
koniec powieści, nie świadczy to o niczym dobrym. Są w dodatku tak niesympatyczni,
że jest mi bardzo wszystko jedno, co się z nimi stanie – najlepiej, by zginęli
w męczarniach. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że trafiłam na środkową część
cyklu, ale nie, to pierwszy tom. No cóż, po drugi na pewno nie sięgnę.
Szkoda, bo sam pomysł miał potencjał. Oczywiście, doceniam
to, że autorka chciała nam wszystko raczej pokazać, a nie wyjaśnić, ale w przypadku
UF odrobina ekspozycji byłaby jednak wskazana. Cóż poradzić, w tym przypadku
elfy i Londyn nie stanowią jednak dobrego połączenia.
Marta Dziok-Kaczyńska (Riennahera), Elfy Londynu,
wyd. Uroboros, Warszawa 2023.
O,szkoda! Ale dzięki za ostrzeżenie. Chomik
OdpowiedzUsuńNo wielka szkoda.
Usuń