czwartek, 11 lipca 2024

Skórzewski i Storm znowu nadają!

Zbiory opowiadań Andrzeja Pilipiuka gościły tutaj już nieraz – jak wiecie, cenię je sobie nawet bardziej niż Andrzejowe powieści czy cykl wędrowyczowski. Zazwyczaj autor kreuje w nich niesamowity świat, będący połączeniem magii i historii, ludzkich namiętności i wiedzy. Na potrzeby tych tekstów stworzył również postaci, które naprawdę bardzo lubię – doktora Pawła Skórzewskiego i Roberta Storma. Ich przygody, choć mocno fantastyczne, wydają się tak realne, że czytelnik czeka z niecierpliwością na kolejne. I oto są – w kolejnym tomie: Czasy, które nadejdą.

Z pięciu opowiadań cztery są poświęcone naszym starym znajomym. Tom otwiera Remedium. Wracamy do (względnej) młodości doktora Skórzewskiego, jego zapluskwionej studenckiej stancji i przyjaciół. Ci ostatni będą tutaj kluczowi, bo z jednym Paweł spotka się już jako praktykując lekarz. Nieszczęsny Polikarpow choruje na zaawansowaną kiłę, poszukuje jednak panaceum na swoją przypadłość i tu przychodzi mu z pomocą dawny kolega, łaknący naukowego odkrycia i sławy.

Doktora spotkamy też w tekście Profesor śmierć, gdzie przenosimy się do okopów I wojny światowej, wypełnionych gazem, jękami umierających i krwią. Zaczynają również pojawiać się w nich dosyć nietypowe jednostki, wypytujące o daty, nazwiska... Ale czy to faktycznie szpiedzy, czy mamy tu do czynienia z czymś zupełnie innym?


Z czasów carskich wędrujemy do okresu stanu wojennego, prosto w zimową zadymkę i przepychanki opozycji z siłami rządowymi. Te drugie, odwieczne wcielenie zła, postanawiają wykorzystać powiązania rodzinne oponentów, a co za tym idzie, również dzieci. Zwłaszcza w czerwonych czapeczkach, śpieszące do babci. Tym razem jednak mogą dowiedzieć się zdecydowanie za dużo!

Siódma armata opowiada o kolejnej awanturze, w którą wplątuje się Robert Storm, tym razem poszukujący owej siódmej zaginionej armaty ze szwedzkiego okrętu. Jak to w jego przypadku, decydująca będzie odrobina farta, ale też i nieznanego, przywołanego przez Cygankę z Roztocza.

Robert pojawi się jeszcze raz, w ostatnim, a zarazem tytułowym opowiadaniu zbioru. Przybywa do niego nietypowy gość – w dodatku z ostrzeżeniem i misją. Jako że Robert pragnie doprowadzić ją do końca, znowu musi poprosić o pomoc nieoczekiwanych sojuszników. Tylko czy warto i czy to, co odkryje, mu się spodoba?

Teksty w tym zbiorze to Pilipiukowa klasyka. Zagadki historyczne, starzy znajomi, podróże w czasie, a nawet śladowa zawartość Wędrowycza i Wojsławic. W Remedium wrócimy klimatem i pamięcią do 2586 kroków, pierwszego zbioru sprzed... wielu lat. Osobiście jednak najbardziej przypadła mi do gustu Klementynka, idealnie wpisująca się w pewien trend popkulturowy sprzed lat, ale ten motyw nigdy się przecież nie starzeje. Jest zabawny i, mimo wszystko, optymistyczny. A tego właśnie straszliwie w tej książce brakuje – optymizmu i pomysłu na coś staro-nowego. Przyznam bowiem szczerze, że przy Siódmej armacie już mnie nużyły standardowe rozwiązania fabularne i nieodzowna rozmowa Storma z kumplem policjantem, w której Robert zgrywa wioskowego cwaniaczko-idiotę. No ileż można? Niefortunnym wydaje mi się także umieszczenie tytułowego opowiadania na końcu, bo można już tylko książkę zamknąć i „pójść się pochlastać” – w końcu nic dobrego nas już nie czeka, cywilizacja upada i wszyscy zaraz staniemy się niewolnikami bogaczy i korporacji. Nic nowego w twórczości Pilipiuka, ale motyw ten jest już zgrany do urzygu i trochę mam tego dość. Zdecydowanie nie czytajcie tego przy jakimkolwiek obniżeniu nastroju – i mówię absolutnie serio!

To nie jest zły zbiór, ale na pewno słabszy, zwłaszcza przy poprzedniej zwyżce formy Andrzeja. Fani na pewno przeczytają, innych specjalnie nie zachęcam – no, może dla Klementynki. Ale jakby co – zostaliście ostrzeżeni!

PS: A Skórzewski na okładce to wypisz wymaluj mój kolega Gabryś! Nie mówiłeś, że pozujesz dla Fabryki Słów!

Andrzej Pilipiuk, Czasy, które nadejdą, wyd. Fabryka Słów, Warszawa 2024.

3 komentarze:

  1. O, tego jeszcze nie widziałam! Chomik

    OdpowiedzUsuń
  2. Storm mnie zawsze jakby trochę denerwuje...Ale Skorzewskiego lubię. Nie podoba mi się gdy Pilipiuk marudzi...podoba mi się jego poczucie humoru.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Storma strasznie lubiłam, bo te opowiadania mają często ducha tej starej Warszawy, a siłą rzeczy to uwielbiam. Jednak ostatnimi czasami są zgorzkniałe i szykują niemal upadek cywilizacji. Skórzewski przynajmniej ma jaja :)

      Usuń