Zbiory opowiadań Andrzeja Pilipiuka gościły tutaj już nieraz – jak wiecie, cenię je sobie nawet bardziej niż Andrzejowe powieści czy cykl wędrowyczowski. Zazwyczaj autor kreuje w nich niesamowity świat, będący połączeniem magii i historii, ludzkich namiętności i wiedzy. Na potrzeby tych tekstów stworzył również postaci, które naprawdę bardzo lubię – doktora Pawła Skórzewskiego i Roberta Storma. Ich przygody, choć mocno fantastyczne, wydają się tak realne, że czytelnik czeka z niecierpliwością na kolejne. I oto są – w kolejnym tomie: Czasy, które nadejdą.
Z pięciu opowiadań cztery są poświęcone naszym starym
znajomym. Tom otwiera Remedium. Wracamy do (względnej) młodości doktora
Skórzewskiego, jego zapluskwionej studenckiej stancji i przyjaciół. Ci ostatni
będą tutaj kluczowi, bo z jednym Paweł spotka się już jako praktykując lekarz.
Nieszczęsny Polikarpow choruje na zaawansowaną kiłę, poszukuje jednak panaceum
na swoją przypadłość i tu przychodzi mu z pomocą dawny kolega, łaknący
naukowego odkrycia i sławy.
Doktora spotkamy też w tekście Profesor śmierć, gdzie
przenosimy się do okopów I wojny światowej, wypełnionych gazem, jękami umierających
i krwią. Zaczynają również pojawiać się w nich dosyć nietypowe jednostki, wypytujące
o daty, nazwiska... Ale czy to faktycznie szpiedzy, czy mamy tu do czynienia z
czymś zupełnie innym?
Z czasów carskich wędrujemy do okresu stanu wojennego, prosto w zimową zadymkę i przepychanki opozycji z siłami rządowymi. Te drugie, odwieczne wcielenie zła, postanawiają wykorzystać powiązania rodzinne oponentów, a co za tym idzie, również dzieci. Zwłaszcza w czerwonych czapeczkach, śpieszące do babci. Tym razem jednak mogą dowiedzieć się zdecydowanie za dużo!
Siódma armata opowiada o kolejnej awanturze, w którą
wplątuje się Robert Storm, tym razem poszukujący owej siódmej zaginionej armaty
ze szwedzkiego okrętu. Jak to w jego przypadku, decydująca będzie odrobina
farta, ale też i nieznanego, przywołanego przez Cygankę z Roztocza.
Robert pojawi się jeszcze raz, w ostatnim, a zarazem
tytułowym opowiadaniu zbioru. Przybywa do niego nietypowy gość – w dodatku z
ostrzeżeniem i misją. Jako że Robert pragnie doprowadzić ją do końca, znowu musi
poprosić o pomoc nieoczekiwanych sojuszników. Tylko czy warto i czy to, co
odkryje, mu się spodoba?
Teksty w tym zbiorze to Pilipiukowa klasyka. Zagadki
historyczne, starzy znajomi, podróże w czasie, a nawet śladowa zawartość
Wędrowycza i Wojsławic. W Remedium wrócimy klimatem i pamięcią do 2586
kroków, pierwszego zbioru sprzed... wielu lat. Osobiście jednak najbardziej
przypadła mi do gustu Klementynka, idealnie wpisująca się w pewien trend
popkulturowy sprzed lat, ale ten motyw nigdy się przecież nie starzeje. Jest
zabawny i, mimo wszystko, optymistyczny. A tego właśnie straszliwie w tej
książce brakuje – optymizmu i pomysłu na coś staro-nowego. Przyznam bowiem
szczerze, że przy Siódmej armacie już mnie nużyły standardowe rozwiązania
fabularne i nieodzowna rozmowa Storma z kumplem policjantem, w której Robert
zgrywa wioskowego cwaniaczko-idiotę. No ileż można? Niefortunnym wydaje mi się
także umieszczenie tytułowego opowiadania na końcu, bo można już tylko książkę
zamknąć i „pójść się pochlastać” – w końcu nic dobrego nas już nie czeka,
cywilizacja upada i wszyscy zaraz staniemy się niewolnikami bogaczy i
korporacji. Nic nowego w twórczości Pilipiuka, ale motyw ten jest już zgrany do
urzygu i trochę mam tego dość. Zdecydowanie nie czytajcie tego przy
jakimkolwiek obniżeniu nastroju – i mówię absolutnie serio!
To nie jest zły zbiór, ale na pewno słabszy, zwłaszcza przy
poprzedniej zwyżce formy Andrzeja. Fani na pewno przeczytają, innych specjalnie
nie zachęcam – no, może dla Klementynki. Ale jakby co – zostaliście ostrzeżeni!
PS: A Skórzewski na okładce to wypisz wymaluj mój kolega
Gabryś! Nie mówiłeś, że pozujesz dla Fabryki Słów!
Andrzej Pilipiuk, Czasy, które nadejdą, wyd. Fabryka
Słów, Warszawa 2024.
O, tego jeszcze nie widziałam! Chomik
OdpowiedzUsuńStorm mnie zawsze jakby trochę denerwuje...Ale Skorzewskiego lubię. Nie podoba mi się gdy Pilipiuk marudzi...podoba mi się jego poczucie humoru.
OdpowiedzUsuńStorma strasznie lubiłam, bo te opowiadania mają często ducha tej starej Warszawy, a siłą rzeczy to uwielbiam. Jednak ostatnimi czasami są zgorzkniałe i szykują niemal upadek cywilizacji. Skórzewski przynajmniej ma jaja :)
Usuń