Przyznam szczerze, naprawdę dawno nie miałam takiego
wyszczerzu na twarzy podczas oglądania Supernaturala, dawno
nie rżeliśmy tak radośnie z małżonkiem. Ostatnim takim przypadkiem był chyba Dog Dean Afternoon. Wreszcie! Dostałam w
tym odcinku wszystko, czego było mi trzeba, wszystko, za czym tak tęskniłam od
kilku odcinków, zwłaszcza tych teoretycznie poruszających główny wątek (jaki
główny wątek?).
Od lewej: młodszy i starszy brat :D
About a Boy jest
pięknym przykładem rozgrywki w starym stylu, który teoretycznie stanowi MOTW, ale przy okazji wnosi coś do
motywu przewodniego: czy to sezonu, czy to większego storyarcu. Home i sławetne „I’m sorry” ducha Mary Winchester się kłania. Niby mamy historię
tajemniczych zaginięć, a jednocześnie cały czas obecny jest, w dodatku całkiem
nienachalnie, motyw Znamienia oraz, co już mnie bardzo ucieszyło, nareszcie
wygląda na to, ze wprowadzenie Roweny to nie tylko okazja do ustawienia kilku
zabawnych scenek z mamusią i synkiem w roli głównej, ale część szeroko
zakrojonego Planu. Bogini, tak!
Jaś i Zła Czarownica. Kto jeszcze na widok wiedźmy zakrzyknął radośnie "Pani Patmore?!?"
Jeśli na chwilę zapomnimy jednak o tym większym Planie, sam
odcinek broni się doskonale. Naprawdę, co jak co, ale stand alony wychodzą w tym sezonie znakomicie. Przyznam, że kiedy
zobaczyłam promo i nastoletniego Deana, trochę bałam się, co i jak, ale rezultaty
przeszły moje najśmielsze oczekiwania. Mamy odmłodzonych delikwentów, mamy damsell in distress, w dodatku
blondynkę, co już w ogóle tak przyjemnie nawiązuje do tego, co działo się
chociażby w sezonie pierwszym, a radosne wykorzystanie baśni o Jasiu i Małgosi
wywołało u mnie przypływ szczerego entuzjazmu. Bedtime Stories, bazujące na podobnym koncepcie, jest jednym z
moich ulubionych odcinków serialu, więc jeśli o mnie chodzi, łapię to jak młody
pelikan i proszę o więcej. Retellingi w przypadku Supernaturala zawsze sprawiają się świetnie. Po raz kolejny mieliśmy też zagadkowe zniknięcie na
parkingu, rąbniętego świadka i nawiązania do obcych oraz niekończących się
testów (a w mej głowie nucił Chris de Burgh)! Co, rzecz jasna, doprowadziło do
tekstu, który spokojnie mógłby paść w sezonie czwartym – „Angels or aliens? I’d rather have the little green dudes!” Swoją
drogą, chłopcy powinni być już otrzaskani z krwawnikiem, z którym zresztą
powinien się zaprzyjaźnić Dean – zioło nie tylko sluży do przywołań, ale jest
także używane w zaklęciach mających przywrócić równowagę psychiczną osobnika.
Widok jak ze Scarecrow - odprowadzanie dziewczyny na dworzec autobusowy, bo nie zostało jej nic innego jak układanie życia od nowa. Biedny Dean, tak bardzo chciałby też dostać nieoczekiwanie tę "drugą szansę".
Tym, co mnie absolutnie i bezwarunkowo zaczarowało, była
chemia między braćmi, właśnie na poziomie pierwszych sezonów, kiedy mimo
wiszącego im nad karkami Nieznanego Zagrożenia Ze Strony Żółtookiego Demona,
robili durne dowcipy i docinali sobie na każdym kroku. Wycieczki personalne
chyba nigdy nie sprawiły mi tyle radości, a bardzo wyrażnie widać, że potencjał
jest tam cały czas, trzeba tylko dobrego scenariusza i „olania” głębokich
pokładów Angstu, zalegającego od mezozoiku. I tak bardzo cieszyłam się jak na
końcu odcinka padło to sławetne „We’ll
figure it out, we always do.”
"Zaskoczony Łoś nie reaguje od razu. Z racji odległości pomiędzy mózgiem a ciałem musi minąć kilkadziesiąt sekund, by układ nerwowy przetworzył sprzeczne sygnały z mózgu. Organizm Łosia potrzebuje wtedy zwiększonych dawek tlenu, dlatego często stoi z szeroko rozdętymi chrapami lub otwartymi ustami. Czytała Krystyna Czubówna."
Bo młody Dean nie tylko uzyskał ciało bez znanego nam
piętna, ale miałam wrażenie, że zrzucił z siebie wszystko, co przeszedł. Młody
zachowywał się dokładnie jak w tych wczesnych sezonach, zanim jeszcze Dean miał
ciężkiego guilt tripa po śmierci ojca, sprzedaniu duszy, pobycie w Piekle etc.
Miał tego świadomość, jednak nie przyginało go to tak do ziemi jak Deana
dorosłego. Może to te hormony albo błyskawiczne pozbycie się produktów
ubocznych metabolizmu alkoholu, które się nawarstawiają po każdym cudownym
uzdrowieniu tak czy siak. No dobrze, żartuję. Jednak oglądanie takiego Deana to
naprawdę rzadka, ale jakże olbrzymia przyjemność. Nawet one-linery miał w
starym dobrym stylu, zwłaszcza ten z „I
prefer a functioning alcoholic.” W dodatku Dylan Everett naprawdę odwalił
kawał dobrej roboty – ja po prostu widziałam Jensena Acklesa w każdym jego
geście, słyszałam jego intonację w każdym wypowiedzianym tekście!
Też byłabym w ciężkim szoku, budząc się w swojej nastoletniej wersji...
Niemniej Dean jest Deanem, a tym, co go w sumie definiuje,
jest odpowiedzialność. W momencie, kiedy zagrożony jest jego brat, niezależnie
od tego, że w danym momencie to on jest tym młodszym, Dean porzuca wszelkie
rozważania i wkracza do akcji, nawet jeśli oznacza to powrót do strapionej
egzystencji. Oczywiście, wiedzieliśmy, że pozostanie w ciele nastolatka nie
jest rozwiązaniem problemu Znamienia, bo jeśli dorósłby, problem by powrócił,
poza tym – hej – nikt przy zdrowych zmysłach nie pozbywałby się Jensena nawet
na dwa odcinki, ale mimo wszystko w tych kilku rozmowach i scenach zdołano nam
przekazać to, że mimo typowych problemów wieku młodzieńczego i upodobania do
muzyki Taylor Swift, Dean wolałby tę wersję, w związku z tym bohater ma pewien
dylemat. Nawet jeśli rozstrzygnięcie go jest oczywiste.
Dean czytający. Zdecydowanie lepsza wersja niż Dean wcinający zdrowe żarcie.
Podobało mi się, jak fajnie zaznaczono deanowe próby
okiełznania problemu. Który z braci zazwyczaj kojarzy się z toną książek i
grzebaniem w źródłach? Cały czas jeszcze Sammy, choć chłopaki idą ostatnimi
czasy łeb w łeb. Jednak to Dean w rewelacyjnym montażu próbuje znaleźć
jakąkolwiek informację na temat Znamienia. To już postęp w stosunku do
samoumartwiania się z odcinka poprzedniego, bo to, jak wiemy, nigdy nie mogło skończyć
się dobrze, zresztą, widać, że starszy Winchester stwierdził jednak, że
abstynencja nie jest najlepszym rozwiązaniem jego problemów. Choć z drugiej
strony, rozumie, jak pogłębia to jego wrażliwość na podszepty Znamienia, więc
jest trochę w sytuacji bez wyjścia. Zamykanie się w Bunkrze też jest raczej
desperackie, znowu pozostaje zatem złoty środek
i samokontrola, ale nie, na bogów, abstynencja!
A teraz, wzorem bohaterów Lesia, wchodzę pod stół i odszczekuję moje marudzenie na temat
braku czarownic w sezonie, który miał ten wątek poruszać. Hau, hau, scenarzysta nie jest bydlę i świnia! Hau, hau, Carver chyba
wie, co robi. Oczywiście, obecność wiedźmy przy przeróbce baśni o Jasiu i
Małgosi była niezbędna, ale połączenie tego (wreszcie!) z Roweną i jej
problemami z Wielkim Kowenem, daje to, za czym wszystkim nam było tak bardzo
tęskno – zaczątek dużej historii, pewność, że coś tam się w tle dzieje. Swoją
ścieżką, co takiego zrobiła Rowena, że Kowen, do którego należą kanibale, uważa
to za niedopuszczalne??? Btw, wiedźmy chyba rzeczywiście wynalazły eliksir
młodości, tak się szlajają po historii od kilku wieków... Widać jednak, że
Rowena nie pojęła starych dobrych zasad Boffo... Przyznaję – już nie mogę się
doczekać, co tam dalej w polityce będzie słychać i czy to doprowadzi do
nieoczekiwanego sojuszu Winchesterów i wiedźm.
Jedyny element, który mnie z lekka zirytował - Samsell in Distress. ZNOWU!
Wow, nie mogę się przestać uśmiechać na myśl o tym odcinku.
Rozrywka w dobrym stylu... pożądam więcej i więcej, i więcej!!! Jak ten facet,
co to przyszedł do apteki po lek na zachłanność. Btw, czy wiecie, że podobnież
zła czarownica miała na imię Katja? Poczułam się taka... zła :D
A Dean znowu nie dostał ciasta.
Supernatural, 10x12 About a Boy, scen. A. Glass,
reż. S. Ladouceur, wyst. J. Padalecki, J. Ackles, D. Everett, L. Nicol i inni.
PS: A teraz rozwiązanie zagadki z poprzedniego wpisu. Aktorzy, którzy pojawili się w There's No Place Like Home, a którzy już wcześniej wystąpili w Supernaturalu, to: Duncan Fraser (Clive Dillon), Barclay Hope (Russell) oraz Paul McGillion (sędzia). Duncan i Barclay grali odpowiednio Odyna (Hammer of the Gods) i profesora erotomana (Tall Tales) - kłania się mój ukochany Trickster :D Paul pojawił się w Fallen Idols jako osoba kręcąca filmik z przyjacielem i jego wymarzonym samochodem.
W bonusie Odyn. Bardzo mi się podobał. Mniej mi się podobała łatwość, z jaką Luckowi przyszło bogów pozabijać.
Ja powiem tylko, że zachwycił mnie nastoletni Dean. Chłopak miał niełatwe zadanie - zamiast po prostu odegrać nastoletniego Winchestera, stać się starą wersją w młodym ciele - i wywiązał się z niego na piątkę.
OdpowiedzUsuńMaryboo
Prawda? On naprawdę był doskonały!!!! Casting w SPNie - "they are doing it right!"
UsuńZa każdym razem jak zaczynamy marudzić, że w tym sezonie czegoś nie ma, to się nagle pojawia (sensowny Castiel, czarownice). Przypadek :D? Proponuję teraz z dużą dozą przekonania pomarudzić, że Crowley się skończył, nic już z niego nie będzie i niech go wreszcie zabiją. Wtedy dostaniemy świetny odcinek :D.
OdpowiedzUsuńNo nic z tego Crowleya nie ma obecnie... dramat po prostu...
Usuń*wdech i wydech* myślisz, że zadziała? :D
Miałam taki ładny komentarz, ale jak zobaczyłam "Boffo" pojawił mi się banan na twarzy i wypadł mi z głowy. Tak bywa...
OdpowiedzUsuńOboma ręcami się podpisuję, zwłaszcza, że się strasznie bałam, jak nastoletni Dean wypadnie (wiadomo, aktorzy dziecięcy dorastający do takiej roli to jednak rzadzkość), ale wyszło zaskakująco świetnie. Jak taki poziom będzie cały czas, to chyba uwierzę, że marudzenie ma moc sprawczą.
Znaczy, jest potencjał, tylko scenarzyści nierówni jak cholera!
UsuńJednak w "Stargate" ten sam numer wyszedł duuużo lepiej.
OdpowiedzUsuńChomik
A który tam był sezon? Bo nie pamiętam :D
UsuńSezon7, odcinek 3.Jack Miał15 lat, rewelacyjnego chłopaka znaleźli.
UsuńChomik
Chyba muszę zrobić rewatch Stargate'a... :)
UsuńTen dzieciak jest po prostu wspaniały! Już jego pierwsze wystąpienie bardzo mi się podobało, ale tu kupił mnie zupełnie. Idealnie oddał charakter Deana, imponujące. Mam nadzieję, że zobaczymy go jeszcze w Supernaturalu. Ba, miałam nawet taką cichą nadzieję, że nie użyje tego woreczka. :P
OdpowiedzUsuńO, Tinę też polubiłam, sympatyczna dziewczyna. Zabiła część niesmaku po Charlie. Tylko część.
Niby było wiadomo, że Jensena się na dłużej niż pół odcinka nie pozbędą, ale ja też się łudziłam...
UsuńOby to oznaczało tendencję zwyżkową!
Wygląda na to, że w tym sezonie zaliczamy wszystkie fanfikowe tropy. Skoro tak, na następny raz życzę sobie małe kociątko. Duży kocur też może być. Albo dwa. Abisyńczyk i maine coon nadadzą się doskonale. :3
OdpowiedzUsuńW 'Bad Boys' uważałam, że Dylan Everett był najgorszym młodym Deanem ever (głównie z wyglądu; co im padło na oczy, tym od castingu?!). Tym razem uważam, że był najlepszym młodym Deanem ever (także z wyglądu). Kawał aktorskiej roboty na jaką niewielu starych wyjadaczy stać. Życzę jak najlepiej jego karierze, a tymczasem szczerzę się jak gupia, czytając o tym, jak mu się pracowało z Jaredem.
Czytała Krystyna Czubówna.
Czy już wspominałam, że Cię kocham? ^^
Dean czytający. Zdecydowanie lepsza wersja niż Dean wcinający zdrowe żarcie.
Przy tej scenie miałam tę samą reakcję, co poprzednio inni przy grożeniu sędziemu. ^^ Pardon na chwileczkę, otworzę okno, coś się cieplej zrobiło...
Czytałam hipotezę, że Samsell zrobił się specjalnie in distress, żeby móc potem dowartościować Deana mówiąc mu, że uratował dzień poprzez bycie Deanem.
Btw, czy wiecie, że podobnież zła czarownica miała na imię Katja? Poczułam się taka... zła :D
Fandom jest nieco skonfudowany, bo gdzie indziej czytam, że to podobno była właśnie Gretel. Tutaj oczywiście wybieramy Katję. ;)
[spam reklamowy mode on] Moje trzy grosze z wyliczanką czepialstwa, mimo że ogólnie też jestem zachwycona [/mode off]
"Angel" zaliczył kukiełki, odcinek jubileuszowy Stargate'a przerobił chyba wszystko, ale chyba nie kociaki :D Supernaturalu, czas na Ciebie :D
UsuńMasz rację, chłopak jest genialny. Ge-nial-ny :D ale przyznam, że przy "Bad Boys" miałam tak bardzo mieszane uczucia...
W tym tygodniu jeszcze nie :D
Wiesz, że ja też? :D wolę takie wydanie Deana :)
Sam został "Samsell in Distress". bo scenarzyści zgłupieli... ;) i to moja teoria :D
Gretel? Wow. To jest dopiero mindfuck.
Twoje czepialstwo mi się podoba :D zasadniczo się zgadzam, ale w porównaniu z "The Hunter Games" ten odcinek jest bez wad.
w porównaniu z "The Hunter Games" ten odcinek jest bez wad.
UsuńNie żeby to była wysoka poprzeczka... ;) Ale owszem, niech utrzymają ten poziom do końca (naiwna ja), a sezon będzie można uznać za udany.
Wiem. Ale to taki sezon...
UsuńPamiętasz to "Season Six" z westchnieniem we "The French Mistake"? Ja tak mam teraz - "Season Ten"...