Kiedy zorientowałam się, że ten odcinek nie będzie
kontynuował wątku głównego, miałam cholernie mieszane uczucia (ten blog
powinien się właściwie tak nazywać!). Z jednej strony MOTW są więcej niż
znakomite i pokazują, gdzie leży siła Supernaturala,
z drugiej jesteśmy już prawie na końcu sezonu, więc wypadałoby coś w tym
temacie ruszyć, a nie na chybcika domykać wątki w jednym, góra dwóch odcinkach.
Ale cóż, westchnęłam i zaczęłam oglądać… I wiecie co? I jestem dziko zachwycona!
Jakiś czas temu wspominałam o tym, że strasznie lubię, kiedy
na scenie pojawiają się inni łowcy, bo to umieszcza Winchesterów w jakieś
większej grupie, o czym dało się pamiętać, kiedy żył Bobby (chlip), ale
ostatnimi czasy temat ten pojawia się raczej dosyć sporadycznie. Ucieszyła mnie
więc sugestia w zajawce i nie powiem złego słowa o wykonaniu. Cesar i Jesse są
absolutnie genialnie napisanymi postaciami, nieco przerysowanymi, ale w tej
konwencji mi to nie przeszkadza. Przyznam też, że do końca miałam wrażenie, że
z nimi jest coś nie tak i że okaże się, że mają coś wspólnego z potworami, no
bo przecież jak to – po prostu tak o łowcy pojawiają się na scenie i są dobrzy,
i współpracują z Winchesterami? Hej, to się tylko nazywa paranoja, jeśli nie da
się tego udowodnić! Szkoda też, że już ich raczej nie zobaczymy, ale z drugiej
strony – ci to przynajmniej wiedzą, kiedy ze sceny zejść…
Przeszkadzała mi jedna rzecz: grubymi nićmi szyte analogie
do Winchesterów. Te charakterystyczne spojrzenia, kiedy mowa była o braciach,
poświęcaniu się, o tym, jak to człowieka niszczy zemsta… Trochę to wszystko
było za bardzo kawę na ławę wyłożone, jak na mój gust. Oczywiście, nie obyło
się bez sceny potencjalnie zabawnej, czyli „coming outu” nowych łowców w barze,
kiedy to okazuje się, że dożera sobie nie tylko rodzeństwo, ale i małżeństwo. Woda
na młyn dla fanów Wincestu, kolejna pozycja na liście scenarzystów odhaczona.
Podobnie jak pozycja „LGBT”, której ostatnio sporo :) ale w absolutnie fajnych
kontekstach i absolutnie uroczo, więc owszem, zauważam, ale strasznie się
cieszę (bo wiemy, co się dzieje, jak scenarzyści robią coś na siłę).
Do rzeczy jednak! Reżyser, będący współtwórcą The Blair Witch Project trochę mnie
przestraszył, bo nie lubię tego filmu, jakkolwiek wiem, że jest przełomowy,
dobry i co nie tylko. Nieoczekiwanie jednak przekonałam się, że klimat był, acz
z zupełnie innej bajki, jeśli chodzi o historie – jak z opowiadań Stephena
Kinga! Małe miasteczko w głębi lasu, zagadka, tajemnicze zniknięcia co
kilkadziesiąt lat… Mamo, ja chcę więcej! W dodatku kolory związane z naszymi
potworami bardzo przypominały mi pewną rzecz, która zapadła mi w pamięć jako
nastolatce – jeden z odcinków Archiwum X,
ten ze świecącymi się robaczkami, wysysającymi z ludzi całą wilgoć. Pamiętacie?
Klimat był dość podobny i nie ukrywam, że dla mnie to jeden z najlepszych i
najstraszniejszych odcinków w ciągu tych kilku sezonów. Główka ma szalona sama
sobie powiązała fakty i potem już chłonęła zagadkę jak gąbka. I to, co mi się
najbardziej podobało – fakt, że praktycznie nie widzieliśmy za dużo tych
stworzeń, bo przecież łatwo to było schrzanić… Klaustrofobiczny klimat jak z Wendigo (kopalnia!) – naprawdę chcę
więcej tego typu odcinków! Nawet jeśli samych potworów jest tam stosunkowo
niewiele.
Powiem Wam, że jak dla mnie, to Supernatural naprawdę mógłby mieć tylko takie MOTW raz na tydzień.
Mnie naprawdę niepotrzebny jest wielki storyline, Bóg, jego Siostra, whatevah. Ja chcę dobrej historii. A tu
ją dostałam!
PS: Nie wiem, kiedy będę oglądać kolejne odcinki
(praktycznie cały finał sezonu), bo wyjeżdżam jutro, a jak wracam, to zaczynam
pracować, czyli jestem w rozjazdach. Między innymi dlatego ten dzisiejszy wpis
jest raczej krótki – muszę ogarnąć jeszcze kilka rzeczy przed wylotem. Obiecuję
jednak w tak zwanym międzyczasie – o ile będę miała dobry dostęp do netu –
sprawozdanie z Doctor Who Experience w
Cardiff i foty z Asylum… tak, możecie już przygotowywać sufit do rytualnego
zjarania niżej podpisanej…
Supernatural 11x19 The Chitters, scen. N. Won, reż. E. Sanchez,
wyst. J. Padalecki, J. Ackles, L. Rumohr, H. Ateo i inni.
Hm, ja jednak zostałam z mieszanymi uczuciami po tym odcinku. Chyba za dużo się spodziewałam po reżyserze "Blair Witch Project". Co prawda, w tamtym filmie najbardziej podobała mi się końcówka, tak jak i tutaj...
OdpowiedzUsuńNudziłam się przez połowę, druga połowa mi się podobała. Potwory ohydne, łowcy spoko.
W ogóle przeszło mi już największe zainteresowanie serialem. Sam i Dean mało mnie już obchodzą, głównie działają na nerwy.
Karmena
Nie Ty jedna... :( i to jest tak cholernie przykre.
UsuńNa początku się zdziwiłam: zielone oczy i orgie? Serio? Ale było fajne!
OdpowiedzUsuńBlair Witch mi się nie podobała,chyba się za dużo spodziewałam.Też mi się zdawało,ze coś z tymi łowcami jeszcze wyskoczy,ale fajnie,ze nie.Dobry odcinek.
A ja z mężem oglądam pierwszy sezon! Ale fajnie!
Myśl moja już nie spocznie w boju,
Nie uśnie miecz w uścisku rąk,
Póki nie stanie Jeruzalem
W Anglii zielonej, kraju łąk.
Już kupiłam kanister na Twój sufit!!!
Chomik
Biedni sąsiedzi... :D
Usuń