Po naprawdę fatalnym wznowieniu serialu po hellatusie, ale i kapitalnej anielskiej opowieści,
sytuacja się zdecydowanie poprawiła. Znowu mamy MOTW, a teraz z potworami,
które zawsze robiły dobre odcinki, żeby wspomnieć tu chociażby o Malleus Maleficarum. Przyznam, że trochę
się bałam obecności Roweny, ale wyjątkowo mi ruda tym razem nie przeszkadzała.
Jedynym, czego mi w tej scenie brakowało, była przebitka na jakiegoś nieszczęśnika, wijącego się jak Dean bawi się laleczką.
Wręcz przeciwnie – pasowała do całej sytuacji, a bardzo
podobało mi się powiązanie jej historii z historią Loughlinów. Miło wreszcie
poznać trochę jej punkt widzenia, w końcu nie jest jedynie „tą złą wiedźmą” z
Piekła rodem, mamusią Crowleya. Rozmowa z Deanem, a potem z Catrioną dała nam
bardzo interesujący wgląd w przeszłość Roweny, która wcale nie była taka
różowa, jakby się mogło wydawać. Opowieść o tym, jak pojawiła się na progu Loughlinów,
jest opowieścią wyjątkowo smutną i sprawia, że człowiekowi robi się wiedźmy po
prostu żal. Jasne, ma swoje za uszami, nadal jej nie znoszę, ale jest to
informacja cokolwiek manipulująca naszym stosunkiem do postaci. Co więcej – równie
ciekawą informacją jest ta, że to brytyjscy Ludzie Pisma stali za jej opuszczeniem
Szkocji. Oznacza to, że w przypadku nieuniknionej konfrontacji, Winchesterowie
będą mieli nieoczekiwanego sprzymierzeńca. Albo wprost przeciwnie. Jeśli Mary
rzeczywiście zaangażuje się w działalność Anglików, bracia mogą nie chcieć się
w to mieszać albo mogą chcieć jej pomóc. Teraz są winni Rowenie przysługę.
Wprawdzie mowa jest o małej, jednak niewykluczone, że mogłaby ona przybrać taką
nieoczekiwaną formę. Zaczyna mnie to ciekawić i mam tylko nadzieję, że nikt o tego
drobnego szczegółu nie zapomni.
Zaskakuje mnie, jak bardzo potężna jest magia w ostatnich
sezonach. Wprawdzie zawsze można było się spodziewać czegoś naprawdę dużego ze
strony wiedźm, we wcześniejszych latach wszelkie magiczne sztuczki miały na
ogół coś wspólnego z demonami i paktami. Od jakiegoś czasu już nie. Księga
Przeklętych, Czarny Kodeks… Wielki Kowen, za którym tęsknię rozpaczliwie – czy
ktoś jeszcze karmi tego malutkiego chomiczka w Piekle czy zginął zapomniany,
kiedy dokonała się tam zmiana władzy? Tęsknię za koncepcją Wielkiego Kowenu,
tak przy okazji. Nie wierzę, że odcięcie jednej głowy wiedźmiego towarzystwa i
zglanowanie Baby Jagi załatwiło temat na dobre, wydaje się to raczej
niemożliwe. Niezmiennie mam więc nadzieję, że do sprawy wrócimy, a na razie
można rozkoszować się drobnymi przyjemnościami w stylu druidzkiej rodziny
posiadającej księgę o niesamowitej mocy i dysponującej wieloma niezwykłymi
zaklęciami… Bardzo okrutnymi zaklęciami.
Witamy pana Gale'a po raz trzeci w SPNie. Zaliczył ofiarę, zaliczył demona, teraz wiedźmę... :) Powinien dla odmiany następnym razem wystąpić jako anioł.
Bracia przeszli przez wiele – Piekło, Apokalipsa, Czyściec i
inne tego typu przyjemności, a jednak jeszcze się trzymają – czasem lepiej,
czasem gorzej, ale dają radę, dosyć często przy wsparciu lokalnego businessu
gorzelnianego. Właściwie żadne zagrożenie fizyczne nie daje im rady, bo jeśli
zejdą, to ktoś jakimś cudem ich i tak wskrzesi (choć pytanie, który Żniwiarz w
ogóle teraz zamieni z nimi choćby jedno zdanie po śmierci Billie). Jednak
perspektywa utraty pamięci, mentalnego powrotu do stanu niemowlęcego, jest
doprawdy przerażająca. Zemsta naprawdę doskonała. I tak, przerażenie bierze i
dreszcz przechodzi, kiedy obserwuje się Deana recytującego do lustra zdania
potwierdzające jego tożsamość, nawet jeśli chwilę wcześniej śmiało się z jego
zaników pamięci w barze, prób nazwania lampy, a radość na widok Scooby’ego była
radością zza czwartej ściany, bo wszyscy kiedyś widzieli memy porównujące
Winchesterów i Gang Scooby’ego. Jensen jest aktorem wielkim, był w stanie to
uciągnąć, zapewniając nam zarówno chwile łzawe, jak i radosne, jednak na pewno
nie pozostawiające obojętnymi.
Chyba jeden z najśmieszniejszych motywów w tym odcinku.
Fani narzekali ostatnio na liczne rozmowy w Impali...? Będzie rozmowa w łazience!
Łapki w górę, komu się przypomniało Yellow Fever i Dean oferujący, że zajmie się latarką :)
Niestety, znowu wracamy do koncepcji Samsell in Distress i naprawdę trochę mnie już szlag trafia, kiedy
młodszy Winchester lezie jak ta sierota w pułapkę. Więcej – wiedzieli, z jaką
magią mają do czynienia – dlaczego Rowena nie przygotowała mu hex baga, który
przynajmniej częściowo ją blokował? Tak, nie zgłębiła Księgi, niemniej jednak
bez wątpienia mogłaby ofiarować coś, co dałoby mu jakąkolwiek przewagę. A tak
Sammy ma jak zwykle wyglądać uroczo, kiedy uderza w półkę z książkami i popisać
się rozplątywaniem najbardziej skomplikowanych węzłów. To naprawdę staje się
już powoli uciążliwe.
Niemniej jednak to chyba jedyna rzecz, którą mam do
zarzucenia temu odcinkowi. Było bardzo smacznie i mam nadzieję, że trafi nam
się jeszcze trochę wiedźm...
Supernatural 12x11 Regarding Dean, scen.
M. Glynn, reż. J. Badham, wyst. J. Padalecki, J. Ackles, R. Connell, V.
Gale i inni.
Faktycznie, wcześniej wiedźmy pojawiały się bardzo okazjonalnie i zazwyczaj w towarzystwie demonów. Lubię magię i wiedźmowe wątki, ale akurat w SPN ich sposób przedstawienia nie przypadł mi do gustu. Ale miło, że rozwijają ten motyw.
OdpowiedzUsuńKarmena
No fajnie by było, jakby wrócili do Wielkiego Kowenu. To jest dobry przeciwnik, a nie brytyjscy Ludzie Pisma. I nie wyciągnięty z odwłoka.
UsuńA ja Rowenę lubię.
OdpowiedzUsuńA w ogóle, Billie chyba umarła, aby aktorka mogła grać w Shadowhunters. Pojawiła się w ostatnim odcinku i chyba zostanie na dłużej. A w Supernatural już by tylko przeszkadzała w ożywianiu braci.
Małe a głupie
Ech :/ to by się dało sensowniej rozegrać.
UsuńOdcinek mi się podobał,z podobnymi zastrzeżeniami,co Tobie.Sam leci z bronią i trzeba go ratować,to raz.Coś za łatwo poszło z tymi niby potężnymi wiedźmami. Sceny z karteczkami urocze.
OdpowiedzUsuńWitamy pana Gale'a po raz trzeci w SPNie. - o,proszę, nie poznałam gościa.
Chomik
Ja go notorycznie widziałam w "Torn and Frayed", bo jest to jeden z moich najukochańszych odcinków.
Usuń