Podejrzewam nieśmiało, że będzie to najcięższa do napisania
recenzja w historii tego bloga. Nawet w dziesiątym sezonie nie żywiłam bowiem
tak bardzo mieszanych uczuć odnośnie odcinka jak od wczoraj. Nadal zresztą
jestem wściekła i nadal mam duży problem, nie tylko z kwestią Crowleya. To jest
pan pikuś, jak mawiali starożytni Rzymianie. Jednocześnie jednak tak bardzo
dobrze żarł i tak bardzo mi się podobał, bo znowu sięgnął do mitologii jak za
najlepszych czasów Kripkego. Normalnie teściowa-samochód-rzeka-i twoje-ulubione-zwierzątko
na dodatek.
Pod względem technicznym ten odcinek był niemalże doskonały.
Montaż, karty tytułowe dla poszczególnych sekwencji nie bez powodu przywołują
na myśl Wściekłe psy Tarantino i jest
to bardzo w dodatku zgrabnie zrobiony hołd dla tego klasycznego już filmu.
Olbrzymią przyjemnością jest też odgadywanie źródeł popkulturowych tychże kart
i sprawiło mi to niesamowitą radość. Wychodzi na to, że Richard Speight Jr.
oprócz bycia niezłym aktorem i duszą towarzystwa, jest naprawdę bardzo sprawnym
reżyserem, bo taki odcinek mimo wszystko łatwo położyć. Jestem pełna uznania.
Podoba mi się w tym odcinku, jak ładnie balansuje między
tematem ciężkim a lekkim sympatycznym wstępem w jadłodajni, gdzie całe
towarzystwo zachowuje się po prostu „po swojemu”, wychodząc na przekrzykującą
się bandę chłopców, których uspakajać musi matka. Zresztą tutaj znowu kłania
się Tarantino. Jest to chyba najbardziej przyjemny wstęp do trudnej opowieści,
jaki ostatnio w naszym serialu pamiętam.
Ta piękna chwila, kiedy brytyjscy Ludzie Pisma wpisani są do komórki Mary jako "Hobbici"...
A pan Ketch popija herbatkę w przydrożnym barze.
Bo łatwo nie będzie. W jednym odcinku mamy kilka motywów:
brytyjscy Ludzie Pisma, powrót najpiękniejszego rewolweru świata, nowe
uzupełnienie SPNowej mitologii w postaci Książąt Piekieł oraz spieprzenie tego,
co zostało już ustalone w poprzednich sezonach. Wybaczcie mój klatchiański.
Zacznę może od pierwszego punktu – Ludzie Pisma. Z jednej strony robią
dokładnie to, co obiecali, przyczyniając się do wyrzynania istot
ponadnaturalnych w Ameryce, z drugiej jednak widać, że łowcy – tak jak było
sugerowane na początku sezonu – są dla nich zaledwie środkami do osiągnięcia
celu. Nieodpowiedzianym pozostaje pytanie, czy Ketch rzeczywiście nie wiedział,
czym jest Ramiel czy było mu to zasadniczo obojętne, bo jeśli Mary Winchester
zginie, ktoś inny przejmie pałeczkę i może uda się bezcenny skarb zdobyć.
Właśnie właśnie, Kolt! Jeżeli Ludzie Pisma wiedzieli o Kolcie, to dlaczego dopiero
teraz po niego sięgnęli? Oczywiście, do momentu, kiedy John Winchester zdobył
go jedenaście lat temu (plus dwa lata, o których twórcy zapominają), Kolt był
jedną wielką zagadką, później jednak, z ich kontaktami, musieli jego drogę
jakoś odtworzyć – skoro wiedzieli, gdzie się obecnie znajduje. Nikt mi nie
wmówi, że woleli się w Ameryce nie pokazywać, nikt mi nie wmówi, że nie chcieli
wchodzić w paradę amerykańskiemu oddziałowi, bo ten już nie istniał. Trochę to
takie sięganie po artefakt od czapy, ale niech będzie. Nie do końca tylko wiem,
kogo oni zamierzają tym rewolwerem ustrzelić, skoro Lucyfera nie zabije, ale
może o tym nie wiedzą… Yeah, right. A
może… a może jest w stanie zabić nefilima? Z drugiej strony, w ósmym sezonie
wystarczyło do tego anielskie ostrze. No cóż, może to tylko kwestia dołączenia
tego do kolekcji, okaże się. Bardziej się zastanawiam, skąd ten złoty poblask
ze skrzyni… Ale może była po prostu wyłożona złotem, podświetlanym jak lodówka,
kiedy tylko ktoś ją otworzy…
Pisnęłam jak klasyczna fangirl na ten widok!
Zaciekawiła mnie Mary – kiedy stała się tak albo
bezwzględna, albo wręcz głupia? Oczywiście, nie miała pojęcia, na co właściwie
napuścili ją Ludzie Pisma, ale jeśli już nawet nie wspomnimy tutaj o paskudnym
wykorzystaniu Wally’ego, przychodzi mi natychmiast na myśl scena w szopie, gdy
Ramiel daje im trzydzieści sekund na zwrot skradzionego artefaktu. Mary wie,
czego on chce, wie też, jak bardzo ryzykuje – życiem swoim i swoich chłopców
(taaa, Cas został zaadoptowany, niech sobie przypomni los Adama i nadmiernie
się nie cieszy). Jest to posunięcie… co najmniej dziwne. O ile pamiętam,
Winchesterowie nigdy przy niej nie wyrazili się specjalnie negatywnie o
brytyjskim oddziale Ludzi Pisma, poza, rzecz jasna, ich bezwzględnością i
faktem, że mają naprawdę dobry powód, by Angolom nie ufać. Jakby mnie ktoś
torturował, też bym mu nie ufała. A Mary w to wchodzi i trzyma w sekrecie, bo…?
Wie, że źle robi? To na cholerę?
Ja się pytam, co tam tak świeciło... Ja się grzecznie pytam...
Jestem absolutnie i bezwarunkowo zachwycona pojawieniem się
Książąt Piekieł – pierwsze demony stworzone zaraz po Lilith, arystokracja jak w
paszczę strzelił… Co ciekawe – dzielący tak charakterystyczny, unikalny dotąd,
zarezerwowany dla Azazela kolor oczu. Nie działa na nich żadna ze standardowych
broni, co jest bardzo miłym urozmaiceniem, bo jakże zabić takiego – no chyba że
ktoś użyłby Kolta – stąd może przywołanie naszej ulubionej bron. Azazel zszedł,
jak pamiętamy, po prostu spektakularnie, zapewne i w tym przypadku nie byłoby
specjalnego problemu. Mam cichą nadzieję, że Asmodeusza, Gorgonę i Dagona
(zwłaszcza tego ostatniego z przyczyn wiadomych <3) na ekranie zobaczymy, bo
nie wprowadza się takich postaci do scenariusza, jeśli nie chce się ich
wykorzystać… Tak wiem, jestem naiwna jak diabli. Mogą być trudnymi
przeciwnikami, jak jednak wpasują się w aktualny układ sił? Mam wrażenie, że
bez problemu i oczywiście jest to związane z tym, na co będę za chwilę
narzekać. Dalej – Włócznia Michała. Taka piękna broń i już jej nie ma! Jestem
zrozpaczona, tym bardziej, że chodziło tu zaledwie o uśmiercenie Castiela –
tak, wiem, nie bijcie mnie. Ja po prostu nie mogę na niego patrzeć, pomijając
już to, że na tym etapie „zatrucia” włócznią obrażenia wewnętrzne powinny go wykończyć.
No ale dobrze, to anioły i magia, więc właściwie nie ma sensu się czepiać za
bardzo. Efekt materializowania się włóczni będzie za to niezmiennie jednym z
moich ulubionych w Supernaturalu.
Excuse me while I'm fangirling... again...
Przy okazji – Ramiel był absolutnie uroczy, aczkolwiek,
niestety, trochę w klimacie Kaina. Rozumiem, że chcemy stworzyć demony
nietypowe, siedzące sobie w małej chatce na prowincji, znudzone światem,
znajdujące przyjemność w rzeczach codziennych, drobnych, ale tutaj podobieństwo
jest, moim zdaniem, zbyt duże. Również fizyczne – bardzo podobny typ urody,
sposób mówienia… Rozumiem, że popadamy tutaj nieco w rutynę? Tak czy siak,
Książę Piekieł wracający z łowienia ryb, gwiżdżący La donna è mobile pewnie zostanie ze mną na długo. Plus, miał facet
charyzmę, trzeba mu to przyznać. Jakby jeszcze nauczył się, że wroga od razu
trzeba pchnąć ostrym końcem broni jak ma się szansę, byłoby znacznie lepiej… Bo
to parowanie Lancy łopatą wywołało u mnie ból zębów.
No dobra, dochodzimy do moich problemów, w tym jednego
zaznaczonego w przedwczorajszej notce. Już porzucałam nieco mięsem na ten
temat, ostrzegam, że napięcie mi nie zelżało, dalej ciężka cholera mnie trafia
na to, że z Crowleya zrobiono mi tutaj po prostu tchórzliwego oportunistę,
przez przypadek trafiającego na piekielny tron. Nie, po prostu tego nie kupuję.
Nie, nie i jeszcze raz nie. Rozumiem, że scenarzyści obecnie złapią się
wszystkiego, co da im jakikolwiek pomysł na plot
twist, ale na bogów, Ludwiku Dornie i Sabo, nie idźcie tą drogą! Częścią tego,
co tworzyło Crowleya jako niesamowity i nieprzeciętny czarny charakter, był
właśnie jego spryt, talent i odwaga, by zawsze podjąć ryzyko i uciec się do
działań niekonwencjonalnych – jak choćby w toku sezonu szóstego, kiedy współpracował
z Castielem. Jest w jakimś stopniu administratorem, ale do moment ostatniej
próby był też Wielkim Manipulatorem, który robił, co chciał ze wszystkimi
dookoła. To się nagle nie pojawiło. Nie kupuję mianowania go przez Ramiela
przez totalny przypadek. Nie i tyle. Nie przyjmuję tego do wiadomości. Idźcie
sobie, scenarzyści, do końca upupiać Castiela. I udławcie się.
Tym bardziej, że gdy Crowley podjął negocjacje z Ramielem,
jego argumenty wcale nie były idiotyczne. Były to argumenty bardzo sensownego i
myślącego władcy, a zważywszy na to, co dzieje się w Piekle od kilku sezonów,
wiemy, że raczej wtedy się tego wszystkiego nie nauczył. Odmawiam zatem
zaakceptowania niektórych faktów z tego odcinka.
A tak w ogóle to Crowley znowu ratuje wszystkim cztery litery, rezygnując tym samym z posiadania broni naprawdę unikalnej.
Piękna ta lanca... Amerykańska...
Drugim moim problemem jest samo zakończenie. Oczywiście,
wrzasnęłam radośnie, jak tylko rozpoznałam głos osoby towarzyszącej Crowleyowi
w jego sali tronowej, ale niemal natychmiast zaczęłam główkować – czy to jest
prawdziwy Lucyfer? Czy jest to może jakaś projekcja? Czy może urojenia Króla
Piekła? Bardzo chciałabym usłyszeć odpowiedzi na te pytania, bo jeśli to
rzeczywiście esencja Lucyfera uwięziona w jakiś sposób w budzie, którą miał
okazję zamieszkiwać poprzednio Crowley, to chcę się dowiedzieć JAK TO DO
CHOLERY MOŻLIWE. I proszę bogów tylko o to, żeby się nie okazało, że jest to
Klatka, ot, taka a nie inna jej manifestacja w świecie fizycznym. Bo – o ile
pamiętam poprzedni sezon (a próbuję go jednak intensywnie zapomnieć) – ten
konkretny „pałac” Crowleya jest zawieszony gdzieś pomiędzy światem realnym a
zaświatami, przecież Winchesterowie weszli tam jak do siebie, próbując zabić
Amarę w Our Little World. Chciałabym
zatem usłyszeć sensowne wytłumaczenie tego, co tam się dzieje, bo inaczej
strzelę focha. Pamiętacie może jeszcze, co było potrzebne, by w sezonie piątym
wtrącić Lucyfera znowu do Klatki? Ja pamiętam, długo płakałam przy Swan Song. Jeśli brytyjscy Ludzie Pisma
mieliby gadżet potrzebny do uwięzienia Lampki, a radośnie pozwolili mu robić
Apokalipsę, to przestają być jakkolwiek wiarygodni. I tak, wiem, na tym etapie
nikt nie myślał o czymkolwiek w tym stylu, jednak fajnie byłoby kontynuować
serial, nie robiąc tak cholernych błędów logicznych.
Kurczę, naprawdę chciałabym napisać samo dobre o tym
odcinku, ale nie mogę. Dawno nic mnie tak zarazem nie zachwyciło i nie
zirytowało. Może i mitologizuję Króla Piekieł, jak mi to zarzuciła Dorota, ale
razem ze mną w tym piekielnym kotle jest jeszcze naprawdę całkiem sporo ludzi. Tego się nie robi.
A na koniec pozwolę sobie jeszcze na facepalm taktyczny związany z rewelacyjnie dobranym miejscem na zaczajenie się na wroga przez Sama. Ramiel otwiera mocniej drzwi i Winchester leci na pysk.. Ło jeżu kolczasty...
Supernatural 12x12 Stuck in the Middle (With You), scen.
D. Perez, reż. R. Speight Jr., wyst. J. Padalecki, J. Ackles, M. Collins, M. Sheppard i inni.
1.Crowley -no,nie,bez sensu!
OdpowiedzUsuń2.Naśladowanie Tarantino -nie,to mi zepsuło ten odcinek, powtarzanie niektórych scen nie miało sensu.
3.Znowu coś wyskakuje,mieliśmy Rycerzy,a teraz Książąt-aaaa,bo to było dawno i nikt o tym nie wie?
4.Mary zachowuje się jak idiotka,łowca z niej taki jak koziej d..trąba.Tylko tego gościa szkoda.
5.Tak,Ramiel ,gwizdanie i wydobywanie lancy było niezłe.I jak nazwał Crowleya "kid".
6.Miałam trochę nadziei,ze Castiel zejdzie,ale gdzie tam!
7.Dlaczego Dean nie zainteresował się problemem kradzieży? Demon nie żyje,plótł coś przed śmiercią,na wuj drążyć temat?
A dlaczego w ogóle Książęta tacy cisi,spokojni i nie ambitni się zrobili? Lotosy na jeziorku? Katem plują?
8.Brytyjscy Ludzie Pisma od początku mi nie leżą i ja tego wątku nie kupuję.
9.O zakończeniu to już nawet mi się nie chce pisać....
Chomik
Castiel nigdy nie zejdzie... Niestety. Podobnie jak Crowley, a już im się, cholera, należy. Gdzieś szlag trafił tę niepewność, którą człowiek miał co do każdej postaci, która nie była braćmi Winchesterami...
UsuńDean nie interesuje się niczym, co byłoby niewygodne dla scenarzystów... jak ci dwaj debile nadal żyją, to ja nie wiem...
No super, że wracają do dawnych elementów z mitologii, anielskie artefakty, piekielne historie, Colt. Szkoda jednak, że tak późno, jakby dali to od początku sezonu i nie wprowadzili BMoL, to może nawet jeszcze bym oglądała serial ^^
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, jakoś nie słychać o słynnej na początku lady Toni... Zauważyli, że postać się nie przyjęła? xD W ogóle, jakby się zastanowić, to Ludzie Pisma to średni wątek, a ci Angole to już w ogóle. W 8 sezonie to było spoko, bo wszyscy byli martwi i organizacja już nie istniała xD
No i właśnie, czemu pozostali książęta nie chcieli władzy? Biedny Dean, był taki dumny, że jest Rycerzem Piekła... A tu okazuje się, że była jeszcze większa elita! Ino patrzeć, jak objawi się prastara, przed wiekami zaginiona, piekielna dynastia królów : )
I faktycznie, skąd Lucek się wziął u Crowleya...
Natchnęło mnie na przemyślenia i wygłówkowałam, że Lucyfer wkrótce zginie i że zabije go jego syn/córka ^^
Karmena
Niektórzy fani podobnież dramatyzowali, że Lady Toni się nie przyjęła, bo fanki nie lubią innych kobiet.. Jak są idiotkami, to rzeczywiście ich nie lubię...
UsuńTeraz wychodzi na to, że mogli powstrzymać Apokalipsę, ale po co???
Elyta Elyt, kochana... Wyciągani z... nie powiem...