Jak pewnie
wiecie, jestem przewodnikiem warszawskim i Warszawa to mój taki kolejny mały
świr. Niewiele osób tak naprawdę rozumie zachwyt tym miastem, a przecież ma ono
całe mnóstwo pięknych i unikalnych zakątków, które przetrwały walki II wojny
światowej. Każdy z nich posiada swój niecodzienny klimat czy legendy – i nie
mówię tu tylko o najbardziej turystycznie eksploatowanym Starym Mieście! Nic
zatem dziwnego, że kiedy tylko mam okazję połączyć moje trzy pasje –
fantastykę, książki i Warszawę – jestem szczęśliwa jak przysłowiowa świnka w
deszczu. A wbrew pozorom, takiej lektury nie brakuje – zaczynając chociażby od Dziecka ciemności, na Dziewczynie z dzielnicy cudów kończąc.
Tym razem wybór
mój padł na zbiór opowiadań Adama Podlewskiego, Wars i Sawa, poświęcony przygodom bardzo niestandardowych
detektywów, świadczących usługi mocno paranormalne, Agnieszki i Zygmunta wraz z
przyległościami.
Czy są takie dni, kiedy nie masz ochoty użerać się
z praktykującym okultyzm sąsiadem? Masz dość duchów, hałasujących w piwnicy
bloku lub magicznej klątwy martwego akumulatora na osiedlowym parkingu? Masz
kłopot z żywiołakiem ziemi w metrze? Żona cię zdradza i czci pogańskie demony?
A może twój sklep osiedlowy jest nawiedzony? Pomożemy, tanio i dyskretnie.
Nie da się ukryć,
że po przeczytaniu takiej notki na okładce spodziewamy się treści mocno
niesamowitych! I dostajemy, bo pomysły są naprawdę fenomenalne. Co powiecie na
bazyliszka, którego wzrok przefiltrowany przez elektroniczny kanał komunikacji
sprawi, że poczujecie się jak na ostrym haju? Niejednego zaskoczy również
eremita w nadwiślańskich krzakach, w „poprzednim życiu” będący korpoludkiem, a
obecnie walczący z pogańskim barachłem, rozpleniającym się na łasze rzecznej.
Najbardziej jednak rozbawił mnie mhroczny plan wskrzeszenia III Rzeszy hrabiego
Essen Und Trinken przy pomocy odpowiednio zmodyfikowanych krasnali ogrodowych…
I nie zapominajmy tutaj również o ostatnich chwilach smoka Friednira!
Niestety,
pomysłom zdecydowanie nie dorównuje wykonanie. Postaci są raczej lekko
zarysowane, bo po przeczytaniu książki mogę je określić zaledwie kilkoma
słowami, więcej po prostu czytelnikowi nie zostaje. Oczywiście Agnieszka jest
studentką prawa, to zostało powtórzone chyba w każdym opowiadaniu, a na dodatek
Czującą, czyli osobą wrażliwą na Nienazwane. Koncepcja sama w sobie ciekawa, bo
świetnie czyta się o takich niezwykłych bohaterach, jeśli tylko nie są
przesadzone – idealnym tego przykładem są dla mnie dwa pierwsze tomy Kuzynek Pilipiuka. No niestety,
Agnieszka jest przesadzona. Nie sprecyzowano jej możliwości, w związku z czym
interweniuje niemal w każdej paranormalnej sytuacji i w pewnym momencie zaczyna
to być już po prostu męczące. O jej partnerze, Zygmuncie, mogę powiedzieć
raptem trzy rzeczy – jest kompletną pierdołą, nadal wzdycha do swojej byłej
dziewczyny, a na końcu książki wiąże się z nieśmiertelną egipską księżniczką. W
sumie niewiele jak na jedną z dwóch pierwszoplanowych postaci tomu liczącego
sobie ponad 300 stron. Dużo lepiej nakreślono wspomnianą egipską księżniczkę
czy paranormalnego Chucka Norrisa a.k.a. Jurka „Smoka” Wawelskiego, który
szczerze mnie bawi swoim prostym podejściem do życia – należy wszystko po
prostu rozpirzyć w strzępy. Choć w przypadku tego drugiego co za dużo, to
niezdrowo.
Męczyłam się
jednak z tą książką również z innych powodów. Rozkręca się bardzo wolno, jeśli
można tak powiedzieć o zbiorze opowiadań. Olbrzymią wadą pierwszych tekstów
jest ich, nazwijmy to, skrótowość: zarysowanie akcji, początek akcji, szybki
finał i właściwie nie do końca wiadomo, co się właściwie stało. Troszeczkę tak,
jakby autor po prostu miał sam pomysł na temat przewodni opowiadania, gorzej z
tym, jak przeprowadzić wszystko od początku do końca. Dopiero od połowy
wszystko zaczyna mieć mniej więcej ręce i nogi, choć wtedy z kolei wszystko
zaczyna mi przypominać Pilipiuka (zwłaszcza to włamanie do Muzeum Narodowego i
przypadkowa naparzanka z bandziorami) – a przecież nie musiałoby, bo
Podlewskiemu wyobraźni naprawdę nie brakuje.
Olbrzymim
mankamentem Warsa i Sawy jest również
korekta, a raczej jej brak. W stopce wprawdzie widnieje osoba za to
odpowiedzialna, natomiast błędy się pojawiają i to takie, które zaznaczy każda
wersja Worda. Mało tego, są i zdania ewidentnie niedokończone i to świadczy już
po prostu o niechlujstwie. Nie wiem również, dlaczego ktoś uparł się przy
używaniu słowa „detektywka”, bo jest ono wyjątkowo nieudane, przywodzące na
myśl raczej czapkę niż kobietę-detektywa. Tak, to jedno z tych słów. Poniżej
znajdziecie zresztą kilku moich faworytów i zrozumiecie, dlaczego w pewnych
momentach naprawdę miałam ochotę rzucić tą książką o ścianę.
A przecież wcale
nie musiałoby być źle. Pomysły są naprawdę wyborne i aż chciałoby się ich
więcej, tylko że… podanych w odpowiedni sposób, rozbudowany, a nie tylko
zarysowany. Osobiście odradzam też nagłą zmianę narracji z trzecioosobowej na
pierwszoosobową, zwłaszcza jeśli bohater snujący opowieść nie pojawiał się
specjalnie często w tekście. Takie niedopracowanie po prostu męczy, a wielka
szkoda, bo historia agencji Agnieszki i Zygmunta mogłaby być naprawdę ciekawa
od pierwszej strony i naprawdę nie trzeba do tego wielotomowej powieści, bo
fantastycznie czyta się chociażby krótki bonus
track, gdzie wszystko zamyka się na kilku stronach. Szkoda, naprawdę szkoda
zmarnowanego w części książki potencjału.
Adam Podlewski, Wars i Sawa, wyd. Fantom, Warszawa 2017.
Pomysł dobry! Może się jeszcze autor rozwinie!
OdpowiedzUsuńChomik
Mam jeszcze jedną jego powieść, uprzejmie doniosę, jak to wygląda :)
Usuń