Bardzo Was
przepraszam, ale jeśli książka zaczyna się od pytania, czy da się rozliczyć
faktury za Supernaturala i że
księgowa pracująca nawet po śmierci jest „team Dean”, to ja już wiem, że będę
się dobrze bawić. Dodajmy, że autorka ma w swoim dorobku pozycje przyprawiające
mnie o ataki radosnych ryków śmiechu i wszystko stanie się jasne. Jeśli nie
zetknęliście się jeszcze z Mileną Wójtowicz, to naprawdę czas to nadrobić.
Tym, którzy
czytali już chociażby Podatek czy Załatwiaczkę, Mileny przedstawiać
zdecydowanie nie trzeba. Wójtowicz dostarcza lekkie, zabawne pozycje urban fantasy, bawiące się stereotypami
i popkulturą, a jednocześnie pozostające w pamięci i przyjemne nawet przy
kolejnym czytaniu. Post Scriptum również
należy do takich książek, zresztą, czego innego się spodziewać po pierwszym
zdaniu?
Bohaterowie to „nienormatywni”
Sabina Piechota i Piotr Strzelecki, właściciele agencji consultingowej.
Sabinka, stworzenie (nie będę Wam tutaj zdradzać jej tajemnicy) obdarzone metabolizmem
budzącym zazdrość w każdej czytelniczce kochającej czekoladę i odnajdujące się jak
ryba w wodzie w skomplikowanym świecie ponadnaturalnego BHP (kursy dla okultystów!),
jest chyba jednym z najbardziej rozczulających potworów, jakie ostatnio miałam
okazję czytać. Piotruś – coach, psycholog i doradca pośmiertny, pachnący
lawendą anorektyk z zaburzeniami odżywiania (znowu nie powiem Wam, kim jest,
czytajcie sami!), dzielnie rywalizuje z nią o tytuł najbardziej sympatycznego
potwora. Wokół tej dwójki orbituje cała masa innych niecodziennych postaci, na
czele z Ewką Ewent (ekspansywną przyjaciółką Sabinki), jej siostrą Agnieszką i
wyjącym czasami do księżyca aspirantem Wilczkiem.
Oczywiście, sami
bohaterowie nie czynią książki, potrzebna jest akcja. Tej nie zabraknie! Nasi
bohaterowie muszą zająć się wykryciem zwyrodnialca, samozwańczego Winchestera i
Buffy w jednym, dybiącego na życie i zdrowie nienormatywnych mieszkańców podwrocławskiego
Brzegu. A zadanie jest wybitnie ryzykowne, bo ten lata z osinowym kołkiem i nie
zawaha się go użyć! Konsekwencje tego mogą być doprawdy przerażające, na czele
z oczyszczaniem aury podczas ceremonii witania słońca przeprowadzanej przez
przedsiębiorczą mamusię Piotrusia, wykorzystującą fundusze unijne do stworzenia
ośrodka relaksacyjnego dla policjantów.
Brzmi lekko i
przyjemnie? I właśnie tak jest. Olbrzymim atutem książek Mileny jest poczucie
humoru, a także niekończące się odwołania do tak bliskiej nam popkultury
(bliskiej zwłaszcza osobie piszącej i osobom czytającym tego bloga). Pamiętacie
pytanie o faktury? To teraz dodajcie sobie jeszcze Buffy i kilka innych dzieł,
a na okrasę pomyślcie o naszym dniu powszednim… Fejsbuczek i słit focie? Nasi
bohaterowie też tam zaglądają, sprawdzając też zresztą tym samym alibi tudzież
lokalizację przestępców. Weekendowy wypad do Ikei, połączony z obowiązkową
konsumpcją klopsików i ciasteczek? Acha, dokładnie tak.
Cóż więcej mogę
powiedzieć? Jeśli macie doła, wolny wieczór, ochotę na coś dobrego (niepotrzebne
skreślić), gorąco polecam Post Scriptum.
Tylko pamiętajcie, ostrożnie z piciem! Bo można zniszczyć książkę, ubrudzić
ścianę albo jeszcze, nie dajcie bogowie, jeszcze się zadławić! Ale poza tym
bawcie się dobrze!
Milena Wójtowicz,
Post Scriptum, Wydawnictwo Jaguar,
Warszawa 2018.
Czytałam,urocze! Też mi się strasznie motyw z
OdpowiedzUsuńSPN podobał i "Jesteś Buffy"!
Chomik
Tak :) tak cudownie widać pokrewieństwo dusz :P
UsuńCiekawy blog.
OdpowiedzUsuń