Antologie w okresie świątecznym sprzedają się znakomicie, problemem dla wydawcy pozostaje jedynie znalezienie odpowiednio chwytnego tematu. Oczywiście, może być najbardziej oczywisty, jak w przypadku recenzowanych tu ostatnio Wigilijnych opowieści. Może być też nieco bardziej zaskakujący. Wręcz upiorny - bo przecież Święta też mogą okazać się upiorne i nie chodzi o ciocię Józię, zawsze szukającą okazji do zatrucia komuś życia.
Motyw przewodni zbioru wydanego przez Akurat
zdecydowanie nie należy do tych ściśle kojarzonych z Bożym Narodzeniem: horror,
thriller, sensacja. Jednak przecież kiedy zasłodzimy się świąteczną atmosferą,
najemy ciast i pierniczków, organizm sam domaga się solidnego śledzia z
cebulką, tak na odtrutkę. A dobór kucharzy, przepraszam, pisarzy, jest doprawyż
wyśmienity. Króluje wśród nich mistrz grozy, Graham Masterton, a wraz z nim
straszą Jakub Ćwiek, Adam Przechtzta, Artur Urbanowicz, Tomasz Hildebrandt,
Marek Zychla, Robert Cichowlas, Jakub Bielawski, Przemysław Wilczyński i wreszcie
rodzynka Hanna Greń. W ich tekstach pojawia się napięcie, przywołujące na myśl
najbardziej przykre delirium, a człowiek pragnie się także upewnić, że ten
samotny wędrowiec za drzwiami na pewno nie zostanie przyjęty, gdyż w ślad za nim
może kroczyć piekło.
Nikogo nie zaskakuje, że prym wśród towarzyszy
wiedzie Masterton i jego Czerwony rzeźnik z Wrocławia. Pisarz bardzo
umiejętnie na pierwszych zaledwie stronach wyczarowuje klimat tej narastającej
grozy, z jakiej jest najbardziej znany, by zaraz zaskoczyć czytelnika nieoczekiwanym
zwrotem sytuacji. Lata doświadczenia widać na pierwszy rzut oka.
Dobrze czyta się również Kontrakt Adama
Przechrzty, odwołujący się do niemieckiej przeszłości Ziem Odzyskanych, a także
do znanego każdemu wielbicielowi tych tematów instytut Anneherbe. Wprawdzie
opowiadanie kończy się zbyt szybko, jakby Przechrzta zorientował się, że kończy
mu się limit znaków, ale nadal jest to dobra rzemieślnicza robota.
Nieźle bawiłam się też przy 87 centymetrach
(śniegu, nie wiem, co Wam przychodzi do głowy!) Artura Urbanowicza, bo jego
tekst – choć w pewien sposób oczywisty – nawiązuje do niezawodnego motywu
odizolowanego od reszty świata schronienia i drapieżnika na wolości. Autor do
smaku dorzucił jeszcze szczyptę Archiwum X, w rezultacie tworząc całkiem
miłą mieszankę, która może nie zaskakuje, ale też nie rozczarowuje.
Interesującym podejściem do tytułowej „upiorności”
jest Rezerwat Marka Zychli - historia niby zwykłej, choć ubogiej Wigilii
w niepełnej rodzinie, gdzieś w nieokreślonej przyszłości. W tym tekście
poczucie grozy pojawia się nagle i pogłębia z każdym słowem – bardzo udany
eksperyment.
Jednak pozostałe sześć dań już nie smakuje tak
dobrze. Mają szokować, ale czasami twórcy zapominają dodać na końcu szczyptę
tego, co podkreśli cały smak. Upiornie widać to chociażby w Opowieści
wigilijnej Tomasza Hildebrandta, gdzie dostajemy po prostu taki miszmasz pewnych
motywów, uzupełniony jeszcze ulubieńcami sąsiadów. W efekcie całość staje się
kompletnie niestrawna. Także Pechowe święta Hanny Greń, choć mogłyby
dobrze pasować do antologii kryminalnej, w tej wydają się równie nie na
miejscu, co schabowy na stole wigilijnym. Choćby i najlepszy, w tym przypadku
się nie sprawdza. Prezent od Gwiazdora Roberta Cichowlasa to zwykła
opowieść z cyklu „bo to zła kobieta była”, a w pewnym momencie robi się po
prostu niesmaczna. Ciekawą próbą jest Już nie jesteś smutkiem Jakuba Ćwieka,
gdzie autor wraca do tematyki dworcowych bezdomnych i umiejętnie buduje tę
specyficzną atmosferę, ale na końcu czegoś brakuje. Wreszcie Dom na końcu
ulicy Przemysława Wilczyńskiego: tekst na tyle nijaki, że nie do końca wiem
nawet, co o nim napisać, bo z lektury mi, mówiąc szczerze, niewiele zostało.
Mam wrażenie, że zabrakło tu ostrej redakcji
lub też konkretnego sprecyzowania oczekiwań redaktora, bo przecież w kilku
przypadkach upiorna może być jedynie nuda. A szkoda, bo potencjał tematu
przewodniego i zaproszonych autorów jest naprawdę spory! W efekcie spośród tych
wigilijnych śledzików tylko kilka okazuje się naprawdę dobrych, reszta… Reszta
wydaje się być skiepszczona lub kompletnie niedopasowana do gustu przeciętnego
odbiorcy. Trochę jak ten sfermentowany śledź, skandynawski przysmak, niestrawny
dla reszty świata. Albo śledzik cioci Basi, której od lat nikt nie ma serca
powiedzieć, że jej popisowa potrawa skusi jedynie świnkę na gastrofazie…
Upiorne święta, antologia,
wyd. Akurat, Warszawa 2020.
Śledzik cioci Basi -dobre!
OdpowiedzUsuńNo,tak to bywa z antologiami..Szkoda.
Chomik
No ja też bardzo żałuję!
Usuń