Będę dzisiaj bardzo okrutna i z braku nowego odcinka zacznę
swój cykl wspomnieniowy, znaczy będę opisywać moje wrażenia ze spotkań z
supernaturalowymi aktorami. Nie spodziewajcie się długich epistoł (oczywiście
poza jednym przypadkiem), to bardziej takie impresje niż klasyczne sprawozdania.
Wierzcie mi, nie da się zapamiętać wszystkiego, zwłaszcza z paneli, szczególnie
jeśli się na nich gżdaczuje.
I tak, wiem, że będziecie mi życzyć spłonięcia na suficie
niczym mać Winchesterów.
To co, zaczynamy od Jareda?
Zważywszy, że na sali było około tysiąca osób, a miejsca w pierwszym rzędzie są bardzo słono dodatkowo płatne, te monitory ratowały nam życie.
Jak widać, Jaredowi ciężko zrobić zdjęcie, na którym on się nie rusza. Chomik zapewne powiedziałaby, że zna ten ból - jej próby zrobienia mi nieporuszonych zdjęć podczas prelekcji są nieustające.
Jared jest dokładnie taki, jak się wydaje – przesympatyczny
energetyczny szczeniak. Na scenie szalał, siedział na oparciu krzesła,
traktował wszystkie pytania bardzo poważnie. Zapytany, czy Gen wróci do serialu
albo na konwenty, odparł, że do serialu na pewno nie, ale jak tylko odchowa
dzieciaki, zacznie na pewno uczestniczyć w konwentach. Padło również pytanie o
jego ulubiony odcinek – jest to Death’s
Door, również dlatego, że mało w nim Sama, więc Jared mógł go oglądać jako
fan. Jeśli chodzi o te zabawne, zdecydowanie i niezmiennie The French Mistake.
Zrobienie dwóch ostatnich zdjęć było możliwe tylko dzięki temu, że gżdaczowałam i stałam stosunkowo blisko. Odległość to jedno, te cholerne światełka z tyłu to drugie. Ilość zdjęć, na których mam absolutnie ostre światełka i nieostrych aktorów jest wielka jak głupota emocjonalna Winchesterów.
Bardzo żywo reaguje na fanów. W hotelu panował zaduch, jakaś
fanka źle się poczuła i siedziała osowiała z boku. To właśnie Jared był osobą,
która ją zauważyła, posiedział z nią, dał jej wodę – był naprawdę niesamowity.
Nasze przeżycie było zdecydowanie mniej dramatyczne, za to przesympatyczne –
szłyśmy uchetane po straszliwej kolejce,
po drodze spotkałyśmy Jareda, rzuciłyśmy nieśmiałe „Hello Jared” i w odpowiedzi dostałyśmy przesłanego całusa i uroczy
uśmiech. No i faktycznie, Jared jest cholernie wysoki i oczywiście musiałam na
fotoopce palnąć idiotyczne „Aren’t you
tall?”. Brawo. Bardzo oryginalnie, Cathiu.
Wiem, wiem, mam spłonąć na suficie niczym mać Winchesterów. Jaki on jest cudownie mięciutki...
Jak łatwo sobie wyobrazić, kolejka do autografów ciągnęła się przez korytarze i spokojnie sprawiała, że Piekło wydawało się miejscem przyjaznym. Mimo to, Jared znajdował czas, by zamienić z każdym dwa, trzy zdania, chwaląc koszulki czy cosplay. Nie wiem, co takiego jest w tym człowieku, że ma się wrażenie, jakby rozmawiało się z kumplem, dawno niewidzianym, ale jednak.
Będę dzisiaj bardzo okrutna i z braku nowego odcinka zacznę swój cykl wspomnieniowy
OdpowiedzUsuń*ciężkie spojrzenie* Weźcie mnie trzymajcie, bo uszkodzę Prezesową i nie napisze więcej... Okrutna to jesteś, jak NIE piszesz takich rzeczy jak dzisiaj, rozumiemy się? ]:->
Ej, ale nie powiedziałaś, który to konwent... (Tak, wiem, "Idź se poszukaj". W sobotę żądam prawa do lenistwa.)
Jaki on jest cudownie mięciutki...
*kwik* Nie powiemy Becky, że to mówiłaś.
Asylum, upiornie drogi konwent brytyjski.
UsuńChomik
To będę pisać w wolnych chwilach :D sama tego chciałaś, buahahaha :D
UsuńUpiornie drogi to niedookreślenie. Następnym razem pewnie sprzedam własną nerkę ;)
@ Chomik
UsuńKtóry Asylum, do demona... *wraca* Aha, 2014. Dzięks. :)
To znaczy, że Salutes są tańsze? :) Nie licząc lotu za ocean, oczywiście.
@ Cathia
Życzę wielu wolnych chwil! :>
Asylum 12, czyli maj 2014.
UsuńAsylum nadal jest relatywne najtańsze, ale dla nas to są koszmarne sumy. Cały wyjazd kosztował mnie plus minus 6 tysięcy, a nie robiłam tak wiele foto opek (dobra, meet and greet to było szaleństwo). Takie zdjęcie z Jaredem to 60 funtów, autograf 40, więc na samego Jareda wychodzi 100 funtów. Dla osób z Polski, zwłaszcza takich jak ja, pracujących jako freelancer, to suma narpawdę spora
Ale byli ludzie np. z Włoch, bo ta Anglia dla nich tańsza niż Jus in Bello...
Ładnie to tak obnosić się ze swoim szczęściem? No ładnie? Tu są Internety, pani kochana, tu się hejtuje tych w czepku urodzonych! (a teraz, skoro oddałam cesarzowi, co cesarskie czekam na dalsze relacje).
OdpowiedzUsuńOj, hejtuj mnie, hejtuj ;)
UsuńBędą dalsze relacje ;')
Wydaje się, że na żywo jest jeszcze przystojniejszy niż w serialu :)
OdpowiedzUsuńSuper, że jest fajnym gościem. Lubię oglądać relacje z konwentów na yt, gdy wariują razem z Jensenem :D
Ale... co to znaczy "gżdaczować"?
Karmena
JEST tak bardzo przystojny...
Usuń*ściera ślinę z klawiatury*
Gżdacz to pomocnik, wolontariusz. Zapłacił oczywiście, ale pomaga, bo chce :) funkcjonuje też na polskich konwentach :)
Specjalnie wyszukałam w sieci żydowskie przekleństwo:
OdpowiedzUsuń"Obyś miała sto pałaców. W każdym pałacu sto pięter. Na każdym piętrze sto pokojów. W każdym pokoju sto łóżek.Na każdym łóżku Crowleya.
I żeby cholera cię ciskała z jednego na drugie, żebyś dosięgnąć nie mogła!
Wiercisz się,fakt, ale jak wychodzszi, to ładnie, bo uśmiechasz się naturalnie.
Ładnie napisałaś, chcę więcej!
mięciutki... -ożesz, Ty!!!!
Chomik
Jeszcze mogę gryźć :D wbiję się zębami w materac :D
UsuńOżesz ja :D
A, "gżdaczować" to znaczy pomagać w organizacji konwentu -pilnować sali, przynosić prelegentom wodę,sprawdzać czy do sali wchodzą uprawnieni ludzie - znaczy ci, co mają opaski czyli zapłacili za imprezę, siedzieć w szatni itd.
OdpowiedzUsuńChomik
Dzięki za wyjaśnienie :)
OdpowiedzUsuńKarmena
Mmmm...mięciutki...to gdzie te słynne, wyrobione muskuły? Piękny, uroczy facet, jak to dobrze, że jest sympatyczny i otwarty. Opek z Jaredkiem śliczny- gratuluję!
OdpowiedzUsuń