Co dzieje się w
małych, nadmorskich miejscowościach, kiedy przychodzi jesień i ruch turystyczny
zamiera? Ano niewiele się dzieje i jeśli zapełniają je zaledwie pensjonaty i
hotele, najczęściej stoją zabezpieczone choć opuszczone, czekając na okazyjnych
gości lub na następną wiosnę. Są jednak miejsca większe, w których właściciele
pensjonatów mieszkają cały rok. Czasami ten „martwy sezon” to dla nich czas
odpoczynku, czasami jednak niepokoju o pieniądze i o niepewne jutro.
Taka jesień
przypadła w udziale Garstkom: Magdzie i jej babci, Marii. Lato nie
rozpieszczało, pogoda nie do końca sprzyjała urlopowiczom, a w dodatku seria
nieszczęśliwych wypadków sprawiła, że Ustka zaczęła się źle kojarzyć. Garstki
mają duży problem, bo zaciągnięty kredyt trzeba spłacać, tymczasem tak naprawdę
nie bardzo jest skąd te fundusze wziąć. Ostatni letnicy jeszcze przebywają w
pensjonacie, ale kiedy odjadą… Magda próbuje ratować sytuację, biorąc dodatkowe
godziny w kawiarni, ale to tak naprawdę niewiele zmienia…
A będzie gorzej!
Do Ustki zjeżdża bowiem ciotka Magdy, Tamara, połamana i chwilowo skazana na
wózek inwalidzki oraz jej przyjaciel, Czarek. Pojawia się również kolejna
podopieczna Marii, Joanna, ofiara przemocy domowej, która zdobyła się na
heroiczny akt ucieczki od męża. Jednocześnie w tajemniczych okolicznościach
ginie jeden z gości i teraz należy ustalić, co się z nim stało. Wszyscy
podejrzewają zbrodnię, ale dopóki nie znajdzie się ciała, nie ma na to żadnych
dowodów… poza żałosnym wyciem psa Łowców Duchów i ich niekończącym się podekscytowaniem
– w końcu namierzyli istoty z zaświatów!
Martwy sezon jest zdecydowanie mroczniejszy od Trupa na plaży, co nie oznacza
jednak, że sięga dołów kryminału skandynawskiego. Szczęśliwie nie. To nadal
historia o zwariowanych Garstkach z przyległościami, na poły kryminalna, na
poły obyczajowa. Jednak to, co zostało opisane w pierwszej części, staje się
jeszcze bardziej realne w drugiej i choć na wyjaśnienie stanu Joanny łatwo
wpaść samemu, w niczym nie umniejsza to tragizmu tej postaci - postaci pięć
razy ciekawszej niż Tamara i Czarek, wydający się przede wszystkim kompletnymi
klonami Magdy i, szczerze mówiąc, średnio interesujący.
Są jednak
zdecydowanie pomocni w rozwikływaniu Zagadki Znikającego Męża, będącej
odwróceniem standardowego punktu wyjścia kryminału. Sprawa teoretycznie nie
jest skomplikowana, nawarstwia się w niej jednak dużo wątpliwości, a z dnia na
dzień domniemany złoczyńca może się posunąć do czegoś znacznie gorszego. Z
pewnym rozczarowaniem stwierdzam jednak, że tym razem ta akurat warstwa
powieści bawiła mnie jakoś mniej. Nie wiem, może dlatego, że jak w przypadku
Joanny, rozwiązanie jest dosyć oczywiste (choć przyznam, że zaskoczyło mnie
rozwiązanie głównego dylematu naszych detektywów).
Mimo to
przeczytałam Martwy sezon jednym tchem, bo Aneta Jadowska jest pisarką
bardzo sprawną, fabuła wciąga, a mimo wspomnianej przewidywalności, pozostają
elementy, które wywołują w nas odzew – dobry czy zły… ale na pewno nie da się
pozostać wobec nich obojętnym. Dobre czytadło, akurat w sam raz na
jesienno-zimowy wieczór.
Aneta Jadowska, Martwy
sezon, wyd. SQN, Kraków 2019.
Wciaga,ale w sumie takie ....Romans Tamary dość nudny,wątek Joanny straszny.Tendencyjna scenka ze wspomnień Cezarego -och,jakiś mężczyzna nie chciał mieć dzieci z kobietą i stchórzył,a ona potem miała dziecko z innym i on żałował -no,takiej propagandy macierzyństwa PIS by się nie powstydził i scena ogólnie od czapy...Zagadka w sumie żadna,bo wiemy co sie stało...
OdpowiedzUsuńNo właśnie najbardziej podoba mi się warstwa obyczajowa...
Usuń