Przed Lukrecją, Kornelią i Marcysią stanie
wyzwanie – w ramach pokuty za grzechy muszą przez skromne kilkaset lat zadbać o
majątek przodków. Podobnie jak James Bond, mają licencję na zabijanie, a w
dodatku posiadają dosyć bujną wyobraźnię. Sprzymierzeńcy na ziemi również
chętnie dopomogą w walce o zachowanie dóbr hrabiów Liszkowskich, a wrogów… no
cóż, cytując pana Mulgaarda, „mnogo a mnogo”. Kolejne powstania, a potem
szaleństwa XX wieku – II wojna światowa, ruskie, ustrój słusznie miniony…
zajrzymy nawet w przyszłość!
Jak widać, duchów u mnie dostatek :D nawet takich z Bolesławca ;)
Bohaterkami Upiora w ruderze
teoretycznie są owe trzy pokutujące duszyczki, ale po drodze zdążymy się
zapoznać z kilkoma innymi osobami – Pawłem hrabią Liszkowskim i kapitanem
Gryfem, oboma walczącymi w AKowskiej partyzantce, kamerdynerem Nepomucenem,
konfidentem Piotrowskim, majorem Kabanowem, towarzyszem Kociubą, muzealnikiem
Rosołem, a co najistotniejsze: nędznym złodziejaszkiem Kukułą. Ten ostatni
będzie towarzyszyć nam przez całą lekturę i śmiem twierdzić, że jest to jeden z
najlepiej pokazanych przykładów zakłamywania rzeczywistości przez powojenną
propagandę, jaki czytałam. „Genialny” plan Scharführera Hansa Nockerla, zakładający rzeź nieistniejącej sowieckiej
partyzantki pustoszącej okolicę, okazał się wodą na młyn powojennych władz…
kolejne etapy kariery lejtanta Kukuły wywołują szczery, słowiański uśmiech na
twarzy czytelnika, który powoli gaśnie, kiedy ten uświadomi sobie, że to wcale
nie musiałaby być fikcja literacka…
Motyw Kukuły jest też absolutnie najlepszym,
co ma do zaoferowania najnowsza książka Pilipiuka. Owszem, jest lekko i
zabawnie, ale lekkość wydaje się wynikać z tego, że głębi w niej z georadarem
szukać, a zabawnie, bo… Bo to te wszystkie stare ugrane motywy naszego
Wielkiego Grafomana, obliczone na wywołanie tego jakubowego rechotu. Kolejne
opowiadania są wyjątkowo schematyczne, dobrzy są dobrzy i szlachetni, źli do
swojego zła dorzucają absolutną tępotę. Straszące dziewczyny pojawiają się tam,
gdzie trzeba pomóc w stylu deus ex machina i tak naprawdę poza kilkoma
naprawdę niezłymi motywami (rozbieranie się przed malarzem) po prostu nudzą,
zwłaszcza podkreślanym nadmiernie „konfliktem klasowym między Kornelią i
Lukrecją a Marcysią”.
Tak, wiem, ciężko zaliczyć większość
twórczości Andrzeja do dzieł głębokich, przecież to twórca Jakuba Wędrowycza!
Jednak nawet książki humorystyczne Pilipiuka trzymają niekiedy niezły poziom i
aż się chce do nich wrócić. Problemem jest to, że tu materiału mogłoby starczyć
na dłuższe opowiadanie (ot, choćby jak w Przyjacielu człowieka), a rozwleczona
powieść i owszem, starcza na wieczór, nawet zabawny, ale potem… potem wszystko
ulatuje z pamięci i w głowie zostaje tylko ogólny zarys akcji i poczucie, że no
owszem, niby się uśmiechnęłam, ale tak naprawdę to książka o niczym. Bardzo
urocza i sprawnie napisana, ale o niczym.
Powiedziałabym, że Upiór w ruderze może
być niezłym wyborem na wakacje, ale z drugiej strony w księgarniach można
znaleźć tyle innej, letniej, zdecydowanie ciekawszej literatury… To
zdecydowanie książka dla zatwardziałych fanów Pilipiuka, nie mających
najmniejszych zastrzeżeń do kolejnych odsłon Jakuba, biorących w ciemno
wszystko, co spod pióra Wielkiego Grafomana wyszło. Mnie trochę przypomina
drugą część Wampira z M3, kompletnie nie pamiętam, co tam się właściwie
działo, a i tak jakoś mało tego rechotu było… po prostu upiornie słabo... Więc jeśli lubicie pewne dzieła
Andrzeja, a inne przyprawiają Was o ból zębów… zostaliście ostrzeżeni…
Andrzej Pilipiuk, Upiór w ruderze, wyd.
Fabryka Słów, Lublin 2020.
O,fajnie!!! To trzeba przeczytać!
OdpowiedzUsuńChomik
Mogę Ci kiedyś przy okazji pożyczyć :)
Usuń