wtorek, 31 maja 2022

Zabójczyni i rysie

Pamiętacie Nikitę, przyjaciółkę Dory Wilk, zabójczynię na usługach Zakonu Cienia? Poznaliśmy ją w heksalogii, ale jej własne przygody zostały opisane w trylogii zakończonej cztery lata temu, ponadto bohaterka przewijała się przez antologie historii z magicznego świata Anety Jadowskiej. W tym miesiącu fani Nikity mają aż dwa powody do radości – powieść i zbiór opowiadań poświęconych właśnie naszej najemniczce: „Aferę na tuzin rysiów” i „Próby ognia i wody”. Jako że ten drugi tytuł zawiera teksty nawiązujące do „Afery...”, lekturę zdecydowanie należy zacząć od powieści – no, chyba że ktoś preferuje li i tylko formy krótkie.

„Afera...” to pierwszy tom nowej serii zatytułowanej „Kroniki sąsiedzkie”. O jakich sąsiadów chodzi? Ano sąsiadów Nikity, zamieszkującej Warsa, miasto będące magicznym alter ego Warszawy. Państwo Rudeccy, wiedźma i zmiennokształtny, wychowują małe stadko pociech, od czasu do czasu (częściej niż rzadziej) przybierających rozczulającą postać małych rysiów. Jednym z nich jest zaprzyjaźniony z najemniczką Michaś, doskonale wiedzący, kto w okolicy dysponuje olbrzymimi zapasami słodyczy i ma serce na właściwym miejscu. I choć Gloria, mama małego rysia, nie wydaje się zbyt zachwycona ową znajomością, nieoczekiwanie okazuje się ona przydatna, gdy znika nie tylko jej mąż, ale i jego bracia. Trzech silnych zmiennokształtnych nie daje śladu życia? To nigdy nie zapowiada niczego dobrego, a zdają zarówno Nikita, jak i jej partner, Robin, doskonale o tym wiedzą. Niemal od razu śledztwo zawiedzie ich w niebezpieczne miejsce – do Sawy, prawobrzeżnego miasta, gdzie magia oszalała, a władające nią stworzenia narażone są na jej niesłychaną emanację. A ta wyprawa to dopiero początek! Poszukiwania prowadzą w rozmaite mroczne miejsca, a kolejne odpowiedzi wydają się tylko rodzić dalsze pytania...

Jednak zanim do tego wszystkiego doszło, Nikita otrzymała zlecenie, którego konsekwencje pojawiają się na kolejnych kartach „Afery...”. Zostało ono opisane już w „Próbach ognia i wody”, w opowiadaniu „Czym karmię swoje demony?”. Nasza zabójczyni musi ochronić niejaką Stellę Kruk przed jej mężem. Kobieta zamierza wnieść pozew o rozwód, ale zdaje sobie sprawę z tego, że wyprawy do sądu może nie dożyć. Sytuację komplikuje fakt, że Stella nie może opuścić domu i babci, którą się opiekuje. Skąd nadciągnie atak i dlaczego właśnie ta robota doprowadzi do rozdźwięku między Nikitą a jej berserkiem?

Drugim tekstem w zbiorze są „Ręce pełne rysiów”, również nawiązujące do „Afery...”, przedstawiające wydarzenia znane z powieści z nieco innej perspektywy. Jedyny brat Rudecki, który nie zaginął, oraz jego narzeczona, wilczyca Anna, postanawiają odciążyć nieco zrozpaczone i zajęte bratowe Rafała i zająć się dziećmi. Dziećmi będącymi małymi zmiennokształtnymi. Dla Rafała, nauczyciela, to kaszka z mleczkiem, Anna, dotychczas w miarę możliwości unikająca kontaktu z małoletnimi, staje już przed trochę większym wyzwaniem. Jednak ktoś musi się tym zająć, a w końcu wilczyca powinna dać sobie radę z rysiami. Chyba.

W zbiorze znajdziemy też „Haczyki w sercu”, krótkie opowiadanie o stosunkach Nikity i Brynjara. „Haczyki” to tekst o uczuciach, akceptacji i wzajemnym zrozumieniu, spajające niczym klamrą cały tom.

Przyznam Wam się szczerze, że nie byłam zbyt wielką fanką zabójczyni, gdy pojawiła się w serii o Dorze Wilk, a także później, podczas lektury trylogii poświęconej tej bohaterce. Jednak z najemniczką jak ze śledziami (no co, w końcu mamy do czynienia z mitologią skandynawską!), z czasem człowiek uczy się je lubić i doceniać, a u mnie sympatia do Nikity pojawiła się chyba przy opowiadaniach. Chyba to właśnie mały Michaś pozwolił mi przełamać pierwsze lody w tej znajomości. Znany skądinąd motyw zabójcy i małego dziecka „oswoił mi” Nikitę i sprawił, że zaczęłam na nią patrzeć nieco inaczej. Nic więc dziwnego, że teksty traktujące zarówno o najemniczce, jak i o rysiach, musiały mi po prostu podejść. Nie bez znaczenia jest też to, że zwyczajnie uwielbiam koncept Warsa i Sawy, alternatywnych miast tak bardzo różnych od Thornu, gdzie magia jest zwyczajnie zagrożeniem dla mieszkańców i gdzie znajdują się miejsca, w których czas się zatrzymał. Nikita, rysie, zagadki, czarna magia, wiedźmy oraz poszerzenie mitologii WarS(z)awy, a wszystko to nakreślone cudownie lekkim piórem Anety, tworzą całość naprawdę wciągającą i – zaskakująco – przekonującą czytelnika, że każdy nasz czyn ma znaczenie i w ostatecznym rozrachunku warto opowiedzieć się po tej właściwej stronie.

We wstępie autorka pisze, że „Kroniki...” okazały się dla niej sposobem na przeżycie pandemii i po przeczytaniu obu pozycji myślę, że wiem dlaczego. Pomijając już oczywisty fakt skupienia się na pewnej czynności, świat Warsa czasami także okazuje się taką twierdzą, w której (i przed którą) należy się bronić – i nie chodzi tylko o przetrwanie Czkawki! A jednak wszędzie znajdą się osoby pomocne, dobre, nawet (a może zwłaszcza) takie, po których byśmy się tego nie spodziewali. Ostatnie wydarzenia na świecie po prostu sprawiają, że chcemy i możemy w to wierzyć (mimo wszystkich okropieństw), a „Kroniki sąsiedzkie” nas jeszcze w tej wierze umacniają. Zdecydowanie polecam!

Aneta Jadowska, „Afera na tuzin rysiów”, il. M. Babińska, wyd. SQN, Kraków 2022.

Aneta Jadowska, „Próby ognia i wody”, il. M. Babińska, wyd. SQN, Kraków 2022.

sobota, 14 maja 2022

Groza... ale czy na pewno...?

Wiele opowieści rozpoczyna się od otrzymania spadku i tak też dzieje się w przypadku „Pełnika” Anny Lewickiej. Emilia, warszawska prawniczka, pewnego dnia odbiera telefon, którego konsekwencje okazują się dość poważne – oto zmarła jej ciotka, pozostawiając swojej wychowance pięknie położony dom w Kotlinie Kłodzkiej. Dla Emilii może to oznaczać początek czegoś nowego -- planuje odnowić posiadłość i wznowić pensjonatową działalność ciotki Edny. Pojawia się jednak pewien problem: niezbyt miłe przyjęcie w rodzinnym miasteczku. Wszyscy wydają się na nią krzywo patrzeć, traktować jak przeszkodę. Ewidentnie chcą się jej pozbyć i położyć łapy na spadku – burmistrz tytułowego Pełnika wprost oferuje jej niemałą kwotę. Emilka postanawia jednak – na przekór wszystkiemu – zostać i zawalczyć o swoje. Tym bardziej, że w jej życiu pojawiają się nagle dwaj interesujący mężczyźni: Krzysztof i Konstanty. Pierwszy cudownie przyziemny i czuły, drugi dosyć tajemniczy, ale zawsze gotów, by pomóc naszej bohaterce w dowolnych kłopotach. A te powoli się mnożą. Zaginieni w okolicy wędrowcy, tajemnicze miejsca, dziwne tradycje rodzinne... Wokół Emilii zaczyna zaciskać się pętla tajemnic, które należałoby zgłębić. Czy to jednak w ogóle możliwe...?+

Przyznam, że „Pełnik” to moje pierwsze zetknięcie się z autorką, choć Anna Lewicka ma na swoim koncie już Trylogię Mocy i Szału, wydaną również przez wydawnictwo Jaguar. Skusił mnie zarówno napis na okładce, zapowiadający „powieść grozy”, jak i przepiękna okładka. Muszę powiedzieć, że „Pełnik” to ciekawa lektura, choć nie do końca nazwałabym ją właśnie „powieścią grozy”. Przez większość książki miałam wrażenie, że czytam powieść obyczajową z małym dodatkiem nadnaturalnego – ot, może raczej romans paranormalny? Oczywiście, przewijają się tam owe elementy grozy, ale chyba bardziej przywodzą mi na myśl klimaty urban fantasy lub powieść gotycką, a może i to coś, co ostatnio coraz śmielej wkracza do mainstreamu. Nie jest to dla mnie wada, bo tak czy siak są to moje klimaty, jednak ktoś pragnący nieco bardziej przeszywającego „dreszczyku” może się trochę rozczarować, sięgając po tę pozycję w poszukiwaniu horroru. Dla mnie to zdecydowanie połączenie romansu i fantastyki, o delikatnym klimacie powieści gotyckiej.

Jest to również książka bardzo kobieca. „Duh!” – zakrzykną ci, dla których nazwisko na okładce determinuje odbiór treści. W tym przypadku nie chodzi jednak o płeć autora, ale o fakt, że narracja jest poprowdzona w pierwszej osobie i jest to narracja doskonale wyważona, ekspozycja nie wali po głowie ciężkim młotem, a my odpowiednio doceniamy każdy fragment informacji, powoli składany przez Emilię w większą całość.

Mam wrażenie, że to kolejna już powieść fantastyczna osadzona na Dolnym Śląsku i w Karkonoszach i cieszę się z tego bardzo, bo region wydaje się wielce ciekawy, do dzisiaj dla nas jakby obcy. A przecież wystarczy zaledwie kilka wątków z lokalnej mitologii! „Pełnik” w pełni wykorzystuje motyw choćby Rübezahla i przetwarza go w ciekawy, nawet jeśli niezbyt oryginalny sposób (ale tak, wiemy, że od starożytnego Egiptu...). Jak wspominałam, zapowiedzianej grozy nie znajduję w tej powieści aż tak wiele, ale że szukałam czegoś lekkiego, a jednocześnie wciągającego, czuję się usatysfakcjonowana.

Anna Lewicka, „Pełnik”, wyd. Jaguar, Warszawa 2021.