niedziela, 29 listopada 2015

Serialkonowo mi... Relacja.

Chociaż seriale zajmują już od lat poczytną pozycję w ogólnopojętej fantastyce i prelekcje im poświęcone są coraz częściej umieszczane w programach konwentów, nie da się ukryć, że wszystko zależy od popularności danego odcinkowca. Powiedzmy sobie szczerze – niemal zawsze w harmonogramie znajdzie się coś poświęcone Doktorowi Who, Supernaturalowi czy innych fantastycznym produkcjom, jednak trochę gorzej z czymś, co powstało kilka, kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu. Nie jest to zaskakujące – w końcu zważywszy na to, że część konwentów zaczęło aspirować do miana festiwali (dwa już rzeczywiście nimi są), organizatorzy próbują zorganizować wszystko tak, by jak największa część przybyłej publiki miała co robić. A jaka jest szansa, że wśród tych kilku tysięcy osób znajdzie się z 50 fanów serialu powstałego w czasach, kiedy dinozaury dostrzegły ten wielki płonący kamień na niebie?


Osobiście obstawiam, że dosyć duża, jednak sale i programy nie są z gumy, rozumiem więc decyzje, które sprawiają, że o obecności takich dzieł jak Battlestar Galactica (stara wersja), Babylon 5, The Outer Limits czy choćby startrekowy TOS można raczej tylko sobie pomarzyć. Oczywiście, prelekcje zgłaszają ludzie, więc można założyć, że nikt tego tematu nie porusza, jednak skłaniam się raczej ku temu, że są odrzucane, zwłaszcza na takich konwentach, gdzie ludzi naprawdę sporo. A już na pewno nie dziwi mnie fakt nieobecności seriali nijak z fantastyką nie związanych, choć na festiwale powoli przedostają się tylną furtką – to tematy bardzo popularne.

Szczęśliwie, istnieje konwent poświęcony li i jedynie serialom, więc można liczyć na to, że znajdziemy na nim dużo dobra ogólnoserialowego. To oczywiście Serialkon, którego druga edycja odbyła się w ubiegły weekend. Pamiętam, jak po jego debiucie wszyscy prosili bogów o to, by następna odsłona była co najmniej dwudniowa. Modły zostały wysłuchane! Tym razem do dyspozycji były aż dwa dni, po brzegi wypełnione propozycjami, które mogły zadowolić najbardziej wybrednego wielbiciela seriali.

Kiedy ma się blisko 17 lat jeżdżenia na konwenty na karku, trudno tak naprawdę znaleźć coś, czego się jeszcze nie słyszało (no chyba, że dotyczy absolutnej nowości), zazwyczaj spędzam więc czas na swoich własnych prelekcjach oraz na spotkaniach ze znajomymi (tudzież na stoisku z kartkami, choć to raczej na ogół przypadek Pyrkonu). Nie na Serialkonie! Tutaj patrząc na rozpiskę człowiek rozpaczliwie szuka zmieniacza czasu albo błaga Doktora, by wpadł z wizytą i wypożyczył nam TARDIS.

Tym razem równocześnie odbywało się siedem ścieżek programowych, podobnie jak w ubiegłym roku zarówno w budynku Biblioteki Wojewódzkiej, jak i w Artetece. Szczęśliwie tym razem Akwarium, czyli sala na 2 piętrze Arteteki przeznaczona została głównie na konkursy, ponieważ komfortowo może w niej przebywać chyba 20 osób, nie więcej. Na pierwszym piętrze znalazło się miejsce na panele oraz wystawców. Tych ostatnich było znacznie więcej niż w ubiegłym roku, choć najlepszą sprzedaż nie bez powodu miały stoiska oferujące rzeczy najsilniej związane z serialami – koszulki, gadżety, biżuteria. Wybitnie złe miejsca. Panele odbywały się nie w sali, a na otwartej przestrzeni, co umożliwiało tłumom wbicie się na wybrany punkt, obstawianie ścian i schodów… Dobra opcja, zwłaszcza że akurat ten blok był dosyć popularny, zważywszy na mnogość tematów i znanych rozmówców. II wojna światowa, Hannibal, telewizyjne adaptacje literatury, space opera, sposób pisania o popkulturze, wzorce meskości w serialach… Naprawdę, dla każdego coś miłego. Był to zarazem jedyny blok transmitowany na żywo na YT, więc jeśli ktoś nie mógł się na dyskusji zjawić tudzież w ogóle nie mógł przybyć na Serialkon, mógł nadrobić.

Nowością był blok tylko i wyłącznie anglojęzyczny, w którym wzięło udział kilku zaproszonych zagranicznych gości: Andrew Ellard, Rowan Ellis i Gavia Baker-Whitelaw, ale udzielały się na nim również i znane z polskiej blogosfery twarze. Dodatkowym atutem tego bloku była jego lokalizacja – w salce wydzielonej z kawiarni na dole Arteteki, co umożliwiało delektowanie się strawą duchową na równi z tą fizyczną.


Kolejkon teoretycznie wyglądał przerażająco, ale rozładowano go błyskawicznie.

Konwent rozpoczął się w sobotę rano, zanim jednak zaczęliśmy szturmować jego bramy i formować kolejkon, postanowiliśmy uczcić spotkanie z kilkoma znajomymi śniadaniem i tak załamaliśmy obsługę, zjawiwszy się tuż po otwarciu drzwi knajpy. Jedzenie było smaczne, towarzystwo znakomite, tematy rozmów więcej niż zacne, Daleki obecne, więc nic dziwnego, że udaliśmy się na sąsiednią ulice w nastrojach mocno szampańskich. Zanim tam dotarliśmy, doszły nas słuchy, że zamiast siedzieć i delektować się pysznym jedzonkiem, powinniśmy raczej stać w kolejce, bo już się uformowała. Nie było jednak tak źle! Akredytacja działała więcej niż sprawnie, zdecydowanie pomaga brak opłaty za konwent! Tegoroczne plakietki były bardzo porządne, program również wydrukowany bardzo ładnie, już samo to pokazuje, jak długą drogę przeszedł Seriakon od ubiegłego roku (nie, żebym narzekała na poprzednią edycję, piekielnie mi się podobała!), w gratisie było również CD Action i Fantasy Komiks, gdzieniegdzie można było znaleźć kolorowankę od Stabilo. Pakiet niemalże VIPowski, który dostałam, dodatkowo zawierał kilka cienkopisów, książkę, przypinkę i klasycznie już ulotki. Bycie gościem zawsze na propsie, zdarzyło się po raz pierwszy od wielu lat. I nadal nie pojmuję, dlaczego ;)

Konwent de facto otwierałam i zamykałam, ponieważ pierwszą prelekcję miałam w sobotę o 12, ostatnią w niedzielę o 16. Pierwszą był Supernaturalowy flirt z popkulturą w sali-widmo, do której podobnież ciężko było trafić. Mnie pokierowano właściwie, jednak z tego, co wiem, liczne osoby miały problemy z trafieniem do odpowiedniej windy i to rodziło problemy. Sale jednak były ładnie oznaczone, więc koniec końców dawało się trafić niemalże wszędzie, tyle że czasem można było stracić początek prelekcji. W sali zakochałam się miłością szczerą i prawdziwą, miała doskonały sprzęt i nagłośnienie, mnóstwo miejsca oraz działało wi-fi (czy ja przypadkiem nie sprzedałam gdzieś duszy?). Rzadko się zdarza, żebym nie musiała wyciągać mojego laptopa, więc doceniam każdą taką sytuację – wszystko działa i nie muszę się martwić! Ha, lubię to! Tłumy dzikie, już mnie to nie dziwi, Supernaturalowa Rodzina jest naprawdę sporym fandomem, w tym jedna sztuka przebrana za Demon!Deana z pierwszorzędnie wykonanym Pierwszym Ostrzem… Miałam sobie zrobić z nią zdjęcie, ale, niestety, skleroza nie boli, ucieczka na najbliższe punkty programu również… Myślę, że było całkiem sympatycznie, w końcu przegląd popkulturalnych tropów w naszym ukochanym serialu to temat rzeka i w dodatku bardzo przyjemny!


Cathia gadająca. Jak zwykle. Ale tym razem stała w miejscu!
Zdjęcie autorstwa Chomika.

Potem mój wybór stał się nieco bardziej skomplikowany. W końcu zdecydowałam się udać do Arteteki, spojrzeć na wystawców, co okazało się błędem. Wielkim błędem. Uprzejmości Beaty z Biżuteria tematyczna zawdzięczam to, że nie zbankrutowałam, jako że udostępniła mi na godzinkę kawałek swojego stoiska na moje kartki. Mogłam szaleć… Na pogaduszkach, śmichach i dealowaniu zeszły mi najbliższe dwie godziny i musiałam biec na swoje panele.


Zdjęcie panelowe.
Fotka: Konwenty Południowe.

Pierwszy poświęcony był serialowym geniuszom, a dyskusję miałam okazję prowadzić z Anną „Myszą” Piotrowską i Piotrem „Ramzesem” Mrowcem, a także Katarzyną „Katlą” Bajką jako prowadzącą. Rozmowa była bardzo przyjemna, przelecieliśmy przez bardzo wiele seriali, a wniosek jeden – należy obejrzeć Limitless, którym zachwyca się Mysza. Mysza poleca dobre rzeczy, więc była to pierwsza z pozycji wpisanych w ciągu Serialkonu na listę. Zaraz później wraz z Agnieszką „Aeth” Jędrzejczyk, Marcinem „Sejim” Segitem i Simonem Zackiem oraz prowadzącym – Radkiem Polańskim rozpoczęliśmy znęcanie się nad space operami. Temat po prostu znakomity, wszyscy rozmówcy zaprzyjaźnieni ze sobą nie od dziś, więc była to absolutnie przemiło spędzona godzina i gdyby nie mikrofony, pewnie nie pamiętałabym, że znajdujemy się na panelu, obstawiałabym raczej knajpę.


Potem pobiegłam na dół, do kawiarni, posłuchać Myszy i jej prelekcji o „Penny Dreadful on gender, orientation and sexuality”. Była absolutnie znakomita! Najpierw dowiedzieliśmy się co nieco o podziale ról i obyczajowości starej dobrej wiktoriańskiej Anglii, a później prowadząca odniosła się do tego w serialu. Słuchało się bardzo przyjemnie, dowiedziałam się całego mnóstwa ciekawostek, żałuję tylko, że nie mogłam zostać do końca, bo zaraz była moja prelekcja o BSG, a trzeba było zmienić budynek.


Mysza mówi, tłumy słuchają...

Batllestar Galactica okazała się być tematem wybitnie kameralnym, co sprawiło, że przyjemnie od czasu do czasu dyskutowało się z tymi osobami, które postanowiły się zjawić. Byłam okrutna i zniszczyłam psychikę co poniektórych osób, uświadamiając im rozmiar klęski, jaką była Galactica 1980, jednak nie da się, niestety, od tego uciec.

Właściwie to miał być koniec tego dnia konwentowego, ale nieoczekiwanie Aeth i Seji powiedzieli, że teraz będzie quiz popkulturalny… Poszliśmy. Sformowaliśmy drużynę o jakże znamienitej nazwie „Big Damn Heroes” i… Powyliśmy do księżyca. Prowadząca konkurs Joanna Kucharska zrobiła naprawdę dobrą robotę, przygotowując sto pytań odnoszących się do seriali bardziej i mniej znanych (zwłaszcza tych mniej!), w dodatku pytań wybitnie szczegółowych. Każda drużyna dostała do ręki arkusz, gdzie należało wpisywać odpowiedzi i bardzo mało czasu na jej udzielenie, można było zatem swobodnie założyć, że nikt nie próbował wyszukiwać podpowiedzi w sieci. Kategorii było pięć – Sci Fi, Komedie i sitcomy, Dramy, Oldiesy i pytania związane z produkcją i nie wstydzę się powiedzieć, że strzelaliśmy w niektórych przypadkach straszliwie. Dodam też, że straszne z nas skamieliny, jako że najlepiej poszła nam kategoria Oldies. No cóż, można nie pamiętać serialu Haven, ale wszyscy doskonale wiedzą, jak nazywała się pierwsza żona Blake’a Carringtona. Szczerze ubawił mnie też moment, kiedy Aśka oznajmiła, iż prosi teraz Cathię o zachowanie spokoju, bo pytanie dotyczy Marka Shepparda. I am a fangirl, I don’t do calm! Do dzisiaj nie wiem, jakim cudem wygraliśmy, bo był to najcięższy konkurs, na jakimkolwiek byłam (w efekcie zostaliśmy okrzyknięci totalnymi nołlajfami :D), a nagrody były… Ojej, cudne. Wielką torbę gadżetów z różnych produkcji ufundowała Aśka i cieszyłam się tylko, że wracam samochodem, nie autobusem czy pociągiem, bo moja jedna czwarta łupu była i tak olbrzymia!


Drużyna zanim jeszcze dowiedzieliśmy się o wynikach. Jak widać, humor i tak dopisywał :)


Z częścią łupów. Naprawdę nieliczną częścią.

Wieczór spędziliśmy klasycznie – piwo, pizza i Polaków rozmowy. Pozostało się cieszyć, że wyspałyśmy się z Olą z piątku na sobotę, ponieważ gadałyśmy tym razem do trzeciej nad ranem. Ranek był ciężki, choć zaczął się, podobnie jak sobota, od genialnego śniadania w znakomitym towarzystwie.

Niedziela była dla mnie dniem uczestniczenia w prelekcjach i były to rzeczy naprawdę dobre. Rozpoczęliśmy od prelekcji Myszy i Katarzyny Czajki – „Zwierza Popkulturalnego” o tym, jaki sposób oglądania seriali jest lepszy – maraton czy trucht. Zarówno Mysza, jak i Zwierz są absolutnie cudnie zakręcone, mówią o wszystkim z niesamowitą pasją i tak naprawdę są jedną duszą w dwóch ciałach, więc argumentów przemawiających za oboma metodami słuchało się wybitnie dobrze, gdzieniegdzie kiwając głową z absolutnym zrozumieniem. Problemy jednej fangirl są problemami wszystkich, więc nie da się ukryć, że znamy ból towarzyszący nie tylko czekaniu na rozstrzygnięcie cliffhangera w przypadku oglądania zgodnie z zamysłem twórców podczas sezonu, ale i gdy skończymy maraton i więcej nie ma… Zło.

Potem planowaliśmy zostać na wykładzie poświęconym kawie w serialach, jednak był to jeden z (nielicznych) przypadków, kiedy prelegent nie dotarł, więc po 20 minutach oczekiwania przenieśliśmy się piętro niżej, posłuchać o przedstawieniu fandomów w naszych ulubionych produkcjach. Zdążyliśmy się załapać na Sherlocka i Supernaturala, więc nie wyszło źle, choć nie lubię wbijać się na salę komuś w połowie prelekcji. Przycupnęliśmy sobie z tyłu i posłuchaliśmy opowieści Joanny Milanowskiej o tym, co Moffat zrobił fandomowi w The Empty Hearse i jak wiele tego, co pojawiło się na ekranie, było przedmiotem rozważań fanów w rzeczywistości. Potem oczywiście mowa była o Becky Rosen, konwencie supernaturalowym i shipperkach. Słuchało się bardzo przyjemnie, choć krótko – również z naszej winy. Prowadząca przyznała się potem, że było to jej pierwsze wystąpienie, więc chciałabym jej ponownie pogratulować – trema jej nie zjadła! Oby tak dalej!

Zostałam już w tej sali na najbliższe trzy godziny, bardzo kameralne, jak się okazało. Postanowiłam pozwolić zrobić sobie krzywdę, a mianowicie posłuchać Aeth opowiadającej o najnowszych i niedawnych propozycjach stacji SyFy. Moja lista rzeczy, które chcę obejrzeć, niebezpiecznie się wydłużyła! Potem pałeczkę przejął Simon, przybliżający publice fenomen Robina z Sherwood. Prelekcja zamieniła się w festiwal wspomnień (dla mnie również z tego powodu, że byliśmy z prowadzącym w Nottingham na wymianie szkolnej równo 20 lat temu), ponieważ każdy, kto przyszedł, kochał ten serial w dzieciństwie. Bardzo mile spędzona godzina, uwielbiam takie punkty programu! Najbardziej żałuję, że nie dane mi było zostać na całej prelekcji Sejiego, przeglądowi starych seriali (i to naprawdę starych!). Znowu okazało się być to przyjemną wyprawą w przeszłość, bo Seji nie tylko mówił o takich klasykach jak The Outer Limits, Star Trek czy BSG, ale także o takich fenomenach jak Drużyna A czy Tajemnicze złote miasta. Niestety, musiałam uciekać na swoją prelekcję, ale Chomik mówi, że o B5 oraz Firefly też było… I nie tylko!


Prelekcja o Robinie była przecudowną nostalgiczną wyprawą w przeszłość.

Tymczasem poszłam zamykać konwent prelekcją o tym, jak zostać łowcą, czyli zwariowanym przeglądem najważniejszych rzeczy w życiu każdego, kto chce poświęcić się walce z nienazwanym. Była to akurat powtórka prelekcji pyrkonowej, ponieważ kiedy zostałam poproszona o przygotowanie jeszcze jednego punktu programu, nie miałam już czasu na nic, jednak chyba nikt z obecnych nie był w Poznaniu, mam wrażenie, że bawili się równie dobrze jak ja. Trochę dziwnie czułam się, proponując takie zupełnie fanowskie punkty programu na Serialkonie, którego siłą jest wręcz akademickie podejście do tematu, a prelegenci nierzadko mają odpowiednie skróty przed nazwiskiem, ale patrząc na frekwencję – chyba jest na to zapotrzebowanie :) Pozdrawiam również serdecznie członków cathiowego fandomu – chyba czas na koszulki! :)

Z małą reprezentacją Fandomu ;)
Zdjęcie: Monika Kujawa.

Zakończyliśmy konwent tak samo jak w poprzedni dzień – posiedzeniem w bardzo sympatycznej włoskiej knajpce i poczuliśmy, jak dopada nas con blues. Jeszcze tylko pogaduszki po spakowaniu się i trzeba było powoli kończyć znakomity weekend…

Serialkon się rozrósł i bardzo mnie to cieszy. Jest to, póki co, jedyny znany mi konwent, na którym znajdzie się miejsce i dla seriali bardzo popularnych, jak i dla tych, które żyją już tylko w pamięci starszych fanów i czasami na paśmie powtórkowym. Organizacja na piątkę z plusem, nie mogę sobie przypomnieć żadnej wpadki i bardzo się cieszę, bo świadczy to o poważnym podejściu orgów do tematu i daje nadzieję na jeszcze lepszą przyszłoroczną edycję! Już się nie mogę doczekać!

Co: Serialkon
Organizator: Krakowskie Smoki i Pulpozaur.pl
Kiedy: 21-22 listopada 2015
Gdzie: Kraków


wtorek, 24 listopada 2015

Morderczy króliczek

I nie, nie będziemy dzisiaj pisać o Monthy Pythonie i Świętym Graalu tudzież o lękach demonicy zemsty, Anyanke. Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, piszemy o Supernaturalu. Przepraszam tylko za opóźnienie i za to, że recenzja będzie raczej krótsza niż dłuższa, ale po pierwsze – Serialkon, po drugie – niebo spada mi na głowę obecnie jakby w mniejszej objętości, ale nadal jest dosyć ciężko. Przy okazji obiecuję relację z tego pierwszego, ale to jeszcze przynajmniej tak z tydzień.

Klasyczny motyw z horroru. Jak ładnie to zrobiono!

Do rzeczy jednak! To był dobry odcinek, taki w starym stylu. Jak to jest, że potwory tygodnia wychodzą po prostu rewelacyjnie, nawet jeśli sprawa wydaje się prosta jak metr sznurka w kieszeni? Naprawdę byłabym za tym, że jeśli dojdzie do kolejnego sezonu, powinien składać się właśnie z takich pojedynczych spraw. Choć przyznam, podoba mi się to, jak od niedawna ładnie zaczęło się to przeplatać i nawet w takim odcinku są nawiązania do głównego motywu sezonu.


No to kto by drzwi zamykał... Heh...

Sam przyznał się do wizji Klatki, jednak nadal nie zostało rozstrzygnięte, kto i w jakim celu zsyła wizje. Trochę popieram tu Deana, Bóg ostatnio nie był specjalnie zainteresowany pomaganiem chłopcom, chociaż nie zapominajmy o jednym – uratował ich z klasztoru, w którym Sammy uwolnił Lucyfera. Interweniował. Może więc jego interwencją będą wizje? Choć niezmiennie obstawiam Lucka.

Wielce ucieszyłam się na widok szeryf Hanscum. Donna szaleńczo mi się spodobała już w odcinku z pishtaco, Hibbing 911 było tylko dopełnieniem. Liczyłam po cichu na jej powrót, choć przyznam, że raczej wolałabym go zobaczyć w spin-offie razem z Jody Mills. Lubię ją, choć nie da się ukryć, że jest nieco schematyczna i przerysowana, zwłaszcza jeśli chodzi o sprawy damsko-męskie. Ale jestem w stanie to zrozumieć, po małżeństwie z tym palantem Dougiem. Donna jest taka, jaki gliniarz wmieszany w to wszystko okazjonalnie być powinien, przy okazji wrażliwa i tak naprawdę wierząca w to dobro. Walczy też o utrzymanie pozycji w męskim świecie i robi to z wdziękiem słonia w składzie porcelany, ale właśnie to mi się podoba – jest jej tak daleko od ideału! Liczę na to, że będzie się jej powodziło razem z zastępcą, a następnym razem, kiedy o niej usłyszymy, po prostu zadzwoni do Winchesterów o pomoc, a nie przeczytają o jej zejściu w podejrzanych okolicznościach przyrody.



Lubię, jak Dean traktuje Donnę. On ją naprawdę lubi, Sam po prostu jej pobłaża...

Sprawa była ciekawa. Przyznam, że kiedy zobaczyłam w zapowiedziach pluszowy łebek króliczka, oczka zrobiły mi się jak spodki i zaczęłam się zastanawiać, czy nie będzie to kolejny prześmiewczy odcinek w stylu Wishful Thinking. Jednak wszystko było dużo bardziej skomplikowane i sprawiło, że po raz kolejny zawzięcie kibicowałam duchowi, chłopcom życząc poślizgnięcia się w kluczowym momencie. Ciężko wprawdzie rozstrzygnąć, czy Chester Johnson rzeczywiście molestował dzieci, jednak to, co mu się przydarzyło, ciężko nazwać sprawiedliwością. Biedny facet, naprawdę. Lubię ten motyw, powracający tak często w Supernaturalu. Nic nie jest czarno-białe, zwłaszcza w świecie duchów.


I znowu odrobinę klasyki, tym razem w postaci kręgu soli. Yes!

Oczywiście, zajęcie Chestera dało pretekst do serii naprawdę niezłych tekstów (Sam rzucający odniesienie do królika Rogera i Dean nieco oburzony, że tym razem to nie on starał się być zabawny bardzo mi się spodobali) i nieśmiertelnego motywu – Sam vs. klauni. Scena w windzie dorównuje innej mojej ukochanej – Jim Sterling z Leverage i finał drugiego sezonu się kłania. To się chyba nigdy nie zestarzeje! I dobrze!


Sam Spam. Ładne ma te włosy w tym sezonu!

Niebył to milowy krok w historii SPNa, ale oglądało się tak bardzo dobrze, że z niecierpliwością czekam na następną odsłonę. A to już naprawdę dużo!

Supernatural 11x07 Plush, scen. E. Charmelo I N. Snyder, reż. T. Andrew, wyst. J. Padalecki, J. Ackles, B. Buckmaster, B. Taylor i inni.


wtorek, 17 listopada 2015

Cathia na Serialkonie!

Jak każe nowa świecka tradycja, jak i w ubiegłym roku, tak i w tym pojawię się na Serialkonie w Krakowie! Tegoroczna edycja jest już dwudniowa, spodziewać się zatem możemy wielu naprawdę świetnych prelekcji, a patrząc na program, żałuję, że nie mogę sobie wynająć na godziny Gabrysia, by podróżować w czasie (między innymi... *gwiżdże, patrząc w sufit*).

Oczywiście, jako człowiek ciężko uzależniony od robienia prelekcji, nie mogłam się powstrzymać od zgłoszenia tego i owego. W efekcie będziecie mieli okazję posłuchać trzech moich wystąpień, biorę też udział w dwóch panelach.

Rozpiska.

Sobota
12:00-12:50 "Supernaturalowy flirt z popkulturą"
sala B WBP

15:00-15:50 "Serialowi geniusze" - panel
sala panelowa I p.

16:00-16;50 "Space opera - wczoraj i dziś" - panel
sala panelowa I p.

18:00-18:50 "Battlestar Galactica - kiedyś i dziś"
sala C WBP

Niedziela
16:00-16:50 "Jak zostać łowcą i zakasować braci Winchesterów"
sala B WBP

To co, zobaczymy się? :) Trzeba przecież zrobić kolejne zdjęcie Supernaturalowej Rodziny!




sobota, 14 listopada 2015

Boskie rodzeństwo

No proszę proszę. Nie nastawiałam się specjalnie na ten odcinek, jako że zaczynam już cierpieć na zaawansowaną niechęć do głównego wątku, a jednak! Jeśli tak ma już być, jestem za! Nareszcie zaczynają coś wnosić!

Przy okazji The Executioner’s Song zachwycałam się tym, że nareszcie wszystkie postaci działają. Nie inaczej jest i tutaj. Nie tylko Winchesterowie robią coś, co ma mniejszy lub większy sens, ale Castiel nareszcie zachowuje się jak na Anioła Pana (nawet złamanego) przystało, a i Crowley gdzieś tam coś próbuje, choć akurat na ten temat będę rantować i to bardzo. Ale nie tylko. Mitologia serialowa przyspiesza i w dodatku daje nam coś na tym etapie nieźle zaskakującego.

Prześliczna ta scena była, a w komplecie z piosenką... Ojej, jak mi dobrze.

Jak inaczej można bowiem określić ujawnienie, kim tak naprawdę jest Ciemność? Mamy tutaj piękne nawiązanie do wszystkich boskich rodzeństw, uzupełniających się wzajemnie, Ying i Yang. Jednocześnie podziękowaliśmy Bogu biblijnemu, nawet jego wersji starotestamentowej, bo – jak to ujął Metatron – stworzenie świata to nie była po prostu magia, strzelenie palcami – to wymagało wielkiej zdrady i wielkiej ofiary – poświęcenia tego, co znał i (zapewne) kochał, jego siostry. Tak, Amara okazuje się siostrą Boga i przyznam, że to jest naprawdę wielki krok w SPNowej mitologii. Oczywiście, wiedzieliśmy, że SPNowy Bóg będzie inny, w końcu znudził się tą całą zabawą i postanowił rzucić wszystkim w cholerę, jednak ten krok scenarzystów ma konsekwencje. Jeśli Bóg miał siostrę, dlaczego nie zaszaleć ogólnie politeistycznie i nie zastanowić się, skąd się wzięli. Jasne, mogli wynurzyć się z pierwotnej zupy Chaosu, mogli zamordować swoich rodziców, mogli… No w sumie dużo mogli. I tu wchodzi Cathia pamiętająca, że Śmierć mówił, że jest starszy od Boga, że był tam wcześniej… Czyżby Śmierć również był bóstwem na miarę Boga? Przypominam, Dean wsadził mu kosę pod żebro. To sprawia, że mitologia się rozrasta, ale… Każdego Boga i Boginię da się zabić. Co będzie z Amarą? Bo wiemy, że będzie.

Pokój motelowy rodem z "Changing Channels".


Odrobina klasyki. W ogóle jakoś tak już stęskniłam się za Diabelską Pułapką.

Pytanie, jaki jest jej plan. Wspomina o rozstrzygnięciu starej kłótni… Czy będzie to zemsta na bracie? A co mogłoby go dotknąć bardziej niż zniszczenie tego, dla czego się tak poświęcił? Zniszczenie Stworzenia? Jeśli takie są plany Amary, Winchesterowie, przy wszystkim, czym są, będą po prostu w ciemnej d… Tu potrzebny jest naprawdę bardzo potężny sprzymierzeniec. … Sprzymierzeniec albo Dean Winchester w całym swoim uroku. Nawet będąc Sam!Girl, nie ukrywam, że Dean jest przystojnym kawałkiem mężczyzny, a Amara patrzy na niego przychylnym okiem nie tylko jako nastolatka, której hormony wymknęły się spod kontroli. Nie da się zaprzeczyć – Dean Winchester to bardzo udany reprezentant Stworzenia. Pytanie tylko, co i po co. Co zabolałoby Boga bardziej? Zniszczenie jego świata czy jego przejęcie? Czarna zaraza Amary miała przejmować ludzi, jednak do teraz nie ma o tym najmniejszej wzmianki, dziewczątko przerzuciło się na duszną dietę. Chyba że moja teoria ma pewne podstawy i czarny dym również je powoli przeżuwał. Kolejną zagadką jest to, dlaczego Boskie stworzenia mają praktycznie w system religijny wpisane zapobieganie zakażenia Ciemnością – oczyszczenie… Czyżby jednak mamy uzupełnienie i Eve pochodzącą od Amary? O mamo, jedna odpowiedź i tyle pytań.

Nie ma się co jednak spodziewać po naszej zbuntowanej nastolatce jakichkolwiek odpowiedzi, bo ona ich po prostu nie posiada. Zastanawiam się, czy jest po prostu wcieleniem, do której ta Ciemność przemawia (jak w tej cudownej lustrzanej scenie) czy samą Ciemnością, której pamięć zostanie odblokowana po osiągnięciu jakiegośtam poziomu. Oby ten poziom osiągnęła jak najszybciej, to w wersji nastoletniej jest nie do zniesienia… (pracowałam w gimnazjum dla trudnej młodzieży, mam alergię na takie panienki)


Doskonały montaż... 

Sam tymczasem sprawia wrażenie, jakby chciał się udać do źródeł, ale wiemy, że w zapiskach Ludzi Pisma, to on sobie może… (poważnie, jeśli tam się coś znajdzie na temat Ciemności, strzelę focha i będę mamrotać coś o pójściu scenarzystów na kosmiczną wręcz łatwiznę) Szczęśliwie, jest Coś/Ktoś, kto mu zsyła wizje rozwiązania… A tą wizją jest Klatka!!! Po raz pierwszy w serialu pojawia nam się Klatka i wygląda naprawdę zacnie, choć przyznam, że myślałam, że jest niejako większa. Ale to Piekło, więc zagina czasoprzestrzeń… I tego się będę przyznać. Przyznam jednak, że zastanawiam się nad wydźwiękiem tej wizji – bo istnieją dwie wersje jej rozumienia. Jedna – ta, którą fandom się ekscytuje od początku tego sezonu – mówiąca, że Lucyfer i Michał chcą się wydostać, ponieważ wiedzą, co wyrwało się na wolność. W kontekście rewelacji z tego odcinka przy okazji się zaczęłam zastanawiać, kiedy anioły właściwie zostały stworzone (niech żyje klasyczna dysputa)… Bo jeśli Lucyfer miał Znamię Ciemności, Znamię Kainowe, to jak zdołał się z nią porozumieć po tym, jak została uwięziona? Po Stworzeniu? Jedyne logiczne rozwiązanie mówi, że stało się to przed i to całkowicie zmienia nam mitologię. Zatem Lucek może chcieć się wydostać, by wesprzeć swą ulubioną panią… to jest ciekawa opcja. Druga, równie interesująca, zakłada, że Amara może zostać uwięziona właśnie w Klatce w Piekle. Niestety, zbliżenie na paluszki wystające z Klatki raczej nie pokazuje, czy są to paluszki damskie czy męskie. O mamo, tyle rozkminy! Jak ja to kocham!!!



Klatka jest boska... a pod pewnym kątem wygląda jak TARDIS.

Kocham też chłopców wkraczających do akcji, guns blazing etc. Bardzo to wszystko ładne było, choć irytuje mnie niemożebnie to, że znowu wracają do ukrywania rzeczy przed sobą, jakby ich to nigdy nie kopnęło dotychczas w zadek. Nie mogę się też oprzeć wrażeniu, że Sam dostał w czerep o ten jeden raz za dużo, bo zaczyna naprawdę przeginać… Zakuwanie demonów w kajdanki? Naprawdę? *walę głową w ścianę, może zrozumiem wtedy tę logikę* Rozumiem egzorcyzm… ale walka na śmierć i życie, bo wszak demony się raczej nie pieszczą, a on… kajdanki???

Nie wierzę, że to piszę, ale niesamowicie spodobał mi się w tym odcinku wątek Casa. Nareszcie pokazano, co go tak naprawdę trzyma w Bunkrze, pokazano, że i on w końcu może mieć dość. Jednak… to Castiel, a on zawsze ruszy do walki, podobnie jak bracia. Moment, w którym znalazł Metatrona, moment, w którym skopał mu tyłek, moment, w którym był sprytniejszy od Skryby Pana… Ja wiem, że to nie ten Castiel, który wywarł na mnie takie wrażenie, ale teraz przynajmniej było blisko. Jakby jeszcze przestał mieć minę szczeniaczka, byłabym szczęśliwa.

Ładne ujęcie. I ten uśmiech!!!

Metatron mnie zaskoczył. Znaczy, ja wiem, on zawsze był tchórzliwą gnidą, ale spodziewałam się, że z jego sprytem i inteligencją, już dawno zdołał się ustawić. A jednak… Jednak musiał kraść, oszukiwać, by zarobić choćby na zapluskwione łóżko i kamerę… I ma świadomość tego, jak niskie, jak kiepskie jest jego życie. Bo jakaś część mnie zakłada, że on nie tylko próbował omotać Castiela, kiedy mówił o kiepskiej doli człowieka. Metatron nie potrafi się dostosować. Jasne, próbuje robić to, co mu się podoba najbardziej – zbierać historie, ale to już bardzo inny punkt siedzenia i widzenia. Bardzo ładny kierunek rozwoju tej postaci.

Kolejne doskonałe ujęcie. Zwłaszcza z tym krzyżem, choć w sumie w SPNie Chrystusa brak.

No i dochodzimy do nieuniknionego ranta. Jednak zanim zacznę, kwestia Piekła. Wreszcie wiadomo, gdzie podziewa się ostatnimi czasy Dwór Piekielny i jest to tak bardzo w stylu Crowleya, że aż mi się pysk śmieje na samą myśl. Ciekawi mnie jednak, czy nie ma tam jakiegoś zakrzywienia czasoprzestrzeni, bo nie widzę możliwości przerobienia tych wszystkich korytarzy na te kolumny, witraże i inne takie… Przynajmniej wiadomo jednak, dlaczego sala tronowa wygląda miejscami jak kanciapa ciecia w piwnicy… pewnie nią była. Seriously? Crowley?



No nie da się jednak ukryć, że Crowley to już w tej odsłonie zaledwie cień postaci z poprzednich sezonów (zwłaszcza początkowych) i jeśli demony się nie zbuntują, to się potężnie zdziwię. Przede wszystkim dlatego, że przy takiej zeżeralności tych zwichrowanych dusz, jaką zaprezentowała Amara (a wygląda to przynajmniej na pierwszy rzut oka dosyć groźnie), co stało się z jego mocą? Przypominam, moce Crowleya uległy znacznemu wzmocnieniu po tym jak stał się Królem Piekła, a w sezonie szóstym zostało bardzo jasno stwierdzone, że dusze stanowią źródło potęgi. Więc? Plus, połowa Dworu zeżarta, a połowa miała doskonałą świadomość tego, że Crowley obecnie zajmuje się jakimś groźnym stworzeniem, które koniec końców mu zwiało. Myślę, że miał chłopak chociaż trochę myśli samozachowawczych i nie pokazywał się innym po tym, jak mu Amara spuściła zdrowe manto, ale Piekło wydaje się wysoce plotkogennym miejscem. Więc…? 

Informacyjnie dla scenarzystów: Crowley zachowujący się jak tatuś nie jest zabawny. Nie jest podniecający. Jest żałosny. Tak, ewidentnie nie mam "daddy kinka".

Przewrót czuję nieomal nosem, jeśli go nie będzie, demony zasługują na wszystko, co się im przydarza. Nie podoba mi się ten Crowley, w rozmowie z kimś odsłaniający karty, robiący wszystko to, co robili dotychczas wrogowie Winchesterów, chełpiący się i wygłaszający mowy zanim ich pozabija. Coś gdzieś poszło źle. Bardzo źle. Co mnie wybitnie irytuje, to fakt, że w The Prisoner mieliśmy tę badassową przemowę, zapowiadającą, co to Crowley obecnie nie będzie robił, bo JEST potworem. Niestety, nie zachowuje się jak potwór. Twierdzi, że nie jest potworem. Zachowuje się jak mały głupawy tyran, w dodatku wybitnie krótkowzroczny. Zacytuję siebie z poprzedniego sezonu: mam nadzieję, że to część Planu przez duże P, bo nie śmieszy mnie Król Piekła podczytujący podręczniki dla rodziców nastolatek.


Te spojrzenia!


Jednak poza tym jednym (olbrzymim dla mnie) problemem, jest dobrze. Jest nawet bardzo dobrze. Oby to wszystko leciało w tym kierunku, a naprawdę uwierzę, że 11 sezon będzie niezły!

I tak, zupełnie mnie rozwaliło to, że Dean ma na komórce nagranego Crowleya.


Supernatural 11x06 Our Little World, scen. R. Berens, reż. J. F. Showalter, wyst. J. Padalecki, J. Ackles, M. Collins, M. Sheppard i inni.


czwartek, 5 listopada 2015

Miłe zaskoczenie

Ok… Ten odcinek mnie naprawdę zaskoczył. Sądząc po tytule, zajawce i początku, myślałam, że będzie to MOTW. Jednak w pewnym momencie… Wow. Nie sądziłam, że można zrobić taki myk, i to w 11 sezonie. Czyżby pierwszy odcinek w jakiś sposób dotyczący głównego wątku, który mi się bezdyskusyjnie podoba?


Początek wydawał się dosyć sztampowy – Lizzie Borden, nawiedzony dom, para szukająca dodatkowych doznań… Btw, takie B&B naprawdę istnieje, znalazłam je w zeszłym roku, robiąc research do prelekcji o nawiedzonych miejscach! Wprawdzie w pewnym momencie coś mi się przestało zgadzać, bo przecież gdzie owo sławetne zimno, które zawsze towarzyszyło pojawieniu się duchów, ale… kto powiedział, że zawsze ma być tak samo?

Jako zagadka, polowanie na ducha Lizzie nie byłoby specjalnym wyzwaniem – wiemy, kto, wiemy, gdzie spoczywa, ewentualne upolowanie czegoś, czego duch się trzymał, też zapewne nie byłoby specjalnie trudne, więc tak naprawdę zaczęłam się zastanawiać, co tu się dzieje. Kiedy Sam odkrył generator pola (o matko, to brzmi, jakbym pisała recenzję do Star Wars!), a Dean system nagłaśniający w ścianach, sprawa zaczęła się komplikować. Przyznaję, spodziewałam się, że zrobił to kamerdyner – w tym przypadku dziwny pan recepcjonista, ale sytuacja zaczęła się zmieniać z minuty na minutę.


A właściwie to kamerdyner czai się w tle. Recepcjonista nie musi zabijać...

Wprawdzie w zajawce sugerowano tematykę Ciemności, sądziłam jednak, że może stanie się tak, jak w przypadku Eve – jej pojawienie się powoduje dosyć nieoczekiwane efekty u sił Zła. Wiemy już, że jak w Sezonie 6, potwory się mobilizują, choć może niekoniecznie do wspierania tego, co nadciąga. Siurpryza była spora. Amara wymknęła się spod kontroli Króla Piekieł (co właściwie zaskoczeniem nie jest, jeśli się pomyśli o tym, jak potężna ta nasza Ciemność być powinna) i szlaja się po Stanach, starając się nadrobić braki w diecie. Jeśli odwiedza wszystkie miejsca, skażone w jakiś sposób przez zbrodnię, to chłopaki mogą mieć nieco ułatwione zadanie, jednak podejrzewam, że jednocześnie miejsc takich może być w Stanach skolko ugodno. Chyba, że chodzi o zbrodnię w wykonaniu psychopatycznych seryjnych morderców, a wtedy Sammy będzie miał okazję się wykazać ;)



Chłopaki z klasycznym wyposażeniem... Łezka się w oku kręci....


Właśnie, doszliśmy w tym odcinku do możliwości Amary – wiedzieliśmy nie od dzisiaj o wysysaniu dusz, jednak czym był ów „haj”, którego ewidentnie doświadczyła Sidney… Ciemność uczy się ludzkiej biologii? Jest w stanie wpłynąć na umysły czy na biochemię organizmu? I dlaczego, skoro jej umiejętności wzrastają, ogranicza się do sytuacji jeden na jeden? Bardzo mnie to interesuje. Ciekawa jestem też tego, czy uczucie opisane przez Lena – jakby w środku rosło mu coś bardzo mrocznego, jest wrażeniem po utracie duszy, czy to właśnie przejęcie kontroli przez Ciemność. Nie mieliśmy efektu czarnych żył, chłopakowi została umiejętność logicznego myślenia, więc pewnie dusza, ale jest to całkiem niezły trop dla przyszłych odcinków…


Kurczę, jak to wcielenie Amary automatycznie działa na instynkta opiekuńcze wszystkich!

Len… O mamo, jaka to dobra postać! Nerd i fascynat, nagle postawiony w sytuacji, w której wszystko w nim krzyczy, że to złe! Zamiast dać się ponieść fali gniewu, jak przydarzyło się to (nie bez powodu) Sidney, on walczy. Potrafi zaakceptować, co się dzieje, potrafi racjonalnie ocenić sytuację. Przyznam, że dosyć rzadko mi się zdarza naprawdę współczuć różnym ofiarom w naszym serialu, ale niniejszym Lenn dołącza do Madison, za którą serce mi płacze od lat. Mam szczerą nadzieję, że nie zostanie skazany na krzesło elektryczne. Przy okazji, jego postać pokazała, kim powinien właściwie stać się Bezduszny Sam, choć jego od początku zwerbowano do zupełnie innych czynności. Ale serio, widzę Sama z pierwszych sezonów właśnie jako takiego Lena!


Fajne były te ich rozmowy...

Podobała mi się bardzo relacja chłopaków w tym odcinku. Są przede wszystkim partnerami, wiedzą, na co drugiego stać – jak choćby w przypadku Deana, czekającego tylko, kiedy Sam wyswobodzi się z więzów (swoją drogą, brat mógłby mu udzielić korepetycji czy cuś… ). Jedyny zgrzyt, który się gdzieś tam pojawił, to określenie „new rules” w odniesieniu do ratowania ludzi, nie dziabania ich nożem Ruby czy też anielskim ostrzem. Komuś się chyba zapomniało, co od początku serialu było jego hasłem.

A na zakończenie spłoszony łoś. Znaczy w tym sezonie też będę miała dużo materiału na tapety :)

Ogólnie, ładny i zaskakujący odcinek. Chłopcy walczą, Ciemność nie czai się w kącie, a stwarza całkiem sensowne i realne zagrożenie, dodatkowo Cas ogląda seriale i nie ma czasu antenowego. Idealnie.

Supernatural 11x05 Thin Lizzie, scen. N. Won, reż. R. E. Green, wyst. J. Padalecki, J. Ackles, J. Gertner, Y. Ball i inni.