środa, 16 września 2015

Tak tylko informacyjnie i po prośbie

Wyjeżdżam sobie za kilka dni, zarabiać na chlebek i konwenty, w związku z tym raczej mnie tutaj przez dwa tygodnie (a może i dłużej) nie będzie. Pocieszam się tylko tym, że jeśli będę miała chwilę czasu (naiwna!), poczytam sobie pozycje do swoich prelekcji. Zgłosiłam bowiem 5 prelek na Falkon, a przed chwilą wysłałam dwie propozycje na Serialkon, będę miała zatem co robić, jak wrócę z wojaży...

A w związku z jedną z tych prelek mam do Was gorącą prośbę. Wypiszcie w komentarzach, proszę, Wasze ulubione supernaturalowe sceny. Nie ograniczajcie się! Dziękuję z góry :) A w ramach podziękowania chłopcy z wianuszkami (wzięci stąd).


niedziela, 13 września 2015

10 latek!!!

Chciałam tylko powiedzieć, że 10 lat temu pewien przystojny facet, wtedy jeszcze z piegami, włamał się do mieszkania swojego brata i powiedział mu: "Dad's on the hunting trip and he hasn't been home a few days." 

10 lat później nadal są w drodze...

Absolutnie uroczy fanart. Autora znajdziecie tutaj. 

czwartek, 10 września 2015

"Who you gonna call? Ghostbusters!"

No dobrze, to mamy trailer 11 sezonu. Nie powiem, wygląda to całkiem zacnie, aż zaczęłam żałować, że pierwszy odcinek najprawdopodobniej obejrzę wraz z drugim, bo jestem w trasie. Pieniążki na konwenty same się nie zarobią, więc będę musiała unikać Internetów, bo zapewne czekać na mnie będą bardzo liczne spoilery.


Ale do rzeczy.

Ładne to logo, ale jakoś tak średnio oryginalne.

Nie może być na świecie tak, by żaden z Winchesterów nie miał guilt tripa. Dotychczas największym było chyba rozpoczęcie Apokalipsy, no ale że w sezonie 11 sięgamy do czasów poprzedzających biblijne, teraz chyba Sam pobije wszelkie rekordy. Przy okazji jest i odpowiedź dla malkontentów, co to zakładają, że po Apokalipsie to już nie może być gorzej – jest Ciemność, wyciągnięta przez nas z odwłoka! Ha! Jak widać, Sammy’emu zapomniało się już, że Bóg ma wszystko w nosie i jest gdzieś, lecz niewiadomo gdzie. Jak pszczółka Maja. Jednak nic nie poradzę na to, że lubię modlitwy w wykonaniu Winchesterów, bo to takie ładne sceny i przy okazji przypomnienie, że każdy potrzebuje tej opiekuńczej ręki. A pewnie Samowi będzie potrzebna, bo nie podoba mi się ten montaż pod sam koniec trailera – kto mu, na bogów, robi taką krzywdę? To wyglądało trochę jak Piekło w okolicach sezonu trzeciego.


Pamiętajcie, dzieci, jak nie będziecie chodzić do kościółka co niedziela, czeka Was piekło.
W doborowym towarzystwie.

Dean jest ewidentnie w trybie walki i nie wygląda, jakby obchodziło go cokolwiek innego. No, może poza Castielem, który najwyraźniej faktycznie nadal jest pod wpływem zaklęcia rzuconego przez Rowenę (no i wychodzi na to, że Eve też była agentką Ciemności, skoro była w stanie unieszkodliwić anioła, jak już wcześniej zakładałam). Podejrzewam, że ustrojstwo na jego szlachetnej czaszce będzie służyło do tego, by przestawić mu ustawienia, bo wątpię, by znowu znalazł się ktoś, kto chce mu zrobić kuku za Metatrona.


No i ciekawa jestem, jak w takim razie Crowley mu się wywinął, skoro zdecydowanie strzała w paszczękę zaliczył aż się z ziemią spotkał. Jak widać, wywinął i nadal ma się całkiem nieźle, choć jak zobaczyłam strój, w jakim mu przyszło obecnie występować, to się zaplułam, a następnie spojrzałam tęsknie na półkę z pierwszym sezonem, kiedy to bracia przebierali się równie namiętnie. Jak tak dalej pójdzie, rozwinę u siebie fetysz. Tyle że do tego potrzebny jest głos Marka Shepparda. Acz do rzeczy. Crowleyowy tekst „The Darkness… Terrible name, by the way” sugeruje, że Król Piekieł albo na ten temat coś już wiedział, albo teraz zbiera informacje. Tak czy siak, widzę nadciągającą współpracę, która nie jest zła sama z siebie, ale ja proszę o to, by Crowley w końcu dążył do tego, by ich wszystkich wykiwać, oczywiście, na swą korzyść. To nie jest mój kiepski fan fik, to serial, choć w sumie zgadzam się czasami z Marie.



W moim fanfiku miałoby to zapewne uzasadnienie... Giniesz i odradzasz się jako gąsienica... albo ksiądz... Tak, wiem, że na pierwszym zdjęciu Crowley nie zginął... ale jak się zrobi screenshota, to tak to wygląda.

Przez cały trailer przewijają się obrazy ukazujące ludzi martwych tudzież szalonych (przynajmniej ja to tak odczytuję), więc zastanawiam się, czy będzie to miało coś wspólnego z Ciemnością czy raczej ze śmiercią Śmierci (to wcale nie brzmi idiotycznie). Co ciekawsze, niemal wszyscy „opętani” mają na ciele dziwne czarne smugi przypominające nieco lewiatany… Ma je też Sam. Zainfekowanie Ciemnością? Ciekawe…


No nie da się ukryć, że oni znowu mi to zrobili! Z jednej strony mam takie „Meeeeh”, a z drugiej domagam się odpowiedzi na wszystkie wątpliwości. Już! Zaraz! Zanim zadzwonię do Pogromców Duchów, a odbierze Dean Winchester…

Btw, pojawił się oficjalny plakat… Znowu miałam jasnowidzenie w poprzednim wpisie… Bogini, jaki on koszmarny…


sobota, 5 września 2015

Są już pierwsze informacje!

Natknęłam się ostatnio na zapowiedź sezonu 11, w kiepskiej dosyć jakości, niestety, więc screenów nie ma, ale jakbyście szukali, to jest tutaj. Jakby to powiedzieć, są wiadomości złe i dobre.

Jakby się ktoś zastanawiał, to jest oczywiście fanart (stąd), nie grafika oficjalna. Jak znam życie, oficjalny plakat będzie się kupy nie trzymał. 


To może od początku. Jak łatwo się domyślić, tematem przewodnim sezonu będzie zmaganie się chłopców z Ciemnością, zresztą, sezon zacznie się dokładnie tam, gdzie się skończył, podobnie jak było to w przypadku choćby piątki i siódemki. Ciemność to zagrożenie jeszcze sprzed czasów biblijnych, zarówno Niebo jak i Piekło są przerażone, nikt nic nie wie, choć jak się znam na polityce, to oczywiście Castiel wystąpi w charakterze OZI, bo przecież szeregowy anioł wie wszystko… Jeśli będzie coś wiedział na ten temat Crowley, to się pójdę pociąć bagietką, bo istnieją pewne limity co do informacji, które niezbyt stary przecież demon może zebrać. Rozumiem, Król Piekieł, ale może bez przesady… Wątpię siakoś, by Lucek źródła pisane na temat zagrożenia zostawił, lepiej, dzielił się nim z Liith, a potem Lilith podzieliła się z kochankiem… Ale o czym to ja? A, oczywiście pierwszy odcinek będzie nosił tytuł „Out of the Darkness, into…”, niestety, nie mogłam już dostrzec, w co się wpakują. Proponuję Angst.

Znaczy teoretycznie nie ma być zbyt wiele Angstu, ponieważ – tutaj fanfary – Carver i Singer twierdzą, że w tym sezonie wracamy do korzeni – chłopcy mają walczyć razem, stawiać czoła złu. Przepraszam, Złu, koniecznie przez duże Z. Dean zresztą wypowiada w którymś momencie słowa owe skrzydlate „We made a promise”, więc zastanawiam się, komu, czemu i dlaczego. Nowy przypadek gramatyczny.  Mam tylko szczerą nadzieję, że powrót do przeszłości będzie również oznaczał to, że nie będą mordować wszystkich jak leci, ale może tym razem pomyślą, choć o to trudno, co zresztą zarzucał Deanowi duch Meg w „Are you there, God? It’s me, Dean Winchester.”

Źródełko: Tumblr.

Jak już zdążyliście się zorientować, niestety, Crowley i Castiel zostają, a ja się zastanawiam, kogo Carver chciał uświadomić, kiedy oznajmił „Musimy tutaj wyjawić pewien spoiler, Crowley w jakiś sposób uniknął ciosu Castiela.” Spoiler, doprawdy? Nie znam jednej osoby, która by się na ten cliffhanger dała nabrać. No dobrze, znam, ale ona ma mózg karczocha. Zapowiada się, iż panowie będą dzielnie sekundować Winchesterom w ich Queście, więc Crowley będzie znowu występował w charakterze Deckarda Caina, ani chybi. Co do Castiela, podobnież pozbycie się zaklęcia, które nań rzuciła Rowena, ma trochę potrwać. I tutaj albo się załamię (mówimy o aniele i o wiedźmie, na bogów!), albo znowu stanie się to wszystko w pierwszym odcinku. Do stałych bohaterów dołączą w tym sezonie oczywiście Metatron i Rowena, a ruda ma grać bardzo istotną rolę. Dobijcie mnie.

Praktycznie w całym materiale Crowley pojawiał się z czerwonymi oczami. Tak, ja wiem, też przeżyłam "fangirl moment", ale potem już nie było tak cool. Oczywiście, może to również stanowić równowagę dla Castiela w trybie wścieklizny.

Głównemu wątkowi ma być poświęcone 6 lub 8 odcinków, reszta to oczywiście MOTW i zważywszy na ich jakość w poprzednim sezonie, specjalnie mnie to nie martwi, wręcz przeciwnie, jakoś wątpię, by główny wątek był w stanie mnie powalić na łopatki. Wiemy trochę o trzech odcinkach. Jeden ma być poświęcony Lizzie Borden, morderczyni z siekierą, o której zresztą mówiłam na zeszłorocznym Polconie przy okazji prelekcji o duchach. Będzie również odcinek poświęcony urojonemu przyjacielowi, tyle że w tym przypadku będzie to przeżycie Sama, nie kogoś innego jak to było w Playthings. Czwarty odcinek nosi roboczy tytuł „Baby” i będzie podobnież z punktu widzenia Impali… Już się boję, co oni tam wymyślą, naprawdę.  W pewnym momencie Jensen wspomniał też o jakiejś historii w stylu zombie i zastanawiam się, czy to będzie miało związek z zejściem Śmierci, czy po prostu będzie to jednostrzałowiec. Oby to pierwsze!!!

No i tyle na razie. Nic, czego się nie spodziewałam, czekam na odcinek z Impalą. I oby Crowley i Castiel pojawiali się jak najrzadziej… Nie wspominając już o Rowenie!

środa, 2 września 2015

Teraz bym tego nie napisała...

Wakacje 2011, Tumblr, rozpaczliwy apel o to, by wysyłać listy błagające o powrót Gabriela do serialu. What the hell, pomyślałam sobie, ale z drugiej strony, przecież to Supernatural, nikt nigdy nie umiera naprawdę – chyba że jest aniołem i widzieliśmy ślady skrzydeł na podłodze. Jak wiadomo, w przypadku Gabrysia tak się stało, nawet mam to ujęcie czasem na tapecie,  a kiedyś nim zakończyłyśmy z Anetą Jadowską prelekcję o Gabrielu i Lucyferze na Pyrkonie (i mało nas za to nie zlinczowano)… No ale… Było to zaraz po sezonie szóstym, kiedy to całkiem ładnie rozegrano kwestię domniemanego zejścia z tego pięknego świata niejakiego Crowleya, więc byłam bardzo optymistycznie nastawiona zarówno do pomysłów Sery Gamble, jak i ogólnego talentu scenarzystów. Napisałam zatem swoją epistołę (gdzieś ją chyba do dzisiaj mam na dysku… choć teraz już tylko przenośnym), odżałowałam kasę na znaczek i wysłałam hen, za ocean… Podobnie jak ja postąpiło dosyć sporo osób, głosy nasze nie zostały jednak nigdy wysłuchane.

Jak widać, jestem masochistką. I sadystką.

I dziękować bogom. Naprawdę, chwalić wszystko, co nadprzyrodzone, że Gabryś się w siódmym sezonie nie pojawił, bo pewnie zginąłby ponownie jak wszyscy inni.  A potem… A potem zrobiło się co najmniej ciekawie. Nie powiem, ja bardzo lubię sezon 8 i 9, jednak byliśmy (i niestety, jesteśmy) w sytuacji, w której scenarzyści zrobią wszystko, byleby tylko przypodobać się fanom. Fakt, czasami z tego wychodzi coś fajnego (Chuck w Fan Fiction), częściej jednak mam ochotę walić głową w ścianę… Tak było też z pewnym odcinkiem sezonu 9, zatytułowanym Meta Fiction. Pamiętacie, Castiel wbija do pokoju motelowego, samoczynnie uruchamia się telewizor (co, swoją ścieżką, zawsze jest stałym elementem moich koszmarów sennych), a na ekranie pojawia się kolejna odsłona Casa Erotica. Pamiętam, że podrapałam się wtedy po głowie i zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno… No i się okazało, że i owszem. Gabryś!!!

Swoją ścieżką, parę lat i panienka z filmiku przeszła z notatnika na tablet. Postęp, panie...

Radość moja nie znała granic, naprawdę. W końcu!!! Mój wrzask radości niemal dorównał temu z Mommy Dearest, siedziałam z bananem na twarzy. Do czasu. Do momentu, w którym nasz domniemany Gabriel radośnie oznajmił, że pojedynek z Luckiem to był zaledwie trik, przecież on by tak nie ryzykował, nawiał, ukrywał się, aż w końcu postanowił wystawić nos z ukrycia, bo Metatron go poszukuje… Ejże… To, co czyni Gabriela drugą moją ukochaną postacią serialu jest to, że to nie tylko dowcipniś i utracjusz, a czasami dupek pierwszej klasy, ale właśnie to, że w pewnej chwili był w stanie przeskoczyć swoje lęki, swoją radosną ucieczkę i stawił czoła Lucyferowi. Oczywiście, nie byłby sobą, gdyby nie był to w jakiś sposób podstęp. Oczywiście, był. Ale Gabriel dojrzał do tego, by rzeczywiście to zrobić. Czy była to kwestia argumentów Deana, czy raczej uczucia do Kali, czy może rzeczywista chęć uratowania ludzi, których archanioł zaczął doceniać, tego nigdy nie będziemy wiedzieć…  Nie da się jednak ukryć, że jego decyzja otarła się o to, czego w sezonach 1-5 było najwięcej: Wolną Wolę. Do dzisiaj nie mogę tej straty przeboleć, ale doceniam rozwój postaci, doceniam, jak to zostało zrobione.

"Lucifer, you're my brother and I love you. But you are a great bag of dicks."

I nagle, w jednej chwili, wszystko, w co wierzyłam, wszystko, co złamało mi serce kilka lat wcześniej, miałoby zostać przekreślone kilkoma zdaniami scenariusza, napisanego tak, a nie inaczej, bo fan service? Nie! Jasne, w pewnym momencie Gabe mówi, że nie chce już uciekać, że wreszcie chce komuś stawić czoła, ale nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że to tylko przepisywanie tamtego dialogu z Hammer of the Gods. A po co poprawiać coś, co już było dobre? Pozostało mi w głębi duszy mieć nadzieję, że to nie jest prawdziwe. I faktycznie, w momencie, kiedy się okazało, że Gabriel to tak naprawdę iluzja stworzona przez Metatrona, z piersi mej obfitej wydobyło się olbrzymie westchnienie ulgi.

Też miałam taką minę.

Nie mam nic przeciwko powrotowi postaci ukochanych przez fanów, naprawdę. Nawet jeśli ja ich nie lubię, jestem w stanie zrozumieć to, że inni przepadają, mogę sobie co najwyżej pomarudzić (zwłaszcza jeśli prowadzone są tak niekonsekwentnie, jak poprowadzono Charlie). Zmienianie jednak wydźwięku całych serii, zaprzeczanie rozwojowi tych postaci to jednak grzech niemalże śmiertelny, którego twórcom popełniać naprawdę nie wolno, a co właśnie robi ostatnio Carver i scenarzyści. Dlatego mam takie dziwne wrażenie, że teraz nie napisałabym tego listu… Ba, martwię się, że ktoś to kiedyś przeczytał i teraz powie „Hej, kiedyś chcieli powrotu Gabriela. Pobawiliśmy się tym motywem, ale może by go faktycznie przywrócić do życia…” i jest mi słabo.

Są rzeczy, których się nie robi. I niech tak już zostanie, skoro nie wie się, gdzie przebiega granica między pisaniem dobrego serialu, a ciągnięciem go na siłę ku uciesze fanów.

A na koniec przepiękny fanart autorstwa Euclase.