piątek, 8 marca 2019

Oczy uroczne i śmiech... czasami smutny...


Kto z nas nie chciał powrócić w okolice, gdzie czuliśmy się najlepiej, przeżywaliśmy cudowne przygody i za którymi w końcu najzwyczajniej w świecie się stęskniliśmy? Krótką wycieczkę w okolice Lichotki odbyliśmy w opowiadaniu Szaławiła, za które Marta Kisiel otrzymała Nagrodę Zajdla, ale to znowu tak mało, chcemy więcej, jak najwięcej! I doczekaliśmy się, za sprawą Oczu urocznych, kontynuacji… która wcale kontynuacją nie jest.

W Szaławile poznaliśmy Odę Kręciszewską, z natury postrzeloną wiłę, organizującą sobie na nowo życie w urocz(n)ym zakątku, stawiając dom z Allegro. Jednak w pewnych miejscach nikt nie pozostaje sam na długo i już wkrótce serce Ody zdobywa mała suczka Kuleczka, co raz zagląda do niej po sąsiedzku płanetnik Roch Kusy (zbieżność nazwisk zdecydowanie nieprzypadkowa), a w piwnicy otwiera się brama Piekieł… Wprawdzie wychodzi z niej zaledwie uroczy Bazylek, diablątko zgoła nieletnie, ale w ślad za nim kopytko wystawia jego tatuś, bydlę iście szatańskie. Szczęśliwie tatusiowi rogi przytrzeć się udało, więc cóż innego nam zostaje jak tylko wyczekiwać dalszego ciągu przygód dobrych i wywołujących uśmiech… W końcu Oda znalazła swoje miejsce, teraz dowiemy się, że zaczęła pracować w lokalnej przychodni…

A taka chała, moi drodzy! Ten, kto otwierając Oczy uroczne, spodziewa się lekkiej opowieści na kształt Dożywocia, ciężko się pomyli. Oczywiście, mamy do czynienia z prozą Marty, miejscami można wręcz wyć ze śmiechu, dławiąc się czymś, co aktualnie jemy i pijemy (niniejszym pozdrawiam pomarańczę, która zapałała nadmierną miłością do moich dróg oddechowych w sekundę po tym jak przeczytałam o sosnach mogących szpiegować dla Białej Czarownicy)! To także niezmiennie świat, gdzie spotkamy przeuroczych ludzi, takich choćby jak szef Ody, Krzyś (ciekawe, czy cudowne „Tak, Kssysiu” jest odwołaniem do mojej kochanej Montgomery?), zajadający stres spowodowany małymi dziećmi toną słodyczy. Pojawi się szalony nieco Michałko, bez specjalnej spiny najmujący się za goat-sittera, przyjmujący do wiadomości prawdziwą naturę Bazylka… Powinno być mnóstwo okazji do śmiechu.
Śliczna ta okładka, w pełni oddaje to, co czułam przy lekturze książki...

Ale nie jest. I nawet zbliżające się święta Bożego Narodzenia nie przywołują u naszych bohaterów tego standardowego świątecznego klimatu, tego nerwowego ganiania za prezentami, gotowania tony jedzenia (Bazylek pożerający 24 placki się nie liczy! poza tym to 17 mu zaszkodził!), światełek w każdym zakątku… Zresztą, jak zaopatrzyć się w światełka, skoro prądu nie ma? Są baterie, świece… i magiczny ogień, który należy zapalić, bo Boże Narodzenie może i jest radosne, ale zimowe przesilenie, najdłuższa noc roku i okres ją otaczający ciężko nazwać cudownym i nastrojowym. Bo przecież kiedy mamy do czynienia ze światem mar, wił, płanetników i istot nadnaturalnych, należy się spodziewać kompletnie innych tradycji. Dom zabezpieczyć należy w tradycyjny sposób, a pułapki zastawiać przy pomocy starego żelaza. Zimowe przesilenie przyciąga zło, a istoty i czary chroniące okolicę zniknęły razem z Lichotką…

Nie będą to zaledwie demony (zwłaszcza nie te częstowane świątecznym piernikiem przekładanym powidłami), bardziej przeraża to, co budzą one w sercach i umysłach ludzi. Jak wystarczy jedna iskra, by rozpętać pełne szaleństwo… I niestety, szaleństwo widziane przez nas wszystkich na co dzień, zwłaszcza jeśli czasami masochistycznie wczytujemy się w internetowe dyskusje. U Marty Kisiel to podszepty demona, wytwory skołatanego umysłu… Czytam, czytam i mam, niestety, świadomość, że te słabsze umysły w naszej, nazwijmy ją „prawdziwą”, rzeczywistości także łykają różne głupie pomysły jak żaba muchy. A to tylko jeden z wątków powieści… Innym jest samotność i tę samotność poszczególnych postaci bardzo się czuje. Bohaterowie popełniają błędy i czasem po prostu w nie brną, a my zadajemy sobie pytanie, czy zdołają sobie wyjaśnić, co takiego źle zrozumieli czy czego nie zdołali powiedzieć. Bo czasami naprawdę nie wystarczy lizaczek, by nagle wszystko stało się tęczowe i pachnące kwiatami.

Jakby mało było innych kłopotów, Oda musi odnaleźć siebie i swoją tożsamość. Tak naprawdę nie wie przecież, kim tak naprawdę jest, zarówno jeśli chodzi o świat rzeczywisty, jak i ten bardziej nadnaturalny. To nigdy nie są łatwe rzeczy, a jeśli jeszcze w okolicy plączą się demony, staje się prawie niemożliwe. I chociaż na końcu nie tylko Bazylek pozna mamuffię, to jednak książkę zamykałam nie do końca z lekkim sercem…

Nie mogę Oczu… nazwać tak po prostu przygnębiającymi, bo przecież uśmiechnęłam się niejeden raz. Uśmiechnęłam się na koniec z satysfakcją. Z radością patrzyłam na to, co zrobili wówczas bohaterowie. I tak, tego się spodziewałam. Ale zaskoczyło mnie, że po odłożeniu musiałam pomyśleć, musiałam znaleźć przyczynę, dla której nie jest mi tak „po prostu dobrze”, jak działo się w przypadku chociażby Dożywocia. Atmosfera Oczu to bardziej cykl wrocławski czy Siła niższa, uśmiejemy się, ale i pomyślimy, i zrobi nam się przykro. Zaczniemy też się obawiać o tych wszystkich, których już zdążymy polubić. Dobrze. O to wszak chodzi w literaturze - ma wzbudzać nawet te nieoczekiwane odczucia…

Marta Kisiel, Oczy uroczne, wyd. Uroboros, Warszawa 2019.

Dziękuję wydawnictwu za egzemplarz recenzencki!

Poznajcie Pchełkę, stojącą na straży dóbr od wydawnictwa. Tak, Magdę Kubasiewicz też będę czytać :)

6 komentarzy:

  1. Recenzja ładna,jak zwykle.Ja tak średnio lubię Szaławiłę,za dużo tam było problemów z mamusią,rozwiązanych jak na mój gust niezręcznie.Ale "Oczy" muszę przeczytać.Dzięki!

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Oczy" czyta się bardzo przyjemnie, gorąco polecam. Nie wiem, czy lubiłaś "Siłę niższą", przypomina ją klimatem.

      Usuń
  2. Może kiedyś sprawdzę tę autorkę. Ciekawa jestem Kubasiewicz, opis książki mnie zainteresował, ale nie wiem, czy to nie jest kolejna przereklamowana pozycja, jakich dużo.
    Ale Twój kot! CUDO! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kubasiewicz czytało się... ciekawie. Zresztą, wrzuciłam właśnie recenzję. Na pewno warto do niej zajrzeć.

      Koteł jest piękny, zwany od czasu do czasu Jej Futrzastością.

      Usuń
  3. "Szaławiła" mi się spodobała. "Dożywocie" jakby trochę mniej, być może dlatego, bo dużo w niej było...jak to nazwać...no chyba jak na mój gust, troszkę za dużo było wszystkiego. Z uwagi na "Szaławiłę" sięgnę kiedyś po następne przygody Ody.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To myślę, że spodobają Ci się przygody Ody :)

      Usuń